W co gracie w weekend? 478: Happiness! Sakura Celebration, DOOM The Dark Ages, Clair Obscur, Oblivion Remastered, Atelier Yumia, Dynasty Warriors Origins, Metaphor, Steins;Gate 0 PL, Monster Hunter Rise/Sunbreak, Full Metal Daemon Muramasa, Dies Irae i Kara no Shojo
Witam wszystkich graczy. Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zdrowi. Kolejny weekend już trwa, więc wypada coś odpalić. Co tym razem? O tym przekonacie się w dalszej części tekstu. Dziś w odcinku growa żonglerka w poszukiwaniu czegoś interesującego.
Happiness! Sakura Celebration (PC, 2025) - Hokus pokus i płatki kwiatów wiśni
Trwało to niemal rok. Okazało się jednak, że moja recenzja została tam opublikowana po długim czasie oczekiwania, więc wiedziałem, że wcześniej czy później zrobię tam zakupy.
Padło na tytuł, którego nie spodziewałem się zobaczyć w zachodnim wydaniu bez cenzury. Happiness! 2 Sakura Celebration, bo tak naprawdę brzmi jego prawdziwy tytuł, który w wydaniu Mangagamera zgubił gdzieś po drodze dwójkę, znam od dawna, bo nie raz przeglądałem zeń grafiki, które są zdecydowanie jednymi z moich ulubionych w gatunku eroge.
O samym zaś tytule nie wiedziałem do dziś zupełnie nic.
Wiedziałem tylko tyle, że na pewno go kupię prędzej czy później. Nie wiedziałem jeszcze tylko gdzie. Początkowo chciałem kupić to moege na Steamie, ale gdy zobaczyłem, że jego cena jest dwukrotnie wyższa niż u konkurencji i trzeba je łatać, a jak wiadomo w sklepie Valve gracz nie dostaje za zakup żadnych punktów, które może później wydać na obniżenie kosztu zakupu kolejnej gry, to dałem sobie spokój i kupiłem go w Jast USA o czterdzieści procent taniej.
Jest to tytuł lekki, prosty i przyjemny, opowiadający o szkole Sakuragaoka pełnej czarodziejów i czarodziejek, więc już na początku wiedziałem, że taka lekka, niezobowiązująca tematyka mi się spodoba.
Podchodziłem doń z dużą dozą rezerwy, ale gdy posłuchałem jednej z sióstr głównego bohatera i jej głos wydał mi się jakiś znajomy, to szybko odkryłem, że jest to głos księżniczki Sylvie z duologii Kinkoi, w mig się ucieszyłem i już wiem na pewno, że będę się bardzo dobrze bawił przy pierwszym oficjalnym zachodnim wydaniu Happiness!
Nie skończyłem jeszcze najnowszych przygód Slayera. Gdy chcemy skończyć sto gier naraz, to skończy się tym, że nie skończymy żadnej. Na szczęście nie tracę czasu na to, żeby pisać w internecie, że DOOM skończył się na takiej części albo owakiej. Powoli idę do przodu. Zdobywam nową broń, dosiadam grzbietu smoka, odbijam zabójcze pociski w stronę nadawcy, odkrywam kolejne sekrety i wycinam w pień kolejne piekielne hordy. Raz na parę lat mogę tak zrobić.
Bardzo fajnie, że id Software dodało te wszystkie ulepszenia broni, tarczy, ciosów wręcz czy pokoje wyzwań, ale pamięta też o tym, że DOOM to także szukanie tajnych kluczy czy kart bezpieczeństwa, abyśmy mogli pójść dalej.
Od czasu do czasu musimy zamknąć jakiś piekielny portal, zaatakować latający statek czy dać łupnia jakiemuś większemu adwersarzowi, ale mi to w zupełności wystarcza, aby czerpać satysfakcję z tego fpsa utrzymanego w średniowiecznych klimatach.
Clair Obscur: Expedition 33 (XSX, 2025) - Sirene
Pływałem też od jednej wysepki do drugiej, aż natrafiłem na jedną z najpiękniejszych miejscówek w całej grze.
Skąpana w piasku Sirene od razu przypomniała mi o pięknych chwilach spędzonych z Podróżą. Pustynia, wszystkie te garnki, dywany, roztańczone sługi swojej pani, cudna, kojąca muzyka i opcjonalni przeciwnicy dający mi się we znaki tworzą naprawdę niesamowitą mieszankę i choć jestem jeszcze zbyt słaby by tu wiele zwojować, to i tak skorzystałem z szansy na to, aby podnieść poziomy członkom drużyny i zdobyć trochę gotówki, bo prędzej czy później znowu trafię na handlarza handlującego nowym orężem i strojami.
Kapitalnie się tu czuję i jeszcze trochę pozwiedzam zanim wrócę na dobre do coraz ciekawszego wątku głównego tej wspaniałej produkcji.
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered (XSX, 2025) - Czcij matkę swoją
Ciąg zadań powiązany z Mrocznym Bractwem zaliczony! To była zawsze jedna z moich ulubionych gildii w Oblivionie. Niby prosty questline polegający na zabijania. Czasem jednak naprawdę trzeba było sporo się nagłówkować, aby zlikwidować cel tak, żeby morderstwo wyglądało na nieszczęśliwy
wypadek albo zrobić wszystko po cichu i bez żadnych świadków.
W niektórych momentach jest to wręcz niemożliwe bez mikstur niewidzialności lub z wiecznie pałętającymi się w pobliżu strażnikami imperialnymi, więc od czasu do czasu musiałem słono zapłacić za to, żeby się ode mnie odczepili gdy nie wszystko poszło po mojej myśli. Ze dwa razy straciłem też kradzione przedmioty przeznaczone dla paserów z Gildii Złodziei, ale na razie sobie ją odpuszczam, szczególnie, że jest to w dalszym ciągu najbardziej zbugowany questline w całej grze.
Zajmę się teraz czymś spokojniejszym jak choćby Gildia Magów lub Gildia Wojowników. Ta ostatnia to nawet nie wiem gdzie jest, więc chyba jednak wybiorę to pierwsze. To będzie doskonała okazja, żeby nauczyć się najbardziej przydatnych zaklęć z każdej szkoły magii dostępnych w Cyrodiil.
Krok po kroku robię postępy w remake'u Obliviona. Nie specjalnie jednak zależy mi na tym, żeby szybko się z nim pożegnać. Ten moment nadejdzie prędzej czy później oczywiście, ale na razie po prostu łażę sobie po tym świecie i podziwiam to jak bardzo zmieniła się grafika w grach wideo przez ostatnie dwadzieścia lat.
Na pewno będę chciał się uporać z tematem przed premierą remastera 4K pierwszej odsłony Gears of War. Czy zdążę? Wcale nie jestem tego taki pewien, szczególnie, że do Gamepassa raz co raz trafiają nowe tytuły, które koniecznie chcę sprawdzić.
Atelier Yumia ze słodkiej i przyjemnej ścieżki powoli skręca na te mroczniejsze tory. Historia jednego z antagonistów w dalszym etapie fabuły pokazuje, że alchemia to nie tylko przyjemne chwile. Protagonistka i jej znajomi traktują ją jako coś bardzo przydatnego w rozwiązywaniu wszelkich drobnych i tych większych spraw.
Nie każdy jednak ma tyle szczęścia. Po tym co ostatnio widziałem wcale się nie dziwię, że Aladiss zamieszkują też osoby, które chciałby aby ona nigdy nie istniała.
Bardzo dobrze, że Gust nie zapomniał pokazać w swoim najnowszym dziele jej mrocznych odcieni. W ten sposób cała historia staje się bardziej wiarygodna a i gracz ma jakąś motywację do tego, aby zostać przy niej do końca. Tak jest przynajmniej w moim przypadku. Jestem już nakręcony na to, aby ludzie którzy wykorzystują alchemię do niecnych celów zapłacili za swoje karygodne nadużycia względem niej.
Dynasty Warriors: Origins (PS5, 2025) - Diaochan, Diaochan!!!
Dynasty Warriors Origins nie odpalałem od trzech miesięcy. Szkoda grać w cokolwiek na siłę. Najlepiej grać wtedy, gdy mamy na to ochotę. Robię tak zawsze.
Przez ten czas kreśliłem oczywiście w głowie scenariusze odnośnie tego co zrobić po powrocie do rpga akcji od Omega Force. Miałem już zaplanowany sojusz i cały ten plan wziął w łeb po spotkaniu Wang Yuna i jego adoptowanej córki.
Boże, jakie te
Kiedyś mogłem tylko podziwiać uniwersum wymyślone prze japońskie studio specjalizujące się w produkcjach, w których bohater, którym kierujemy staje naprzeciw setek przeciwników. Dziś doświadczam tego na własnej skórze i jestem zachwycony. Kiedyś technologia nawet nie pozwalała wyświetlić tak dużej ilości żołnierzy na ekranie telewizora. Teraz jest to dziecinnie proste. Jestem pod wielkim wrażeniem, że to co było kiedyś jedynie w sferze marzeń wielu programistów w 2025 roku jest już rzeczywistością.
Nie wydaje mi się, żebym zrobił sobie kolejną tak długą przerwę od tej pozycji. Trzeba spiąć poślady, przysiąść do niej na poważnie i w końcu ją skończyć.
Metaphor: ReFantazio (XSX, 2024) - Atlus na wagarach

Przeżyłem niemały szok, gdy okazało się, że Atlus nie wysyła nas znowu do szkoły. Tym razem ruszamy na wojnę...z ludźmi. Główny bohater, który o dziwo mówi, zostaje wciągnięty w zawiłą intrygę polityczną, której stawką jest świat fantasy pozbawiony rasizmu a zamieszkujące go rasy marzą o świecie pełnym szklanych drapaczy chmur, gdzie istnieje tylko jedna rasa i wszyscy są sobie równi.
Uwielbiam ten odwrócony setting fantasy, gdzie przedstawiciele fantastycznych ras, rozgadane wróżki i magia są czymś naturalnym, a ich największym marzeniem jest nasz zwykły ludzki świat.
Podoba mi się także to, że ktoś tam w Atlusie w końcu związał chyba Shojiego Meguro i wrzucił go do zimnej celi, bo podczas ogrywania najnowszego dzieła tej firmy nie męczy naszych uszów swoimi riffami gitarowymi tak jak ma to w zwyczaju w niemal każdej produkcji tego japońskiego developera od dwóch dekad. Uwielbiam gościa, no ale ileż można? Te zagrzewające do boju chóry to powiew świeżości w skostniałych ścieżkach dźwiękowych większości pozycji tego studia.
Cieszę się, że dla odmiany mogę zagrać w rpga Atlusa jako żołnierz, który ma tajną misję, od powodzenia której zależy przyszłość pogrążonego w chaosie królestwa. Ostatnio tak dobrze z produkcją tego studia bawiłem się chyba przy okazji Radiant Historii, która była czymś wyjątkowym na tle większości rpgów tej firmy, bazujących na walkach z tymi samymi demonami, łapaniu ich i dokonywaniu ich fuzji.
Metaphor ma oczywiście wiele elementów zbieżnych z grami z serii Persona takich jak menusy, dodatkowe tury drużyny po ataku z zaskoczenia czy wykorzystywanie słabości przeciwników, aby uzyskać przewagę w walce, nie sposób jednak nie wspomnieć o tym, że jego największą zaletą jest umiejscowienie miejsca akcji w zupełnie innych realiach niż kolejne odsłony najbardziej dochodowej marki tego japońskiego studia.

Tak się jednak musiało stać. Żonglowanie wieloma grami wideo, aby koniec końców skupić się na tej jedynej to moja podstawowa zagrywka, gdy chcę coś skończyć. Czasem po prostu trzeba się wyciszyć i skupić, aby dotrzeć do celu.
Nie spodziewałem się, że wrócę jeszcze kiedyś do laboratorium w Akihabarze, jednak polska fantranslacja pozwoliła mi na nowo przeżyć tą historię i losy jej bohaterów.
Gdy tylko zcalakowałem drugi raz Steins;Gate poczułem ogromną pustkę. Nie codziennie gramy w gry wideo, które odmieniają nasze życie, otwierając okno na nowe doznania.
Nie chcę jeszcze rozstawać się z Okarinem i jego przyjaciółmi, więc czym prędzej wróciłem do Steins;Gate 0 w wersji polskiej i trochę tu jeszcze zabawię.
Sporo zapomniałem od kiedy przechodziłem zerówkę kilka lat temu. Po zaliczeniu zakończenia z Maho i spotkaniu pewnej ważnej osoby stwierdzam, że to był świetny wybór.
Dziś do tej pozycji podchodzę na chłodno, a nie tak jak za pierwszym razem, wychodząc z założenia, że coś może przebić oryginał. Uniwersum Steins;Gate nie musi w każdej części traktować o wehikułach czasu. Sztuczna inteligencja, tworzenie fałszywych wspomnień czy digitalizacja tych ostatnich to są szalenie wdzięczne tematy, a gdy dodamy do tego, że prequel pierwszej części jest hołdem dla Mozarta, to naprawdę ciężko się mi od tego wszystkiego oderwać.
Monster Hunter Rise/Sunbreak (PS5, 2023) - Zwiady z sojusznikami
Po czterystu pięćdziesięciu godzinach spędzonych z mieszkańcami Kamury i Elgado czuję, że robię jakieś postępy. Rpg Capcomu wciągnął mnie już na całego i przez ten czas całkowicie zmieniłem o nim zdanie.
Dziś jest to jedna z moich ulubionych gier na PS5 z fantastycznymi klimatem wioski ninja w Rise i klimatem rycerskim w jego rozszerzeniu zatytułowanym Sunbreak. Nie zliczę tego ile zabawy dostarczyły mi wspólne łowy na potwory z graczami z całego świata. Byłem zrozpaczony, gdy nie udawało nam się kończyć misji, i wniebowzięty, gdy udawało nam się pokonać te wszystkie straszne potwory i zdobyć zań koronę.
Rise/Sunbreak zupełnie mi się nie nudzi, więc chyba dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, gdy napiszę, że po zdobyciu wszystkich zwojów z rozpędu zrobiłem też wszystkie brakujące misje ze zwolennikami i przy okazji zdobyłem trofeum za pięćset pokonanych potworów w grze.
Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze upolować czterysta dziewięćdziesiąt dziewięć maszkar, zrobić pozostałe zwiady z sojusznikami, poboczne misje rangi mistrzowskiej i zdobyć brakujące korony.
Wcześniej pisałem, że daję sobie na to jeszcze rok, ale jeśli się postaram, to może uda mi się uporać ze wszystkim w pół roku.
Wtedy zrobię sobie przerwę od serii Monster Hunter...no chyba, że znów przepadnę w innej odsłonie na kilka lat.
Full Metal Daemon Muramasa (PC, 2021) - Nemesis
Full Metal Daemon Muramasa to produkcja, którą stworzyli współtwórcy Steins;Gate, a więc Nitroplus. Jest to studio, które nie boi się pokazywać strasznych i ciężkostrawnych scen w swoich opowieściach. Tytuł nie trafił więc na Steama, który domagał się ocenzurowania sporej jego części. Gdy twórcy ulegli Valve, to nawet wtedy Amerykanie nie dopuścili do jego publikacji na swojej platformie. Tytuł trafił więc na GOG. Jest to oczywiście wersja ocenzurowana. Pełna wersja zaś, pozbawiona cieć, dostępna jest na stronie wydawcy, Jast USA, i to tam najlepiej ją kupić.
Znajdziemy tu mechy, walki samurajskie i liczne dylematy natury etycznej, jest to jednak przede wszystkim historia o wojnie i wszelkich występujących podczas wojny okrucieństwach. Można udawać, że pewne rzeczy nie dzieją się podczas brutalnych konfliktów zbrojnych, ale one naprawdę mają miejsce i twórcy Muramasy nie boją się o tym mówić, ani tym bardziej ich pokazywać.
Ta japońska pozycja uchodzi za arcydzieło gatunku visual novel/eroge, z czym nie zgadzałem się przez bardzo długi czas po zaliczeniu jednej ścieżki fabularnej, co zajęło mi sto godzin. Więcej, czas spędzony z bohaterami Muramasy uważałem za całkowicie stracony, gdyż fabuła nie potoczyła się tak jak chciałem i nie udało mi się poznać do końca losów jednej bohaterki.
Gdy ogrywałem produkcję Nitroplus pierwszy raz nie wiedziałem jeszcze, że twórcy zastawili na mnie pułapkę, w którą oczywiście wpadłem jak zwykły nowicjusz. Ktoś kto jest zaznajomiony z gatunkiem czytadeł będzie tu jak dziecko we mgle. Autorzy dają pewną wskazówkę co do tej historii, ale nikt nie zwróci na nią uwagi i bardzo prawdopodobne, że nieraz będzie zaskoczony podczas poznawania tej opowieści.
