Anime Corner #35: Księżniczka Mononoke


Dawno tego nie robiłem, ale w końcu udało mi się obejrzeć jakieś anime. Tym razem padło na klasyk od studia Ghibli, który ma już na karku blisko trzydzieści lat.

Czy warto sięgać dziś po tak stary film? Myślę, że tak. Hayao Miyazaki i jego współpracownicy nigdy bowiem nie schodzą poniżej pewnego poziomu w swych animacjach. A że jest to zazwyczaj poziom niebotyczny to tylko lepiej. 

Jak to w filmach tego studia zazwyczaj bywa jest to kolejna opowieść z pogranicza fantasy. Opowiada o księciu, który w wyniku walki w obronie swojej wioski zostaje przeklęty. Szamanka jego wioski oznajmia mu, że owej klątwy nie da się zdjąć, więc musi ją opuścić i podążyć w swoją ostatnią wędrówkę.

W ten sposób dociera do krainy, w której ludzie toczą brutalną wojnę ze zwierzętami z okolicznego lasu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owe zwierzęta to rozumne istoty, które pragną jedynie zemsty za poległych towarzyszy.

Spotkałem się z zarzutami dotyczącymi scenariusza Księżniczki, ale mi ten film bardzo się podobał chociażby przez to, że nie miał aż tak przygnębiającego wydźwięku jak Grobowiec Świetlików, którego nie odważyłbym się drugi raz obejrzeć.

Mocno mnie zdziwiło to, że w pewnym momencie zaleciało tu nawet trochę Evangelionem. Osobiście nie mam zbyt wielkich zastrzeżeń do fabuły. Chłonąłem ją aż do końcowych napisów, a później pytałem sam siebie czy to już koniec? Chcę więcej.

Siłą Księżniczki Mononnoke jest nie tylko piękna, klasyczna animacja, wzruszająca muzyka czy zapierające dech w piersiach pejzaże. Są to przede wszystkim niezwykle ciekawi bohaterowie, z których niemal każdy ma jakiś cel, a że są to skrajnie różne cele, to na ekranie dochodzi między nimi do różnych tarć, które owocują niesamowitymi wydarzeniami.

Moją ulubienicą jest tu zdecydowanie Pani Eboshi. Wielu widzów uzna ją za największą antagonistkę filmu, całkiem słusznie zresztą, ale na tle innych bohaterów tej pięknej japońskiej animacji nie jest to na pewno postać jednowymiarowa. Dba o chorych i o kobiety, ale pomaga też Księciu Ashitace, więc na pewno nie jest to postać jednoznacznie negatywna.

W zrozumieniu Księżniczki może pomóc znajomość japońskich wierzeń, gdyż cała historia zawarta w tym filmie koncentruje się wokół duchów, które towarzyszą Japończykom od zawsze. Mi najbardziej do gustu przypadły oczywiście wszędobylskie kodamy, które może i nie wpływają bezpośrednio na wydarzenia, ale dodają uroku niemal każdej scenie, w której występują.

Księżniczkę Mononoke mogę polecić każdemu, kto chciałby zobaczyć dobry, wciągający film animowany. Jest to nieśmiertelny klasyk z czasów, gdy do tworzenia anime nie były wykorzystywane jeszcze komputery na taką skalę, tak jak ma to miejsce dzisiaj. Animatorzy stworzyli dzieło, do którego można wrócić nawet po jednokrotnym obejrzeniu, a i tak dalej będziemy zbierać szczękę z podłogi podczas seansu.

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty