Recenzja gry Fate/Samurai Remnant - Wojna o Święty Graal w okresie Edo
Fate/stay night - Rewolucja w gatunku visual novel/eroge
Seria Fate debiutowała jako gra erotyczna niemal dwadzieścia lat temu. Fate/stay night całkowicie zrewolucjonizowało gatunek visual novel za sprawą świetnych scen walki, gorących scen seksu oraz przede wszystkim jednej z najbardziej złożonej kreacji świata fantasy w grach wideo. Wydawcy uznali jednak, że nie warto wydawać tego dzieła na Zachodzie, dlatego znają ją przede wszystkich miłośnicy anime. Sęk w tym, że wersja telewizyjna zawierała przez wiele lat tylko jedną z trzech ścieżek fabularnych z oryginalnej gry, mieszając dodatkowo część wątków i walk z pozostałych. Była także ocenzurowana, pomijając jeden z najważniejszych elementów kreacji świata, a więc stosunki seksualne jako sposób transferu energii magicznej pomiędzy Władcą i Sługą. To właśnie zależności pomiędzy nimi to jedna z najlepszych części tamtego świata. Historia z oryginału koncentrowała się wokół Wojny o Święty Graal, a więc legendarnego artefaktu, który miał moc spełnienia każdego życzenia. Słudzy występujący pod postacią heroicznych duchów znanych z historii świata oraz mitów stanęli naprzeciw siebie w walce na śmierć i życie o ten boski przedmiot.
Od tamtego czasu uniwersum Fate doczekało się licznych kontynuacji, preqeula, spin offów, mang, animowanych adaptacji oraz całej masy gier wideo z gatunku bijatyk, rpgów, gacha na komórki itd. Żadna z tych historii nie była jednak tak śmiała i niepowtarzalna jak oryginał. Wielu zachodnich odbiorców kojarzy Fate jedynie z widowiskowymi scenami walki, przygotowanymi przez mistrzów animacji ze studia Ufotable, nie wiedząc, że pierwsza gra poruszała wiele ciekawych tematów takich jak chociażby powinności władcy. Starała się też odpowiedzieć na pytanie czym jest prawdziwe bohaterstwo, pokazując przy tym okrucieństwo wojny oraz najciemniejsze zakamarki człowieczeństwa.
Koniec erotyki
Autor tego przepastnego uniwersum, Nasu Kinoko, stwierdził w którymś momencie, że należy zerwać z pierwszą grą z serii i zmienić kompletnie jej grupę odbiorców oraz medium do przedstawiania perypetii kolejnych Władców i Sług. Jako wielkiego fana gatunku visual novel trochę mnie to zabolało. Życie nie znosi jednak próżni. Kolejne światy Fate znalazły swoich odbiorców na Zachodzie, a ja wsparłem wielu developerów, którzy nie postawili krzyżyka na gatunku powieści wizualnych i postanowili zaprezentować swoje dzieła zachodniemu odbiorcy.
Na nową grę z serii Fate nie czekałem zupełnie, dlatego też byłem mocno zaskoczony, gdy otrzymałem od kod recenzencki z grą Fate/Samurai Remnant od jej wydawcy.
Nie spodziewałem się zresztą zbyt wiele po tym tytule, a trailery prezentujące jego rozgrywkę zupełnie do mnie nie przemawiały. Wielu graczy przejdzie pewnie obojętnie obok tej produkcji ze względu na grafikę, która nie jest najwyższych lotów. Popełnią przy tym wielki błąd. Dlaczego? Już odpowiadam.
Dźwięki minionej epoki
Przeniesienie akcji gry do okresu Edo to był strzał w dziesiątkę. W dobie nijakich i sztampowych produkcji AAA za grube miliony, nastawionych przede wszystkim na graficzne wodotryski, Fate/Samurai Remnant jest niczym jak powiew świeżości. Jeśli ktoś lubi tradycyjne japońskie instrumenty muzyczne to będzie zachwycony najnowszym owocem współpracy pomiędzy Type-Moon, Omega Force, Koei i Aniplex. Muzyka w tym japońskim rpgu akcji to coś pięknego. Nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś nowa gra wideo zapewniła mi tyle dźwiękowych uniesień. Nie ma to jak zatrzymać jakiś ważny przerywnik filmowy na półtorej godziny, żeby posłuchać poruszającej muzyki. Chylę czoła przed Keitą Hagą i Daisuke Shinodą.
Nie inaczej jest ze świetnym japońskim dubbingiem. Z tego miejsca chciałbym podziękować autorom, którzy zatrudnili seiyuu wcielającą się w nową Saber. Spotkałem się z opiniami, że ta postać jest nieciekawa, bo wygląda jak chłopak. Ma to swoje wytłumaczenie fabularne, nad którym nie będę się rozwodził, żeby nie psuć innym zabawy, ale jej głos to mistrzostwo świata. Edo Saber to prawdziwy słodziak. Wystarczy pochodzić z nią trochę po mieście, pogłaskać jakiegoś psa czy kota, a w mig zrozumiemy jaka to ciepła osoba. Potrafi żartować, śmiesznie nadyma policzki, gdy się złości i jest przeurocza, gdy zobaczy w okolicy coś, co przykuje jej uwagę.
Władca i sługa za pan brat
Kapitalnym pomysłem autorów jest to, że Saber niemal cały czas walczy u boku protagonisty, Ioriego Miyamoto. To ogromna różnica w stosunku do oryginalnej gry, gdzie większa część historii jest o tym, że Shirou i Saber nie potrafią zaakceptować tego, że jedno walczy za drugie i vice versa. Tu nie ma z tym problemów i nie raz zbierałem szczękę z ziemi po kolejnym wymyślnym ataku kooperacyjnym bohaterów.
Na słowa uznania zasługują też nowi władcy i ich słudzy, którzy zostali wezwani do Rytuału Przybywającego Księżyca, bo tak nazywa się tym razem kolejna Wojna o Święty Graal. Mógłbym teraz zacząć porównywać poszczególnych z nich z oryginalną obsadą. Nie ma to jednak żadnego sensu. Oryginalna obsada jest nie do ruszenia, co nie zmienia faktu, że nowych bohaterów polubiłem z miejsca i naprawdę cieszę się, że twórcy Dynasty Warriors swoim zwyczajem dają nam możliwość wcielenia się również w innych bohaterów niż ci główni. Możliwość sprawdzenia tych wszystkich innych Szlachetnych Widziadeł, które niszczą wrogie oddziały to jeden z najlepszych elementów całej gry. Grając jako inni słudzy możemy się też lepiej z nimi zżyć.
Głównych bohaterów, ich aspiracje, słabe i mocne strony oraz tożsamość poznajemy w trakcie fabuły, ale również i podczas dygresji, a więc misji opcjonalnych, które skrywają ich największe sekrety. Warto je wykonywać, bo dzięki temu odblokujemy ich ukryty potencjał, trafimy w miejsca, w które nigdy nie spodziewalibyśmy się trafić oraz zdobędziemy naprawdę ciekawe nagrody.
Scenariusz Fate/Samurai Remnant wciąga jak bagno, i nawet jeśli w kilku punktach jest wręcz kopią Fate/stay night, to i tak potrafi zaskoczyć czy wzruszyć. Cieszy mnie również fakt, że tak jak ma to miejsce w grach z gatunku visual novel możemy w nim podjąć kilka kluczowych decyzji, które wpłyną na to, co stanie się z poszczególnymi bohaterami oraz to jakie zakończenie zobaczymy.
To już jest koniec, nie ma już nic...poza dobrą zabawą na kolejne kilkadziesiąt godzin
Piszę te słowa po zobaczeniu pierwszego z nich. Okazało się ono być akurat zakończeniem ukrytym, które przy okazji sprawiło, że mocno się przy nim uśmiałem. Gracze, którzy pamiętają jeszcze pierwszą część Fate powinni być zadowoleni. Mam zamiar zobaczyć też wszystkie pozostałe zakończenia, ale nie chciałem się zbytnio skupiać na nich w swoim tekście, żeby nie zepsuć nikomu zabawy z ich odkrywania.
