Monster Hunter World
Platyna #127 (Calak #195/ #157 PSN)
Miód: 9/10
Trudność: Bóg przypadku musi być po Twojej stronie
Czas: 449 godzin/ 9 miesięcy i 3 dni
Monster Huntera uwielbiam od pierwszej odsłony na PSP. To właśnie dzięki takim ekskluzywom pierwsza konsola Sony zawdzięcza swój sukces i ma dozgonne miejsce w moim sercu. Problem w tym, że sterowanie jednym analogiem w tamtej części nie było najlepsze. Nigdy też nie udało mi się pograć w przenośnego Monhuna z innymi osobami.
Gdy na rynek trafił World byłem jeszcze zły na Capcom za tragiczną szóstą odsłonę serii Resident Evil. Z biegiem czasu to się jednak zmieniło. Jestem przecież tylko graczem a dla gracza najważniejsze są gry, a jak owy gracz dostanie w ręce coś dobrego, to nie potrzeba mu do szczęścia niczego więcej.
Mnóstwo osób namawiało mnie na wspólną zabawę w World. Gdy pytałem ich czy pomogą mi przy platynie, na która trzeba poświęcić z 500 godzin ich zapał szybko stygł.
Lata mijały. Nigdy nie miałem czasu, żeby sprawdzić dlaczego ta produkcja zrobiła taką furorę pośród graczy. Skończyło się na tym, że w w końcu kupiłem tytuł od kolegi i to pomimo tego, że zdążył już trafić do Plusa. Obiecałem mu, że się dogadamy, a ja staram się nie rzucać słów na wiatr.
Dziś, po 450 godzinach spędzonych z tą produkcją, mogę powiedzieć Wam, że to jedna z najlepszych gier wideo do wspólnej zabawy z innymi graczami, w jakie kiedykolwiek grałem. Nie dość, że jest po polsku, to ma też smaczki związane z Final Fantasy, Wieźminem 3, Street Fighterem, Horizonem, Mega Manem i nie tylko.
Ma tez całkiem przyzwoity scenariusz jak na tytuł, który polega na okładaniu po głowach przerośniętych gadów, a te znowuż zachowują się zupełnie jak żywe i ciężko opisać słowami kunszt ich animacji. Czapki z głów dla Japończyków, którzy pokazali, że o lekkiej zadyszce z siódmej generacji konsol możemy zapomnieć. bo Capcom jest znów w gazie.
Co do trofeów to większość jest banalna. Część opiera się na olbrzymim grindzie i tak powinno być w niezwykle rozbudowanych grach RPG.
Koszmarne są za to dwa ostatnie trofea za wszystkie korony na potwory. Ich zdobycie zależy tylko i wyłącznie od szczęścia.
Mi się udało. Dlaczego? Dlatego, że przy tym tytule byłem w swoim żywiole. Założyłem na PSN Profiles mnóstwo ustawek związanych z Worldem. Początkowo tylko do kilku trofeów sieciowych. Później zaczęli dołączać doń gracze, którzy zjedli zęby na polowaniach na korony. Chętnie dzielili się oni swoją wiedzą na ten temat, a ja bardzo chętnie z tej wiedzy korzystałem. Gdy brakowało mi dobrych śledztw pod konkretne potwory, łączyliśmy wspólnie siły. To klucz od sukcesu w walce z tragicznym prawdopodobieństwem zdobywania koron za starsze smoki. Zebrałem aż sto osób do naszej grupy. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby grać w Worlda samodzielnie. Ktoś kto gra w grę stworzoną dla wielu graczy samemu robi to po prostu źle
To jeszcze nie koniec moich przygód w Nowym Świecie. Wciąż mam jeszcze sporo do zrobienia w rozszerzeniu Iceborne, a tam żarty już się kończą
Komentarze
Prześlij komentarz