W co gracie w weekend (i w Halloween 2023)? #433: Dead Space, Starfield, Paranormasight, Monster Hunter World Iceborne, Fate/Grand Order, Luigi's Mansion 2, Fate/stay night, Fatal Frame III, Resident Evil 3 (1999) i Resident Evil 2 (1998)
Cześć. Tym razem weekend liczę trochę dłużej, bo aż do samego Halloween, stąd będę chciał sprawdzić kilka gier wideo. Wy też spróbujcie odpocząć lub pogrążyć się w zadumie, jeśli musicie, i nie zapomnijcie odpalić choćby na chwilę swoich ulubionych gier.
Dead Space (PS5) - Odrestaurowany legendarny kosmiczny klasyk
Początkowo miałem ogrywać remake Dead Space przez Gamepassa. Rozmawiałem nawet o tym z kolegą, z którym pożyczamy sobie od czasu do czasu gry, ale on stwierdził, że sam ogra ten horror na Xboxie, a mi pożyczy wersję gry na PS5. Zgodziłem się bez wahania. W ten sposób EA, które zabiło kiedyś tą genialną markę, zamieniając ją w tępą koopową strzelankę, wypchaną po brzegi mikrotransakcjami, co przyczyniło się do zamknięcia studia odpowiedzialnego za tą serię, nie dostanie ode mnie złotówki.
Starfield (XSX, PC) - Wysoka cena
W Starfieldzie w dalszym ciągu powoli brnę do przodu z wątkiem głównym. Pierwszy raz w fabule stało się coś, co mnie mocno rozjuszyło i najgorsze jest chyba to, że będę zmuszony przejść całą grę, żeby poczuć się lepiej. Nie będę wchodził tutaj w szczegóły. Jeśli tylko znajdę czas na kosmicznego rpga Bethesdy, to wyruszę w poszukiwania kolejnych frakcji, które mam nadzieję, pomogą mi w rozwiązaniu zagadki artefaktów porozrzucanych po całym wszechświecie. Słowo kluczowe na dziś brzmi Jedność.
Zgoda buduje. Niezgoda rujnuje.
Paranormasight: The Seven Mysteries of Honjo (PC) - Duchy i zjawiska paranormalne od Square Enix
W okresie Halloween nie ma nic lepszego niż gra wideo o okultyzmie, rytuałach zmartwychwstania, czy tajemnicach związanych z duchami. Produkcja Square Enix spełnia każdy z tych warunków.
Do historii Paranormasight wprowadza nas narrator, który tłumaczy kilka podstawowych rzeczy, informuje nas o śmierci głównego bohatera, dodając, żebyśmy udawali, że nic takiego nigdy się nie wydarzyło, po czym przenosi nas do świata z telewizora, gdzie zaczyna się już właściwa historia. Młody chłopak poznaje w parku dziewczynę zafascynowaną okultyzmem. Jakiś czas później dwójka bohaterów spotyka się w tym samym miejscu, tyle że nocą, rozmawiając o Rytuale Zmartwychwstania i tytułowych Siedmiu Tajemnicach Honjo.
W międzyczasie zaznajamiamy się z mechaniką rozgrywki. Nie jest to kolejna powieść wizualna jak tysiące innych, gdzie klikamy tylko tekst. Tutaj musimy się rozglądać po okolicy i zaglądać do posiadanych dokumentów, aby później odnieść się do nich w rozmowach. Interaktywność tego tytułu mocno przypadła mi do gustu. Jednak najważniejszym jej elementem jest oczywiście tajemniczość samej historii, klimat, który buduje odpowiednio dobrana do scen muzyka i ciekawscy bohaterowie, których celem jest rozwikłanie zagadek, sięgających w swoich źródłach aż do epoki Edo.
Jestem pod wielkim wrażeniem, że to japońskie studio, poza wysokobudżetowymi produkcjami, ma także czas na wydawanie mniejszych, acz szalenie wciągających tytułów takich jak ten właśnie.
Monster Hunter World: Iceborne (PS4) - Fatalis!!!
Przez kilka ostatnich miesięcy narzekałem na brak czasu, żeby siąść na dłużej do Iceborne'a. Skończyło się na tym, że kompletnie odpłynąłem na polowaniu na potwory w Nowym Świecie i jeszcze bezczelnie namówiłem na wspólną zabawę kilku innych graczy. Wspólnej zabawy z tymi przypadkowymi nawet nie liczę.
Nie dość, że nabijałem poziomy rangi mistrzowskiej jak szalony, to przy okazji spotkałem wszystkie wszystkie rzadkie okazy lokalnej fauny, zbadałem wszystkie potwory w grze, pokonałem trzydzieści razy ich warianty, to przy okazji pokonaliśmy ledwo, ledwo Alatrona, co jest przepustką do walki z najpotężniejszym stworem w całej grze Capcomu, a więc z czarnym smokiem Fatalisem.
Prawdopodobnie nigdy go nie pokonam, ale o tak epickim wstępie do walki z potworem mogliśmy co najwyżej pomarzyć przy okazji pierwszych odsłon cyklu Monster Hunter. To walka całkowicie opcjonalna, ale było warto walczyć z wszystkimi pozostałymi stworami Nowego Świata, aby zmierzyć się z grubaskiem.
Świetnie się bawię przy tym kooperacyjnym rpgu akcji rodem z Japonii i jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem dzieła Capcomu. Takie rozszerzenia fabularne to ja rozumiem.
Fate/ Grand Order (And) - Dziewica Orleańska w natarciu
Wydarzenia z FGO, które opisywałem przy poprzedniej okazji okazały się być jeno prologiem i samouczkiem do właściwej gry. Poza podstawami mechaniki rozgrywki, dowiadujemy się o rolach poszczególnych bohaterów, dalej możemy podziwiać piękne intro, ale prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero później. Otrzymujemy informację, że musimy udać się do jednej z siedmiu epok, a których wydarzy się coś, co na zawsze zmieni losy świata.
Pierwszą taką epoką jest Wojna Stuletnia z piętnastego wieku. Rzecz dzieje się trzy dni po spaleniu na stosie Joanny d'Arc. Wraca ona jako Władczyni i rozkazuje swoim sługom mordować, plądrować i najlepiej gwałcić wszystkich po równo, bez względu na przekonania. Wobec Boga i tak przecież wszyscy są równi. Pierwszą osobą, która doświadcza jej 'miłosierdzia' jest biskup, który wydał rozkaz stracenia jej na stosie.
Jaram się jak Dziewica Orleańska. Ostatnią dobrą grą wideo z Aśką była Jeanne d'Arc na PSP, a więc moja najukochańsza gra, która zaszczyciła swoją obecnością pierwszego przenośniaka Sony. Od tamtej pory minęło jednak sporo czasu, dlatego niezmiernie cieszę się, że mogę sobie przypomnieć nieziemski wręcz heroizm młodej Francuzki, która wydała wojnę całej Anglii, pomimo bycia zwykłą dziewczyną, która nie wiedziała absolutnie nic o wojowaniu.
Nie muszę martwić się o jej historię, bo stoi za nią przegenialny Nasu. Wiem, że mnie wciągnie a może nawet wzruszy.
Po ukończeniu prologu otrzymujemy kapitalną nagrodę, bo dostajemy możliwość wezwania jednej z trzydziestu dwóch dostępnych na starcie gry pięciogwiazdkowych Sług. Początkowo nosiłem się z zamiarem wezwania Saber, ale przecież ona jest bohaterką w każdym tytule z uniwersum Fate, więc zrobiłem wyjątek i przyzwałem oczywiście Aśkę, nie wiedząc zupełnie o tym, że cały kolejny rozdział Grand Order będzie jej poświęcony. Moje zaskoczenie było ogromne, a po tym co przed chwilą napisałem już pewnie doskonale wiecie, dlaczego tak bardzo się ucieszyłem tym faktem.
Luigi's Mansion 2 (3DS) - Luigi, pogromca duchów po raz drugi
Gdy ostatnio ogrywałem Resident Evil Revelations zobaczyłem, że obok kilku pudełek z grami na 3DSa mam jeszcze odrębne pudełko na gry bez pudełek. Wszystko kiedyś kupiłem w zestawie od kolegi, tego samego, który pożyczył mi Dead Space. Zupełnie jednak o tym zapomniałem. Skoro jednak mamy taki czas, że wszelkie historie o duchach są jak najbardziej wskazane, to pomyślałem a co mi tam, zobaczę sobie ten tytuł.
Jedynkę mocno musiałem męczyć, żeby w ogóle ją przejść. Trwało to chyba z ponad dwa lata, co nie jest jakimś superwyczynem w przypadku produkcji na mniej niż dziesięć godzin, więc na pewno nie będę pisał, że zaliczę kolejne przygody Luigiego w ten weekend. Kiedyś to na pewno zrobię. Gier z bratem Mario w roli głównej nie ma zbyt wiele, więc chociażby z tego powodu ją ukończę, tym bardziej, że absolutnie żadna gra spod szyldu Ghostbusters nie trzyma poziomu produkcji Nintendo.
Fate/stay night - Realta Nua: Heaven's Feel (PC, PS2, VITA) - Dark Saber i cudowna Sakura
Gry z gatunku visual novel to najnudniejszy gatunek gier wideo. Tylko w nich czytasz i czytasz. Od czasu do czasu zobaczysz w nich coś ciekawego lub coś usłyszysz. Wszystko jednak odbywa się w bezruchu. Z drugiej strony jest to także najlepszy gatunek gier wideo, jeśli przykładowo chcemy zjeść jakiś obiad podczas grania albo przekąsić coś mniejszego. Żadna, najlepsza nawet gra zręcznościowa nie nada się do tego, gdyż musielibyśmy mieć w takim wypadku przynajmniej cztery ręce, żeby grać i jeść jednocześnie.
Z tego też powodu odpaliłem niedawno Fate/stay night. Co prawda nie zamierzałem tego robić do przyszłego roku, ale ostatnia ścieżka fabularna tej niesamowitej gry fabularnej, łączącej w sobie mocną erotykę i klimat dark fantasy, zatytułowana Heaven's Feel, jest po prostu zbyt wciągająca, żeby odstawić ją w kąt ot tak sobie.
Fate postawiony do góry nogami zaskakuje, budzi zachwyt, wzrusza, przeraża, ale przede wszystkim wciąga. Jestem pod wielkim wrażeniem tego jak bardzo różni się ta ścieżka od dwóch poprzednich. Saber szybko schodzi ze sceny, aby wrócić później jako swoja mroczna wersja. Rider wreszcie wymiata, Sakura jest przecudowna, a Shirou to niemal cyborg. Ech, gdyby każda gra wideo miała tak wielowątkową fabułę. Większość produkcji AAA to jednoliniowe gry, gdzie jesteśmy dodatkowo zmuszani do kilkukrotnego ich przejścia za jakieś jedno, dodatkowe trofeum. Nie różnią się one zupełnie niczym w stosunku do pierwszego przejścia. Paranoja.
Fate/stay night jest niczym jak kostka. Żeby zobaczyć każde jej oblicze, musimy ją wiele razy obrócić i przyjrzeć się uważnie każdej ze stron, bo różnią się one od siebie w sposób diametralny, kładąc nacisk za zupełnie innych bohaterów.
Fatal Frame III: The Tormented (PS2)
Fatal Frame'a III męczę już tak długo i bezskutecznie, że na rynku zdążyło już pojawić się kilka nowych części tej marki, a ja w dalszym ciągu nie potrafię znaleźć czasu, żeby ją ukończyć. Wszystko przez genialną dwójkę, która jest dla mnie nawet straszniejsza od Silent Hillów. Wyglądała ona tak ślicznie na pierwszym Xboxie, że wszystko po niej wygląda jak tania tandeta.
Przeczytałem kiedyś tekst znajomego o całej serii, który jest zdecydowanie lepiej poinformowany ode mnie w tym temacie, ale po tym jak napomknął o jakiś wątkach pedofilskich lub kazirodczych, to dałem sobie spokój. Rozumiem takie akcje w grach erotycznych, bo tam to jest norma, ale horrory powinny straszyć. Jeśli tego nie robią, to nadają się najwyżej do pieca na podpałkę.
Trzymając się jednak tematu Fatal Frame to seria, w której zwiedzamy najczęściej jakieś nawiedzone domostwa, a jedyną naszą bronią przeciw występującym tam duchom jest magiczny aparat, służący do ich egzorcyzmowania.
Tak samo jest i tutaj, ale niespecjalnie poczyniłem tu jakieś postępy fabularne, bo się po prostu boję tej przytłaczającej atmosfery i słabej grafiki w samym tytule.
Resident Evil 3: Nemesis (PSone) - Dwudziesta dziewiąta ucieczka Jill Valentine z Raccoon City
Co prawda nie miałem wcześniej zbytnio czasu, by wrócić kolejny raz do najczęściej kończonej przeze mnie gry wideo w życiu, ale to nawet dobrze. Teraz jest ku temu zdecydowanie lepsza okazja.
Wszyscy gracze uwielbiają rimejki swoich ulubionych tytułów, ale są takie odświeżenia, które nie stały nawet blisko swoich oryginałów. Jedną z takich gier jest legendarny Nemesis z PSone, który wygrywa z rimejkiem mechanikami wyborów, dodatkowymi trybami rozgrywki, darmowymi strojami i bronią do odblokowania, muzyką, czy pełną, niepociętą kampanią dla jednego gracza.
Trzecia odsłona serii Resident Evil z Jill w roli głównej jest dla mnie jak ulubiona piosenka od ponad dwudziestu lat i zawsze przychodzi taki moment, że muszę jej znowu 'przesłuchać', rzucając wszystko inne w kąt.
Tym razem przejdę RE3 dwudziesty dziewiąty raz po to, żeby odblokować ostatnią kartę epilogu, a później pewnie pogram trochę Mikhailem w Najemników, żeby odblokować Gatling Guna do kampanii.
Resident Evil 2 (PSone) - Extreme Battle, czyli protoplasta trybu The Mercenaries
To tyle na dziś. Trzymajcie się ciepło i nie dajcie się duchom i innym straszydłom.
Komentarze
Prześlij komentarz