W co gracie w weekend? #455: Dead Space - Uczeń przerósł mistrza

 


Szesnaście lat temu na rynku debiutował jeden z najlepszych survival horrorów w historii. Stylistyka Dead Space mocno czerpała z mojego ulubionego horroru sf, a więc Event Horizon, sam zaś system rozwoju postaci czy sposób prowadzenia walki to wypisz wymaluj Resident Evil 4 tyle, że w kosmosie.

Wszystko to oczywiście w dużym uproszczeniu.

Od tamtej pory seria kosmicznych horrorów porzuciła elementy horroru na rzecz bezmyślnej kooperacyjnej sieki nastawionej na mikrotransakcje, z zakończeniem trzeciej części sprzedawanej za dodatkowe pieniądze, co koniec końców doprowadziło nie tylko do odwrócenia się od niej największych fanów, ale też i do zamknięcia odpowiadającego zań studia Visceral Games. Wszystko przez chciwość wydawcy, Electronic Arts.
 

Dead Space umarło. W przyrodzie, a raczej w unitologii nic jednak nie ginie. Dokładnie rok temu ten już klasyczny kosmiczny horror został wskrzeszony niczym nekromorfy za sprawą odświeżonej pierwszej części przygód Isaaca Clarka. Jakieś jedenaście miesięcy temu udało mi się nawet odpalić ten tytuł. Zdążył mi tylko wybić zęby nową oprawą graficzną. Nie miałem jednak czasu, żeby przysiąść doń na poważniej.

Wszystko zmieniło się, gdy gra została zapowiedziana jako część usługi PlayStation Plus na przyszły miesiąc. Zadzwoniłem wtedy do kumpla, mówiąc, że oddaję mu pożyczoną grę, gdyż i tak będę mógł niedługo pograć w wersję z abonamentu...i totalnie odpłynąłem. Nie dość, że mu jej nie oddałem, to jeszcze zdążyłem ją przejść, jak totalny maniak, zupełnie ignorując wszystkie inne ogrywane aktualnie gry wideo.


Cóż mogę dodać? Remake Dead Space totalnie skopał mi dupsko. Z miejsca stał się jedną z moich ulubionych produkcji dostępnych na PS5 oraz jednym z najlepszych remake'ów, w jakie kiedykolwiek zagrałem. Stawiam go niemal na równi z legendarnym remake'iem Resident Evil na GameCube'a.

Dużo się mówi o tym, że ostatnia konsola Sony nie pokazała jeszcze pełni swego potencjału. Takie opinie można usłyszeć od graczy, którzy nie są zainteresowani PS5 Pro. Są to totalne bzdury. Odświeżony kosmiczny horror o nekromorfach zabija wręcz grafiką, gasząc przy okazji jakieś dziewięćdziesiąt procent gier wideo wydanych w ostatnich latach, łączenie z prześwietnym remake'iem Resident Evil 2.


Po tych dwóch tytułach widać gołym okiem różnicę pomiędzy PS4 i PS5. Powiem więcej, gdyby każdy kotlet był odgrzany z taką pieczołowitością, to w ogóle nie ciągnęłoby mnie do nowych gier.

Jeśli remake Resident Evil to było jakieś 135% oryginału, a więc cała gra plus dodatkowe mechaniki, nowi wrogowie, a nawet nowy wątek fabularny, czyli historia Lisy, tak remake Dead Space to jakieś 115-120% oryginału.

Isaac nareszcie mówi! W ten sposób można skreślić jedną z największych wad pierwszej gry. Nagrano mu linie dialogowe i tym razem przynajmniej możemy poczuć, że jest częścią koszmaru rozgrywającego się na pokładzie planetołamacza Ishimura, a nie tylko jego biernym obserwatorem. Do dobrze znanych dzienników tekstowych i audio dodano także nowe dzienniki holograficzne, pokazujące nam co tak naprawdę wydarzyło się na pokładzie opuszczonego statku kosmicznego, na którym rozgrywa się akcja gry.


Zdecydowanie pogłębia to imersję i pozwala nam lepiej poczuć ten niesamowicie posępny klimat szaleństwa i odosobnienia. Poszerzono także wątki Łowcy, a więc jednego z najgorszych bydlaków w szeregach nieumarłej armii potworów, z którą mierzyć się musi nieustraszony inżynier pokładowy, w którego się wcielamy oraz wątek Nicole, której poszukuje protagonista.

Bronie znane z oryginału doczekały się nowych modyfikacji specjalnych. Dzięki dodaniu do tej produkcji nowego systemu bezpieczeństwa nie możemy też otwierać z marszu wszystkich drzwi. 

Przypomina to zdobywanie kluczy w klasycznych odsłonach Resident Evil, więc jeśli ktoś lubi macać wszystkie ściany w grach i szwendać się w poszukiwaniu sekretów, poczuje się tutaj jak ryba w wodzie.

Samo poruszanie się po Ishimurze też poprawiono, bo mamy dostęp do kolejki, która pozwala nam do zaglądania w niemal wszystkie odwiedzone wcześniej zakamarki tego piekielnego statku.


Więcej, po skończeniu gry możemy zagrać w nią znowu chociażby po to, by znaleźć wszystkie fragmentu Znaku, co pozwala nam zobaczyć całkiem nowe alternatywne zakończenie historii Isaaca. Replatability w Dead Space? Czemu nie? Przecież właśnie za to uwielbiam pierwsze Residenty.

Jestem pełen podziwu dla ludzi z Motive Studio, którzy swoją ciężką pracą i pomysłowością nie tylko udowodnili całemu światu gamingowemu jak wielki potencjał drzemie w klasycznych produkcjach, ale pokazali przede wszystkim, że da się stworzyć grę wideo niemal od podstaw, która nie tylko będzie miała niemal wszystko co jej pierwsza wersja, ale będzie miała jeszcze wiele nowego, na co przykładowo nie pozwalała technologia jeszcze kilkanaście lat temu.


Bardzo dziękuję twórcom, że włożyli w tą produkcję całe swoje serce. Wszystkie Znaki na niebie, ziemi i w przestrzeni kosmicznej wskazują na to, że mamy do czynienia z powrotem legendy i już nie mogę się doczekać remake'u Dead Space 2. Obyście tego nie spieprzyli tak jak Capcom z remake'iem Resident Evil 3.

To tyle na dziś. Do następnego razu.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty