W co gracie w weekend? #45

[Wracam po bardzo długiej przerwie do dalszego przenoszenia swoich blogów z ppe na Bloggera. Ten wpis wrzuciłem na portal 25 kwietnia 2014r.]

Nareszcie! Nareszcie!! Półtoraroczna zaćma umysłowa w końcu mnie opuściła i mogę wrócić do swoich ulubionych Tales'ów, czyli Tales of Vesperii (X360).

Był rok 2009r., gdy jeden znajomy pożyczył mi X360 z Lego Indiana Jones, Lego Complete Star Wars Saga, Lego Harry Potter, Naruto Rise of Ninja i Tales of Vesperią. Poleciałem jeszcze do Cyborga po Gearsy i Mass Effect'a, którymi katował mnie od jakichś dwóch lat, żeby je w końcu sprawdzić.
W zamian pożyczyłem koledze swoją grubą PS3 po "naprawionym" YLODzie z MGSem 4, Valkyrią Chronicles, które chciał koniecznie skończyć, oraz z  Uncharted 2 i Killzone'm 2, tak przy okazji. Jeszcze raz trzymanie gier na stałe opłaciło się.
Jego klocek został sprowadzony z Anglii i pechowo przepaliła mi się w nim przejściówka od kabla zasilającego. To było tego samego dnia, w którym pożyczyłem od niego sprzęt. Pobiegłem do Media po nową.
Nie chciałem tracić ani jednej chwili, gdyż umówiliśmy się, że nasza obustronna wymiana jest tylko na miesiąc. Po tygodniu kumpel dzwoni i mówi, że mu się PS3 sama wyłącza i nie może wyciągnąć płyty z KZ2 ze środka. Zbyt dobrze bawiłem się jednak z moją pierwszą konsolą Microsoftu w życiu, żeby mu ją wtedy oddać. Moje działanie było natychmiastowe. Pożyczyłem mu swoją Slimkę. Staram się dochowywać umów, a jego winy w zepsuciu się grubaski nie było. Po tej awarii prawie każda konsola Sony jest trupem, nadającym się na śmietnik. Slimkę kupiłem tak na wszelki wypadek, a poza tym, była w bundle'u z Uncharted 2.  
Dragon Age'a dokupiłem tylko po to, żeby zemścić się na Cyborgu, który zaspoilowal mi kiedyś prawie całe Final Fantasy XII. Nie jestem grzecznym chłopcem, tylko mściwą świnią, więc wiedział wszystko o Fereldenie, Szarych Strażnikach i Arcydemonie, zanim jeszcze zagrał w swoją kopię gry. Od tamtej pory, poza jakimiś anime (Code Geass, Death Note), nie opowiada mi już scenariuszów żadnych gier.
Po skończeniu wszystkich pożyczonych gier z wyjątkiem Naruto Broken Bond, który mnie rozczarował i Tenchu Z, który był tak słaby i brzydki, że nie dotarłem nawet do końca misji treningowej, zabrałem się za Vesperię i udało mi się ją ukończyć.
Po oddaniu X360 czułem jednak wielką pustkę. Czegoś mi brakowało. Perspektywa grania w trzeciego Killzone'a jakoś w ogóle do mnie nie przemawiała. Naczytałem się o tym, że rozgrywka w kolejnej części cyklu Guerilla Games zbliżyła się do CoDa oraz o tym, że nie można było ustalać zasad starć w multiplayerze, tak jak to miało miejsce przy KZ2. Nie chciało mi się w nią grać, a mówi to maniak, który jedynkę przeszedł 12 razy i spędził z nią 270 godzin. Miałem jednak w pamięci rozczarowanie z singlem z KZ2, który był zdecydowanie słabszy pod względem fabuły i gameplayu od pierwszej części. Fps Sony nadrabiał to jednak doskonałym trybem multi, więc jak w KZ3 nawet to nie było zadowalające, to porzuciłem myśl kupna kolejnej odsłony serii, którą przecież uwielbiam.
Chciałem czegoś nowego, chciałem mieć na własność GoW, ME, Vesperię i Lost Odyssey. Przy pierwszej nadarzającej się okazji, kupiłem X360 Slim 250GB i zesłałem go swoim zwyczajem do kamieniołomów wytrzymałościowych na pewną śmierć. A on tylko parsknął śmiechem i rzekł: Squaresofter, przecież ja mam dysk twardy, tak łatwo to się mnie nie pozbędziesz. Do dziś się zresztą ze mnie śmieje.
Vesperię kupiłem na Rynku MS za 70zł, czyli za śmieszne pieniądze w porównaniu do ceny za grę na płycie i postanowiłem, że muszę ją przejść na swoim profilu. Wszystko szło jak z płatka, doþóki nie trafiłem do Caer Bocram. Są tu wrota, przy których trzeba wpisać kod. Trwa to 10 sekund.
Pomimo tego, że już to kiedyś zrobiłem, to teraz mój umysł spowiła nieprzenikniona ciemność. Pomimo tego, że miałem wszystkie podpowiedzi do rozwikłania tej prostej zagadki, to za nic w świecie nie potrafiłem odnaleźć rozwiązania.  
Light, Sky, Sphere. Te trzy słowa kołatały mi w głowie przez kilkanaście miesięcy. Były koszmarem, od którego nie mogłem się uwolnić. Raz wpadłem na pomysł, że trzeba wpisać jakiś ciąg liczb. Tu musi chodzić o liczbę liter w każdym wyrazie. 5,3,6. To na pewno rozwiązanie. Guzik prawda! Wpisywałem te trzy cyfry w dowolnej kombinacji i nic. Wpisałem nawet wszystkie kombinacje od 000 do 999, wszak mam wprawę po zagadkach z klasycznych Silentów. To też nie pomogło. Załamałem się, bo kto by się nie załamał, mając świadomość niemożności zrobienia czegoś, co już przecież kiedyś zrobił? Przez cały ten okres włączałem od czasu do czasu tego jrpga. Za każdym jednak razem, towarzyszące mi poczucie irytacji coraz bardziej się potęgowało. Zdawało mi się, że jestem coraz głupszy z każdą kolejną nieudaną próbą. Mogłem sprawdzić rozwiązanie, ale to by było oszukiwanie samego siebie, udowadnianie sobie, że wiem o czymś, o czym nie wiem. Nie mogłem tak postąpić. Przygnębiony, rozżalony i zrozpaczony włączyłem Vesperię ponownie. Pomyślałem, że może wcale nie chodzi o próbę stworzenia jakiegoś dziwnie brzmiącego wyrazu ze wszystkich liter zbudowanych z tych trzech wyrazów. A co jeśli ten wyraz składałby się tylko z trzech liter? Światło, niebo, kula? Słońce na niebie? Sun? I wtedy stało się coś, na co czekałem bardzo długo. Nie pojawił się charakterystyczny dźwięk oznajmiający moją nieudolność. To było coś innego. To był dźwięk wolności, sygnał do ponownego zanurzenia się w świat, który mieszka w moim sercu, na miejscu, które miało zajmować Final Fantasy XIII.
Za każdym razem, gdy myślę o obsadzie Tales of Vesperii robi mi się cieplej na duchu.

