W co gracie w weekend? #221
Witajcie. Bardzo cieszę się z tego, że odwiedziliście mnie w zeszłym tygodniu na blogu, więc postanowiłem go kontynuować. Miałem znowu pisać o Personie 5, ale ledwo po piętnastu dniach spędzonych z tym jrpgiem ujrzałem napisy końcowe. Miałem bardzo złe zakończenie i zamierzam jeszcze kiedyś wrócić do tej produkcji, aby poprowadzić historię inaczej, ale to już nie w tym roku. W 2017r. wyszło po prostu bardzo dużo dobrych i ciekawych gier, więc wypadałoby, abym w końcu napisał coś o The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Wróciłem także po trzech miesiącach przerwy do NieRa: Automaty z mocnym postanowieniem zobaczenia zakończeń B-E. Postaram się też bardziej przycisnąć zaniedbane ostatnio Uncharted 4.
[Wpis zawiera spoilery.]
Bardzo szybko spotykamy w niej pewnego starca, który obiecuje oddać nam swoją paralotnię, jeśli przyniesiemy mu skarb znaleziony w jednej z pobliskich świątyń. O ile świat w ostatniej części przygód o księżniczce Zeldzie i nieustraszonym Linku jest pokaźnych rozmiarów, tak świątynie w grze są mikroskopijne i często składają się z jednego większego pomieszczenia, w którym musimy rozwiązać jedną lub kilka zagadek, dzięki czemu dotrzemy do znajdującego się tam skarbu. Skarb jest zawsze ten sam i jest nim Kula Ducha. Zebranie czterech takich kul daje nam możliwość uzyskania dodatkowego kontenera zdrowia zwiększającego naszą maksymalną ilość serc lub zwiększenia wskaźnika wytrzymałości, który decyduje o tym, jak długo możemy się wspinać lub wyprowadzać ciosy. W tym celu musimy udać się do zrujnowanej Świątyni Czasu i pomodlić się o naszą nagrodę.
Po spełnieniu prośby owego człowieka okazuje się, że jest to duch Króła Hyrule, który opowiada nam niewesołą historię swojego królestwa, które stanęło sto lat temu na skraju zagłady z rąk Ganona Nieszczęscia. Aby mu w tym przeszkodzić zebrana została potężna armia składająca się z przedstawicieli wielu ras, w ręce których oddane zostały najnowocześniejsze maszyny bojowe. Armia, której celem miało być uratowanie świata nie wzięła jednak pod uwagę przebiegłości ich wroga. Ganon przejął władzę nad wszystkimi maszynami, łącznie z potężnymi bestiami a biednej Zeldzie pozostało przyglądanie się jak miasto, które chciała ochronić jest niszczone centymetr po centymetrze. Wszyscy zginęli, łącznie z Linkiem, który ostatnim tchem uratował jeszcze księżniczkę, której wiernie służył. Przez ostatnie sto lat Ganon rósł nieustannie w siłę. Gdy osiągnie apogeum swojej moc, to cały świat ulegnie zagładzie. Celem gracza jest niedopuszczenie do tej sytuacji. Zanim jednak uda nam się wykonać powierzoną nam misję musimy dobrze poznać świat gry.
W orientacji w terenie pomaga wdrapywanie się na wysokie wieże, które dają dostęp do mapy. Owe wieże są świetnymi punktami widokowymi, więc dobrze jest pozaznaczać wszystkie świątynie i inne interesujące nas miejsca, jakie zobaczymy na ich szczytach, bo kiedyś może do nich zajrzymy. Na mapie możemy umieścić nawet do stu znaczników i wybrać dla nich jeden z kilku symboli. Ustawiłem sobie, że wieże mam pod jednym symbolem a świątynie pod innym, żeby mi się nie mieszały.
Dotarcie do wybranego miejsca na mapie wcale nie oznacza, że dostaniemy się od razu tam gdzie chcemy. Żadna gra z tej serii nie jest grą spacerową jak tytuły z serii The Elder Scrolls i pomimo tego, że sporo w niej naleciałości z serii Assassin's Creed oraz Far Cry, to jest to dalej gra bazująca na konieczności posiadania jakiejś zdolności, żeby gdzieś wejść. Nie wdrapiemy się na wysoką wieżę bez odpowiedniego rozwinięcia wytrzymałości. Nie wystarczy znaleźć świątynię, żeby do niej wejść, bo jej wnętrze może być otoczone kolcami, więc czasem lepiej rozejrzeć się gdzieś po okolicy i znaleźć jakąś półkę skalną, z której dolecimy do upragnionej świątyni.
Jednak to nie ogromny świat, jego kreacja artystyczna, duża swoboda czy grafika, która jest moim zdaniem mniej szczegółowa niż ta ze Skyrima z 2011r. robią na mnie największe wrażenie w Breath of the Wild. Autorzy przeszli samych siebie w dbaniu o detale, które sprawiają, że tytuł Nintendo zdobył moje serce od pierwszej minuty. Wyobraźcie sobie, że gdy leje jak z cebra, to skały są śliskie i nie ma szans, żeby się na nie wdrapać. Gdy rozszaleje się burza, to pioruny potrafią trzasnąć o ziemię i podpalić trawę! Jeśli nie ugotujemy czegoś, co zapewni nam ochrony na zimno lub nie znajdziemy stosownego odzienia, to zamarzniemy.
Podczas walk z bokogoblinami możemy wytrącić im broń z ręki, podjąć ją z ziemi i nią walczyć. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że wcale nie musimy się rzucać na duże grupy przeciwników, żeby zdobyć skarb, którego chronią. Czasem wystarczy ruszyć głową, wdrapać się gdzieś wyżej i zrzucić na nich z góry jakieś kamienie lub kłody, które przetrzebią ich szyki. A jeśli nawet to nam nie wystarcza, to zawsze możemy poczekać do zmroku i wybić po cichu wszystkich przeciwników kiedy smacznie śpią.
Możliwości w tej grze jest sporo, więc chwilowo zupełnie nie interesuję się wątkiem głównym, tylko zwiedzam ten świat i nie mogę się nadziwić nad jego pięknem. Z rzeczy, które są irytujące wymieniłbym koszmarnie szybko psujące się bronie i tarcze, spadki animacji w niektórych miejscach oraz z rzadka pojawiającą się muzykę. Boję się też, że zabawa runami bomb, magnesu, zatrzymywania czasu i mrozu znudzi mnie po jakimś czasie a jeśli tytuł ekskluzywny Nintendo nie ma jakichś zadań pobocznych z prawdziwego zdarzenia i bazuje jedynie na zbieractwie, to z mojej strony nie będzie dla niej żadnej taryfy ulgowej. W takiej Okarynie Czasu lub Masce Majory potrafiłem głowić się bardzo długo nad otworzeniem jakiejś skrzynki w lochu lub dotarciem do jakiegoś miejsca. Natomiast lochy w tej grze do najtrudniejszych nie należą. To dopiero początek mojej kolejnej przygody z Linkiem i na razie powstrzymam się przed wydaniem o niej jakiejś ostatecznej oceny.
Już podczas walki z Goliatem dotarło do mnie, że 9S nie jest zwykłym przydupasem 2B, tylko kimś, kto po prostu uratował jej życie. Gracz nie zrozumie tego do końca, grając jako seksowna androidka, ale już zajmując się hakowaniem tego olbrzyma zdajemy sobie sprawę, że bez naszych działań nie pożyłaby długo.
Początek Automaty już chyba zawsze będzie jednym z moich ulubionych momentów w tej grze. Po nim byłem trochę zawiedziony, bo znów czekał na mnie świat, który już dobrze poznałem jakiś czas temu i wszystkie mankamenty techniczne, które raziły mnie przy pierwszym zetknięciem się z tym jrpgiem znów zaczęły mnie irytować. Na szczęście wiem gdzie iść, więc drugie przejście Automaty idzie mi w miarę sprawnie. Od czasu do czasu pojawiają się nowe elementy układanki stanowiącej tą historię i dziwie się mocno graczom, którzy mając taki sposób prowadzenia historii na wyciągnięcie ręki grają w inne gry po kilka razy, tylko po to, by wbić trofeum za przejście gry na wyższym poziomie trudności.
W rpgach posiadających jakieś wybory nie powinno to stanowić zbyt dużego problemu, ale granie w liniowe gry, które niczym nie różnią się podczas kolejnych przejść wydaje mi się trochę niepoważne.
Tymczasem wystarczy zagrać drugi raz w kontynuację NieRa i zawalczyć ponownie z Simone w wesołym miasteczku i doznać niezłego szoku. Za pierwszym razem miałem ją za zwykłego potwora, którego chciałem jak najszybciej pokonać. Grając w Automatę jako 9S poznałem jej historię. to historia kobiety, która pokochała niewłaściwą osobę. Chciała być piękna, aby zwrócić na siebie jego uwagę. W pogoni za pięknem pożerała inne androidy i maszyny a on i tak nie zwracał na nią uwagi. Zdobyła dla niego piękny błękitny klejnot, nieraz się przy tym raniąc, ale namacalna oznaka jej uczuć nie zyskała aprobaty jej ukochanego. Przygotowała dla niego nawet pieśń, bo usłyszała od kogoś, że dzięki muzyce da się zdobyć czyjeś serce, ale nawet to nie pomogło jej dotrzeć do ukochanego.
Nie potrafiła pojąć, że bez względu na to, ile wysiłku włoży w to, aby się zmienić dla obiektu swoich westchnień, jego serce pozostanie otwarte tylko dla jednej osoby, dla niego samego. Odrzucenie uświadomiło jej bezcelowość jej wszystkich działań. Jej dusza zaczęła krzyczeć z rozpaczy. Położyłem kres temu szaleństwu wywołanemu jej złamanym sercem.
