W co gracie w weekend? #409: Elden Ring

Witajcie. W co gracie w weekend? U mnie wszystko po staremu. Wciąż ogrywam Elden Ring, który z każdą kolejną godziną robi na mnie coraz większe wrażenie. Ani się obejrzałem, a na liczniku mam już ponad dwieście godzin w najnowszej produkcji From Software.

Odkryłem już niemal całą mapę, bez kilku fabularnych miejscówek wymaganych do ukończenia tej historii oczywiście. Plądruję co się da. Ubijam w zasadzie niemal wszystkie smoki, które stają mi na drodze, zdobywam nowe inkantacje, oręż, talizmany, a i tak wiecznie mi mało.

Poza kilkoma drobnymi wpadkami, gdzie przeciwnik klinuje się gdzieś w skałach, jest to niemal perfekcyjnie zaprojektowana gra wideo, bardzo długa i z setkami różnych sekretów do odkrycia.

Kiedy już wydaje ci się, że widziałeś w niej absolutnie wszystko, twórcy rzucają w ciebie kolejnego oponenta i ciężko wyrazić słowami to, w jak epickim starciu znów bierzesz udział.


Gdy jeszcze niedawno zbierałeś szczękę z podłogi po odwiedzinach w stolicy, idziesz dalej i odkrywasz nową zapierającą dech w piersiach miejscówkę. I tak od samego początku. Wystarczy wyjść trochę dalej za Pogrobno i czeka na nas niezliczona ilość atrakcji. 

W Elden Ring cieszą nawet małe rzeczy, jak chociażby spotkanie z jedną meduzą, która zawodzi, że razem z siostrą miały oglądać gwiazdy. Nie może jej jednak odnaleźć. Inni gracze zostawili mi podpowiedzi, że muszę załatwić tą sprawę przywołaniem, a że prochy meduzy są jednym z moich wiernych towarzyszy przez całą niemal grę, w mig rozgryzłem o co chodzi i w ten sposób dwie zagubione siostry, Aurelia i Aureliette, mogły wreszcie spełnić swoje marzenie.

Ten rpg tak ma. Wystarczy zboczyć gdzieś z głównego szlaku i zawsze znajdziemy coś dodatkowego do zrobienia. W pierwszych kilkudziesięciu godzinach z produkcją From Software nie robiło to na mnie wrażenia, ale teraz, gdy wszystko zaczyna się zazębiać fabularnie, a świat Ziem Pomiędzy to jeden olbrzymi żywy organizm, połączony dziesiątkami powiązanych ze sobą naczyń, to jedyne co mogę zrobić, to pochylić czoło przed ekipą Hidetaki Miyazakiego.

Inne tytuły wydane w tym roku mogę pomarzyć o tak zmyślnie skonstruowanym świecie gry. 

Próbuje jeszcze grać w inne tytuły, ale tak to będzie pewnie u mnie wyglądało przez cały grudzień. Jestem już zbyt daleko w Elden Ring, żeby teraz nagle odpuścić, więc wszystko skończy się pewnie na tym, że będę go cisnął, póki go nie ukończę, a wszystkie inne tytuły odpalę najwyżej sporadycznie.

Zupełnie mi to nie przeszkadza, bo przemierzanie tego niezwykłego świata i pomaganie innym zmatowieńcom to jedno z najlepszych doświadczeń jako gracza w tym roku.

Nie do końca bawią mnie walki gospodarz plus dwóch pomocników kontra jeden najeźdźca, ale już gdy napastnik atakuje podczas starcia z bossem, z którym akurat pomagam, to szanse trochę się wyrównują. Dobrze, że po Sekiro Japończycy nie zapomnieli o trybie wieloosobowym w swym najnowszym dziele, bo od czasów Demon's Souls to właśnie on zatrzymuje mnie na długo przy tych grach. Niesamowici przeciwnicy i reszta to tylko czubek góry lodowej. 

To tyle na dziś. Do następnego razu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty