Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin
W lutym tego roku otrzymałem kod recenzencki gry zatytułowanej Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition. Wtedy też pokusiłem się o kilka luźnych przemyśleń dotyczących tej japońskiej produkcji po spędzeniu z nią paru godzin.
Dziś wracam do tematu po wylizaniu w niej niemal każdej ściany. Uważam, że spędzenie z Wo Long stu dwudziestu godzin, wbicie w nim platyny, zaliczenie dwóch dodatków i prawie trzeciego, to wystarczająca wiedza, aby wypowiedzieć o nim się szerzej.
Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition to, jak sama nazwa wskazuje, kompletne wydanie japońskiego rpga akcji, który swoją premierę miał w 2023 roku. Odpowiada zań studio Team Ninja, znane z takich gier jak m.in. Dead Or Alive, Ninja Gaiden czy Nioh.
Trzy Królestwa
Ktoś może zapytać po co nam na rynku kolejny soulslike, skoro jest ich już całe zatrzęsienie? Pozostaje jedynie odpowiedzieć: Czemu nie? From Software nie ma monopolu na robienie gier takiego typu. Twórcy Nioha to wielcy pasjonaci starożytnych Chin. Zrobienie produkcji w tej wyjątkowej stylistyce było strzałem w dziesiątkę. Zawsze to coś innego niż kolejna gra rpg umiejscowiona w średniowiecznej stylistyce.
W ten sposób powstała pozycja, która nie tylko czerpie z historii Trzech Królestw, ale też i pradawnych chińskich mitów. Jest to gra fantasy, w której legendarni chińscy bohaterowie muszą przekroczyć granice swojej niedoskonałości, aby uratować swoich najbliższych i najukochańszy kraj przed rebelią żółtych turbanów i plagą demonów powstałych z mocy złowieszczego Eliksiru.
Na uwagę w Wo Long zasługuje także dobrze dobrana muzyka z kapitalnymi tradycyjnymi chińskimi motywami. Nie ma nic lepszego niż zwiedzanie miejscówek w grze wideo przy dobrym akompaniamencie. Kompozytorom należą się słowa uznania za dobrze wykonaną pracę. Gdy walczymy z jakimś bossem, to często jest to jakiś kawałek utrzymany w napięciu. Gdy ma się wydarzyć coś strasznego, to usłyszymy coś złowróżbnego, a gdy przyjdzie czas na relaks, to muzyka zabierze nas do spokojnej wioski mędrców pośród chmur.
Odbijanie piłki
Twórcy Ninja Gaiden i Niohów zyskali sobie sławę jako twórcy gier wymagających dla gracza. Nie inaczej jest w Wo Long, z tym, że tutaj próg wejścia jest trochę niższy od innych ich gier. Wystarczy nauczyć się mechaniki zbijania ciosów wroga, a da nam to przewagę w większości starć z najtrudniejszymi przeciwnikami podczas wątku głównego. Powoduje to nie tylko przyrost ducha kierowanej przez nas postaci, ale też ułatwia niszczenie go u najpotężniejszych adwersarzy, a stąd już tylko krok do ich przełamania i zadawania im potężnych obrażeń po wyprowadzeniu zabójczych ciosów, w momencie gdy są chwilowo unieruchomieni.
Bambusowe lasy
Nie ukrywam tego, że oprawa graficzna w Wo Long bardzo przypadła mi do gustu. Uwielbiam zwiedzać te wszystkie lasy bambusowe, wioski, świątynie, górskie wąwozy, a nawet płonące miasta, zniszczone przez demoniczne najazdy, czy totalnie zdewastowane ruiny. W grze co prawda nie zaimplementowano zmieniających się pór dnia, czy zmiennych warunków pogodowych, często jednak mamy szansę zobaczyć ulubione place boju o innych porach dnia, skryte we mgle, totalnie zalane deszczem lub zasypane śniegiem, oczywiście pod warunkiem, że poza wątkiem głównym zamierzamy także sprawdzić nasze bohaterstwo na opcjonalnych polach walki, które odblokowujemy w miarę wykonywania kolejnych misji z głównego scenariusza.
W tej grze jest naprawdę na czym zawiesić oko. Wystarczy tylko się trochę poszwendać po okolicy.
Jednego rpga akcji z elementami strategii na wynos poproszę
Jako gracz lubujący się we wszelkiej maści soulslike'ach jestem przyzwyczajony do tracenia zdobytego wcześniej doświadczenia/gotówki występującego w tego typu grach pod postacią dusz, amrity, człowieczeństwa czy jak to się tam teraz akurat nazywa po zgonie. Za popełnione błędy jakaś kara się przecież należy. Nie każdy lubi gry wideo, w których trzymają gracza za rękę.
Podobnie jest oczywiście w Fallen Dynasty, z jedną jednak różnicą. Twórcy wpadli na świetny pomysł z flagami, które postawione na polu walki pełnią rolę punktów kontrolnych. Nie jest to jednak ich jedyna rola. W grze poza poziomem postaci, statystykami, czy noszonym aktualnie ekwipunkiem mamy bardzo ważny wskaźnik natury strategicznej, a mianowicie wskaźnik hartu, który określa aktualną siłę gracza i wrogów na danym polu walki.
Jeśli nad aktualnie namierzanym przeciwnikiem pojawia się liczba morale znacznie przewyższająca naszą, to oczywiście możemy z nim powalczyć, ale w ten sposób prosimy się tylko o kłopoty, które mogą się skończyć naszą śmiercią albo poważnym uszczupleniem naszych zapasów do leczenia.
Dlatego zawsze warto rozglądać się za flagami i nie ma to znaczenia czy są to flagi główne czy poboczne. W ten sposób podnosimy nasze morale i naszych ewentualnych sojuszników. Nawet jeśli spotka nas jakiś wypadek lub niechciany zgon, to po zdobyciu odpowiedniej ilości flag nasz hart nigdy nie spadnie poniżej wcześniej 'wypracowanego' poziomu.
Japończycy naprawdę świetnie to wymyślili, gdyż doskonale rozumieją, że gracz powinien być wynagradzany za eksplorację świata gry.
Czy to MGS, Tenchu, a może Sekiro?
Wielkie brawa należą się osobom, które wpadły na pomysł, żeby Wo Long miał elementy skradankowe. Jasne, że można się tu wbijać w oddziały wrogów jak w masło, zupełnie nie dbając o to, że wpadamy w zasadzkę dobrze ukrytego maga, czy rozstawionych na dachach łuczników.
Jeśli jednak nie chcesz grać w grę wideo jak Rambo czy jakiś tam inny Ryu Hayabusa, to Wo Long jest zdecydowanie tytułem dla ciebie. Czasem lepiej wdrapać się na jakiś domek czy okoliczną wieżę strażniczą, zdjąć łucznika czyhającego na nas w oddali czy zlikwidować natrętnego czarnoksiężnika, który podnosi parametry bojowe wszystkim okolicznym rzezimieszkom czy innemu tałatajstwu.
Nie zawsze warto się narażać, skoro można skrupulatnie eliminować wrogów jednego po drugim.
Twórcy przeszli samych siebie w tym aspekcie w drugim rozszerzeniu fabularnym do Fallen Dynasty, gdzie nieraz najlepszym rozwiązaniem jest zaczaić się na pałętających się po okolicy delikwentów i spokojnie ich pozdejmować, ukrywając się wysokich zaroślach. Na szczęście nie wcielamy się tu w samuraja, który stawia ponad wszystko honor. Każda metoda likwidacji wroga jest dobra, te najbardziej podstępne też, jeśli się sprawdzają.
