Recenzja gry Ninja Gaiden 2 Black
Tomonobu Itagaki - Narodziny legendy
Ninja Gaiden 2 Black to już piąta wersja tytułu, który debiutował szesnaście lat temu na Xboxie 360. Za oryginał odpowiadał legendarny Tomonobu Itagaki. Ten niezwykle uzdolniony Japończyk odpowiada za najlepsze gry Team Ninja z końca ubiegłego i początku tego wieku.
Pierwsze odsłony Dead or Alive i Ninja Gaiden Black to produkcje, które w swoim czasie na nowo zdefiniowały gatunek bijatyk i trójwymiarowych przygodowych gier akcji opartych na walce, nazywanych zazwyczaj hack'n'slash.
Większość laików kojarzy Dead or Alive głównie z podskakującym biustem głównych bohaterek tej serii bijatyk, całkowicie ignorując fakt, że wprowadziła ona jeden z najlepszych systemów reversali w gatunku, posiadała wielkie, wielopoziomowe plansze oraz spopularyzowała tryb Tag polegający na możliwości walki dwoma postaciami. Można było je swobodnie zmieniać podczas starć. Miały też one wyjątkowe, grupowe ataki.
Ninja Gaiden Black pokazał zaś jak będą wyglądać w przyszłości wszystkie trójwymiarowe gry akcji. Tytuł zyskał sławę nie tylko ze względu na wysoki poziom trudności, ale również ze względu na niezwykle dynamiczne starcia, możliwość eksterminacji przeciwników przy użyciu szerokiego wachlarza broni, dzięki świetnej, elektronicznej muzyce, przepięknej jak na swoje czasy grafice, brutalnym animacjom zabijania adwersarzy, bonusom oraz przede wszystkim dzięki kapitalnie zaprojektowanym wrogom i klimatowi samej gry, która opowiadała o losach smoczego wojownika ninja, Ryu Hayabusy, który musiał się wznieść na wyżyny swoich umiejętności w walce z potworami zagrażającymi istnieniu całej ludzkości i jego klanu. Dla mnie była to przede wszystkim pierwsza gra w historii, która pozostawiła daleko w tyle legendarne Tenchu, czyli najlepszą grę wideo piątej generacji konsol traktującą o wojownikach ninja.
Ninja Gaiden 2 po raz pierwszy
Kontynuacja legendarnego Ninja Gaiden Black ukazała się tylko i wyłącznie na Xboxie 360. Mogliśmy zwiedzić w niej Nowy Jork, inne regiony świata czerpiące garściami z miasta kanałów, Wenecji, czy pokrytej śniegiem Moskwy. Grę cechował przede wszystkim nowy, jeszcze bardziej dopracowany system egzekucji wrogów, polegający na odcinaniu kończyn i głów rannym demonom oraz członkom klanu czarnego pająka, którzy stanęli na drodze naszego nieustraszonego protagonisty. To była dobra gra. Uważam jednak, że nigdy nie dorównała poprzednikowi. Była to też ostatnia dobra gra stworzona przez wspomnianego wcześniej japońskiego wizjonera branży gier wideo.
Upadek gwiazdy
Oberwało się też m.in. przygotowanej na potrzeby PS3 specjalnej wersji Ninja Gaiden 2 z dopiskiem Sigma. Dodano do niej dodatkowe misje z Momiji, znaną z Ninja Gaiden: Dragon Sword z NDS, z Rachel, którą można spotkać w pierwszej odsłonie Ninja Gaiden oraz z Ayane, znanej z serii Dead or Alive. Gra doczekała się także sieciowego trybu współpracy i dodatkowych strojów dla bohaterów. Była jednak krytykowana za cenzurę, zmniejszenie ogólnej liczby wrogów, usunięcie niektórych broni z oryginału, czy przemodelowanie niektórych etapów gry poprzez zamianę trudniejszych wrogów na łatwiejszych lub dodanie nowych punktów zapisów gry. Zmieniono w niej także sposób upgrade'owania broni na całkowicie automatyczny, podobnie zresztą jak strzelanie z łuku. Z gry znikła również opcja nowej gry plus.
I tym oto sposobem dotarliśmy do dnia dzisiejszego. Black jest ostatnia wersją Ninja Gaiden 2. Tytuł został przeniesiony na silnik Unreal Engine 5. Jest to więc zdecydowanie najpiękniejsza wersja dwójki. Czy jest to także najlepsza jej wersja? Postaram się teraz odpowiedzieć na to pytanie.
Moim zdaniem wcale tak nie jest. Ludzie naliczyli, że w pierwszej odsłonie Ninja Gaiden 2 jest ponad cztery tysiące wrogów do pokonania. We wszystkich kolejnych odsłonach z Black włącznie jest ich o połowę mniej. Są mniej agresywni. Mają za to więcej zdrowia i zdecydowanie silniejsze, zabójcze rzuty. Poza wątkiem głównym w nasze ręce oddano do dyspozycji dwuosobowe misje. Nie da się w nie niestety grać z innymi graczami tak jak w pierwszej Sigmie.
W wydaniu Ninja Gaiden 2 z dopiskiem Black nie uświadczymy też niektórych strojów z poprzednich wydań tego hack'n'slasha. Na całe szczęście twórcy nie patrzyli na żadnych Niemców, Australijczyków czy Japończyków z CERO i wydali wreszcie poza Xboxem tą najbrutalniejszą wersję swojego tytułu. Krew leje się tu strumieniami a przeciwnicy nawet bez rąk czy nóg dalej się nie poddają i rzucają się na naszych bohaterów, aż nie rozprawimy się z nimi na dobre.
Wielkie Potwory, przekozak Genshin, demony różnej maści, wojownicy ninja a nawet psy dalej dają się nam we znaki. Wystarczy spojrzeć na listę trofeów w Ninja Gaiden 2 i wciąż jest to jedna z najrzadszych platyn na PSN. Ma ją raptem jeden gracz na tysiąc. To się chyba już nigdy nie zmieni.
Ten japoński tytuł pełen wartkiej akcji jest przyjazny dla nowicujszy, ale tylko na najłatwiejszym poziomie trudności. Najtrudniejszego poziomu trudności nie pokona tu niemal żaden zwyczajny zjadacz chleba.
Dla wielu graczy totalnym rozczarowaniem jest to, że jest tak naprawdę kolejne wydanie Sigmy. Mnie najbardziej w Blacku boli brak polskiej wersji językowej, o którą zadbał Microsoft na Xboxie 360 przy pierwszym wydaniu dwójki.
Sama zaś gra może mieć jeszcze tysiąc wersji. W dalszym ciągu dwójka jest dla mnie tytułem, która nigdy nie dorównała legendarnej pierwszej części Ninja Gaiden. Począwszy od muzyki i klimatu, uzbrojenia, miejscówek, czy bossów, aż po wszystko inne. Gdy odpalałem Ninja Gaiden Black na Xboxie miałem przed sobą jedną z najwybitniejszych trójwymiarowych gier akcji w historii. Konkurencja była daleko w tyle za tym tytułem. Dosłownie każdy kawałek w oryginale kopał tyłek. Tutaj tak mocno podoba mi się raptem jeden utwór zatytułowany Lost Civilization. Reszty mogłoby w ogóle w tej grze nie być a i tak wcale bym tego nie zauważył.
Podczas gdy toksyczny fandom Ninja Gaiden kłóci się o to, która wersja Ninja Gaiden 2 jest najlepsza, moje stanowisko jest proste jak budowa cepa.
Konkurencja nie śpi. Podczas gdy Team Ninja wydaje już kolejną wersję Ninja Gaiden 2, From Software wydało w tym czasie Demon's Souls, trzy części Dark Souls, Bloodborne, Sekiro, Armored Core 6 i Elden Ring. Jeśli dodamy to tego Bayonetty, kolejne odsłony Devil May Cry a nawet nowe części God of War, to szybko dotrze do nas, że w segmencie gier wideo opartych na walce dzieje się dużo. Dzieje się bardzo dużo, a słupki sprzedaży pokazują kto wygrywa, a kto jest w peletonie goniącym czołówkę.
Dlatego myślę, że ci najbardziej uzdolnienie twórcy z Team Ninja powinni w końcu przestać zapatrywać się w swojego byłego szefa. Przecież bez jego pomocy stworzyli dwa kapitalne Niohy. Wystarczyło, że wzięli jako bazę łuk, działo, shurikeny i te kilka broni do walki wręcz, którymi posługuje się Ryu i stworzyli istne cuda.
Nie jestem jakimś ortodoksem, który będzie próbował wciskać innym, w którą wersję Ninja Gaiden 2 wolno grać graczom a w którą nie. Ja bawiłem się dobrze z obiema. To jednak w nowych markach takich jak Nioh upatruję przyszłości studia Team Ninja. Japończycy jak się postarają, to potrafią stworzyć prawdziwe arcydzieła, jeśli oczywiście nie wciskają tam cenzury i nie wycinają zeń żadnej zawartości.
Recenzowaną grę traktuję jako przypomnienie sobie jakim wspaniałym bohaterem jest Ryu Hayabusa i wręcz nie mogę się doczekać co z tą marką zrobi Platinum Games.
Plusy:
- przystępna dla nowicjuszy (tylko najniższy poziom trudności)
- wysoki poziom trudności
- dynamika starć
- brutalne egzekucje rannych wrogów
- możliwość gry Momiji, Rachel i Ayane
- nowe szaty klasyka
Minusy:
- brak polonizacji
- zmniejszona liczba wrogów względem oryginału
- usunięcie części oręża i strojów z poprzednich wydań gry
- brak trybu sieciowego z pierwszej Sigmy
Platforma: PS5
Moja ocena:
Grafika: 8
Muzyka: 7
Miodność: 8
Ocena końcowa: 8
Kontynuacja legendarnego Ninja Gaiden Black ukazała się tylko i wyłącznie na Xboxie 360. Mogliśmy zwiedzić w niej Nowy Jork, inne regiony świata czerpiące garściami z miasta kanałów, Wenecji, czy pokrytej śniegiem Moskwy. Grę cechował przede wszystkim nowy, jeszcze bardziej dopracowany system egzekucji wrogów, polegający na odcinaniu kończyn i głów rannym demonom oraz członkom klanu czarnego pająka, którzy stanęli na drodze naszego nieustraszonego protagonisty. To była dobra gra. Uważam jednak, że nigdy nie dorównała poprzednikowi. Była to też ostatnia dobra gra stworzona przez wspomnianego wcześniej japońskiego wizjonera branży gier wideo.
Upadek gwiazdy
To co wydarzyło się później okazało się tragedią dla wszystkich graczy. Szef Team Ninja nie udźwignął roli przywódcy. Został oskarżony o molestowanie seksualne. Odszedł w niesławie z firmy, którą sam założył. Następnie procesował się o niewypłacone apanaże za pracę przy Dead or Alive 4. Z tego co się orientuję, to został oczyszczony z wszelkich zarzutów. Nie zmienia to jednak faktu, że wolał w tamtym czasie opowiadać głupoty o konkurencji i końcu japońskiej branży gier wideo niż robić kolejne wspaniałe produkcje. Na tym galimatiasie ucierpieli wszyscy. Itagaki nie zrobił od tamtej pory żadnej topowej produkcji, a jego dawny matecznik wydał na rynek najgorsze odsłony Dead or Alive i Ninja Gaiden. Ten stan trwał bardzo długo.
Sigma
Sigma
Oberwało się też m.in. przygotowanej na potrzeby PS3 specjalnej wersji Ninja Gaiden 2 z dopiskiem Sigma. Dodano do niej dodatkowe misje z Momiji, znaną z Ninja Gaiden: Dragon Sword z NDS, z Rachel, którą można spotkać w pierwszej odsłonie Ninja Gaiden oraz z Ayane, znanej z serii Dead or Alive. Gra doczekała się także sieciowego trybu współpracy i dodatkowych strojów dla bohaterów. Była jednak krytykowana za cenzurę, zmniejszenie ogólnej liczby wrogów, usunięcie niektórych broni z oryginału, czy przemodelowanie niektórych etapów gry poprzez zamianę trudniejszych wrogów na łatwiejszych lub dodanie nowych punktów zapisów gry. Zmieniono w niej także sposób upgrade'owania broni na całkowicie automatyczny, podobnie zresztą jak strzelanie z łuku. Z gry znikła również opcja nowej gry plus.
Tytuł doczekał się też portu na Vitę. Jest też częścią składanki Master Collection, która jest dziś dostępna na niemal wszystkich platformach do grania.
Wraz z odejściem pana Itagakiego z Team Ninja zniknęła też jego niechęć do wydawania gier tego studia na platformy inne niż te Microsoftu.
Ty jesteś Black. Ja jestem Black. Wszyscy są Black
Wraz z odejściem pana Itagakiego z Team Ninja zniknęła też jego niechęć do wydawania gier tego studia na platformy inne niż te Microsoftu.
Ty jesteś Black. Ja jestem Black. Wszyscy są Black
I tym oto sposobem dotarliśmy do dnia dzisiejszego. Black jest ostatnia wersją Ninja Gaiden 2. Tytuł został przeniesiony na silnik Unreal Engine 5. Jest to więc zdecydowanie najpiękniejsza wersja dwójki. Czy jest to także najlepsza jej wersja? Postaram się teraz odpowiedzieć na to pytanie.
Moim zdaniem wcale tak nie jest. Ludzie naliczyli, że w pierwszej odsłonie Ninja Gaiden 2 jest ponad cztery tysiące wrogów do pokonania. We wszystkich kolejnych odsłonach z Black włącznie jest ich o połowę mniej. Są mniej agresywni. Mają za to więcej zdrowia i zdecydowanie silniejsze, zabójcze rzuty. Poza wątkiem głównym w nasze ręce oddano do dyspozycji dwuosobowe misje. Nie da się w nie niestety grać z innymi graczami tak jak w pierwszej Sigmie.
