Mikrorecenzja Kingdom Hearts: RE coded (PS4)

Jeśli ktoś myśli, ze widział wszystko w serii Kingdom Hearts, bo jako postać wymyślona przez Squaresoft zakumplował się z Donaldem i Goofy'm, widział Clouda i Squalla walczącego ramię w ramię i Aurona powstałego ze zmarłych, który za nic ma słowa Hadesa, albo pomógł Alladynowi i Alicji z Krainy Czarów, to niewiele jeszcze widział. 

Podróżowanie po różnych światach Disneya to jeszcze nic. Tym razem Sora zostaje zdigitalizowany i walczy z bugami komputerowymi. Po co to robi? Nie powiem. Ważne jest, ze w RE: coded jest bardzo dużo o zranionych sercach. Czy tak prosto jest żyć z raną wewnątrz nas? Może czasem lepiej jest zapomnieć o wszystkich bliskich i udawać, ze ich życie nas nie dotyczy?

Przedstawiona tu fabuła ma tak naprawdę ukryć fakt, ze cała ta gra to jeden wielki teaser, łączący dwa najważniejsze spin offy w serii, stanowiące wraz z KH i KHII podłoże pod KHIII. Nie zazdroszczę ludziom, którzy ogrywali ten tytuł w dniu premiery, a potem czekali cale wieki na odpowiedzi na pytania w trzeciej części serii, w powstanie której nikt nie wierzył.

Moja ocena: 8/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty

W co graliście w 2023 roku?

O tym dlaczego warto mieć konsolę Xbox Series X