Mnie Muramasa wprawiła w osłupienie i zostawiła z rozdziawioną gębą. Gatunek powieści graficznych rządzi się jednak swoimi prawami i pamiętać należy, że są to często opowieści z wielowątkową fabułą, składającą się z więcej niż jednej ścieżki fabularnej, zupełnie inaczej niż to ma miejsce w grach z liniowymi scenariuszami.
Początkowo chciałem ogrywać cały tytuł od nowa, czytając wszystkie dialogi. Po jakimś czasie stwierdziłem jednak, że to strata czasu, bo chce się najpierw przekonać, czy dokonując innych wyborów, uda mi się odblokować ścieżkę Kanae, o czym marzyłem od samego początku.
Czy są lepsze gry w tym gatunku? Pewnie się znajdą.
Czy są lepsze scenariusze w grach wideo? Pewnie tak.
Czy są gry z ciekawszymi bohaterami? Myślę, że udałoby się nam takich wymienić.
Czy są gry z lepszą metalową ścieżką dźwiękową? W życiu.
Kapitalne połączenie ciężkiego gitarowego brzmienia i muzyki organowej czynią z Dies Irae tytuł niezwykły, do którego wracam co jakiś czas przez ostatnie cztery lata. Mam w nim odblokowane już osiemdziesiąt pięć procent galerii i trzy zaliczone zakończenia, więc na pewno coś niecoś już o nim wiem. Nigdy jednak nie powstrzymało mnie to przed tym, by zajrzeć tam ponownie.
Ten niesamowity klimat budowany przez muzykę, świat gry, w którym główni bohaterowie walczą z największą zakałą ludzkości, krytyka ksenofobii, hitlerowskiej eugeniki i mitu o nadczłowieku, przywar duchowieństwa, niepoprawne polityczne gagi, poważne dyskusje o różnicach między bóstwami wschodnimi i zachodnimi albo o totalnych duperelach to nie jest coś, co można zobaczyć w każdej grze wideo, a już tym bardziej nie w grach erotycznych.
Golizna tu oczywiście też jest, ale tak jak w wielu japońskich eroge to tylko wisienka na torcie.
Ten tort czy raczej te torty już dawno zjadły Marie i Kasumi, ale tyle ile się przy tym uśmiałem, to moje. Zazwyczaj, gdy zaliczam nowe ścieżki fabularne w visual novelkach, to po prostu przewijam wszystko co wcześniej widziałem, aż natrafię na nowy moment. Ten tytuł traktuję inaczej. Wiem, że jest to już ostatni raz gdy go przechodzę, więc chcę go po prostu chłonąć tak jak tutejsze heroiny chłoną te wszystkie słodkości. Na szczęście nie muszę się z tym wcale śpieszyć i skończę historię Rena w stosownym momencie.
Kara no Shojo (PC, 2011) - Na tropie seryjnego mordercy
Po ukończeniu pierwszego epizodu Kara no Shojo powinienem raczej zajmować się kolejnymi. Na chwilę obecną nie mam na to jednak żadnego ciśnienia. Prolog trochę mnie rozczarował w kwestii niemożności wpłynięcia na losy większości bohaterów, pomimo tego, że to połączenie kryminału i eroge oferuje ich naprawdę sporo. Sam klimat kryminalny, cudowna wręcz muzyka i projekty postaci oraz fabuła ocierały się o małe dzieło sztuki, nie lubię jednak gdy gatunek bazujący na wyborach gracza jest tak naprawdę visual novelką kinetyczną, która i tak potoczy się w stronę wyznaczoną przez autorów, a my tak naprawdę decydujemy tylko o tym, która dziewczyna będzie miała gorące sceny z protagonistą.
Nawet średnie vnki rozwiązują ten temat lepiej, a daleko im do kunsztu Kary.
W każdym bądź razie nie zamierzam jeszcze kontynuować tej historii, a przynajmniej nie do czasu, aż zobaczę kilka innych ścieżek fabularnych, bo jak na wprowadzenie do trylogii autorstwa Innocent Grey jest tu ich naprawdę sporo.
Historia detektywa, który prowadzi śledztwo w sprawie brutalnych morderstw młodych dziewczyn z początku jest przerażająca i mocno przygnębiająca emocjonalnie, ale im dalej w las, tym lepiej i nawet w tej całej beznadziei i rozpaczy można dostrzec malutki promyk nadziei.