Takich dwóch jak nas trzech, nie ma ani jednego
Wielu graczy traktuje soulslike'i jako swoistego rodzaju test i drwi z każdego, kto korzysta w nich z pomocy. Jeśli mówimy o Wo Long, to granie weń solo nie ma absolutnie żadnego sensu. Już tłumaczę dlaczego. Często jest tu tak, że obecność wielu bohaterów jest uzasadniona fabularnie w danym punkcie scenariusza. Więcej, gdy dana konkretna postać pojawi się jako nasz sojusznik w trakcie danego zadania, to oczywiście postara się nam pomóc, ale najważniejsze jest to, że niemal zawsze dorzuca swoje trzy grosze odnośnie zaistniałej sytuacji, co w znaczący sposób ułatwia nam zrozumienie tego, co się akurat dzieje w fabule. Ponadto, stałe przyzywanie tych samych bohaterów podnosi nasz stan zażyłości z nimi. Gdy uda nam się nabić z nimi maksymalny stopień relacji, to w nagrodę za nasze trudy otrzymujemy zestaw ich ekwipunku. Czy muszę dodawać, że są to najlepsze zestawy pancerzy w całej grze?
W Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition nie tyle można grać z pomagierami. Trzeba ich wzywać gdy tylko się da. W ten sposób zostaniemy naprawdę sowicie wynagrodzeni!
Wątek główny to nie koniec. To tylko początek
Jeśli główny scenariusz i misje poboczne to wciąż dla nas mało, to warto też zajrzeć do trzech rozszerzeń fabularnych. Dwa pierwsze odblokowujemy w drugiej części gry. Żeby zagrać w trzecie musimy najpierw uporać się z fabułą.
Nie polecam jednak zaglądać do nich przed obejrzeniem napisów końcowych, gdyż materiały do wytwarzania najlepszego oręża znajdziemy dopiero pod koniec gry, dlatego warto przygotować się zawczasu do najtrudniejszych potyczek. O ile dwa pierwsze dodatki są jeszcze do zrobienia zaraz po skończeniu podstawki, tak ostatni dodatek da się we znaki nawet najtwardszym łowcom demonów. Nie wiem czy nie nie lepiej jest wziąć się za niego dopiero po drugim przejściu gry na wyższym poziomie trudności, gdzie czekają na nas zdecydowanie lepsze fanty niż podczas pierwszego przechodzenia gry?
Dodatki to oczywiście nowe miejscówki, nowi bohaterowie/sojusznicy i cały zestaw nieprzyjaciół, ale także nowe typy broni do wypróbowania jak na przykład długie miecze, cestusy, czy bicze. To także nowe niebiańskie istoty do ujarzmienia.
Jeśli Wo Long w samotności nam nie odpowiada lub jest zbyt trudny, to zawsze można w nim wezwać innych graczy do pomocy. Pamiętać jednak należy, że nie każda osoba ma dobre intencje, więc należy się spodziewać także najazdów ze strony innych graczy. Najlepsi z nich szybko wykończą nas i naszych pomagierów. Nie spędziłem z trybem multiplayer jakoś specjalnie dużo czasu, ale weń grałem i mi się podobało. Zawsze jest lepiej, gdy gra wideo ma jakąś opcję niż jej nie ma.
Brak polonizacji. Mało rpg w rpg. Dlaczego te npce są takie głupie?
Nie specjalnie zależało mi na szukaniu dziury w całym podczas ogrywania produkcji Team Ninja, ale skoro tyle wcześniej nasłodziłem, to dodam teraz trochę dziegciu do tej beczki miodu.
Nie podoba mi się, że wydawca Tecmo Koei nie zatroszczył się polonizację niniejszej gry. W czasach gdy nie tylko Sony, ale również ludzie z From Software czy nawet Atlusa nie mają problemów z lokalizacjami gier wideo dobrze by było, żeby gry twórców Nioha i Ninja Gaiden też miały polskie wersje językowe, tym bardziej, że wspomniane przed chwilą tytuły takowe wersje już miały.
Pomimo faktu, że recenzowana przeze mnie gra to rpg, to w zasadzie rpga jest tu mało, a już szczególnie nie mamy co liczyć na jakąś potężną magię. W Niohach wielu bossów dało się pokonać na dystans. Tu można ich najwyżej podenerwować od czasu do czasu jakimiś zaklęciami, które przypominają bardziej kąsanie łydek olbrzyma, który odbiera je jak łaskotki.
Kluczem do zwycięstwa w Wo Long stanowi odbijanie ciosów i redukowanie wskaźnika ducha u najpotężniejszych adwersarzy, a więc niemal wieczne pozostawanie w natarciu. Bez tego bossowie mają po prostu zbyt duże paski życia i będzie nam naprawdę bardzo ciężko zbić je do zera zwykłymi atakami. Pod tym względem niniejsza produkcja zdecydowanie przegrywa z Niohami oraz innymi rpgami, gdzie możemy tworzyć przeróżne buildy postaci.
Długie granie w ten tytuł może też doprowadzić do lekkiej monotonii. Wtedy jeden las zacznie przypominać drugi a po wejściu do kolejnego obozu wojskowego towarzyszyć nam będzie uczucie deja vu.
Wzywani npce zazwyczaj nam pomagają, ale nie liczmy na to, że unikną zabijającej serii poprzez uskok na bok z linii ciosu czy doprowadzą bossa do wyczerpania i zrobią na nim za nas zabójczy atak. Trzeba też uważać na moment, gdy umierają, bo animacja reanimacji trwa tu tak długo, że bardzo często umrzemy, próbując im pomóc w trudnych chwilach.
Nie są to jednak rzeczy, które uniemożliwiłyby graczom świetną zabawę podczas ogrywania japońskiej produkcji.
Podczas pisania tego tekstu nie ucierpiał żaden Shitieshou. Wszystkie, które do tej pory spotkałem zostały przeze mnie nakarmione, i nie, nie proście mnie, żebym Wam któregoś pożyczył. Nie znaczy nie.
Zalety:
- klimat starożytnych Chin
- tradycyjna chińska muzyka
- nieskomplikowana rozgrywka
- piękne krajobrazy (w szczególności bambusowe lasy)
- elementy strategiczne podczas zdobywania kolejnych pól walki
- misje skradankowe
- możliwość eksploracji świata gry z sojusznikami z epoki Trzech Królestw
- dodatki, które znacznie wydłużają rozgrywkę i stanowią największe wyzwanie w grze
- tryb dla wielu graczy
Wady:
- elementy rpg w śladowej ilości
- słaba magia
- niemal nie do przejścia bez opanowania mechaniki odbijania ciosów
- lekka monotonia
- brak polskiej wersji językowej
Platforma: PS5
Grafika: 8
Muzyka: 8
Miodność: 8
Ocena końcowa: 8
Kod z grą do recenzji dostarczyła firma Tecmo Koei.
Trzy Królestwa
Ktoś może zapytać po co nam na rynku kolejny soulslike, skoro jest ich już całe zatrzęsienie? Pozostaje jedynie odpowiedzieć: Czemu nie? From Software nie ma monopolu na robienie gier takiego typu. Twórcy Nioha to wielcy pasjonaci starożytnych Chin. Zrobienie produkcji w tej wyjątkowej stylistyce było strzałem w dziesiątkę. Zawsze to coś innego niż kolejna gra rpg umiejscowiona w średniowiecznej stylistyce.
W ten sposób powstała pozycja, która nie tylko czerpie z historii Trzech Królestw, ale też i pradawnych chińskich mitów. Jest to gra fantasy, w której legendarni chińscy bohaterowie muszą przekroczyć granice swojej niedoskonałości, aby uratować swoich najbliższych i najukochańszy kraj przed rebelią żółtych turbanów i plagą demonów powstałych z mocy złowieszczego Eliksiru.
Na uwagę w Wo Long zasługuje także dobrze dobrana muzyka z kapitalnymi tradycyjnymi chińskimi motywami. Nie ma nic lepszego niż zwiedzanie miejscówek w grze wideo przy dobrym akompaniamencie. Kompozytorom należą się słowa uznania za dobrze wykonaną pracę. Gdy walczymy z jakimś bossem, to często jest to jakiś kawałek utrzymany w napięciu. Gdy ma się wydarzyć coś strasznego, to usłyszymy coś złowróżbnego, a gdy przyjdzie czas na relaks, to muzyka zabierze nas do spokojnej wioski mędrców pośród chmur.
Odbijanie piłki
Twórcy Ninja Gaiden i Niohów zyskali sobie sławę jako twórcy gier wymagających dla gracza. Nie inaczej jest w Wo Long, z tym, że tutaj próg wejścia jest trochę niższy od innych ich gier. Wystarczy nauczyć się mechaniki zbijania ciosów wroga, a da nam to przewagę w większości starć z najtrudniejszymi przeciwnikami podczas wątku głównego. Powoduje to nie tylko przyrost ducha kierowanej przez nas postaci, ale też ułatwia niszczenie go u najpotężniejszych adwersarzy, a stąd już tylko krok do ich przełamania i zadawania im potężnych obrażeń po wyprowadzeniu zabójczych ciosów, w momencie gdy są chwilowo unieruchomieni.
Bambusowe lasy
Nie ukrywam tego, że oprawa graficzna w Wo Long bardzo przypadła mi do gustu. Uwielbiam zwiedzać te wszystkie lasy bambusowe, wioski, świątynie, górskie wąwozy, a nawet płonące miasta, zniszczone przez demoniczne najazdy, czy totalnie zdewastowane ruiny. W grze co prawda nie zaimplementowano zmieniających się pór dnia, czy zmiennych warunków pogodowych, często jednak mamy szansę zobaczyć ulubione place boju o innych porach dnia, skryte we mgle, totalnie zalane deszczem lub zasypane śniegiem, oczywiście pod warunkiem, że poza wątkiem głównym zamierzamy także sprawdzić nasze bohaterstwo na opcjonalnych polach walki, które odblokowujemy w miarę wykonywania kolejnych misji z głównego scenariusza.
W tej grze jest naprawdę na czym zawiesić oko. Wystarczy tylko się trochę poszwendać po okolicy.
Jednego rpga akcji z elementami strategii na wynos poproszę
Jako gracz lubujący się we wszelkiej maści soulslike'ach jestem przyzwyczajony do tracenia zdobytego wcześniej doświadczenia/gotówki występującego w tego typu grach pod postacią dusz, amrity, człowieczeństwa czy jak to się tam teraz akurat nazywa po zgonie. Za popełnione błędy jakaś kara się przecież należy. Nie każdy lubi gry wideo, w których trzymają gracza za rękę.
Podobnie jest oczywiście w Fallen Dynasty, z jedną jednak różnicą. Twórcy wpadli na świetny pomysł z flagami, które postawione na polu walki pełnią rolę punktów kontrolnych. Nie jest to jednak ich jedyna rola. W grze poza poziomem postaci, statystykami, czy noszonym aktualnie ekwipunkiem mamy bardzo ważny wskaźnik natury strategicznej, a mianowicie wskaźnik hartu, który określa aktualną siłę gracza i wrogów na danym polu walki.
Jeśli nad aktualnie namierzanym przeciwnikiem pojawia się liczba morale znacznie przewyższająca naszą, to oczywiście możemy z nim powalczyć, ale w ten sposób prosimy się tylko o kłopoty, które mogą się skończyć naszą śmiercią albo poważnym uszczupleniem naszych zapasów do leczenia.
Dlatego zawsze warto rozglądać się za flagami i nie ma to znaczenia czy są to flagi główne czy poboczne. W ten sposób podnosimy nasze morale i naszych ewentualnych sojuszników. Nawet jeśli spotka nas jakiś wypadek lub niechciany zgon, to po zdobyciu odpowiedniej ilości flag nasz hart nigdy nie spadnie poniżej wcześniej 'wypracowanego' poziomu.
Japończycy naprawdę świetnie to wymyślili, gdyż doskonale rozumieją, że gracz powinien być wynagradzany za eksplorację świata gry.
Czy to MGS, Tenchu, a może Sekiro?
Wielkie brawa należą się osobom, które wpadły na pomysł, żeby Wo Long miał elementy skradankowe. Jasne, że można się tu wbijać w oddziały wrogów jak w masło, zupełnie nie dbając o to, że wpadamy w zasadzkę dobrze ukrytego maga, czy rozstawionych na dachach łuczników.
Jeśli jednak nie chcesz grać w grę wideo jak Rambo czy jakiś tam inny Ryu Hayabusa, to Wo Long jest zdecydowanie tytułem dla ciebie. Czasem lepiej wdrapać się na jakiś domek czy okoliczną wieżę strażniczą, zdjąć łucznika czyhającego na nas w oddali czy zlikwidować natrętnego czarnoksiężnika, który podnosi parametry bojowe wszystkim okolicznym rzezimieszkom czy innemu tałatajstwu.
Nie zawsze warto się narażać, skoro można skrupulatnie eliminować wrogów jednego po drugim.
Twórcy przeszli samych siebie w tym aspekcie w drugim rozszerzeniu fabularnym do Fallen Dynasty, gdzie nieraz najlepszym rozwiązaniem jest zaczaić się na pałętających się po okolicy delikwentów i spokojnie ich pozdejmować, ukrywając się wysokich zaroślach. Na szczęście nie wcielamy się tu w samuraja, który stawia ponad wszystko honor. Każda metoda likwidacji wroga jest dobra, te najbardziej podstępne też, jeśli się sprawdzają.
Takich dwóch jak nas trzech, nie ma ani jednego
Wielu graczy traktuje soulslike'i jako swoistego rodzaju test i drwi z każdego, kto korzysta w nich z pomocy. Jeśli mówimy o Wo Long, to granie weń solo nie ma absolutnie żadnego sensu. Już tłumaczę dlaczego. Często jest tu tak, że obecność wielu bohaterów jest uzasadniona fabularnie w danym punkcie scenariusza. Więcej, gdy dana konkretna postać pojawi się jako nasz sojusznik w trakcie danego zadania, to oczywiście postara się nam pomóc, ale najważniejsze jest to, że niemal zawsze dorzuca swoje trzy grosze odnośnie zaistniałej sytuacji, co w znaczący sposób ułatwia nam zrozumienie tego, co się akurat dzieje w fabule. Ponadto, stałe przyzywanie tych samych bohaterów podnosi nasz stan zażyłości z nimi. Gdy uda nam się nabić z nimi maksymalny stopień relacji, to w nagrodę za nasze trudy otrzymujemy zestaw ich ekwipunku. Czy muszę dodawać, że są to najlepsze zestawy pancerzy w całej grze?
W Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition nie tyle można grać z pomagierami. Trzeba ich wzywać gdy tylko się da. W ten sposób zostaniemy naprawdę sowicie wynagrodzeni!
Wątek główny to nie koniec. To tylko początek
Jeśli główny scenariusz i misje poboczne to wciąż dla nas mało, to warto też zajrzeć do trzech rozszerzeń fabularnych. Dwa pierwsze odblokowujemy w drugiej części gry. Żeby zagrać w trzecie musimy najpierw uporać się z fabułą.
Nie polecam jednak zaglądać do nich przed obejrzeniem napisów końcowych, gdyż materiały do wytwarzania najlepszego oręża znajdziemy dopiero pod koniec gry, dlatego warto przygotować się zawczasu do najtrudniejszych potyczek. O ile dwa pierwsze dodatki są jeszcze do zrobienia zaraz po skończeniu podstawki, tak ostatni dodatek da się we znaki nawet najtwardszym łowcom demonów. Nie wiem czy nie nie lepiej jest wziąć się za niego dopiero po drugim przejściu gry na wyższym poziomie trudności, gdzie czekają na nas zdecydowanie lepsze fanty niż podczas pierwszego przechodzenia gry?
Dodatki to oczywiście nowe miejscówki, nowi bohaterowie/sojusznicy i cały zestaw nieprzyjaciół, ale także nowe typy broni do wypróbowania jak na przykład długie miecze, cestusy, czy bicze. To także nowe niebiańskie istoty do ujarzmienia.
