W co gracie w weekend? #420: Monster Hunter World Iceborne, Gears 5 i Soulcalibur III
Cześć. W co gracie w weekend? Oby to było coś dobrego. U mnie, po skokach w bok w postaci Spider-Mana i Star Ocean, wszystko powoli wraca do normy. Raczej nie wytrzymam długo z ciągnięciem kilku gier naraz, więc potraktuję ten weekend raczej przejściowo, a jak już wybiorę sobie tytuł do dłuższych posiedzeń, to skupię się tylko na nim.
Ostatnio zrobiłem też większe zakupy growe. Niestety nie mam czasu, by ogrywać te tytuły. W FFXIV też nie zagram, bo w tym tygodniu wpłatomat zjadł mi kartę i muszę najpierw dostać nową z banku, żeby przypisać ją do konta Square Enix i wykupić subskrypcję.
Monster Hunter World: Iceborne (PS4) - Platyna w World wbita. Pora na drugą w rozszerzeniu Iceborne
Pozycja nr 41 na kupce wstydu
Skupmy się jednak na tym, w co grać mogę i co aktualnie robię. Droga do dwusetnego poziomu rangi mistrzowskiej, zdobycia wszystkich skarbów i koron w Monster Hunter World: Iceborne jest jeszcze bardzo daleka. Skupiam się zatem na prostszych sprawach, takich jak chociażby wykonywanie prostych misji pobocznych. Zdobywamy w nich w nagrodę pieniądze i składniki za pokonywanie potworów. Jednak zdecydowanie największą nagrodą w tego typu misjach są wzmocnienia naszego ekwipunku, niedostępne nigdzie indziej.
Warto je robić, nawet jeśli nie ma za nie żadnych trofeów, bo ich zdobycie może później ułatwić zdobywanie tych trofeów.
Tak jak już wielokrotnie pisałem na łamach niniejszego cyklu, uwielbiam wspólne polowania z graczami na najniebezpieczniejsze stwory Nowego Świata i choć na rynku jest już od dawna Monster Hunter Rise, to jeszcze dużo upłynie wody w Bystrzycy (rzeka przepływające przez mój rodzinny Lublin), zanim pożegnam się z jedną z najlepszych gier Capcomu dostępnych na PS4.
Wciąż przecież muszę zrobić nowe najrzadsze bronie, złapać pięćdziesiąt potworów rangi mistrzowskiej, czy schwytać te ultrarzadkie zwierzątka, które można spotkać w świecie gry.
Chciałbym załatwić wszystkie tematy związane z Iceborne jeszcze w tym roku. Znając jednak mój żółwi refleks jest to mało prawdopodobne.
Gears 5 (XOne) - Czterdzieste siódme wyzerowanie z sześćdziesięciu
Pozycja nr 2 na kupce wstydu
Żmudnego nabijania zabójstw w Kontrze ciąg dalszy. Obecnie brakuje mi 75000 eliminacji do osiągnięcia za 100000. Przy zwykłej konfiguracji meczu można zdobyć od trzydziestu do stu zabójstw za mecz. Nie wiem czy kiedykolwiek się z tym uporam? Jeśli nawet tak, to zajmie mi to jeszcze z kilka lat, więc czuję, że będzie tu trzeba robić jakieś ustawki. Teraz, gdy do calaka brakuje mi raptem dziewięciu osiągnięć, czeka mnie najgorszy grind w Gears 5. Widzę jednak światełko w tym tunelu, bo jeden znajomy chce wspólnie popracować nad tym tematem.
Po kilkumiesięcznej przerwie na FFXIV w strzelaninę trzecio-osobową Microsoftu grałem raczej okazjonalnie. Udało mi się jednak zdobyć rangę Generała w ostatni dzień poprzedniego sezonu. W nowym, który jest blisko połowy, gram już zdecydowanie więcej.
Jeden Ul zaliczony na Geniuszu w poprzednim sezonie to zdecydowanie zbyt mało, więc do tej sprawy też chciałbym podejść z większym przekonaniem.
Skupiam się także na osiągnięciu za pięćdziesiąt wyzerowań profilu (każde z nich wpada po wbiciu stu poziomów). Mam już czterdzieści siedem, więc jeszcze zostało mi tylko zdobyć trzy prestiże. W najlepszym wypadku potrwa to jeszcze ze trzy miesiące.
Soulcalibur III
Soulcalibur to moja ulubiona seria bijatyk. W ostatnich latach całkowicie ją zaniedbałem. Tak w zasadzie to zamierzałem ją odpuścić do końca życia. Zacząłem powtarzać dyrdymały po graczach, którzy zamiast grać w cokolwiek ciągle mówią, że nie mają czasu na granie. Mieli go jak byli młodsi itp. wymówki.
Z początku chciałem mieć jakąkolwiek platynę w bijatyce. Dlatego kupiłem najpierw Soulcalibur II HD Online. Skończyło się na tym, że kupiłem pięć gier z tej japońskiej serii Namco. Cóż mogę dodać? Dawno się tak dobrze nie bawiłem z grami wideo. Nie dość, że mogę teraz nadrobić kilkunastoletnie zaległości, to mam jak na dłoni całą historię tej wyśmienitej serii bijatyk trójwymiarowych, która wraz z Tekkenem sprawiły, że dwuwymiarowe bijatyki stały się ponad dwadzieścia pięć lat temu towarem drugiej potrzeby i trzeba było niemal dekady, by wróciły na swój tron w postaci gier takich jak Street Fighter IV czy Mortal Kombat (IX).
W trzecią odsłonę Soulcalibura zawsze chciałem zagrać. Aż dziw bierze, że od kilkunastu lat jest to ekskluzywna bijatyka, stworzona specjalnie na potrzeby PS2.
Chociaż ubóstwiam Soulcalibura II i do dziś uważam ten tytuł za jeden z najlepszych w gatunku, tak muszę powiedzieć, że SCIII wygląda zdecydowanie lepiej od swojego poprzednika. W trybie fabularnym, gdzie poznajemy losy i motywacje działania poszczególnych bohaterów, możemy podążać różnymi ścieżkami, a nawet wciskać odpowiednie przyciski podczas przerywników, aby nie dostać przykładowo jakimś elementem otoczenia.
Gra ma bardzo rozbudowany tryb dla jednego gracza, w którym zdobywamy złoto. Możemy je przeznaczyć na nową broń, grafiki itd. Odblokowujemy także nowe areny walk oraz wojowników. To najlepsze możliwe rozwiązanie. Tylko od nas zależy to, ile wyciśniemy z tej japońskiej produkcji.
W SCIII debiutują Zasalamel, Tira i Setsuka, ale nawet bohaterowie drugoplanowi tacy jak urodziwe sprzedawczynie, czy nasz trener w masce sowy dają radę. Niezwykle cieszy mnie też fakt, że w grę można grać z japońskimi głosami.
Muzyka ma wiele utworów z poprzedniej części w nowych aranżacjach, ale te nowe też są bardzo dobre. W dalszym ciągu są to w dużej mierze patetyczne podkłady muzyczne zagrzewające gracza do walki.
Wiem, że chcę jeszcze spędzić z tą serią mnóstwo czasu. Nie miałem go przez te wszystkie lata i mam nadzieję, że to się teraz zmieni.
Jak już na wstępie wspominałem jest to raczej weekend przejściowy i nie wierzę, że odmówię sobie przyjemności do tego, aby przyczepić się do jakiejś innej gry jak rzep do psiego ogona. Pozdrawiam wszystkich graczy i życzę Wam słonecznego weekendu.
Komentarze
Prześlij komentarz