W co gracie w weekend? #37
[Blog został opublikowany na ppe.pl 20 lutego 2014r.]
Nie wiem, czy w ogóle coś włączę, bo nie chce mi się grać. Może mi się odmieni po zagraniu w Kirbiego lub w Haslo: Reach w kooperacji.
Ostatnio za dużo siałem fermentu na ppe i zastanawiam się, czy nie przydałby mi się jakiś tygodniowy ban? Odpocząłbym sobie od tego wszystkiego, to może motywacja do dalszego grania by mi wróciła.
Opłacało się zabijać cele w Saint's Row 2, bo za unieszkodliwienie wszystkich otrzymałem karabin szturmowy z nieskończoną ilością amunicji, więc na jej brak nie będę narzekał do końca gry.
Samochody też dostarczyłem wszystkie, więc skupię się w końcu na Synach Samedi. To psychopaci, którzy rozmawiają z tobą z maczetą przystawioną do twojej szyi, więc nie powinienem się nudzić.
Dobra, nie chce mi się pisać dalej o tym, że utkwiłem w martwym punkcie bloga o naszych ulubionych grach i mam opisane dopiero 4 z 7 pozycji z miejsc 36-30, nie napiszę też o tym, że kupiony niedawno po taniości Bastion nie przyciągnął mnie jeszcze na tyle, aby go opisać na blogu, i że bardziej chce mi się grać w wyśmiewane przez fanów Sony gry z Games with Gold, czyli Might & Magic: Clash of Heroes, czy Magic The Gathering 2013. Co ja poradzę na fakt, że w tych dwóch ostatnich tytułach trzeba kombinować? Nie napiszę też o tym, że niedawno tak długo głowiłem się nad tym, co zrobić w Ecco, że postanowiłem odpocząć od Dreamcasta. O tym, że grałem w TLoZ: Twilight Princess już nawet nie pamiętam. Chyba za dużo razy zginąłem w Donkey Kongu.
Miałem też zamiar zrobić coś szalonego, a mianowicie przyjrzeć się bliżej grze sportowej pt. NBA2K13, w której otrzymałem szansę na dołączenie w drafcie do wielkiego Miami Heat. Zapomnijcie o tym. Nie zrobię tego.
Postanowiłem przedstawić Wam powody, czemu uważam PS2 za lepszą konsolę od PS3. Jak to, sprzęt z taką nędzną ilością ramu, bez hd i bez gier z Plusa? Tak, właśnie taki sprzęt.
Jednym z takich powodów jest jrpg z 2004r. wyprodukowany przez Nautilus o nazwie Shadow Hearts: Covenant, którego kupiłem kiedyś w MediaMarkt, bo spodobała mi się poniższa okładka.
O grze nie wiedziałem zupełnie nic. Nie mailem wtedy internetu, Neo+ nie kupowałem od kilku lat a o PSX Extreme
dowiedziałem się od sąsiada. Nie zmienia to jednak faktu, że tej
drugiej gazety nigdy nie kupiłem. Był to okres w moim życiu, kiedy
zdanie innych osób nie było mi już potrzebne do określenia tego, czy coś
mi się podoba, czy nie. Jak miałem jakieś gazety o grach w rękach, to
tylko po to, aby zobaczyć oceny gier z ciekawości. O ogrywanych grach
wolę nic nie wiedzieć, bo w taki sposób lepiej wsiąkam w przedstawioną w
nich historię a wszystkie niuanse systemowe danej produkcji mnie
zaskakują.
Dziewczyna z okładki to Karin Koenig, była oficerka niemieckiej armii, która w wyniku wydarzeń w Domremy postanawia dołączyć do Yuriego i jego towarzyszy. Walczy floretem. Jej żywiołem jest ogień a nowych zdolności uczy się poprzez czytanie kolejnych fragmentów Pieśni o Nibelungach. Oczywiście w tego mrocznego jrpga, rozgrywającego się podczas I Wojny Światowej, w przeddzień rewolucji bolszewickiej w Rosji, gra się zdecydowanie lepiej, gdy śliczna Niemka chodzi ubrana w tym stroju.
Jednak głównym bohaterem SH:C jest Yuri Volte Hyuga, znany z pierwszej części gry, z którą niestety nie miałem do czynienia.
Przez
tajną organizację nazywany Zabójcą Boga. Posiada zdolność demonicznej
fuzji. Pomimo tego, że jego żywiołem jest mrok, to po transformacji w
dowolnego demona, zyskuje jego żywioł oraz zdolności. W jego umyśle
istnieje Cmentarz, który pełni wiele funkcji m.in.
pozwala na tworzenie nowych potworów oraz na podnoszenie poziomów tych,
które już istnieją. Służy do tego energia duszy, zdobywana w starciach.
Kolejną postacią jest lalkarz Gepetto.
Nie
wierzę, że Japończycy zrobili mu taki pedofilski art. Grubo pojechali.
Co za zboki. Jak już wyżej wspomniałem, jest on emerytowanym pedofilem,
znaczy się, lalkarzem, który zdobył rozgłos w paryskich teatrach. Jego
bronią jest lalka o imieniu Cornelia. Kluczem do tego, jakie zdolności będzie ona posiadać, są jej stroje, które może uszyć zaprzyjaźniony z drużyną krawiec.
Czas przedstawić Wam kolejnego bohatera SH:C. Tym razem jest nim wilk Blanca.
To
biały wilk z Domremy. Nie będę ukrywał tego, że Yuri jest przy nim
karłem intelektualnym. Rozumie wszystko to, co mówią do niego inni. Lubi
walczyć z innymi wilkami, dzięki czemu staje się coraz silniejszy. Jego
żywiołem jest wiatr. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy drużyna wpadła w
tarapaty, a dzielny Blanca musiał ją ratować, skradając się za plecami
strażników, przylegając do ścian, aby nikt go nie spostrzegł i uważając
na gałęzie na ziemi. Blanca Gear Solid.
Następny jest Joachim Valentine, pochodzący z Le Havre.
Ta
postać najlepiej pokazuje, że Japończycy potrafią z największych
absurdów zrobić same zalety. To zapaśnik, wampir zmieniający się w
nietoperza i bojownik sprawiedliwości, który walczy tym, co wpadnie mu
akurat w ręce. Może to być ogromny kawał drewna, skrzynka z brudnymi
ubraniami zapaśników a nawet rura ściekowa, stanowiąca mieszkanie dla
bezdomnych kotów. Jego żywiołem jest ziemia. Nowych zdolności uczy się
na ringu a to, kim jest w danej chwili określają Joachitmy. Są to jego biorytmy. Gdy złota linia znajdzie się na środku, to zmieni się on w złotego nietoperza ze zredukowaną o połowę ilością zdrowia, ale i większą siłą. Tęczowa linia da mu niewidzialność, co zwiększy prawdopodobieństwo unikania ataków. Gdy obie linie się skrzyżują, to Joachim zmienia się we Wspaniałego Spaniela,
zapaśnika, którego wszystkie atrybuty zyskują ogromne bonusy. Kształt
Joachitmów jest uzależniony od ilości stoczonych przez niego walk.
Tym razem napiszę parę słów o pięknej wróżce z Florencji, Lucii.
Od
dziecka kształcona na kuszącą tancerkę egzotyczną. Używa swoich
wdzięków do omamiania mężczyzn. Nie należy do najbystrzejszych. Jej
żywiołem jest mrok. Walczy za pomocą wachlarzy. Jest najbardziej
nieobliczalną postacią w grze, gdyż używa kart tarota,
które mogą przynieść drużynie ogromną ulgę albo zabić ją w mgnieniu oka,
jeśli los nie będzie dla niej łaskawy. Dlatego znacznie bezpieczniej
jest używać jej czarów lub aromatoterapii, polegającej na zmyślnym łączeniu ze sobą olejków aromatycznych.
Ostatnią postacią, którą Wam przedstawię jest księżniczka Anastasia Romanov.
