W co gracie w weekend? #431: Starfield, Higurashi, XCX, Honkai Impact 3rd, Fate/stay night, RER i Kanon

Życie gracza jest niezwykle ciężkie. Nie raz dochodzi do sytuacji, w której musimy dokonać ważnych wyborów. Czasem trzeba wybrać to, czy zagramy w jedną świetną grę albo w inną. Dlatego najlepiej grać we wszystkie, w które chcemy. 

U mnie w dalszym ciągu ruletka z grami i powolne brnięcie naprzód. Po więcej zapraszam do dalszej części tekstu. 

Starfield (XSX, PC) - Przeszłość Sary

Niewiele pograłem sobie w Starfielda przez ostatni tydzień. Tak w zasadzie to udało mi się jedynie dopiąć do końca wątek Sary, który stał się tak ważny w pewnym momencie, że autorzy Starfielda nie pozwolili mi rozgrywać fabuły, póki go nie skończę.

Zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo uwielbiam byłą wojskową z Loży. Często robiłem do niej maślane oczy, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, żeby jej pomóc, od razu ruszyliśmy do miejsca, które przez niemal dwie dekady jej życia było niczym cierń w jej sercu. 

Bardzo podobało mi się zakończenie tego wątku, więc po co szukać tych wszystkich gwiazd, skoro największa z nich była tuż obok?

Pewnie nie znajdę zbyt dużo czasu na tytuł Bethesdy w ten weekend, ale i tak prędzej czy później go odpalę, żeby zwiedzić jakieś nowe miejsca czy rozwinąć swojego bohatera.

Higurashi When They Cry: Chapter 11 Someutsushi (PC) - Rozterki sercowe Natsumi


Bardzo długo trwał mój powrót do świata Higurashi. Nie byłem tam niemal od roku. Pomimo kilku podjętych prób powrotu w trakcie powoli kończącego się roku nie udało mi się przysiąść na dłużej do dodatkowych epizodów tej upiornej historii o sennej z pozoru Hinamizawie.

Głównym tego powodem jest to, że nie zżyłem się jeszcze z nowymi bohaterami. Jestem dopiero w trakcie ich poznawania, więc jeszcze minie sporo czasu zanim ich zaakceptuje. 

O głównej obsadzie Higurashi nie miałem dobrego zdania przez kilka kilka miesięcy od zetknięcia się z pierwszym rozdziałem. Dopiero później dotarło do mnie, że ta obsada to był strzał w dziesiątkę ze strony autora.

Na razie obserwuję perypetie Natsumi i jej szkolnych znajomych z dystansu i czekam na rozwój wypadków.

Xenoblade Chronicles X (WiiU) - Mój pierwszy Skell

Nareszcie. Jedną z największych zalet Xenoblade Chronicles X jest możliwość pilotażu mechów, które nazywane są tutaj Skellami. W tym celu musiałem najpierw zdobyć licencję na pilotowanie jednego z nich, co wiązało się z zaliczeniem zadań dla wszystkich okolicznych ośmiu dywizji. Lubię włóczyć się po mapie tego japońskiego rpga z otwartym światem i zbierać różne świecidełka, więc część z nich zaliczyłem z automatu. Żeby zaliczyć pozostałe, musiałem ruszyć w teren, pokonać kilka potworów, zebrać rzadkie fanty i przekonać jednego kosmicznego sprzymierzeńca do ludzkiego jedzenia.

Na szczęście nie trwało to zbyt długo i mogę poszaleć za sterami nowej supermaszyny. Co prawda po zdaniu egzaminu otrzymujemy jedynie gołego Skella z podstawowym atakiem, ale gdy go zupgrade'ujemy o nowe funkcje otrzymujemy kozacki sprzęt do siania mordu. Grając w poprzednie trurowe jrpgi Pana Tetsuyi Takahashiego mechy też dawały czadu, ale głównie na filmikach, bo w grze turowej jednostka rusza sie tylko po to, by zaatakować, a tak to nie robi zupełnie nic, stojąc w miejscu. 

W tym przypadku już sama animacja poruszania się mecha podczas walki robi naprawdę piorunujące wrażenie, a co dopiero jak zaczniemy wyprowadzać ciosy. Oj będę miał z tego niezłą zabawę i bardzo możliwe, że odstawię na jakiś czas wątek główny, by zająć się lepiej moim nowym cackiem.  

Honkai Impact 3rd (PC) - Dyskoteka z walkiriami

Honkai Star Rail zadebiutował właśnie na PS5. Grę co prawda sprawdziłem już w wersji na PC kilka miesięcy temu i na razie nie jestem zdecydowany, żeby doń wrócić, ze względu na inwazyjne mechaniki gacha, spowalniające progres fabularny gracza. W przyszłości może się to co prawda zmienić.

Po krótkim czasie spędzonym z Fate/Grand Order moje stanowisko wobec tego gatunku gier trochę zelżało, więc z ciekawości postanowiłem sprawdzić Honkai Impact 3rd, a więc produkcję, od której zaczęła się międzynarodowa sława chińskiego Mihoyo.

Nie spodziewałem się niczego dobrego po kolejnej komórkowej gachy przeznaczonej dla wielorybów. Prostota graficzna jest tu oczywista, wziąwszy pod uwagę, że tytuł ma już niemal dziesięć lat na karku.

Pierwsze co mnie zaskoczyło to rozgrywka. To bardzo prosty hack'n'slash w stylu Devil May Cry, z mocno ograniczoną liczbą ciosów. Mamy tu proste ataki, które możemy łączyć w kombinacje, uniki, atak specjalny i w zasadzie tyle. Tyle, że to nie koniec, bo owszem sterujemy jedną bohaterką, ale wraz z postępami w fabule, dochodzą nowe, którymi gra się zupełnie inaczej. 

