W co gracie w weekend? #25

[Blog opublikowany 22 listopada 2013r.]

Witajcie. Chciałbym życzyć wszystkim udanego weekendu.

Tydzień temu niewiele napisałem, bo byłem strasznie zmęczony, ale teraz postanowiłem to zmienić.
Wróciłem po około dwóch latach do Vagrant Story i zanim cokolwiek w tym temacie napiszę, to stworzę odpowiedni nastrój posępną muzyką z Katakumb.
Nie lubię myśleć w ciszy.
W jrpga stworzonego przez nieistniejący już Squaresoft gram pierwszy raz. Spędziłem z nim pięćdziesiąt godzin, ale trafiłem na dwóch bossów, którzy dali mi się we znaki i odpuściłem sobie na jakiś czas tą mroczną historię, w której pierwsze skrzypce gra Ashley Riot.
Jest on członkiem Valendiańskich Rycerzy Pokoju, który zostaje wysłany w celu powstrzymania sekty Mullenkamp pod przywództwem Sydneya Losstarota.
Peesjedynkowa pikseloza to jest to. Cóż mógłbym więcej dodać? Przez te dwa lata nawet na chwilę nie zapomniałem o ponurym Lea Monde. Ograłem już tyle gier przez ten czas, ale o naprawdę niewielu z nich mógłbym powiedzieć, że to produkcje ponadczasowe, za którymi będę tęsknił dziesięć lat po ich premierze, tak jak wiele osób tęskni dziś za Vagrant Story. To ich pamięć o jednym z najlepszych jrpgów w historii sprawiła, że w ogóle sięgnąłem po ten tytuł, za co jestem im dozgonnie wdzięczny. Na obecnej generacji stacjonarek Square Enix nie zrobiło nic, co choć trochę zbliżyłoby się do niepowtarzalnego klimatu tego dungeoncrawlera.
Muzykę Hitoshiego Sakimoto mamy już za sobą, więc chyba zgodzicie się ze mną, że ten fragment bez trudu mógłby wystąpić w jednym z pierwszych Resident Evil i pasowałby tam jak ulał. Ciężki, przytłaczający klimat, zimne, szarobure barwy świata VS to coś, co musiało z miejsca naruszyć posady wszelkich jrpgowych kanonów w tamtych czasach. Czy którykolwiek recenzent napisał wtedy, że oto jest przed nami gra ponadczasowa, że ogracie później niezliczoną ilość gier na niezliczonej ilości konsol a temu tytułowi mało co potem dorówna?
Pierwszy niesamowity lochopełzacz na podobnym poziomie powstał prawie dziesięć lat później, myślę tu o Demon's Souls. Vagrant nazbierał mnóstwo dziewiątek i dziesiątek, tylko co z tego, skoro oceny nie oddadzą nigdy głębi tego tytułu. Co z tego, że przez te 13 lat od premiery Vagranta powstało mnóstwo gier z serii Final Fantasy, Pokemon i Dragon Quest? Czy ktokolwiek z Was powie mi teraz, że coś prześcignęło ten tytuł? Może wyszło parę jrpgów o zbliżonym poziomie, ale zapewniam Was, że za kolejne dziesięć lat VS dalej pozostanie kamieniem milowym swojego gatunku. Grałem w wiele jrpgów, w których pokonanie przeciwnika sprowadza się do naciśnięcia jednego przycisku. Tutaj nie ma tak łatwo. Żeby kogokolwiek tu pokonać, to trzeba nacisnąć w odpowiednim momencie wybrany przycisk ataku. Co ciekawe, każdy typ broni oraz zdolności mają ten punkt w innym miejscu. Ważny jest też zasięg broni oraz wysokość, z której atakuje Ashley.Tak samo jest z blokiem. Zwykłe naciśnięcie przycisku nic tu nie da, bo konkretna zdolność defensywna uruchamia się jedynie w pewnym momencie ataku przeciwnika. Czy ktoś robił jrpgi w ten sposób dziesięć lat temu? Może, ale na pewno nie te, w które grałem. Sam Ashley jest Ryzykołamaczem. Już tłumaczę, o co chodzi. Otóż, ataki na potworach można łączyć w jeden ciąg, co zwiększa zadawane im obrażenia z każdym kolejnym celnym ciosem, ale jest to broń obosieczna. Gdy Ryzyko osiągnie maksymalną wartość, to diametralnie spada wartość obrony głównego bohatera. W takiej sytuacji, każdy kolejny czar, którym zaatakuje jakiś czarodziej, czy każdy kolejny atak fizyczny może być śmiertelny. Ryzyko nie zawsze jest opłacalne. Gra posiada także dosyć ciekawy system produkcji tarcz, pancerzy i broni. Możemy je nawet wzmocnić klejnotami.