Yuri Lowell. 21 lat. Były Rycerz Imperialny. Mieszkaniec dolnych rejonów miasta, który dba o jego mieszkańców. Nienawidzi przedstawicieli szlachty, gdyż jego przenikliwość pozwala mu dostrzec każdą ich niegodziwość, każdą represję stosowaną na biednych, której używają ze względu na ich lepsze urodzenie. Z jednej strony jest bardzo sarkastyczny, z drugiej zaś pomaga innym przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Nie boi się pobrudzić sobie rąk. Nie jest pierwszym lepszym naiwniakiem. Wie, że niektórych rzeczy prawo samo nie załatwi. Żyje na krawędzi, co przysporzy mu wielu kłopotów.
Estelle. 18 lat. Legendarna postać. Mol książkowy, który nie wie co to prawdziwe życie. Specjalizuje się sztukach leczniczych, których używa, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Nie patrzy wtedy na to, czy grozi jej niebezpieczeństwo, czy nie. Jej naiwność dostarcza tylu powodów do śmiechu, że aż ciężko w to uwierzyć. Raz chciała wyprawić pogrzeb wszystkim potworom pokonanym w grze. Gdy zaczyna się walka, to przeprasza je z góry za krzywdę, którą im wyrządzi. Gdy drużyna atakuje z zaskoczenia, to twierdzi, że to nieuczciwe. Od czasu Eleny z Grandii II, nie śmiałem się tak bardzo z kobiecej postaci w jrpgu.