Chyba pierwszy raz od końcówki pierwszego NieRa po prostu mnie zamurowało. Przeboleję jakoś to, że gram w Automatę kolejny raz. Kto wie, może zrobię jakieś zadania poboczne, których nie udało mi się wykonać podczas pierwszego przejścia gry? A może po prostu nie mogę usiedzieć w spokoju, czekając na to, czego nie powiedział mi jeszcze scenarzysta tej gry, gdy przechodziłem jej pierwszy raz?
[Wpis zawiera spoilery.]
The Legend of Zelda: Breath of the Wild (WiiU, Nintendo EPD, 2017r.)
BotW to zdecydowanie największa Zelda, jaką widziałem w życiu. Po wyjściu ze Świątyni Odrodzenia na samym początku tej japońskiej gry przygodowej ukazał mi się świat tak wielki i przepastny, że pomieściłby w sobie chyba wszystkie gry z tej serii, jakie do tej pory widziałem.Bardzo szybko spotykamy w niej pewnego starca, który obiecuje oddać nam swoją paralotnię, jeśli przyniesiemy mu skarb znaleziony w jednej z pobliskich świątyń. O ile świat w ostatniej części przygód o księżniczce Zeldzie i nieustraszonym Linku jest pokaźnych rozmiarów, tak świątynie w grze są mikroskopijne i często składają się z jednego większego pomieszczenia, w którym musimy rozwiązać jedną lub kilka zagadek, dzięki czemu dotrzemy do znajdującego się tam skarbu. Skarb jest zawsze ten sam i jest nim Kula Ducha. Zebranie czterech takich kul daje nam możliwość uzyskania dodatkowego kontenera zdrowia zwiększającego naszą maksymalną ilość serc lub zwiększenia wskaźnika wytrzymałości, który decyduje o tym, jak długo możemy się wspinać lub wyprowadzać ciosy. W tym celu musimy udać się do zrujnowanej Świątyni Czasu i pomodlić się o naszą nagrodę.
Po spełnieniu prośby owego człowieka okazuje się, że jest to duch Króła Hyrule, który opowiada nam niewesołą historię swojego królestwa, które stanęło sto lat temu na skraju zagłady z rąk Ganona Nieszczęscia. Aby mu w tym przeszkodzić zebrana została potężna armia składająca się z przedstawicieli wielu ras, w ręce których oddane zostały najnowocześniejsze maszyny bojowe. Armia, której celem miało być uratowanie świata nie wzięła jednak pod uwagę przebiegłości ich wroga. Ganon przejął władzę nad wszystkimi maszynami, łącznie z potężnymi bestiami a biednej Zeldzie pozostało przyglądanie się jak miasto, które chciała ochronić jest niszczone centymetr po centymetrze. Wszyscy zginęli, łącznie z Linkiem, który ostatnim tchem uratował jeszcze księżniczkę, której wiernie służył. Przez ostatnie sto lat Ganon rósł nieustannie w siłę. Gdy osiągnie apogeum swojej moc, to cały świat ulegnie zagładzie. Celem gracza jest niedopuszczenie do tej sytuacji. Zanim jednak uda nam się wykonać powierzoną nam misję musimy dobrze poznać świat gry.
W orientacji w terenie pomaga wdrapywanie się na wysokie wieże, które dają dostęp do mapy. Owe wieże są świetnymi punktami widokowymi, więc dobrze jest pozaznaczać wszystkie świątynie i inne interesujące nas miejsca, jakie zobaczymy na ich szczytach, bo kiedyś może do nich zajrzymy. Na mapie możemy umieścić nawet do stu znaczników i wybrać dla nich jeden z kilku symboli. Ustawiłem sobie, że wieże mam pod jednym symbolem a świątynie pod innym, żeby mi się nie mieszały.
Dotarcie do wybranego miejsca na mapie wcale nie oznacza, że dostaniemy się od razu tam gdzie chcemy. Żadna gra z tej serii nie jest grą spacerową jak tytuły z serii The Elder Scrolls i pomimo tego, że sporo w niej naleciałości z serii Assassin's Creed oraz Far Cry, to jest to dalej gra bazująca na konieczności posiadania jakiejś zdolności, żeby gdzieś wejść. Nie wdrapiemy się na wysoką wieżę bez odpowiedniego rozwinięcia wytrzymałości. Nie wystarczy znaleźć świątynię, żeby do niej wejść, bo jej wnętrze może być otoczone kolcami, więc czasem lepiej rozejrzeć się gdzieś po okolicy i znaleźć jakąś półkę skalną, z której dolecimy do upragnionej świątyni.
Jednak to nie ogromny świat, jego kreacja artystyczna, duża swoboda czy grafika, która jest moim zdaniem mniej szczegółowa niż ta ze Skyrima z 2011r. robią na mnie największe wrażenie w Breath of the Wild. Autorzy przeszli samych siebie w dbaniu o detale, które sprawiają, że tytuł Nintendo zdobył moje serce od pierwszej minuty. Wyobraźcie sobie, że gdy leje jak z cebra, to skały są śliskie i nie ma szans, żeby się na nie wdrapać. Gdy rozszaleje się burza, to pioruny potrafią trzasnąć o ziemię i podpalić trawę! Jeśli nie ugotujemy czegoś, co zapewni nam ochrony na zimno lub nie znajdziemy stosownego odzienia, to zamarzniemy.