To tyle na dziś. Tak właśnie wygląda moja growa żonglerka. Na kogo wypadnie, na tego bęc. Do następnego razu.
W Imię Dexxa, Realisty i Karate Koksa. Bieluk z Wami. I z Muminem twoim
OdpowiedzUsuńNikogo.
UsuńJak to?
UsuńNormalnie. Byli, minęli. Nikt już o nich nie pamięta. Życie toczy się dalej. Ale miło wspominam czasy elyty ppe...
UsuńCzemu kwadrat odpisujesz sam sobie?
OdpowiedzUsuńTo nie on odpisuje. To ja. A ty Szyszka czy któryś tego sortu, czemu wciąż tu wchodzisz i spamujesz jakieś śmieci z przeszłości, które od dawna nikogo nie obchodzą? Nie masz nic sensownego do napisania, to nie zaśmiecaj fajnego bloga. Idź tam do Borsuka, psa mu wyprowadź na spacer. Koniec tematu.
UsuńDobrze kwadrat nie unoś się. Grifter pogłaszcze i kuśka ci stanie
UsuńGrifter to jeszcze większy toksyk niż Szyszka. Niech wraca na forum Szmatławca gdzie go zaorali, to jeszcze trochę się z niego pośmieją chociaż. Dla potomnych https://www.psxextreme.info/profile/69989-grif/
UsuńPrzecież Szyszka zmarł Borsuk i Repip gadali na lajwie o tym. Jego żona nie wytrzymała i popełniła seppuku.
OdpowiedzUsuńNiby kiedy umarł?
UsuńJaka była przyczyna śmierci?
UsuńPrzedawkował dragon balla.
UsuńMontek go zjadł.
UsuńTak zmarł, że aż cztery dni temu napisał komentarz na rng. Słaby trolling.
UsuńAle śmietnik tu robicie postppeowskie trolle. Wypad na discorda, czy gdzie wy się tam teraz kisicie.
OdpowiedzUsuńCiekawe który to tak bardzo nie może żyć bez Squaresoftera, że od jakiegoś czasu tu wchodzi tylko po to, żeby pisać zjebane komentarze. Może Daaku? On zawsze miał największy ból dupy za czasów ppe. Ale nie wydaje mi się, przecież on nawet nie gra już w gry, bo mu baba zabroniła. To na pewno któryś z fanbojów dragon balla z RNG. Dziwnym trafem zaczął się tu spam bo tym jak Square napisał tam komentarz. Przyznać się, który to, Szyszka czy ten jego przydupas Maniek? Bo Krzycha bym o to nie podejrzewał, w przeciwieństwie do tych dwóch, on był i jest normalny.
OdpowiedzUsuńJak na discordzie cross play jest osobny kanał dla beki z kwadrata obstawiam Griftera xD. Oni takie elementy jak Zdun czy Dżony szanują a kwadrata nope
UsuńWidać bardzo za nim tęsknią, skoro nawet po tylu latach o nim dalej piszą. To się już nadaje do leczenia. Szkoda gadać. Niech piszą jak ich to uszczęśliwia. Sami sobie wystawiają świadectwo.
UsuńGrifter to alkoholik, więc nic dziwnego, że lubi innych alkusów takich jak Zdun czy Dżony. Dziwię się tylko Gomlinowi, że jeszcze nie pogonił tego pajaca z Crossa. Pewnie tylko dlatego, żeby było komu pisać na stronie, bo większość poodchodziła z czasem.
UsuńOni na tym disco Crossplay mają syndrom sztokholmski. Niby odeszli z PPE, ale ciągle tam wchodzili i drwili z Gruszczyka i spółki kopiując ich teksty i wspólnie kręcąc bekę. jednocześnie waląc sobie konia będąc przekonanymi o swojej lepszości. Jak screeny poszły do redakcji PPE to się obsrali i zamknęli widoczność discorda tylko obcych. Potem też była afera z tym typem z łowców gier, nawet niedawno Gomlin na Strefie Psx się tłumaczył z tego. Za Griftera też przepraszał, który syfu narobił na forum Psx Extreme wyzywając czytelników i redaktorów. Sprane łby i tyle. Nic dziwnego, że Msaint i Nadol odeszli z tego pierdolnika.
OdpowiedzUsuń