Jeśli Wo Long w samotności nam nie odpowiada lub jest zbyt trudny, to zawsze można w nim wezwać innych graczy do pomocy. Pamiętać jednak należy, że nie każda osoba ma dobre intencje, więc należy się spodziewać także najazdów ze strony innych graczy. Najlepsi z nich szybko wykończą nas i naszych pomagierów. Nie spędziłem z trybem multiplayer jakoś specjalnie dużo czasu, ale weń grałem i mi się podobało. Zawsze jest lepiej, gdy gra wideo ma jakąś opcję niż jej nie ma.
Brak polonizacji. Mało rpg w rpg. Dlaczego te npce są takie głupie?
Nie specjalnie zależało mi na szukaniu dziury w całym podczas ogrywania produkcji Team Ninja, ale skoro tyle wcześniej nasłodziłem, to dodam teraz trochę dziegciu do tej beczki miodu.
Nie podoba mi się, że wydawca Tecmo Koei nie zatroszczył się polonizację niniejszej gry. W czasach gdy nie tylko Sony, ale również ludzie z From Software czy nawet Atlusa nie mają problemów z lokalizacjami gier wideo dobrze by było, żeby gry twórców Nioha i Ninja Gaiden też miały polskie wersje językowe, tym bardziej, że wspomniane przed chwilą tytuły takowe wersje już miały.
Pomimo faktu, że recenzowana przeze mnie gra to rpg, to w zasadzie rpga jest tu mało, a już szczególnie nie mamy co liczyć na jakąś potężną magię. W Niohach wielu bossów dało się pokonać na dystans. Tu można ich najwyżej podenerwować od czasu do czasu jakimiś zaklęciami, które przypominają bardziej kąsanie łydek olbrzyma, który odbiera je jak łaskotki.
Kluczem do zwycięstwa w Wo Long stanowi odbijanie ciosów i redukowanie wskaźnika ducha u najpotężniejszych adwersarzy, a więc niemal wieczne pozostawanie w natarciu. Bez tego bossowie mają po prostu zbyt duże paski życia i będzie nam naprawdę bardzo ciężko zbić je do zera zwykłymi atakami. Pod tym względem niniejsza produkcja zdecydowanie przegrywa z Niohami oraz innymi rpgami, gdzie możemy tworzyć przeróżne buildy postaci.
Długie granie w ten tytuł może też doprowadzić do lekkiej monotonii. Wtedy jeden las zacznie przypominać drugi a po wejściu do kolejnego obozu wojskowego towarzyszyć nam będzie uczucie deja vu.
Wzywani npce zazwyczaj nam pomagają, ale nie liczmy na to, że unikną zabijającej serii poprzez uskok na bok z linii ciosu czy doprowadzą bossa do wyczerpania i zrobią na nim za nas zabójczy atak. Trzeba też uważać na moment, gdy umierają, bo animacja reanimacji trwa tu tak długo, że bardzo często umrzemy, próbując im pomóc w trudnych chwilach.
Nie są to jednak rzeczy, które uniemożliwiłyby graczom świetną zabawę podczas ogrywania japońskiej produkcji.
Podczas pisania tego tekstu nie ucierpiał żaden Shitieshou. Wszystkie, które do tej pory spotkałem zostały przeze mnie nakarmione, i nie, nie proście mnie, żebym Wam któregoś pożyczył. Nie znaczy nie.
Zalety:
- klimat starożytnych Chin
- tradycyjna chińska muzyka
- nieskomplikowana rozgrywka
- piękne krajobrazy (w szczególności bambusowe lasy)
- elementy strategiczne podczas zdobywania kolejnych pól walki
- misje skradankowe
- możliwość eksploracji świata gry z sojusznikami z epoki Trzech Królestw
- dodatki, które znacznie wydłużają rozgrywkę i stanowią największe wyzwanie w grze
- tryb dla wielu graczy
Wady:
- elementy rpg w śladowej ilości
- słaba magia
- niemal nie do przejścia bez opanowania mechaniki odbijania ciosów
- lekka monotonia
- brak polskiej wersji językowej
Platforma: PS5
Grafika: 8
Muzyka: 8
Miodność: 8
Ocena końcowa: 8
Kod z grą do recenzji dostarczyła firma Tecmo Koei.
Komentarze
Prześlij komentarz