Fate/Samurai Remnant ma kilka fajnych momentów, które są oczkiem autorów puszczonym w kierunku graczy, którzy pamiętają jeszcze visualnovelkowe korzenie serii Fate, ale jest to przede wszystkim tytuł skierowany do graczy, którzy pragną wziąć udział w epickich walkach, pogrzebać w systemie rozwoju postaci, który ma naprawdę wiele do zaoferowania, począwszy od ataków magicznych, poprzez coraz silniejsze ataki specjalne, które potrafią w jednej chwili unicestwić wielu przeciwników naraz, aż po potężne Szlachetne Widziadła, które są w stanie obalić najpotężniejszych adwersarzy, którzy staną nam na drodze. W tym aspekcie nowa odsłona Fate powinna spodobać się fanom Yakuzy. Większość aktywności pobocznych w poszczególnych sektorach mapy przywodzi mi na myśl właśnie serię Segi, z tym, że po jakimś czasie wkracza tutaj pewna monotonia. Niebiescy mają w tym dwie dekady doświadczeń, więc Type-Moon, Koei i Omega-Force muszą się tutaj jeszcze sporo nauczyć, żeby osiągnąć ten sam poziom.
Podsumowując, najnowsza opowieść w uniwersum Fate daje radę. Nie spodziewałem się tak wciągającej produkcji, która sprawiła, że na kilkadziesiąt godzin zupełnie zapomniałem o najgłośniejszych grach 2023 roku. Bardzo żałuję, że Samurai Remnant nie ma polskiej wersji językowej, gdyż gdyby takowa istniała, to więcej graczy z Polski miałoby szansę zobaczyć jakie opowieści potrafi wymyślać Nasu. Zawsze lubiłem ten kocioł, do którego wrzucani są legendarni herosi, których znamy z kart historii oraz pradawni bogowie, którzy walczą ze sobą o to, by coś zmienić w otaczającym ich świecie.
To pozycja przeznaczona dla miłośników klimatów samurajskich, oczywiście jeśli przymrużymy oko na kilka jej mankamentów. Wtedy czeka na nas naprawdę ciekawa i wciągająca historia, która sprawi, że chociaż na chwilę przeniesiemy się do czasów, w których stolica Japonii nie nazywała się jeszcze Tokio, a właśnie Edo. To czasy, w których rządzili szoguni z rodu Tokugawów, a obok zyskujących na znaczeniu kupców wpływ na całe dzielnice i ich mieszkańców miały piękne gejsze. To czas, w którym pozbawieni panów ronini sieli postrach w sercach zwykłych ludzi. Jeśli chcesz zaprowadzić pokój w tym niebezpiecznym świecie, to wciel się w Ioriego. Świat Fate/Samurai Remnant już czeka i jest zdecydowanie wart sprawdzenia.
Ogrywana wersja: PS5
Czas spędzony z grą do pierwszego zakończenia: 75 godzin
Miodność: 8
Grafika: 7
Muzyka: 10
Ocena końcowa: 8
Plusy:
- Edo Saber to słodziak
- nowi władcy i słudzy
- kapitalna ścieżka dźwiękowa, która sprawi, że przeniesiesz się na dłuższą chwilę do epoki Edo
- zaskakujący i wciągający scenariusz
- rajcowny system walki i rozwoju postaci
- dygresje i inne aktywności poboczne
- kilka zakończeń
- owsianka
Minusy:
- grafika pamietająca jeszcze epokę Edo
- pewne schematy i uproszczenia fabularne
- w grze przydałoby się więcej zróżnicowanych aktywności pobocznych i misji opcjonalnych z prawdziwego zdarzenia
-brak polskiej wersji językowej
Kod do recenzji dostarczyła firma KOEI Tecmo Europe.
Komentarze
Prześlij komentarz