W co gracie w weekend? #464: Nioh Remastered The Complete Edition - Droga Mędrca
Cześć. Nowy Rok jakoś szybko zlatuje. Ani się obejrzałem, aż już w zasadzie minął jego pierwszy miesiąc. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie z grami wideo w 2025 roku. Ja bawię się znakomicie. Jeśli liczyłbym wszystkie gry wchodzące w skład składanki Street Fightera, o której pisałem ostatnio na łamach W co gracie w weekend?, to mam już w zasadzie na koncie ponad dwadzieścia ukończonych gier w tym roku i wszystko wskazuje na to, że nie zamierzam się na razie zatrzymywać.
Po ukończeniu God of War: Ragnarok (nareszcie!) i odpaleniu na chwilę Wielkiego Kręgu z Indianą Jones'em w roli głównej, znów wróciłem do umierania w remasterze Nioha.
Przez lata gracze wysłuchiwali przytyków pod adresem swojego hobby. Mówiło się i dalej w zasadzie się mówi o tym, że gry wideo powodują agresję. My od dawna staramy się oczywiście wszystkiemu zaprzeczać. To jednak najprawdziwsza prawda. Nie pamiętam, żebym tak mocno bluzgał po niepowodzeniach w grach wideo co przy Niohu.
Po tym jak parokrotnie boss zabijał mnie gdy był już na ostrzu noża, a wystarczało po prostu go dobić, żeby go pokonać, miałem ochotę nie tylko ochotę roztrzaskać pada o podłogę, ale waliłem też pięścią ze złości w łóżko i kląłem jak szewc.
W Niohu można mieć pięćset godzin na liczniku, wbitą platynę, a i tak jesteś tu nikim, gdy podchodzisz do nowego poziomu trudności. I tak powinno być w grach rpg. Gry fabularne/o odgrywaniu ról to przecież ciągłe wylewanie potu, aby mieć potężniejszą postać. Produkcja Team Ninja robi to doskonale.
Nawet po trzykrotnym ukończeniu Nioha i zaczęciu kolejnej przygody Williama, tym razem na poziomie trudności Droga Mędrca, jeszcze trudniejsi bossowie i przeciwnicy wgniatają mnie w ziemię, oczywiście tylko do momentu zdobycia jeszcze lepszego ekwipunku za zaliczenie kolejnych zadań zmierzchu.
Gdy yokai zostawiają po ich pokonaniu pierwszy ekwipunek eteryczny, a ty śmigasz po kolejnej miejscówce bohaterem, który ma przy sobie miliard amrity i wbijasz w jednej misji trzydzieści poziomów, dociera do ciebie, że właśnie wszedłeś na wyższy poziom i coraz mniej interesują cię już nowicjusze, którzy nie zaliczyli jeszcze Nioha przynajmniej raz. Nikt przecież nie zrobi tego za nich.
Jeszcze parę miesięcy temu Nioh nie grzał mnie, ani ziębił, ale teraz pochłonął mnie bez reszty i jestem naprawdę wdzięczny Sony za pomoc autorom Ninja Gaiden Black przy stworzeniu produkcji, z którą tak dobrze się bawię.
Do podwójnego calaka w Nioh brakuje mi już tylko zaliczenia ostatnich pięćdziesięciu misji na Drodze Demona i sześciu ostatnich pięter w Odchłani wymaganych do trofeum. Tego ostatniego nie dało się zrobić na niższym poziomie trudności, więc czym prędzej go ukończyłem, pomijając z połowę misji fabularnych.
Poza kilkoma trudnymi misjami pobocznymi, które zawsze będą trudne, nie mam już zresztą czego tam szukać. Z nowo zdobytym ekwipunkiem Czerwonego Demona, który ostro farmiłem na misji pojedynkowej Li Naomasy mógłbym już w zasadzie powoli próbować powalczyć o najwyższy poziom w Niohu, czyli Drogę Nioh. Jeśli będę miał jakiekolwiek problemy z misjami, to pewnie tak zrobię i wrócę się zemścić na przeciwnikach, którzy mnie teraz masakrują.
Trzymajcie się ciepło. Do następnego razu.
Wow.
OdpowiedzUsuń