Shadow
Hearts: Covenant jest produkcją świetnie mieszającą ze sobą wątki
historyczne z fikcją. Anastasia, rodzina carska, Rasputin, rewolucyjne
nastroje społeczeństwa rosyjskiego na początku dwudziestego wieku, które
doprowadzą później do wymordowania całej rodziny carskiej, wszystko to
jest fundamentem scenariusza tego jrpga. Anastasia jednak się nie podda i
zamierza walczyć o dobro swojego kraju. To patriotka i osoba, która nie
pozwoli skrzywdzić własnej rodziny. Jest uzbrojona w śmiercionośne jajo
i aparat fotograficzny do robienia zdjęć potworom oraz umiejętność ich
przyzywanie do walki. Sprzymierzeńcy w osobie Yuriego i innych członków
drużyny mają jej w tym pomóc. Jej żywiołem jest woda.
Po zagraniu pierwszy raz w Covenant byłem strasznie rozczarowany faktem, że gra, która pojawiła się na rynku o dwa lata później niż Final Fantasy X ma gorszą grafikę. Był to jednak ostatni Final robiony przez Squaresoft, a kiedy oni zabierali się za jakąś grę, to ciężko było im podskoczyć. Z perspektywy czasu uważam jednak, że Nautilus wniósł wiele świeżości do gatunku jrpgów. Chodzi mi to głównie o system Pierścieni Osądu.
Już
śpieszę z wyjaśnieniami. W większości jrpgów turowych wydajemy
konkretny rozkaz wybranej postaci a ona go posłusznie wykonuje. Tutaj
też tak można, ale wtedy pozbawiamy się największego atutu tej gry.
Używanie czarów, zdolności i przedmiotów oraz kupowanie w sklepie
różnych rzeczy uzależnione jest od tego, czy trafimy na pola uderzeń na
wspomnianym pierścieniu podczas ruchu wskazówki obracającej się ruchem
zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Na początku ciężko to wszystko
ogarnąć, ale gdy już się przyzwyczaimy do tych zasad, to zrozumiemy, że
SH:C jest tytułem sprawdzającym naszą czujność na każdym kroku. W same
pola jest jeszcze w miarę łatwo trafić, ale gdy chcemy mieć tylko i
wyłącznie perfekcyjne trafienia, zwiększające efekt używanych
przedmiotów, czarów i siłę naszych ataków, to wtedy zaczyna się
prawdziwa zabawa.
Możemy modyfikować te pierścienie wedle naszego upodobania, zaopatrując się w akcesoria zmniejszające prędkość przesuwu wskazówki na pierścieniu, możemy zmieniać szerokość pól trafień na pierścieniu, dodając jakiś efekt do tego pierścienia np. truciznę lub petryfikację. Możemy przykładowo ustawić pięć pół trafień, ale możemy ustawić ich też mniej, co zmniejszy ilość ciosów zadawanych przeciwnikom, ale podniesie naszą skuteczność w trafieniach perfekcyjnych.
Ten system w bardzo ułatwionej formie występuje także w Lost Odyssey oraz Castlevanii: Lords of Shadow.
W grze zwiedzimy Francję, Anglię, Walię, Rosję i nie tylko. Przy niektórych scenach nieźle się uśmiejemy. Choć nie uważam muzyki z Covenant za coś wybitnego, to jeden uspokajający fragment zapadł mi mocno w pamięć.
Uff, udało mi się cokolwiek napisać a chciałem już wrzucać bloga pytającego o to, w co nie chce się Wam grać w weekend.
Nie wiem, czy w ogóle coś włączę, bo nie chce mi się grać. Może mi się odmieni po zagraniu w Kirbiego lub w Haslo: Reach w kooperacji.
Ostatnio za dużo siałem fermentu na ppe i zastanawiam się, czy nie przydałby mi się jakiś tygodniowy ban? Odpocząłbym sobie od tego wszystkiego, to może motywacja do dalszego grania by mi wróciła.
Opłacało się zabijać cele w Saint's Row 2, bo za unieszkodliwienie wszystkich otrzymałem karabin szturmowy z nieskończoną ilością amunicji, więc na jej brak nie będę narzekał do końca gry.
Samochody też dostarczyłem wszystkie, więc skupię się w końcu na Synach Samedi. To psychopaci, którzy rozmawiają z tobą z maczetą przystawioną do twojej szyi, więc nie powinienem się nudzić.