W wydaniu Ninja Gaiden 2 z dopiskiem Black nie uświadczymy też niektórych strojów z poprzednich wydań tego hack'n'slasha. Na całe szczęście twórcy nie patrzyli na żadnych Niemców, Australijczyków czy Japończyków z CERO i wydali wreszcie poza Xboxem tą najbrutalniejszą wersję swojego tytułu. Krew leje się tu strumieniami a przeciwnicy nawet bez rąk czy nóg dalej się nie poddają i rzucają się na naszych bohaterów, aż nie rozprawimy się z nimi na dobre.
Wielkie Potwory, przekozak Genshin, demony różnej maści, wojownicy ninja a nawet psy dalej dają się nam we znaki. Wystarczy spojrzeć na listę trofeów w Ninja Gaiden 2 i wciąż jest to jedna z najrzadszych platyn na PSN. Ma ją raptem jeden gracz na tysiąc. To się chyba już nigdy nie zmieni.
Ten japoński tytuł pełen wartkiej akcji jest przyjazny dla nowicujszy, ale tylko na najłatwiejszym poziomie trudności. Najtrudniejszego poziomu trudności nie pokona tu niemal żaden zwyczajny zjadacz chleba.
Dla wielu graczy totalnym rozczarowaniem jest to, że jest tak naprawdę kolejne wydanie Sigmy. Mnie najbardziej w Blacku boli brak polskiej wersji językowej, o którą zadbał Microsoft na Xboxie 360 przy pierwszym wydaniu dwójki.
Sama zaś gra może mieć jeszcze tysiąc wersji. W dalszym ciągu dwójka jest dla mnie tytułem, która nigdy nie dorównała legendarnej pierwszej części Ninja Gaiden. Począwszy od muzyki i klimatu, uzbrojenia, miejscówek, czy bossów, aż po wszystko inne. Gdy odpalałem Ninja Gaiden Black na Xboxie miałem przed sobą jedną z najwybitniejszych trójwymiarowych gier akcji w historii. Konkurencja była daleko w tyle za tym tytułem. Dosłownie każdy kawałek w oryginale kopał tyłek. Tutaj tak mocno podoba mi się raptem jeden utwór zatytułowany Lost Civilization. Reszty mogłoby w ogóle w tej grze nie być a i tak wcale bym tego nie zauważył.
Podczas gdy toksyczny fandom Ninja Gaiden kłóci się o to, która wersja Ninja Gaiden 2 jest najlepsza, moje stanowisko jest proste jak budowa cepa.
Konkurencja nie śpi. Podczas gdy Team Ninja wydaje już kolejną wersję Ninja Gaiden 2, From Software wydało w tym czasie Demon's Souls, trzy części Dark Souls, Bloodborne, Sekiro, Armored Core 6 i Elden Ring. Jeśli dodamy to tego Bayonetty, kolejne odsłony Devil May Cry a nawet nowe części God of War, to szybko dotrze do nas, że w segmencie gier wideo opartych na walce dzieje się dużo. Dzieje się bardzo dużo, a słupki sprzedaży pokazują kto wygrywa, a kto jest w peletonie goniącym czołówkę.
Dlatego myślę, że ci najbardziej uzdolnienie twórcy z Team Ninja powinni w końcu przestać zapatrywać się w swojego byłego szefa. Przecież bez jego pomocy stworzyli dwa kapitalne Niohy. Wystarczyło, że wzięli jako bazę łuk, działo, shurikeny i te kilka broni do walki wręcz, którymi posługuje się Ryu i stworzyli istne cuda.
Nie jestem jakimś ortodoksem, który będzie próbował wciskać innym, w którą wersję Ninja Gaiden 2 wolno grać graczom a w którą nie. Ja bawiłem się dobrze z obiema. To jednak w nowych markach takich jak Nioh upatruję przyszłości studia Team Ninja. Japończycy jak się postarają, to potrafią stworzyć prawdziwe arcydzieła, jeśli oczywiście nie wciskają tam cenzury i nie wycinają zeń żadnej zawartości.
Recenzowaną grę traktuję jako przypomnienie sobie jakim wspaniałym bohaterem jest Ryu Hayabusa i wręcz nie mogę się doczekać co z tą marką zrobi Platinum Games.
Plusy:
- przystępna dla nowicjuszy (tylko najniższy poziom trudności)
- wysoki poziom trudności
- dynamika starć
- brutalne egzekucje rannych wrogów
- możliwość gry Momiji, Rachel i Ayane
- nowe szaty klasyka
Minusy:
- brak polonizacji
- zmniejszona liczba wrogów względem oryginału
- usunięcie części oręża i strojów z poprzednich wydań gry
- brak trybu sieciowego z pierwszej Sigmy
Platforma: PS5
Moja ocena:
Grafika: 8
Muzyka: 7
Miodność: 8
Ocena końcowa: 8
Bardzo dobra recenzja (nie grałem). Przyjemnie się czytało. Masz świetny styl pisania.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Cieszę się, że się podobało.
Usuń