W co gracie w weekend? #468: Monster Hunter Wilds - Capcom znów dostarcza
Była beta. Teraz przyszła kolej na pełną grę. Bardzo długo marzyłem o nowej odsłonie Monster Huntera przygotowanej specjalnie z myślą o PS5. Chociaż w końcu przekonałem się do Rise/Sunbreak, to oczekiwałem czegoś więcej. Po ponad dziesięciu godzinach spędzonych z najnowszą częścią capcomowskiej sagi o polowaniach na przerośnięte gady śmiało mogę napisać, że Japończycy są dalej w gazie i dostarczyli na rynek produkt, przy którym miliony graczy spędzi wiele godzin.
Spotkałem się z opiniami, że Wilds jest słabo zoptymalizowany, że się wiesza, że grę należy szybko połatać, ale że są to opinie osób, które gry nie widzieli, mieli z nią styczność w becie, albo na słabym komputerze i dali wyraz swojej frustracji w recenzji na Steamie po godzinie spędzonej z tym rpgiem akcji, to traktuję je z przymrużeniem oka.
Nawet na podstawowym PS5 gra śmiga, że aż miło. Ani razu jeszcze mnie z niej nie wywaliło. Nie miałem jeszcze żadnej zwiechy, a ciągle siedzę w poczekalniach, w których jest osiemdziesięciu graczy ze wszystkich zakątków świata.
Znajomy coś pisał, że miał problem z tym, żeby zagrać z kolegą na PC, więc funkcja crossplay może wymagać jeszcze poprawek, natomiast ja wzywam lub pomagam innym graczom kiedy tylko mogę i na szczęście jeszcze z nikim nie zostałem rozłączony podczas trwania sesji.
Uwielbiam to, że po głównych obozach zawsze pałętają się jacyś gracze, ich koleżkoty a konsola wcale od tego nie wybucha. Solą tej serii zawsze były wspólne polowania z innymi graczami. Uważam, że żółto-niebiescy bardzo się tu przyłożyli i łowcy wszelkiej maści mogą sobie pomagać już od pierwszych chwil, gdy gra jest dostępna do kupienia.
Wystarczy odpalić flarę alarmową albo pogadać z Almą, sprawdzić czy jakiś gracz nie potrzebuje akurat pomocy i bawić się w najlepsze.
Chciałem dostać World na sterydach i jak wszystko na razie na to wskazuje, to właśnie dostałem. Jest to zdecydowania największa gra z tej łowieckiej serii. Tak wielkich map nie miał jeszcze żaden Monster Hunter. Aż łezka mi się w oku kręci, gdy przypominam sobie, że w pierwszych odsłonach cyklu Capcomu na PSP każde nasze przejście do innej strefy mapy, na której się znajdowaliśmy wiązało się z koniecznością zobaczenia ekranu wczytywania się gry. To już przeszłość i to bardzo odległa.
W Wilds każda nowa strefa wczytuje się w biegu, w świecie gry mamy zmienną pogodę czy pory dnia, jednak najlepsze w tym wszystkim jest to, że ten świat żyje i nawet jeśli zmierzamy w kierunku naszego kolejnego celu do upolowania, to po drodze spotkamy całą masę stworzeń czy rzeczy, z którymi możemy wejść w interakcję.
Główne obozy w grze nie są już odrębnymi hubami, w których zajmujemy się naszym orężem i przygotowujemy się do kolejnych polowań, z których później wyskakujemy na misję. Są integralną częścią gry i niejako spoiwem łączącym poszczególne rejony całego świata gry, który sprawia wrażenie jednej, ogromnej całości.
Fabuła w Monster Hunter Wilds zaczyna się na piaskach pustyni, ale wraz z postępami w wątku głównym szybko trafimy do nowych, malowniczych i zapierających dech w piersiach miejscówek. Monster Hunter to obok produkcji From Software chyba najlepsza seria rpg rodem z Kraj Kwitnącej Wiśni, gdzie jest tak dobrze zrobiona eksploracja świata gry. Co prawda nie znajdziemy tu w skrzynkach nowych super broni, ale zawsze możemy znaleźć jakieś nowe miejsce pod obóz czy inny zakamarek z przydatnymi podczas polowań przedmiotami.
Ogromne wrażenie zrobił na mnie jeden ze spotkanych wodospadów. Gdy go pierwszy raz zobaczyłem, to pomyślałem sobie, że autorzy zrobili całkiem niezłe tło, a później zrobiłem kilka kroków do przodu i okazało się, że mogę wejść wyżej po znajdujących się nieopodal pnączach i podziwiać ogromne jezioro w jego okolicy. Coś pięknego. Właśnie do czegoś takiego była wymagana moc nowych konsol i cieszę się, że twórcy nie wydali tej produkcji na starsze sprzęty do grania. Całkowicie pogrzebaliby epickość tego świata, gdyby musieli iść na jakieś graficzne/systemowe ustępstwa.
To jednak nie ładna grafika czy nowe potwory do ubicia robią na mnie największe wrażenie w Wilds. Jest to ogromny wręcz nacisk, jaki twórcy włożyli w przygotowanie scenariusza do ich najnowszego dzieła. Monster Hunter nigdy nie kojarzył się graczom z dobrą fabułą. W poprzednich częściach często cała historia była pokazywana w intrze i w tych kilkunastu filmikach wprowadzających do konkretnych stworów w grze. Na przestrzeni lat oczywiście ulegało to stopniowym zmianom i już w takim World/Iceborne czy Rise/Sunbreak można było zobaczyć kilka scen, które wyrywały z kapci.
Tu twórcy poszli jeszcze dalej i wkleili introdukcje z najważniejszymi potworami do wątku głównego. Robi to kapitalne wrażenie. Nie są to już odrębne zlepki, a jedna wielka fabuła. Główni bohaterowie też są gadatliwi jak nigdy wcześniej i najlepsze jest to, że możemy wcale z nimi nie rozmawiać, żeby ich lepiej poznać, jeśli tego nie chcemy, a skupić się tylko na kwestiach popychających wątek główny do przodu.
Podobnie ma się rzecz z polowaniami. Dotychczas wystarczyło znaleźć konkretnego gagatka na mapie i zrobić mu kuku. Tym razem możemy udać się najpierw do okolicy, w której przebywa i za pomocą lornetki przyjrzeć się najpierw jego wzorcom zachowań.
Na chwilę obecną jest to chyba pierwszy rpg, który zrobił na mnie tak duże wrażenie od czasu odpalenia Elden Ring. To nie żaden remaster, kolejny port z PS3 czy edycja ostateczna gry sprzed czterech lat z dodatkowymi dziesięcioma klatkami animacji na sekundę. To baza pod to, co będzie bawić graczy jeszcze przez kilka lat. Nie mogę się doczekać na powroty starych znajomych i kolejne ogromne rozszerzenie fabularne, które jak zwykle doda całą masę zmian systemowych na lepsze.
Capcom daje zdecydowanie radę. Cieszy mnie, że nie zapomniał też o Polakach i możemy ogrywać ten tytuł w naszym pięknym języku.
Do zobaczenia na wspólnych łowach. Nie zapomnijcie nakarmić waszych koleżkotów!
Komentarze
Prześlij komentarz