W co gracie w weekend? #448: Elden Ring - Shadow of the Erdtree i Kanon

 


Witam wszystkich. Połowa roku już za nami. Zazwyczaj o okresie wakacyjnym mówi się, że to sezon ogórkowy. Ciężko jednak tak powiedzieć tym razem, skoro właśnie wylądował długo wyczekiwany dodatek do najlepszej gry wideo wydanej w 2022 roku oraz tytuł, na który miłośnicy powieści wizualnych czekali dwadzieścia pięć lat.

Elden Ring: Shadow of the Erdtree (PS5) - W poszukiwaniu Miquelli


Nie byłem pewien czy zagram w to rozszerzenie na premierę. From Software jak zwykle pokpiło sprawę i nie dodało do dodatku żadnych nowych trofeów. Zupełnie nie wiem jak można było nie ogarnąć tak prostej sprawy? Jakoś Niohy i Wo Long od konkurencji z Team Ninja mogą mieć dodatkowe trofea. Miał je też przecież Bloodborne.

Nie jest to jednak najważniejszy czynnik decydujący o tym, czy zagram w dany tytuł From Software. Nie jest nim także legendarny, wysoki poziom trudności ich produkcji.

Jest nim przede wszystkim tryb dla wielu graczy, a ten ma tylko sens wtedy, gdy uczestniczy w nim jak największa ich liczba. Kilka lat po premierze Elden Ring i tak nikogo nie będzie interesował. Wtedy na rynku będą brylować zupełnie inne produkcje. Nie zamierzam więc pisać głupot, że każdy musi zagrać w ten dodatek. Nie istnieje bowiem gra wideo, w którą zagrałby każdy gracz.

Ci jednak, którzy ośmielą się rzucić wyzwanie Miquelli, będą ginąć na potęgę. 


Przez dwa dni, odkąd ogrywam Shadow of the Erdtree raz jedyny udało mi się pomóc gospodarzowi w pokonaniu okolicznego smoka, a tak to każdy gospodarz, którego spotykam prędzej czy później jest masakrowany przez pierwszego bossa fabularnego i to się chyba nieprędko zmieni. Może gdyby ci gracze zajęli się w pierwszej kolejności zbieraniem przedmiotów zwiększających ich siłę sprawa wyglądałaby inaczej?

W dodatku mamy dostępną nową krainę, Królestwo Cienia. Z pozoru może się to wydawać niewiele. Jest to tak duża miejscówka, że wiele pełnych gier wydanych w tym roku będzie zwyczajnie w świecie mniejsza. Mam tu w szczególności na myśli gry na kilka godzin, które trafiły już w ręce graczy. 


Rozszerzenie do Elden Ring spokojnie wystarczy na kilkadziesiąt godzin gry lub nawet na więcej, jeśli planujemy wspólną zabawę z innymi zmatowieńcami. Już teraz mogę napisać, że jest zdecydowanie największa dodatkowa miejscówka do gry, nad którą pracował Hidetaka Miyazaki. Pamiętam, że jego wcześniejsze dodatki potrafiły mieć trzech dodatkowych bossów na krzyż.

Tym razem on i jego pracownicy odpłynęli, dostarczając graczom to naprawdę kawał dobrej i przede wszystkim bardzo dużej produkcji. Elden Ring nawet po dwóch latach od premiery wciąż zachwyca rozmachem i ma klimat dark fantasy, który absolutnie wgniata w ziemię.


Już pierwszy zamek w Shadow of the Erdtree pokazuje, że w kwestii designu miejscówek From Software nie ma absolutnie żadnej konkurencji. Liczba skrótów, ukrytych przejść, zasadzek ze strony wroga i innych atrakcji jest porażająca, a mówimy tu o raptem jednej lokacji. Muzyka hipnotyzuje równie dobrze jak ta ze stolicy i chociaż często sobie powtarzam, że idę w końca lać tego bossa, to wciąż pozwalam innym graczom się przyzywać, w nadziei, że skopiemy tyłki temu całemu tałatajstwu, które się zaległo w ruinach Beluratu.

Nie mogę się oderwać od tego rozszerzenia fabularnego. Już nawet nie jestem zły na wiecznie umierających graczy. Przyzwyczaiłem się po prostu do tego, tak jak każdy kibic piłkarski w Polsce przyzwyczaił się do tragicznych występów naszych piłkarzy na największych imprezach piłkarskich.

Kanon (PC) - Pierwsza gra ojców Clannada nareszcie na Zachodzie


Nie spodziewałem się tego, że dożyję kiedyś oficjalnego wydania pierwszej visual novel Key na Zachodzie. Ta się jednak stało. Tytuł, którzy otworzył drogę do sławy ojcom Air, Clannad, Little Busters, Summer Pockets, czy Rewrite wreszcie trafił na Zachód...dwadzieścia pięć lat po debiucie. Warto jednak wesprzeć twórców, bo oni od przeszło dwóch dekad robią najlepsze wyciskacze łez i to się chyba nie zmieni w przyszłości.

Kanon powstał w czasach, gdy normą był format 4:3, dlatego trochę zgrzytam zębami, gdy widzę ulubione grafiki poucinane na górze i dole. Nie wiem czemu autorzy vnek nie dają w takim przypadku możliwości zmiany trybu obrazu jak chociażby twórcy Dies Irae, trzeba jednak ich pochwalić, że nie jest to zwykłe podbicie rozdzielczości w starej grze wideo. Wszystkie tła zostały tu narysowane od nowa i robi to ogromne wrażenie niemal na każdym graczu, który widział pierwszą i tą ostatnia wersję gry.

Podoba mi się także to, że w końcu mogę posłuchać głosu głównego bohatera, szybkość skakania po menusach oraz to, że tytuł Key ma osiągnięcia Steam. Ich zdobycie wymaga zaliczenia wszystkich ścieżek fabularnych, więc trochę potrwa zcalakowanie tego zimowego klasyka z nostalgiczną atmosferą. Obym się nie poddał gdzieś po drodze, bo Kanon zawsze już będzie jedną z moich najukochańszych zimowych gier.

To tyle. Do następnego razu. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty