W co gracie w weekend? #438: Monster Huntrer 3 Ultimate i Skyrim

Cześć. Pierwszy miesiąc Nowego Roku już za nami. Na rynku gier wideo zadebiutowały już bardzo dobre gry. Tylko na wrzucenie kolejnego odcinka W co gracie w weekend? nie było jakoś czasu. Postaram się to teraz nadrobić.

Monster Hunter 3 Ultimate (WiiU)

Po tym jak w ubiegłym roku Nintendo zapowiedziało zamknięcie serwerów we wszystkich grach na 3DSie i WiiU w kwietniu 2024 roku, postanowiłem, że pogram sobie na tych sprzętach, zanim tak się stanie. Jeszcze w tamtym roku bawiłem się z innymi graczami przy okazji Resident Evil Revelations. Tym razem padło na trzecią odsłonę Monster Huntera z dopiskiem Ultimate.

Początkowo Trójka miała zostać wydana na PS3. Niestety Capcom zrezygnował z tego pomysłu. Koszty produkcji tytułu okazały się rzekomo zbyt wysokie dla Japończyków, więc postanowili oni wydać ten tytuł na Wii. 

Napisałem niestety, gdyż Monster Hunter miał szansę wejść w erę HD, a tak pozostał serią z grafiką na poziomie gier z PS2. Rok później na PSP ukazał się port tego tytułu, czyniąc zeń trzecią najlepiej sprzedającą się grę na pierwszym przenośniaku Sony. W dalszej kolejności na 3DSie i WiiU ukazały się dopakowane wersje trójki, zatytułowane Ultimate.

Początkowo planowałem zakup MH3 w wersji na Wii, ale od ponad dziesięciu lat nie ma tam możliwości grania po sieci, więc zrezygnowałem z tego pomysłu. Wybrałem edycję tego japońskiego rpga akcji na WiiU właśnie po to, żeby zapolować z innymi łowcami na potwory, kiedy jeszcze możemy to zrobić.

Zupełnie zrezygnowałem z trybu dla jednego gracza. Zależało mi jedynie na wspólnej zabawie, sprawdzeniu walki pod wodą, czego nie ma nawet w przegenialnym Monster Hunter World, oraz na jak najszybszym spotkaniu się z nowymi gatunkami potworów. Na singla przyjdzie jeszcze pora.

Bardzo podoba mi się klimat trójki. Nie mamy tu do czynienia z podróżą do Nowego Świata w nieznane, a raczej z łowiecką codziennością wioski rybackiej. Nie ukrywam, że poczułem się tu jak w domu. Ci co grali kiedykolwiek w Final Fantasy X szybko dostrzegą podobieństwa z wioską Kilika.


Widać oczywiście, że rpg Capcomu ma te piętnaście lat na karku. Cieszę się, że seria zrezygnowała z wielu archaizmów z pierwszych odsłon Monster Huntera, ale z drugiej strony bolą mnie liczne uproszczenia w Worldzie, brak filimików pokazujących życie i zwyczaje poszczególnych potworów, brak o wiele trudniejszych awansów na wyższe rangi łowieckie, czy brak konieczności wykonywania szeregu zadań fabularnych, żeby zdobyć naszego małego towarzysza, który pójdzie za nami nawet w ogień, tak jak chociażby ma to miejsce w MH3U.

Trójka ma swój styl, ma wciąż wielu graczy skorych do pomocy nowicjuszom i naprawdę mi przykro, że ludzie z dziesięcioletnimi kontami nie będą mogli już niedługo wybrać się na wspólne łowy ze znajomymi i nieznajomymi.

Taki to już urok gier z trybami sieciowymi, ech.

The Elder Scrolls V: Skyrim - Dawnguard (X360)

Po zdobyciu pięciu czarnych ksiąg odpuściłem sobie na razie wojaże w Soltsheim. Adoptowałem dziecko i rozpocząłem na dobre rozszerzenie fabularne zatytułowane Dawnguard. Tytułowa frakcja skupia członków, którzy poprzysięgli wyplenić Skyrim z plagi wampirów. Dlatego mocno się zdziwiłem, gdy w podzięce za uratowanie wampirzycy Serany, uwięzionej na setki lat w sarkofagu razem z jednym z pradawnych zwojów, jej ojciec zamienił mnie w jednego z krwiopijców. Oczywiście w kluczowym momencie można mu odmówić, ale wtedy nie rozpoczniemy tej akurat linii fabularnej.

Przemiana w wampirycznego władcę daje nam dostęp do nowych mocy, takich jak wysysanie życia z wszelkich napotkanych istot a nawet reanimowanie zmarłych. Dostajemy także dostęp do wampirycznego drzewa rozwoju postaci z nowymi umiejętnościami. 

Nie ma jednak róży bez kolców. Autorzy nie wzięli wszystkiego pod uwagę, projektując naszą wampiryczną metamorfozę. Jasne, że fajnie się załatwia gargulce i inne zjawy jako wampir, ale nie możemy przykładowo przeszukiwać zwłok w tej postaci. Jako wampir nie mieścimy się też ciasnych i niskich korytarzach lochów. Nie możemy także przesuwać wajch w lochach, co blokuje nam progres fabularny w zadaniach. Nie zagadamy też ze zwykłymi npcami, nie możemy korzystać z mapy, nie mamy dostępu do ekwipunku, a zdobywane doświadczenie za pokonywanych przeciwników w formie wampira idzie tylko do wampirycznego drzewka, a nie do naszego głównego drzewka rozwoju. Towarzysze, z którym podróżujemy też nam wcale nie ułatwiają sprawy, bo często zabijają naszych oponentów, co sprawia, że nie dostajemy żadnego doświadczenia za walki.

Z początku byłem też rozczarowany niewielką ilością nowych miejscówek w tym rozszerzeniu. Poza zamkiem Volkihar i jakimiś nowymi lochami łazimy w sumie po Skyrim i tyle. Zupełnie inaczej jest w rozszerzeniu Dragonborn, w którym dostajemy do dyspozycji całą nową wyspę z kilkudziesięcioma lokacjami.

Moja opinia na ten temat zmieniła się dopiero gdy dotarłem do Kopca Dusz, a więc pierwszej rozległej miejscówki tego wampirycznego rozszerzenia fabularnego. Mamy tu nawet możliwość poruszania się na duchowym koniu. Jednak nie to wywarło na mnie największe wrażenie, a pierwsza epicka walka, którą trzeba tam stoczyć. 

Wyjaśnia się też kilka kwestii fabularnych dotyczących Serany i jej klanu wampirów, więc dodam na koniec, że klimat jest tu zbyt gęsty i posępny, bym porzucił Skyrima na kolejnych parę lat, tak jak to już byłem robiłem kilka razy przez ostatnie dziesięć lat. Zamierzam ostro cisnąć w ten tytuł, tym bardziej, że jest to tak naprawdę ostatnia epicka produkcja Bethesdy, z rozmachem, który przyprawia gracza o gęsią skórkę. Kolejne ich gry nie są już niestety tak dobre.

Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego weekendu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty

W co graliście w 2023 roku?

O tym dlaczego warto mieć konsolę Xbox Series X