W co gracie w Halloween 2024?: F.E.A.R. - Strach ma wielkie oczy
Święta Halloween nie obchodzę, ale zawsze uważałem je za doskonałą okazję do tego, aby odpalić jakiś tytuł z dreszczykiem.
Jestem wielkim fanem Condemned Monolithu. Był to dla mnie powiew świeżości w czasach kiedy jakość serii Silent Hill kulała a Resident Evil dobił swym poziomem dna i stał się z survival horroru chałturą na poziomie gniotów Andersona.
Przez wiele lat marzyłem też o sprawdzeniu F.E.A.R. od tych samych twórców, ale jakoś nigdy nie potrafiłem znaleźć czasu, żeby go kupić. Kiedyś byłem nawet bliski jego zakupu na Steamie. Odstraszyła mnie jednak cen zestawu, w którym niniejsza produkcja była sprzedawana z dwoma kolejnymi częściami tej trylogii.
Niedawno zobaczyłem, że na GOGu pierwsza część kosztuje jedynie 3,50zł, więc tym razem już nic nie mogło mnie powstrzymać. To prawdopodobnie najlepiej wydane przeze mnie pieniądze na grę wideo. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta. F.E.A.R. stanowi najlepsze połączenie fpsa z horrorem w historii gier wideo.
Dzięki czemu jest to absolutna czołówka w tych dwóch gatunkach, a tytuł ma niemal dwadzieścia lat na karku.
Wcielamy się tutaj w żołnierza jednostki pierwszego kontaktu, który ląduje w wyznaczonym miejscu misji, gdzie witają go zastępy wrogo nastawionych i uzbrojonych po zęby najemników. Żeby tego było mało, to od czasu do czasu główny bohater ma koszmarne wizje, które powodują gęsią skórkę.
F.E.A.R. ma kapitalną ścieżkę dźwiękową, którą spokojnie można postawić obok takich klasyków jak Resident Evil lub Silent Hill. Równie dobrze wypada w tej produkcji strzelanie, a wszystko to dzięki bardzo dobremu silnikowi fizycznemu, który pozwala m.in. na bicie szyb, czy przygważdżanie przeciwników do ścian czy sufitu.
Wśród uzbrojenia znajdziemy tu oczywiście pistolet, karabin czy strzelbę, jednak moimi ulubionymi pukawkami jest gwoździownica Penetrator i broń cząsteczkowa, która stapia wrogów po celnym strzale, zostawiając po nich jedynie ich szkielet.
Pomimo tego, że w grze walczymy zazwyczaj z najemnikami kontrolowanymi telepatycznie, to w dalszej jej części spotkamy także i inne typy przeciwników.
Świetnym pomysłem było też dodanie przez twórców opcji spowolniania czasu, bez którego niemal nie da się tu wyżyć, bo nasi przeciwnicy są śmiertelnie niebezpieczni w większej grupie nawet na normalnym poziomie trudności.
Tytuł posiada także dwa rozszerzenia fabularne, których akcja rozgrywa się zaraz po zakończeniu wątku głównego, a że jestem świeżo po zobaczeniu liter końcowych to nie omieszkam ich sprawdzić, nawet pomimo tego, że robiło je inne studio.
Do następnego razu.
Jestem wielkim fanem Condemned Monolithu. Był to dla mnie powiew świeżości w czasach kiedy jakość serii Silent Hill kulała a Resident Evil dobił swym poziomem dna i stał się z survival horroru chałturą na poziomie gniotów Andersona.
Przez wiele lat marzyłem też o sprawdzeniu F.E.A.R. od tych samych twórców, ale jakoś nigdy nie potrafiłem znaleźć czasu, żeby go kupić. Kiedyś byłem nawet bliski jego zakupu na Steamie. Odstraszyła mnie jednak cen zestawu, w którym niniejsza produkcja była sprzedawana z dwoma kolejnymi częściami tej trylogii.
Niedawno zobaczyłem, że na GOGu pierwsza część kosztuje jedynie 3,50zł, więc tym razem już nic nie mogło mnie powstrzymać. To prawdopodobnie najlepiej wydane przeze mnie pieniądze na grę wideo. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta. F.E.A.R. stanowi najlepsze połączenie fpsa z horrorem w historii gier wideo.
Dzięki czemu jest to absolutna czołówka w tych dwóch gatunkach, a tytuł ma niemal dwadzieścia lat na karku.
Wcielamy się tutaj w żołnierza jednostki pierwszego kontaktu, który ląduje w wyznaczonym miejscu misji, gdzie witają go zastępy wrogo nastawionych i uzbrojonych po zęby najemników. Żeby tego było mało, to od czasu do czasu główny bohater ma koszmarne wizje, które powodują gęsią skórkę.
F.E.A.R. ma kapitalną ścieżkę dźwiękową, którą spokojnie można postawić obok takich klasyków jak Resident Evil lub Silent Hill. Równie dobrze wypada w tej produkcji strzelanie, a wszystko to dzięki bardzo dobremu silnikowi fizycznemu, który pozwala m.in. na bicie szyb, czy przygważdżanie przeciwników do ścian czy sufitu.
Wśród uzbrojenia znajdziemy tu oczywiście pistolet, karabin czy strzelbę, jednak moimi ulubionymi pukawkami jest gwoździownica Penetrator i broń cząsteczkowa, która stapia wrogów po celnym strzale, zostawiając po nich jedynie ich szkielet.
Pomimo tego, że w grze walczymy zazwyczaj z najemnikami kontrolowanymi telepatycznie, to w dalszej jej części spotkamy także i inne typy przeciwników.
Świetnym pomysłem było też dodanie przez twórców opcji spowolniania czasu, bez którego niemal nie da się tu wyżyć, bo nasi przeciwnicy są śmiertelnie niebezpieczni w większej grupie nawet na normalnym poziomie trudności.
Tytuł posiada także dwa rozszerzenia fabularne, których akcja rozgrywa się zaraz po zakończeniu wątku głównego, a że jestem świeżo po zobaczeniu liter końcowych to nie omieszkam ich sprawdzić, nawet pomimo tego, że robiło je inne studio.
Do następnego razu.
Komentarze
Prześlij komentarz