Podczas walk z bokogoblinami możemy wytrącić im broń z ręki, podjąć ją z ziemi i nią walczyć. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że wcale nie musimy się rzucać na duże grupy przeciwników, żeby zdobyć skarb, którego chronią. Czasem wystarczy ruszyć głową, wdrapać się gdzieś wyżej i zrzucić na nich z góry jakieś kamienie lub kłody, które przetrzebią ich szyki. A jeśli nawet to nam nie wystarcza, to zawsze możemy poczekać do zmroku i wybić po cichu wszystkich przeciwników kiedy smacznie śpią.
Możliwości w tej grze jest sporo, więc chwilowo zupełnie nie interesuję się wątkiem głównym, tylko zwiedzam ten świat i nie mogę się nadziwić nad jego pięknem. Z rzeczy, które są irytujące wymieniłbym koszmarnie szybko psujące się bronie i tarcze, spadki animacji w niektórych miejscach oraz z rzadka pojawiającą się muzykę. Boję się też, że zabawa runami bomb, magnesu, zatrzymywania czasu i mrozu znudzi mnie po jakimś czasie a jeśli tytuł ekskluzywny Nintendo nie ma jakichś zadań pobocznych z prawdziwego zdarzenia i bazuje jedynie na zbieractwie, to z mojej strony nie będzie dla niej żadnej taryfy ulgowej. W takiej Okarynie Czasu lub Masce Majory potrafiłem głowić się bardzo długo nad otworzeniem jakiejś skrzynki w lochu lub dotarciem do jakiegoś miejsca. Natomiast lochy w tej grze do najtrudniejszych nie należą. To dopiero początek mojej kolejnej przygody z Linkiem i na razie powstrzymam się przed wydaniem o niej jakiejś ostatecznej oceny.
NieR: Automata (PS4, Platinum Games, 2017r.)
Ostatnio grałem w Automatę jakieś trzy miesiące temu i trochę obawiałem się, że granie w nią drugi raz nie wniesie zbyt wiele świeżości do znanej mi już historii, ale Yoko Taro to niezły cwaniak i specjalnie nie dopowiedział kilku kwestii do końca i grając tym razem jako 9S mogę spojrzeć na niektóre wydarzenia z innej perspektywy, dowiadując się więcej o fabule Automaty.Już podczas walki z Goliatem dotarło do mnie, że 9S nie jest zwykłym przydupasem 2B, tylko kimś, kto po prostu uratował jej życie. Gracz nie zrozumie tego do końca, grając jako seksowna androidka, ale już zajmując się hakowaniem tego olbrzyma zdajemy sobie sprawę, że bez naszych działań nie pożyłaby długo.
Początek Automaty już chyba zawsze będzie jednym z moich ulubionych momentów w tej grze. Po nim byłem trochę zawiedziony, bo znów czekał na mnie świat, który już dobrze poznałem jakiś czas temu i wszystkie mankamenty techniczne, które raziły mnie przy pierwszym zetknięciem się z tym jrpgiem znów zaczęły mnie irytować. Na szczęście wiem gdzie iść, więc drugie przejście Automaty idzie mi w miarę sprawnie. Od czasu do czasu pojawiają się nowe elementy układanki stanowiącej tą historię i dziwie się mocno graczom, którzy mając taki sposób prowadzenia historii na wyciągnięcie ręki grają w inne gry po kilka razy, tylko po to, by wbić trofeum za przejście gry na wyższym poziomie trudności.
W rpgach posiadających jakieś wybory nie powinno to stanowić zbyt dużego problemu, ale granie w liniowe gry, które niczym nie różnią się podczas kolejnych przejść wydaje mi się trochę niepoważne.
Tymczasem wystarczy zagrać drugi raz w kontynuację NieRa i zawalczyć ponownie z Simone w wesołym miasteczku i doznać niezłego szoku. Za pierwszym razem miałem ją za zwykłego potwora, którego chciałem jak najszybciej pokonać. Grając w Automatę jako 9S poznałem jej historię. to historia kobiety, która pokochała niewłaściwą osobę. Chciała być piękna, aby zwrócić na siebie jego uwagę. W pogoni za pięknem pożerała inne androidy i maszyny a on i tak nie zwracał na nią uwagi. Zdobyła dla niego piękny błękitny klejnot, nieraz się przy tym raniąc, ale namacalna oznaka jej uczuć nie zyskała aprobaty jej ukochanego. Przygotowała dla niego nawet pieśń, bo usłyszała od kogoś, że dzięki muzyce da się zdobyć czyjeś serce, ale nawet to nie pomogło jej dotrzeć do ukochanego.
Nie potrafiła pojąć, że bez względu na to, ile wysiłku włoży w to, aby się zmienić dla obiektu swoich westchnień, jego serce pozostanie otwarte tylko dla jednej osoby, dla niego samego. Odrzucenie uświadomiło jej bezcelowość jej wszystkich działań. Jej dusza zaczęła krzyczeć z rozpaczy. Położyłem kres temu szaleństwu wywołanemu jej złamanym sercem.
Chyba pierwszy raz od końcówki pierwszego NieRa po prostu mnie zamurowało. Przeboleję jakoś to, że gram w Automatę kolejny raz. Kto wie, może zrobię jakieś zadania poboczne, których nie udało mi się wykonać podczas pierwszego przejścia gry? A może po prostu nie mogę usiedzieć w spokoju, czekając na to, czego nie powiedział mi jeszcze scenarzysta tej gry, gdy przechodziłem jej pierwszy raz?
Uncharted 4: Kres Złodzieja (PS4, Naughty Dog, 2016r.)
Przez ostatnie dwa tygodnie byłem tak zaabsorbowany ogrywaniem Persony 5, że całkowicie zaniedbałem Uncharted 4. Nie żałuję tego, bo czasem specjalnie porzucam jakiś tytuł, którym aktualnie się zajmuje tylko po to, aby za nim zatęsknić i nabrać jeszcze większej ochoty na grę. Tak jest i tym razem, więc jak ktoś mi mówi, że Kres Złodzieja to znowu to samo, że poza grafiką przygodówka Naughty Dog nie ma nic ciekawego do zaoferowania, że zagadki w nim są za tłatwe, że Sam to przykład najgorszej kreacji brata w grach wideow historii, to nie robi to na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Nieraz pisałem lub mówiłem innym graczom, że nie jestem zbyt wielkim fanem tej serii (fanbojstwo wobec Crasha oraz Jaka i Daxtera zrobiło swoje), ale od zawsze byłem miłośnikiem pirackich klimatów, więc samo poszukiwanie ich skarbów to wystarczający powód do tego, aby mnie zmobilizować do dalszej gry.
Przechodzę Uncharted 4 na przedostatnim poziomie trudności i nie raz odczułem to na własnej skórze. Radosne strzelanie bez używania osłon tym razem już nie przejdzie. Nie będę ukrywał, że przy większych zadymach modlę się o to, żeby znaleźć jakąś osłonę, bo trzy-cztery strzały wystarczą do zakończenia kolejnych wariackich przygód Nate'a. Jestem mniej więcej w dwóch trzecich gry, moja celność zatrzymała się na poziomie 96%, więc jestem zadowolony i krok po kroku zbliżam się do drugiego przejścia tytułu ekskluzywnego na PS4. Stęskniłem się za tą grą.
To by było na tyle ode mnie. Nie zapomnijcie podzielić się z nami tytułami ogrywanych gier.
Witam, u mnie nadal Suikoden Tierkreis, jakieś 20h przegrane i aktualna misja to połączyć siły gatunkiem Porpos'ow, aby można odbić pewien fort. Nie wiem już sam co niby z tą grą jest nie tak, mnie ta gra wciągnęła temu też się dziwię że takie "baty" w reckach zebierała.chodzac po różnych lokacjach podziwiam tła 2d bo jak na DS to są bardzo ładne.
OdpowiedzUsuńU mnie z różnych przyczyn, ostatnimi dniami był odpoczynek od grania. Niewiele się to zmieni także w najbliższych dniach. Na pewno zajrzę do Skyrim oraz poprowadzę do boju Patapony i to w sumie tyle... Za to z przyjemnością, dzięki "W co gracie w weekend?" poczytam o tym w co Wy gracie.
OdpowiedzUsuńUdanego weekendu wszystkim!
Chciałabym kiedyś zagrać w Zeldę, bo wszyscy strasznie chwalą, ale niestety nie będę miała takiej możliwości. Mogliby ją wydać na PS4...
OdpowiedzUsuńW Nier: Automata też chcę zagrać. Miałam ostatnio ściągnąć demo żeby zobaczyć co i jak, ale jeszcze przyjdzie na to czas. Przed kupnem gry sprawdzę, żeby wiedzieć czy się opłaca.
Uncharted 4 <3
Tak samo jak u MarBarRasta nie grałam zbyt wiele w tym tygodniu. Nie mam ostatnio ochoty. Jak już w coś grałam, to wiadomo - Forza Horizon 3. Dzisiaj raczej ją włączę, bo jest nowy Forzathon i w ogóle sporo rzeczy do zrobienia. Kilka dni temu ściągnęłam demo do Forza Motorsport 7. Wystarczyła chwila, żeby gra trafiła na listę życzeń. Potem odpaliłam demo do PES 18 i chyba jednak zdecyduję się na kupno mimo wysokiej ceny. Albo zamówię grę i odbiorę ją u siebie w Media Expert albo poczekam do następnego piątku, bo wybieram się do kina na nowego Blade Runnera i może, w którejś galerii/empiku odnajdę jeden egzemplarz. Jak grać to tylko w Forzę albo w piłkę. Resident Evil VII i inFamous: Second Son muszą poczekać. Ta pogoda chyba tak na mnie wpływa.
Zeldę polecam z czystym sumieniem. To gra na wiele miesięcy. Co do Automaty, to od razu uprzedzam, że jej jedno przejście nie pozwoli Ci poznać całej historii. Trzeba ją skończyć trzy razy, za każdym razem grając inną postacią a potem masz jeszcze dwa pozostałe zakończenia.
UsuńMyślałem o tym czyby nie napisać czegoś o Forzy 7, ale widzę, że jesteś lepiej poinformowana w temacie niż myślałem, więc życzę Ci z nią dobrej zabawy jak ją już zakupisz.
Nie wiem czy chciałoby mi się przechodzić grę 3 RAZY. Musiałaby być wybitna.
UsuńHahah, oj tam :D. Szkoda, że demko 19GB, a ja pojeździłam z 10 minut... 3 samochody, 2 tory. Kiedyś się kupi, ale nie teraz. Nie mam parcia, ale dzięki ;).
Ciekawy punkt widzenia. Ja przykładowo przechodzę każdą grę z serii Uncharted po kilka razy tylko dlatego, że mi się po prostu podobają.
UsuńBattletoads - niestety tym razem bez foty bo poziom dziewiąty okazał się być naprawdę cholernie trudny. Natraciłem na nim mnóstwo żyć, ale już udało mi się mniej więcej (dużo losowości) opanować dojście do ostatniej prostej. Właściwie już parę razy otarłem się o metę ale dosięgnął mnie (oczywiście) nieuczciwy zgon. Będę ćwiczył dalej!
OdpowiedzUsuńUncharted 4 - właściwie już skończone. Wczoraj obejrzałem końcowe napisy. Trochę mam mieszane uczucia. Z jednej strony fajna opowieść, zarąbisty klimat i filmowość, bardzo dobrze oddane strzelanie, dużo przemyślanych i efektownych elementów wspinaczkowych okraszonych przepięknymi widokami. No momentami co chwilę robiłem "screeny" jak kretyn bo to co psiaki zmalowały jest nieziemskie. Męczące jednak były dłużyzny, zwłaszcza w rozdziałach 1-6, no i strasznie mnie wnerwiały ciągłe podpowiedzi. Nawet nie mówię o jakiś typowych "hintach" które można wyłączyć, ale to że postacie nam towarzyszące mówią nam co chwilę gdzie iść albo jak rozwiązać zagadkę. Ogółem jednak zarąbista gierka. Dziś chyba zacznę "crashing", ale dla relaksu z auto-lockiem, nieskończoną amunicją i mocnym gnatem. Jakby ktoś chciał to będę strimował chyba koło 20:00 i można mnie "odwiedzić" na tym kanale - https://www.youtube.com/channel/UCJHsdwd0JJeI6E6K51h2s0g
Silent Hill 2 - w sobotę z kolegę i piwkiem kolejny raz odwiedzimy ciche wzgórze. Ostatnio opuściliśmy szpital i chyba czeka nas teraz spacer do parku. Klimat jest zarąbisty, choć jak na survival to naboi nigdy nie brakuje. Do samego shotguna mamy chyba z 60 sztuk. Nie podobało mi się też przejście w groźniejszą wersję miasta gdy zawyła syrena , bo .. gdybym nie wiedział co ta syrena zwiastuje to bym nie wiedział co się stało. Myślałem że jakiś glicz, bo nie było żadnego fajnej transformacji NIC. Coś myknęło i już.
Pozdrawiam.
Jak ten czas zapiernicza...."przed chwilą" pisałam w "Co gracie w weekend 220#" a już kolejny.....straszne. Do rzeczy - od kilku dni odstresowuję się w Virtua Tennis 2 i przypuszczam, że tak będzie do końca weekendu :) Nic nadzwyczajnego i wymagającego ale piekielnie wciągającego :)
OdpowiedzUsuńOj grało się w VT z bratem :D! Tenis zawsze wciąga. Nie tylko w grach :)
UsuńGrinduję wszystkie bronie w Drakengard na max, ponieważ nienawidzę siebie i swojego życia. Gra ma 65 broni do znalezienia, a wylevelowanie wszystkich na maksymalny poziom to nie jest zadanie dla osób normalnych, więc się go podjąłem. Chcę osiągnąć ten cel do końca października i chyba się uda.
OdpowiedzUsuńPoza tym Final Fantasy IX, przylazłem na Outer Continent nudząc się mocno po drodze, a do końca drugiej płyty chyba nie będzie lepiej.
Ja tam tradycyjnie pogram w Zeldę, i będę tradycyjnie próbował dobrnąć w końcu do końca. Ale nie wiem czy mi się uda ta sztuka jeszcze w ten weekend, szczególnie że cały czas lubię się włóczyć po Hyrule, i tak po prostu pozwiedzać świat wykreowany przez speców od Nintendo.
OdpowiedzUsuńNa drugim biegunie po skończeniu i splatynowaniu Automaty ( nie kupiłem żadnej trofki, bo bym dużo stracił z fabuły), zabrałem się z Nigths of Azure od twórców serii Atelier. Nie jest to być może jakiś wybitny przedstawiciel gatunku rpg, który jest jakimś tam przełomem, tylko typowy średniak. Ale nie będę ukrywał, że lubię po prostu gry Gust'a i sięgam po akurat te, które mnie po prostu interesują. Sama gra jest nie co dziwna ( pomijam akcenty yuri, bo czasami zdarza mi się sięgać po takie mangi - bo lubię), przynajmniej z początku, bo dość długo się rozkręca, jak i przesiąknięta jest gotyckim klimatem. A przynajmniej w tak sposób próbuje czarować odbiorcę, raz robiąc to lepiej raz gorzej. Nie zmienia to jednak faktu, że spodobał mi się jeden patent na zdobywanie punktów dla rozwijanych przez nas skill'i, które może my zdobywać przez levelowanie postaci (musimy udać się do pewnego miejsca i uzbierać odpowiednią ilość błękitnej krwi). Albo przez wykonywanie wyznaczonych zadań, które ustalamy sobie w planie dnia.
Jak już pisałem, gra mi się spodobała, i pewnie w odpowiednim czasie zainwestuję w dwójkę (tym razem może na Switch'a, - tak dla odmiany:P). Ale biorąc pod uwagę, że sama gra jest specyficzna, i nie dla każdego to raczej maiłbym problem z poleceniem jej komukolwiek.
Choć kusi mnie by sprawdzić sobie The Last Guardiana, którego dostałem nie tak dawno na urodziny, ale będę twardy:)...
Z bardziej takich czytelniczych rzeczy, będą u mnie prym wiodły tym razem amerykańskie komiksy, jakie ostatnio nabyłem, i dzięki temu nadrobiłem parę zaległości wydawniczych. Po za tym na warsztat biorę "Skrzydła Nocy" Roberta Silverberg'a. I w końcu zabieram się za obejrzenie "Kimi no na wa", którego wprawdzie wersję limitowaną/kolekcjonerską zamówiłem sobie wraz z "Koe no Katachi" na blu-ray'u, ale paczka przyjdzie dopiero w listopadzie. By odpowiednio przygotować się na wersję aktorską (co osobiście mi się nie za bardzo podoba) robioną przez amerykanów (ciekawe co tym razem spartaczą).
Jak i wyczekać polskiej premiery mangi i nowelki, które to mają mieć premierę pod koniec tego roku (jakby ktoś jeszcze się u nas zainteresował wydaniem animca, wspólnie z "Koe no Katachi" to bym skakał z radości).
Po za tym mam zamiar trochę skorzystać z pogody zanim całkowicie się popsuje na kilka miesięcy, i się wybrać na łono natury z książką lub komiksem pod pachą.
Wszystkim życzę udanego weekendu...
Właśnie skończyłem Oceanhorn- gra wzorowana na Zeldzie.
OdpowiedzUsuń[IMG]http://i65.tinypic.com/29puedt.jpg[/IMG]
Jest jeszcze parę miejsc które chcę odwiedzić, zanim odinstaluje ten tytuł. Pykam też ze dwa razy dziennie w Clicker Heroes i AdVenture Capitalist i w te 3 gry będę grał w ten weekend. Jak znajdę chwilę to pobiorę też Bastion.
Kończę swoje wypociny i zapewne w ciągu miesiąca kupię... albo PS4 albo XO...
OdpowiedzUsuńveteranus
Witam sqera. W ten weekend zacznę Cuphead wczoraj kupiłem i nie żałuję ani jednej złotówki. Taka platformówka to dla mnie czysty rarytas raz, że trudna dwa długa bo w reckach jest napisane o 25godzinach ale zobaczę jak to wyjdzie w planie napewno się dowiesz po trzecie jest śliczna i oferuje zupełnie nowe pomysły. Narazie grałem tylko chwilę a jak będzie to zobaczymy narazie jest świetnie :-) wszystkim życzę udanego weekendu
OdpowiedzUsuńWitam witam.Po 2,5 roku od kupna X360 ograłem łącznie 32 tytuły (z Ps3 byłem od samego początku na bieżąco) czuje się całkowicie spełniony jeżeli chodzi o poprzednią generacje :) Nie pozostało mi nic innego jak wczoraj wsiąść w auto i podjechać po Ps4 :D w zestawie z konsolą był HORIZON:ZD.Do tego pięknego zestawiku do kupiłem CIEŃ MORDORU,BLOODBORNE,DARK SOULS 3,i WIESŁAWA 3 wszystko oczywiście w wersji GOTY.Zaszalałem niesamowicie do końca roku mam co robić jak nie dłużej,bo do pracy trza chodzić oczywiście :) Początek pięknej przyjazni z Ps4 czas zacząć,a na mojej liście jest już ponad 30 tytułów do ogrania... Udanego ŁIKENDU wszystkim na stronie POZDRAWIAM.
OdpowiedzUsuńPs. Square fajna stronka ;)
Dzięki.
UsuńWidzę, że zaczynasz przygodę z PS4 z bardzo mocnymi tytułami. Oby tak dalej.
Jest to pierwsza konsola którą kupiłem tak pózno po premierze,więc musiało być konkretne wejście :D
UsuńZazdroszczę, tyle wspaniałych gier przed Tobą na PS4.
UsuńSam nie mogę się doczekać ogrania tych wszystkich tytułów.Zacząłem od Cienia Mordoru,i zaj@biście,że jest skórka Lithariel uwielbiam grać FEMALE :D
UsuńCześć wszystkim!!!
OdpowiedzUsuńWłaśnie kończę Enslaved, które jest całkiem przyjemne. Spodziewałem się bardziej luźnej opowieści, mile jestem zaskoczony. Trip uwodzi.
Następnym tytułem będzie Metro 2033. Może zabiorę się też za Dragons Dogma.
Poza tym FIFA vs PES. Będę ogrywać obie produkcję, bo każda ma wady i zalety. Do świąt zdecyduje która zostanie ze mną na resztę sezonu.
Szkoda że doba nie ma 48 godzin, bo zwyczajnie brakuje czasu na wszystko. Grajcie ludziska!
Pozdro for all mordeczki!!!
Witam :)
OdpowiedzUsuńPochmurno dziś, pogoda idealna by w skupieniu spędzić trochę czasu na graniu. Żonka z serialem, dzieci nie płaczą. Weekendzik!
Będą spoilery bo bez nich się nie da. Mi też one u innych nie przeszkadzają a wręcz czasami są warunkiem do sięgnięcia po "coś" - z przyjemnością czytałem o Persona 5 czy Nier: Automata.
LEGEND OF HEROES: TRAILS IN THE SKY 3rd (PS3)
W ostatnich dwóch kryształach przybyli do mojej drużyny Olivier (!!!) oraz Zane/Zin. Olivier jest podobno postacią, którą najczęściej można spotkać w całej serii The Legend of Heroes. Obaj panowie stanowili wraz z Estelle i Joshua moją ulubioną drużynę w pierwszej części. Olivier, jeśli tylko dysponuje odpowiednim wyposażeniem do szybkiego uzyskiwania CP, doskonale nadawał się jako healer drużyny, ma duży zasięg broni oraz jest mocny w sztukach (artes). Zane natomiast, przy okazji bycia doskonałym kompanierem Oliviera w barach, dysponuje dużą siłą i umiejętnościami walki wręcz oraz, jak dla mnie 2 bardzo przydatnymi craftami: confuse i uzdrawiania ze słabości.
W samej zaś historii, uzyskałem warunki do otwarcia drzwi księżyca z historią pierwszych dni Kloe Rinz (Klaudia von Auslese) w Janis Academy. Nazwijmy to zrządzeniem losu, że tyle czasu czekałem z powrotem do Trails of Cold Steel II, bo postać którą spotykam w tych wspomnieniach, pojawia się właśnie na początku finałowego aktu tej ostatniej.
TALES OF THE ABYSS (3DS)
Wręcz z drżeniem rąk i po długim oczekiwaniu, uruchomiłem grę, którą dotąd znałem z YT, nagraną przez LavosDx. Wreszcie mam i grę i konsolkę! I tak jak napisałem wcześniej, znajomość tej gry z YT wcale mi nie przeszkadza cieszyć się samym graniem i historią. Ale... tym razem to ja kieruję Lukiem fon Fabre. Po pierwszych tutorialach jestem już w towarzystwie Tear i będziemy próbować dostać się do stolicy.
THE LEGEND OF HEROES: TRAILS OF COLS STEEL II (PS3)
Nareszcie wykazałem dość silnej woli by wrócić do Rean'a, Fie oraz pozostałych członków klasy VII i Akademii Thors. Powrót, po dość długiej przerwie, oczywiści zaowocował nieskazitelną porażką w pierwszej walce!
Ale akademia wróciła pod zarząd dyrektora Vandyke i reszty profesorów a przede mną finałowy rozdział. I przy okazji podejmowania decyzji o kolejnej misji...
https://prnt.sc/grwiqo
(słodziutka, młodsza siostra Oliviera) spotkałem widzianego wcześniej w Trails in the Sky 3rd Lechter'a Arundel, starszego kolegę Klaudii z Janis Academy. Świat jest mały, szczególnie ten w grach! ;)
Czeka mnie więc ostatnia część gry i Celine, "siostra" Emmy i kotka nie ukrywa jak to bedzie wyglądać:
https://prnt.sc/grwkgy
Na zakończenie fragment z OST wydanego w ostatnich dniach Trails of Cold Steel III
https://www.youtube.com/watch?v=qr8hY_-unRQ&feature=em-subs_digest
Ps. Stwierdziłem, że skoro możliwość formatowania tekstu i odpowiedzi są dość mocno ograniczone, nazwy gier, dla podkreślenia, bedę podawał wielkimi literami; linki do obrazów czy yt w osobnej linii dla łatwiejszego ich zaznaczenia i otwarcia w osobnej zakładce. Noi i ci, którzy komentują korzystając z konta google, mają możliwość wysyłania między sobą wiadomości przy pomocy hangouts google:
https://hangouts.google.com/