Dobra, nie chce mi się pisać dalej o tym, że utkwiłem w martwym punkcie bloga o naszych ulubionych grach i mam opisane dopiero 4 z 7 pozycji z miejsc 36-30, nie napiszę też o tym, że kupiony niedawno po taniości Bastion nie przyciągnął mnie jeszcze na tyle, aby go opisać na blogu, i że bardziej chce mi się grać w wyśmiewane przez fanów Sony gry z Games with Gold, czyli Might & Magic: Clash of Heroes, czy Magic The Gathering 2013. Co ja poradzę na fakt, że w tych dwóch ostatnich tytułach trzeba kombinować? Nie napiszę też o tym, że niedawno tak długo głowiłem się nad tym, co zrobić w Ecco, że postanowiłem odpocząć od Dreamcasta. O tym, że grałem w TLoZ: Twilight Princess już nawet nie pamiętam. Chyba za dużo razy zginąłem w Donkey Kongu.
Miałem też zamiar zrobić coś szalonego, a mianowicie przyjrzeć się bliżej grze sportowej pt. NBA2K13, w której otrzymałem szansę na dołączenie w drafcie do wielkiego Miami Heat. Zapomnijcie o tym. Nie zrobię tego.
Postanowiłem przedstawić Wam powody, czemu uważam PS2 za lepszą konsolę od PS3. Jak to, sprzęt z taką nędzną ilością ramu, bez hd i bez gier z Plusa? Tak, właśnie taki sprzęt.
Jednym z takich powodów jest jrpg z 2004r. wyprodukowany przez Nautilus o nazwie Shadow Hearts: Covenant, którego kupiłem kiedyś w MediaMarkt, bo spodobała mi się poniższa okładka.
Dziewczyna z okładki to Karin Koenig, była oficerka niemieckiej armii, która w wyniku wydarzeń w Domremy postanawia dołączyć do Yuriego i jego towarzyszy. Walczy floretem. Jej żywiołem jest ogień a nowych zdolności uczy się poprzez czytanie kolejnych fragmentów Pieśni o Nibelungach. Oczywiście w tego mrocznego jrpga, rozgrywającego się podczas I Wojny Światowej, w przeddzień rewolucji bolszewickiej w Rosji, gra się zdecydowanie lepiej, gdy śliczna Niemka chodzi ubrana w tym stroju.
Kolejną postacią jest lalkarz Gepetto.
Czas przedstawić Wam kolejnego bohatera SH:C. Tym razem jest nim wilk Blanca.
Następny jest Joachim Valentine, pochodzący z Le Havre.
Tym razem napiszę parę słów o pięknej wróżce z Florencji, Lucii.
Ostatnią postacią, którą Wam przedstawię jest księżniczka Anastasia Romanov.
Po zagraniu pierwszy raz w Covenant byłem strasznie rozczarowany faktem, że gra, która pojawiła się na rynku o dwa lata później niż Final Fantasy X ma gorszą grafikę. Był to jednak ostatni Final robiony przez Squaresoft, a kiedy oni zabierali się za jakąś grę, to ciężko było im podskoczyć. Z perspektywy czasu uważam jednak, że Nautilus wniósł wiele świeżości do gatunku jrpgów. Chodzi mi to głównie o system Pierścieni Osądu.
Możemy modyfikować te pierścienie wedle naszego upodobania, zaopatrując się w akcesoria zmniejszające prędkość przesuwu wskazówki na pierścieniu, możemy zmieniać szerokość pól trafień na pierścieniu, dodając jakiś efekt do tego pierścienia np. truciznę lub petryfikację. Możemy przykładowo ustawić pięć pół trafień, ale możemy ustawić ich też mniej, co zmniejszy ilość ciosów zadawanych przeciwnikom, ale podniesie naszą skuteczność w trafieniach perfekcyjnych.
Ten system w bardzo ułatwionej formie występuje także w Lost Odyssey oraz Castlevanii: Lords of Shadow.
W grze zwiedzimy Francję, Anglię, Walię, Rosję i nie tylko. Przy niektórych scenach nieźle się uśmiejemy. Choć nie uważam muzyki z Covenant za coś wybitnego, to jeden uspokajający fragment zapadł mi mocno w pamięć.
Komentarze
Prześlij komentarz