W co gracie w wekeend? #494: Atelier Resleriana: The Red Alchemist & the White Guardian
Witam wszystkich graczy. Dzięki uprzejmości Koei Tecmo mam możliwość przetestowania przed jutrzejszą premierą kolejnej gry z serii Atelier.
Atelier Resleriana: The Red Alchemist & the White Guardian to bezpośrednia kontynuacja produkcji zatytułowanej Atelier Resleriana: Forgotten Alchemy & the Liberator of Polar Night, która została wydana z okazji dwudziestopięciolecia serii na smartfony i Steama. Poprzednik spotkał się z różnymi opiniami graczy, wśród których mogliśmy znaleźć też takie krytykujące tytuł za konieczność stałego podpięcia do sieci oraz dużą prostotę systemową w stosunku do poprzedników. Nie zamierzam się wypowiadać odnośnie jego fabuły, bo nie miałem z nim żadnej styczności.
Skończyłem jednak wcześniej Atelier Yumię, której recenzję możecie przeczytać. Miałem też styczność z kilkoma innymi grami z tej serii, więc mam już jakiś punkt odniesienia do Atelierów. Nie traktujcie moich dalszych słów jako recenzji The Red Alchemist & the White Guardian. Są to moje wrażenia z pierwszych dwudziestu godzin z tym japońskim rpgiem turowym. Jeśli uda mi się ukończyć tą produkcję, to takowa pewnie się pojawi.
Reslerianę ogrywam na PS5. Nie rzuca ona graficznie na kolana, bo nie może, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że to sequel gry wideo napisanej na telefony komórkowe. Nie jest to ani najładniejszy rpg wydany w 2025 roku, ani nawet najładniejszy Atelier. Ma jednak dużo uroku i sporo nadrabia na innych polach.
Zacznijmy od tego, że na pewno nie jest to tak przygnębiająca opowieść jak Yumia. Alchemia nie jest tu tematem tabu. Jest to raczej sposób na samorealizację, spełnienie najskrytszych marzeń oraz okno na poznawanie nowych ludzi.
Na początku gry wybieramy jedną z dwóch postaci do wyboru i możemy wyruszyć w podróż w nieznane. Rias jest niezwykle ciekawska świata, przez co nieraz wpada w tarapaty, ale nie ma ona żadnego pojęcia o alchemii. Trafia na nią w zasadzie przez przypadek i gdyby nie drugi główny bohater do wyboru, Slade, to pewnie przeżyłaby całe życie w błogiej nieświadomości czym jest synteza przedmiotów, ich replikacja, wzmacnianie itp.
Możemy oczywiście uznać, że ich spotkanie to przeznaczenie. Ja jednak wolę myśleć o nim jako o pretekście do zwiedzania kolejnych lochów, walki z nowymi typami potworów, zbieraniem kolejnych odczynników alchemicznych oraz przede wszystkimi jako o okazji do spotkań z innymi Atelierkami, bo tytuły sygnowane mianem Resleriana to taka trochę encyklopedia serii Atelier, dzięki której możemy spotkać większość głównych bohaterek cyklu, którym Japończycy ze studia Gust zajmują się od niemal trzech dekad.
Mamy tu do dyspozycji turowy system walki, ataki specjalne, drużynowe ataki jedności, multiataki, rzucanie w przeciwników bombami, tak zwane ścieżki wymiarowe, które po części wyjaśniają dlaczego w świecie Lantarna możemy spotkać podróżników z innych światów a także wróżki, które pomogą nam w prowadzeniu własnego sklepu, a tenże przyczyni się do rozwoju miasteczka, z którego pochodzimy.
W Reslerianie usłyszymy wiele ciekawych melodii. Mi najbardziej do gustu przypadły oczywiście te melancholijne i skrzypcowe. Bardzo dobry jest też japoński dubbing. Od razu słychać, że tą sprawą zajmują się profesjonaliści oraz seiyuu, którzy z serią Atelier są od dawna.
Sam tytuł sprawia wrażenie prostego, lekkiego i przyjemnego, ale z biegiem czasu do systemu alchemii, walki i rozwoju postaci dodawane są nowe elementy, dzięki czemu staje się on bardziej złożony. Do prostej syntezy przedmiotów dochodzi na przykład możliwość przekształcania podstawowych recept alchemicznych w inne, dzięki czemu zyskujemy dostęp do coraz to nowych przedmiotów. W tym aspekcie nowa część altankowej sagi dorównuje poprzednikom i wciąga jak bagno.
Oprócz wątku głównego, Rias i spółka mogą zacieśniać ze sobą więzi, poznając swoje sekrety, słabości i mocne strony. Często prowadzi to do komicznych scenek, przy których można zrywać boki ze śmiechu.
Mieszkańcy często proszą nas o pokonanie konkretnych potworów, za co oczywiście otrzymujemy nagrody, a wraz z rozwojem fabuły, spotkane przez nas Atelierki mogą dla odmiany zaoferować nam pomoc. To bardzo fajne uczucie, wiedzieć, że nie jesteśmy sami w naszych wysiłkach.
Nawet jeśli Rias nie wie czegoś o alchemii, to może się przecież nauczyć czegoś nowego od jakiejś bardziej doświadczonej nauczycielki.
Atelier Resleriana: The Red Alchemist & the White Guardian to po trosze taki Suikoden albo Chrono Cross, w którym 'kolekcjonujemy' kolejnych bohaterów, aby wszystkim żyło się lepiej i mi to absolutnie pasuje.
Główni bohaterowie wspierają się mocno w swoich przedsięwzięciach i gdy tylko pojawia się jakiś problem, to starają się go wspólnie rozwiązać.
Jeśli te wszystkie uszatki i Atelierki nam nie wystarczą, to możemy jeszcze spotkać wiedźmę w szpiczastym kapeluszu, ciskającą kulami ognistymi w potwory i latająca na miotle, która próbuje przekonać wszystkich wokół, że wcale nią nie jest i prawie jej się udało, gdybym nie zobaczył jak strzela ognistymi dyniami w przeciwników. Kto wie, może w kolejnej odsłonie trafi do Barcelony i razem z Lewym, Yamalem i Raphinhą powalczy o wygraną w Lidze Mistrzów?
Prostota rozgrywki, opcje zarządzania, lekki klimat, wiecznie uśmiechnięta Rias i kolejni goście, których spotykamy w miarę rozwoju wątku głównego to zdecydowanie największe atuty najnowszej odsłony Ateliera.
Potworom przydałaby się większa różnorodność, bo czasem można odnieść wrażenie, że w kółko walczymy z tymi samymi, tylko w innej konfiguracji kolorystycznej i z innymi atrybutami. Nie jest to jednak coś, co sprawiłoby, że rzuciłbym w kąt tego jrpga. Za dużo w nim słodkości, totalnego luzu i wróżek, aby tak się stało.
Atelier w klasycznym wydaniu i ze szczyptą nostalgii bardzo przypadł mi do gustu i zamierzam kontynuować z nim dalszą zabawę.
Dziękuję za uwagę.
Komentarze
Prześlij komentarz