W co gracie w weekend? #419: Star Ocean First Departure R
Witajcie wszyscy gracze. Mamy długi weekend. Obyście go wykorzystali jak najlepiej. U mnie na tapecie tym razem znajduje się Star Ocean First Departure R.
To remaster remake'u pierwszej części kosmicznej sagi tri-Ace, która debiutowała ponad dwadzieścia pięć lat temu na SNESie. Wersja na PSP była pierwszym oficjalnym zachodnim wydaniem tej produkcji, która doczekała się licznych usprawnień i paru dodatkowych rzeczy.
W First Departure R na PS4 dodano wsparcie trofeów, a sama gra doczekała się wcześniej m.in. nowego, supertrudnego lochu, nowych projektów postaci, dodatkowej bohaterki, którą możemy dołączyć do drużyny, dubbingu, zarówno angielskiego jak i japońskiego oraz dodatkowych grupowych specjalizacji w systemie tworzenia przedmiotów.
Najważniejsze jest jednak to, że tytuł już od pierwszej wersji ma kilka zakończeń, które są powiązane z bohaterami, których przyłączymy do naszej ekipy.
Część z nich zależy też od stopnia zażyłości pomiędzy poszczególnymi członkami drużyny. Aby go podnieść musimy dbać o to, aby wspólnie wygrywać walki z bossami fabularnymi. Nie możemy też zbytnio okradać innych.
Dzisiaj na nikim nie zrobi oprawa w tym japońskim rpgu. Należy jednak pamiętać, że powstał on w czasach, gdy najlepsi przedstawiciele gatunku na SNESie byli jeszcze w 2D. Tutaj mamy trójwymiarową mapę świata, trójwymiarowe animacji ataków podczas walki itd.
Posłuchać możemy także cudownej muzyki Motoia Sakuraby, jednego z najzdolniejszych kompozytorów muzyki do gier, którego niektórzy z was mogą kojarzyć z takich serii jak Tales of, Valkyrie Profile, a nawet Dark Souls. Jedyne czego mi brakuje to opcji przełączania się pomiędzy oryginalną a odświeżoną wersją ścieżki dźwiękowej.
Pierwsze przejście Star Ocean zajęło mi 36 godzin, ale to głównie przez to, że kilka razy zaciąłem się w wątku głównym. Nie umiałem znaleźć wejścia do jednego z lochów a w paru innych po prostu ugrzęzłem. W niektórych musiałem też trochę poekspić, gdyż znajdujące się w nich potwory były dla mnie zbyć silne, i kto wie, gdybym nie stworzył jednej z najpotężniejszych broni, to może wcale nie ukończyłbym tego klasyka.
Już od pierwszej części Star Ocean możemy walczyć na arenie i przepaść w dosyć złożonym systemie tworzenia przedmiotów, jednak najlepszą rzeczą jest tu podejmowanie decyzji, które w ostatecznym rozrachunku decydują o tym, z kim wyruszymy w naszą kosmiczną przygodę. Uwaga, przyłączenie niektórych postaci sprawia, że nie możemy przyłączyć innych.
Obecnie skupiam się na eksploracji Jaskini Siedmiu Gwiazd, w której muszę jeszcze podlevelować bohaterów, jeśli chcę mieć jakiekolwiek szanse na dwoma najtrudniejszymi bossami opcjonalnymi w grze. Później skupię się na dwóch pozostałych zakończeniach.
Star Ocean spodobał mi się do takiego stopnia, że nawet jeśli nie wyrobię się z tym w ciągu dwóch najbliższych tygodniu, gdy tytuł zniknie z Plusa, to pewnie i tak kupię go na własność. Niby taka prosta historia, ale potrafi wzruszyć do łez. Chcę więcej gwiazd.
Pozdrawiam.
Komentarze
Prześlij komentarz