W co gracie w weekend? #451 - Ratchet & Clank: Size Matters
Cześć. Kilka miesięcy temu przeglądałem moją grotekę na PSP. Zupełnie wypadło mi z głowy, że wśród posiadanych tytułów na pierwszy przenośny sprzęt do grania od Sony mam Size Matters. Pograłem weń kilka godzin i odłożyłem na później z braku czasu.
Dziś tryumfuję, bo po męczeniu PlayStation na Facebooku o dodanie kilku klasyków wreszcie mogę się zabrać za platynowanie dziewiątej gry z jednej z moich ulubionych serii gier wideo.
Większość dzisiejszych graczy spojrzy z politowaniem na tą kilkunastoletnią odsłonę Ratcheta & Clank. Bardzo mnie to cieszy. Ta produkcja powstała bowiem w czasach, gdy grę projektowano z myślą o rozgrywce i zadowoleniu gracza, a nie tak jak dziś robi japońska firma od zaznaczenia odpowiednich pół poprawności politycznej.
Tu jest wszystko to z czego zawsze słynął ten cykl: giwery, supergadźety, mnóstwo tałatajstwa do odstrzelenia, bossowie, minigierki, tytanowe śruby do znalezienia i punkty umiejętności do odblokowania. Do tego dodać należy elementy pancerza, które zwiększają naszą odporność oraz dają dodatkowe umiejętności specjalne po znalezieniu całego zestawu danego pancerza. Może to być przykładowo ognisty klucz albo zwiększona siła uderzenia w ziemię po wyskoku w powietrze.
Sama gra zaczyna się dosyć niewinnie, bo od odpoczynku naszych herosów na plaży na planecie Pokitaru. Na całe szczęście dla nas, graczy, wszystko pięknie wali się niczym domek z kart i nasz nieustraszony duet musi znów wyruszyć w podróż po całej galaktyce, żeby na samym końcu historii zlać na kwaśne jabłko tego złego.
Miałem niedawno przyjemność ogrywać znowu Resistance i Daxtera, klasyki z PSP. Sama grafika została podciągnięta w nich do standardów wysokiej rozdzielczości. Jedynie przerywniki filmowe nie dojechały i wyglądają bardzo słabo po upscalingu do rozdzielczości 4K. Tu o dziwo nawet one nie wyglądają tak tragicznie, pewnie ze względu na jakiś filtr, który trochę wygładzą tą całą pikselozę. Sama zaś oprawa wizualna w hd robi robotę, jeśli oczywiście weźmiemy pod uwagę fakt, że ma blisko dwadzieścia lat na karku.
Gracze zazwyczaj oceniają tytuł przez pryzmat grafiki, dlatego większość z nich nawet nie spojrzy na Size Matters po ograniu dwóch ostatnich Ratchetów na PS4 i PS5. Nie ukrywam tego, że nawet na mnie robi wrażenie oprawa w tych grach, tylko co mi po niej, skoro przy tej serii nie pracuje już pierwszy kompozytor muzyki, David Bargeaud, i została ona zamieniona z breakbeatowych brzmień na jakiś pseudomarvelowski szajs?
Nie dotyczy to jednak tej odsłony. Powstała ona dawno temu, więc muzyka jest tu dokładnie taka sama jak w moich ulubionych częściach sagi o nieustraszonym lombaksie i jjego robotycznym kompanie.
Size Matters bardzo mi się podoba, ale nawet w tej beczce miodu jest łyżka dziegciu. Mam tu na myśli szczególnie sterowanie w wyścigach na desce, które jest strasznie nieprecyzyjne i daleko mu do tego chociażby z odsłon na PS2. Twórcy mogli też zrobić więcej onirycznych poziomów, bo ten który widziałem był odjechany na maksa.
Wiadomo, że znajdą się tacy ludzie, którym nie spodoba się ta czy owa mingra, ale idzie się do nich przyzwyczaić i na pewno nie będzie to powód, by nie spędzić trochę czas z jednym z najlepszych duetów, który zaszczycił swoją obecnością platformy PlayStation.
Ja już połknąłem bakcyla i tym razem odłożę Size Matters dopiero jak je solidnie ogram. To tyle na dziś. Do następnego razu.
Komentarze
Prześlij komentarz