Kiana na przykład bombarduje wrogów swoją potężną kocią łapą. Doskonale nadaje się do walki wręcz, ale taka już chociażby Mei potrafi wykorzystywać spowolnienie czasu i dopiero wtedy pokazuje swój pazur. Bronya? Bronya jest idealna do walki dystansowej. Atakuje przeciwników laserami wystrzeliwanymi z pilotowanego przez siebie pojazdu czy tam egzoszkieletu.

Bohaterki można swobodnie zmieniać podczas walk, albo po to, żeby dobić poranionego adwersarza, albo po to, by dać odpocząć walkirii, która niedawno za bardzo oberwała, albo po to, by nacieszyć wzrok, bo co kilka walkirii to nie jedna.

Historia jest tu prosta jak budowa cepa. Walczymy bowiem z tytułowymi honkaiami (nazwa stworów występujących w grze) jako grupa superpotężnych walkirii. Przeróżne waifetki to podstawa zarobku chińskiego developera, który raz po raz dodaje kolejne laski, a spragnione wieloryby rzucają się na nie jak na świeży, smakowity kawałek mięsa. Na mnie to jeszcze nie działa.

Chciałem pograć w HI3rd z godzinę lub dwie i wywalić z dysku na dobre. Na razie jednak nie mogę tak zrobić. Dlaczego? Bo elektroniczna muzyka skomponowana na potrzeby tej produkcji wprawiła mnie w osłupienie. Okazało się ono tak duże, że na chwilę zapomniałem o wszystkich mankamentach gatunku gacha i zagłębiam się w wir wydarzeń. 

Z wielką satysfakcją ukończyłem pierwszy rozdział tej opowieści, co zajęło mi kilka godzin ze względu na wiele nieudanych prób podłączenia do gry kontrolera. Teraz jest wszystko ok. Przeżyłem niemały szok, gdy odkryłem, że Honkai Impact 3rd ma obecnie ponad czterdzieści takich rozdziałów. Chyba nie muszę tłumaczyć nikomu z Was, ze grania w takim wypadku wystarczy na bardzo, bardzo długo.

Fate/ stay night Realta Nua: Heaven's Feel (PC) - Mokry sen każdego fana eroge

Grałem w wiele gier wideo, po których czułem się wydymany przez developera. Ta jest pierwszą, w której mnie wydymali. Dziesięć na dziesięć za śmiałość autorów i najlepszy mokry sen w historii medium zwanego grami wideo.

Resident Evil Revelations (3DS) - Niezbyt martwy trup


Tydzień temu pisałem, że spóźniłem się trochę na co-opa w Revelations, bo nikt w to już nie gra na 3DSie. Trochę się pomyliłem. Nie spotkałem żadnych graczy do wspólnej zabawy, bo próbowałem się z nimi połączyć o złej porze. Gdy spróbowałem kolejny raz, bliżej wieczora, znalazłem ich bez problemu. Jeden wymiatacz z maksymalnym poziomem szybko wyszedł z menu, gdy zobaczył, ze jestem początkującym graczem. Chwilę później połączyłem się z innym i przeszliśmy wspólnie kilka misji, a w zasadzie to on przeszedł, bo był tak dobrze wyekwipowany, ze mogłem się jedynie przyglądać jak kasuje fale wrogów jedna po drugiej. 

To był czad. Bardzo żałuję, że wszystko co najlepsze w tytule Capcomu zobaczyłem tyle lat po jego premierze. Wątek główny był w porządku, ale dopiero teraz bawię się z Resident Evil Revelations w najlepsze. Lepiej późno niż wcale.

Kanon (PC) - Nayuki, Kaori i spółka

Teraz opowiem wam o czymś, o czym mogliście nie wiedzieć. Każdy rok ma cztery pory roku. To zapewne jeszcze wiecie. Czy wiedzieliście jednak o tym, że każdy rok ma aż dwie zimy i jest to jedyna tak uprzywilejowana pora roku? Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że zazwyczaj w styczniu lub lutym mamy zimę i jest to pierwsza zima w danym roku, to chyba oczywiste, że w tym samym roku, pod jego koniec, zazwyczaj w listopadzie i grudniu, mamy już kolejną zimę.

Nie wiem czemu zdałem sobie z tego sprawę dopiero teraz? Na pewno jednak wiele wspólnego ma z tym Kanon, japońska gra z gatunku visual novel, której akcja rozgrywa się właśnie w zimie. To nostalgiczna opowieść o próbie odzyskania utraconej niewinności, która rozgrywa się w sennym miasteczku skąpanym we śniegu. 

Uwielbiam do niej wracać zimą, bo jest to historia która potrafi rozgrzać nawet w najzimniejszą zimową noc. W tym roku nie udało mi się jednak znaleźć dla niej czasu, co sprawiło, że uczucie melancholii towarzyszyło mi niemal przez cały rok. Do czasu. Do czasu, aż zrozumiałem, że przecież w 2023 roku będzie przecież jeszcze jedna zima! Tym razem wolę już nie ryzykować. Zacząłem już swoją trzecią przygodę z Kanonem zanim zima się z nami jeszcze przywita. Zrobiłem to po to, żeby w zasadzie ukończyć ten legendarny tytuł kiedy się tak stanie. Tym razem ogrywam ścieżkę fabularną Nayuki.

To tyle na dziś. Trzymajcie się ciepło, moi mili.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty

W co graliście w 2023 roku?

O tym dlaczego warto mieć konsolę Xbox Series X