Atelier Yumia: The Alchemist of Memories and the Envisioned Land
Moje zainteresowanie serią Atelier trwa od ponad dwóch dekad. Interesowałem się nią jeszcze w czasach PS2. Z braku funduszy i czasu nigdy nie udało mi się zagrać w pierwsze tytuły tej serii. Trochę lepiej wyglądało to w czasach PS3, gdyż tutaj nawet pograłem trochę w Roronę i Eschę & Logy. Nigdy jednak nie udało mi się ich ukończyć. Na PS4 i PS5 zdążyłem jedynie dodać gry z tej serii na listę życzeń i właściwie na tym skończyła się moja przygoda z tą alchemiczną marką.
Moją namiętność do alchemiczek z tego niemal trzydziestoletniego cyklu jrpg rozbudziła na nowo informacja o remake'u Marie, a więc pierwszej odsłony tej serii z PS2, która oryginalnie nigdy nie opuściła granic Japonii. Sama odświeżona wersja pierwszego Ateliera rozpaliła mój umysł, ale nie aż tak jak to, że w skład jej edycji specjalnej wchodzi oryginalna i pierwszy raz przetłumaczona na język angielski wersja Marie z PS2.
Widziałem ją przez chwilę i mogę napisać, że alchemiczny cykl jrpg ma przeurocze korzenie.
W najśmielszych snach nie spodziewałem się jednak tego, że w kolejnego Ateliera zagram dzięki uprzejmości Koei Tecmo i Gust.
Jeszcze nie tak dawno grałem w Dynasty Warriors Origins i Ninja Gaiden 2 Black od tego samego wydawcy. Teraz jest jeszcze Yumia. Wszystkie te tytuły wyszły w mniej niż trzy miesiące. Wszystkie są dobre lub nawet bardzo dobre i czasem zastanawiam się nad tym, w co włożyć ręce?
Japończycy strasznie rozpieszczają graczy. Mi pozostaje w takiej sytuacji jedynie podziękować i dalej pochłaniać ich kolejne tytuły, bo każdy kto jest w temacie z grami wideo wie przecież, że wydadzą jeszcze przynajmniej Ninję Gaiden 4.
Co do Yumii, to jest to kolejna odsłona tej alchemicznej serii. Spośród innych rpgów dostępnych na rynku ten cykl zdecydowanie wyróżnia rozbudowany system tworzenia przedmiotów i ich syntezy. Gust dopracowuje swój system od ponad dwudziestu lat i pod tym względem nie mają w zasadzie żadnej konkurencji.
Wcielamy się tutaj w tytułową alchemiczkę, która dołącza do lokalnego oddziału badawczego i stara się pomóc w zaprowadzeniu równowagi alchemicznej w kraju.
Bardzo podoba mi się to, że na początku gry przejmujemy tu kontrolę nad zapuszczoną alchemiczną altanką i naszym celem jest pomóc Yumii w doprowadzeniu jej do stanu używalności.
Za pomocą alchemii wytwarzamy pierwsze przydatne meble oraz przedmioty do używania podczas walki. Uczymy się też podstaw działania syntezy przedmiotów oraz profitów, które niesie ze sobą ten fach.
Oczywiście nie ma mowy na zajmowanie się alchemią bez odpowiednich składników. Do zdobycia tych ostatnich musimy walczyć z okolicznymi stworami oraz przede wszystkim uważnie eksplorować świat gry. Natrafimy w nim na całą masę przydatnych minerałów, roślin, skrzyń ze skarbami czy nawet ruin, gdzie zawsze znajdziemy fanty przydatne w naszej podróży.
Autorzy naprawdę postarali się kreując ten magiczny świat i już od samego początku tego japońskiego rpga starają się wytłumaczyć graczowi podstawowe mechanizmy nim rządzące. Dowiemy się więc tego czym jest mana i jak jej działanie wpływa na otoczenie i żyjące w nim organizmy.
Przygotowali też szereg samouczków, aby nawet totalni laicy atelierowi szybko odnaleźli się w tym tytule.
Lubię gdy rpg potrafi przykuć uwagę gracza wciągającą walką i tak jest w tym przypadku. W Atelier Yumii możemy łączyć ciosy w kombinacje, przełączać tryb walki na bliski lub dystansowy oraz zmieniać się pomiędzy postaciami, kiedy wymaga tego sytuacja. Bardzo dobrze jest też wykonany intuicyjny system uników, które możemy wykonywać w oparciu o to, jaki akurat atak wykonuje wróg. Do zaplanowania udanego uniku wystarczy obserwować wzory ataków poszczególnych stworów. Są one widoczne na ziemi podczas walki.
Dobrym posunięciem ze strony japońskiego producenta jest wykorzystanie różdżko-pistoletu, którym podczas walki posługuje się nasza heroina, także do eksploracji świata gry. Czasem wysoko na skałach możemy znaleźć minerały, których w żaden sposób nie sięgniemy rękami. W takim wypadku wystarczy strzelić w nie z broni palnej i po sprawie. Chyba jeszcze ciekawszym pomysłem jest wykorzystanie owej broni do skanowania okolicznej fauny. Wystarczy, że przełączymy używane w niej pociski ze zwykłych na skanujące, wycelujemy w wybrane potwora i od razu wiemy, czy nasza ewentualna z nim potyczka będzie wyzwaniem czy zwykłą formalnością.
Oczywiście gdyby ta produkcja oferowała tylko walki i tworzenie przedmiotów, to znudziłaby dosłownie każdego w kilka godzin. Dlatego cieszę się, że autorzy postanowili umilić nam rozgrywkę w Yumii prostymi łamigłówkami, misjami pobocznymi, zjeżdżaniem po linach w celu szybkiego przemieszczania się z jednego miejsca na drugie, a nawet koniecznością napraw zepsutych elementów otoczenia, które bez naszej ingerencji nikomu do niczego się i tak nie przydadzą.
To jednak wcale nie te atrakcje, ani nie złożony system alchemiczny tworzenia sprawiają, że ciągnie mnie dom tego tytułu. To słowa Yumii, która została zapytana przez dwójkę rodzeństwa towarzyszącego jej w misji o to, czy w ogóle warto parać się alchemią, skoro można za jej pomocą nie tylko pomagać, ale wyrządzić też wielkie szkody? Na co ona po prostu odparła, że nic nigdy się nie wydarzy, jeśli przynajmniej nie spróbujemy czegoś się nauczyć.
Krytykować i narzekać jest łatwo. O wiele trudniej jest coś zrobić. Każdy może sobie wziąć te słowa do serca, również gracze. Dlatego też nie mam więcej zamiaru pisać o Atelierach, których nie miałem czasu ukończyć. Dla odmiany spróbuję pokonać klątwę braku czasu. Ta gra jest tego warta. Może to jest pierwszy Atelier, którego ukończę? Oby. Nie warto poddawać się bez walki.
Dziękuję za uwagę.
Wow.
OdpowiedzUsuńPrzydałaby się nowa odsłona wpisu "Anime Corner".
OdpowiedzUsuńKoniecznie z ankietą.
UsuńJeśli nadal jesteś zainteresowany pisaniem o Nesie, to Gomlin jest zainteresowany współpracą. Odezwij się do niego.
OdpowiedzUsuń