Oprócz tego, wziąłem się w końcu za Fear Effect.
Kupiłem tą grę jakiś czas temu za 9zł z PSNu i jestem w szoku, jak ta strzelanina wygląda na PS one. Poziom dwuwymiarowych teł z Final Fantasy IX, Chrono Cross i Resident Evil 3 został osiągnięty przez nieistniejące już studio Kronos Digital Entertainment bez żadnych problemów. Tutaj są nawet dynamiczne cienie, które rzucają na podłoże często spotykane w grze wirniki. I to wszystko na PS one? Nieźle. Wszędzie bucha para, a jeśli natrafimy na jakiś neon, to on oczywiście miga. W grze są bossowie oraz zagadki, także na nudę nie ma co narzekać. Bardzo podoba mi się zastosowany przez Amerykanów celshading. Zrobić cyberpunkową grę przed pierwszym Deus Exem? Uznanie dla twórców. Gra jest piekielnie trudna, ze względu na zaimplementowany wskaźnik strachu. Gdy jeden z trójki dostępnych w grze bohaterów mocno się przestraszy, to zabije go pierwszy celny strzał z broni wroga. Wymiana ognia z kilkoma przeciwnikami naraz potrafi być całkiem emocjonująca. Jedyną wadą jest krótki czas gry, bo po trzech godzinach jestem już w połowie. Tylko czasem jest tak, że popchnięcie fabuły o pięć minut trwa pół godziny lub nawet dłużej, bo ginie się tu bez przerwy. Przy tych dwóch klasykach z pierwszej konsoli Sony mogę tylko zapłakać nad stanem dzisiejszej elektronicznej rozrywki. Gdzie się podziały takie gry?

Dalej ogrywam też Final Fantasy X, Gears of War 3 (trzeci raz), Uncharted 3 (trzeci raz) oraz Castlevanię: Lords of Shadow.

Daaku namówił mnie również na przejście Gears of War w kooperacji, więc liczę, że znajdzie trochę czasu na wspólne granie, tym bardziej, że mamy za sobą drugi akt. Zabawę w berka z zabójczymi Kryllami uważam za jeden z najlepszych momentów z całej trylogii od Epic.
Mrok w pierwszych Gearsach jest rewelacyjny. Telenowelowaty charakter Gear of War 2 oraz przezabawne kłótnie Bairda z Sam z GoW3 to już nie to samo. Jedynka jest jak wino. Im starsza, tym lepsza. Siódmy raz ją przejdę. A co mi tam. Nawet jeśli powstanie kiedyś Gears of War 4, to będzie to już tylko kontynuacja a nie tytuł zmieniający oblicze rynku gier wideo. I pomyśleć, że kiedy ta gra miała premierę w 2006r., to ja zagrywałem się w peesdwójkowe jrpgi na potęgę. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że siedem lat później będę w posiadaniu dwóch konsol Microsoftu, to bym go wyśmiał. Jak to? Mam wspierać Amerykanów napadających na inne państwa? Przecież Japończycy byli święci podczas II Wojny Światowej, więc tylko ich konsole mogę kupić. No cóż, jak się szuka dziury w całym, to w końcu się ją znajdzie. Na szczęście spotkałem ludzi, dla których granie jest zabawą, nie interesują ich jakieś fanbojskie fanaberie, więc doszedłem do wniosku, że pożyczone Tales of Vesperia, Gearsy, Halo 3, czy Mass Effect to nie to samo, co posiadać te gry na własność. Podobnie rzecz ma się z konsolami.

Czas kończyć. Pozdrawiam Was wszystkich. Jeśli chcecie, to napiszcie w co gracie w weekend.

P.S. Liczę już głosy w naszym TOP50 Gier Ostatnich Lat, ale wciąż można jeszcze zagłosować.
Głoosowanie na TOP50 Gier Ostatnich Lat

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty

W co graliście w 2023 roku?

O tym dlaczego warto mieć konsolę Xbox Series X