Rita. 15 lat. Geniusz do spraw blastii na pensji Imperium. Blastie umożliwiają czarowanie. Rdzenie z blastią mają tak wielką moc, że są zdolne wygenerować pole ochronne wokół miasta, stanowiące jedyną tarczę przed potworami. Tą złośliwą i pyskatą czarodziejkę interesują tylko jej badania z zakresu magii. Przez innych uważana jest za kompletne dziwadło, ale ma to gdzieś. Pokażcie jej jakąś blastię a pójdzie za wami wszędzie. Raz jeden kiepski dowcipniś próbował jej dogryźć, nabijając się z tego, że jest płaska. Wiadomo, z przodu plecy, z tyłu plecy, Pan Bóg stworzył ją dla hecy. Nie wziął tylko jednego pod uwagę, że ona nie jest przewrażliwiona na punkcie swojego wyglądu. Jego zaczepkę skwitowała w swoim stylu, że po co jej one? Przecież tylko by jej przeszkadzały. Po tym zdarzeniu zrozumiałem, że panna Mordio zna swoją wartość i nie da się jej przegadać.
Rapede. 4 i pół roku. Zawsze towarzyszy Yuriemu. Jednooki pies z blizną na twarzy. Pomimo bezustannego trzymania fajki w pysku, pamiątki po swoim dawnym mistrzu, nie pali. Nie jest przyjacielski, ale nie zdradzi nikogo, kogo wprzódy zaakceptuje. Czasem wydaje się, że tylko on jest w stanie zachować kontrolę nad samym sobą z całej grupy.

Karol Capel. 12 lat. Członek gildii o nazwie Polujące Ostrza. Największa ciamajda i nieudacznik w grze. Używa broni własnego rozmiaru. Jest bardzo tchórzliwy, a do tego jeszcze kłamie jak z nut. Yuri często straszy go, że w jego pobliżu są jakieś potwory, co prowadzi do wielu komicznych sytuacji. Tylko on jest w stanie rywalizować z Estelle o miano najśmieszniejszej postaci w Vesperii.
Judith. Nie znam jej wieku, bo nie ma o niej nic w książeczce z gry. Zresztą, kogo to obchodzi? Bardziej interesuje mnie rozmiar jej miseczek. Jak ktoś coś o tym wie, to niech pisze na priva. Dobrym hentaiem też nie pogardzę, tylko jak ktoś z was da mi linki do słabych, to napiszę do Irona, że taka a taka osoba propaguje na stronie pornografię w kiepskiej formie i komuś takiemu należy się ban za łamanie regulaminu. Uwielbiam postacie z takimi szpiczastymi uszami. To mój fetysz, który towarzyszy mi od zawsze. Dlatego pewnie Ashura z Tsubasa Reservoir Chronicles jest jedną z moim ulubionych w pierzastej serii Clampa. Szkoda, że autorki dały jej taki mały epizod i wolały promować Sakurę, która śpi przez pół mangi.


Na koniec jest jeszcze Raven. Filozofujący stary dziadyga, którego nikt nie chce słuchać. Krętacz, obłudnik i kombinator. Nie jest kimś godnym zaufania. Udaje durnia a wie więcej niż typowy szarak. Poza ciągłym przynudzaniem, nieźle radzi sobie z łukiem.


Na pierwszy rzut oka Ci bohaterowie to nie pasujące do siebie elementy układanki, którą jest jedna z najlepszych gier na X360. To trochę tak jak byście chcieli dopasować klocek w kształcie kwadratu do wgłębienia o kształcie gwiazdy, klocek o kształcie księżyca do okrągłego otworu a klocek okrągły do kwadratowego otworu. Dlatego przyglądanie się pogłębiającym się relacjom między członkami drużyny to ogromny atut Tales of Vesperii. Bardzo dobrze oddaje to utwór Motoia Sakuraby pt. Bonds. Wbrew pozorom nie opowiada on wcale o wszystkich aktorach wcielających się w postać tajnego agenta Jej Królewskiej Mości, Jamesa Bonda. To nastrojowy kawałek, który jak ulał pasuje do Vesperii. To pieśń towarzysząca zacieśniającym się więziom między Yurim, Estelle i resztą.


Czas na mnie. Potwory same się nie pokonają. Zwycięstwo na arenie nie przyjdzie samo. Nowe techniki nie nauczą się same. W kolejce czekają kolejne przedmioty powstałe dzięki syntezie, następne recepty kucharskie, tytuły dla postaci, unikatowe potwory do wytępienia i cała masa innych atrakcji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty