W co gracie w weekend? #34
[Blog opublikowany na ppe.pl 31 stycznia 2014r.]
Dzisiaj na blogu będzie trochę muzyki z gier, w które pogram w najbliższych dniach. W ten weekend na tapecie: Metro:Last Light (PS3), Saints Row 2 (PS3) oraz The Legend of Zelda: Twilight Princess (Wii). Myślę też o włączeniu Skies of Arcadii (DC), bo została dodana do Encyklopedii i mam ochotę napisać swoją pierwszą recenzję na portalu.
Metro: Last Light (PS3)
Fps i survival horror od 4A Games ma bardzo ciężki klimat. Dawno nie słyszałem muzyki, która równie dobrze mogłaby wystąpić w klasycznych Residentach.
Mocno zdziwił mnie fakt, że w Metro można grać na dwa sposoby, albo zabijając wszystko co się rusza, albo jak w skradankę, w której unikamy ludzi, wykręcamy żarówki, czy niszczymy inne źródła światła. Próbuję grać w ten drugi sposób.
Moskiewskie metro jest jedynym miejscem, które przetrwało katastrofę nuklearną. Głównym bohaterem gry jest Artem, stalker Zakonu, widzący cienie. Można pomyśleć, że ludzie po zagładzie atomowej zaczną ze sobą współpracować. Nic bardziej mylnego. Poza frakcją, do której należy bohater tęskniący za dawnym światem, jest jeszcze Rzesza, siedlisko popaprańców zachowujących się jak hitlerowcy. Są za czystością rasy ludzkiej i likwidacją wszelkich jednostek posiadających choćby najmniejszą formę mutacji genetycznej. Masz dziewczynę z ogonem? Jedynym sposobem, żeby za to nie zawisnąć jest zakatowanie jej na śmierć. W tej organizacji na ma szans na jakiekolwiek ludzkie odruchy. Są jeszcze komuchy z Czerwonej Linii. Z ich gęby lecą frazesy o równości, braterstwie i potrzebie współpracy. Gorzej jest, jeśli nie myślisz w ten sam sposób.
Co gorsza, w jedynym miejscu Moskwy, w którym nie ma zabójczego promieniowania żyją jeszcze potwory. Nikt nie wie, czy są pradawnymi mieszkańcami metra, którzy są tam od zawsze, czy zmutowały w wyniku radiacji.
Od czasu do czasu zdarzy się nam wyjść na powierzchnię, aby zobaczyć zgliszcza świata na własne oczy. Musimy jednak posiadać sporo filtrów do maski przeciwgazowej, bo zginiemy tam bardzo szybko. Tu ludzie nie są już panami. Władzę na górze sprawuje zabójcze promieniowanie i zmutowane zwierzęta. Przeżyjemy tu wizję katastrofy samolotowej podczas spadania bomb atomowych. Wstrząsające widowisko dla ludzi o mocnych nerwach.
Muszę szybko skończyć Metro, bo urocza Elizabeth znów mnie woła
Saint's Row 2 (PS3).
Wróciłem na stare śmieci. Po zapowiedzeniu dwójki w Plusie, niektórzy
abonenci usługi Sony przejechali się po Japończykach za dawanie takiego
starocia, nie posiadającego nawet trofeów. Tymczasem SR2 jest bliżej do
klimatu GTA: San Andreas niż samemu GTAIV. Mamy tu do czynienia z
gangiem Świętych, który zmuszony jest walczyć z obrzydliwą korporacją o nazwie Ultor.
Choć ciężko w to będzie niektórym uwierzyć, to w piaskownicy od Volition wciąż można trafić na graczy, którzy mogą się do nas dołączyć. Nie ma to jak inny gracz przylatujący po Ciebie w swym UFO.
Może graficznie i systemowo SR3 jest lepsze od SR2, ale nie przekonalibyście mnie, że ma lepszą muzykę. Przez parę godzin mogę jeździć po Stilwater bez celu i jej słuchać. Rikimaru chwali się pięknymi Japonkami, więc ja zrobię podobnie, tylko pochwalę się Amerykanką, której piosenkę można usłyszeć w SR2. Przed Wami Cassie z "Me & U".
Jeśli ktoś ma ochotę na największe hity lat osiemdziesiątych, to znajdzie tu m.in. Europe z "Final Countdown".
Choć wykonujący ją artyści byli gwiazdą jednego utworu, to jest to piosenka na poziomie najlepszych kawałków Bon Jovi z tamtych lat. Hit Europe to jedna z ulubionych piosenek mojej starszej siostry. To nie koniec.
Lata osiemdziesiąte są godnie reprezentowane także przez A-Ha i ich "Take on Me". Z tego jak fajny to jest utwór, zdałem sobie sprawę dopiero po tym, jak usłyszałem słabe covery tego przeboju. Przedstawiam Wam jego oryginalną wersję .
Jeśli nie podobają Wam się takie ckliwe klimaty przeznaczone dla nastolatek, to zawsze możecie posłuchać "Down Under" Men at Work.
ak słychać, do napisania wpadającego w ucho kawałka nie trzeba sensownego tekstu. Wystarczy dobra, umilająca czas melodia.
W SR2 są także kompozycje ponadczasowe. Doskonałym tego przykładem jest "Sonata Księżycowa" Beethovena.
Niektórzy z Was słyszeli ją pewnie w Resident Evil i jego remake'u, w dodatku Lost in Nightmares z RE5, w Shadow Manie, w Burnout Paradise, i jeśli mnie słuch nie myli, to nawet przez chwilę w Bayonecie.
Nie byłoby jednak rewelacyjnego ziomalskiego klimatu Stilwater bez dobrego hip hopu Proponuję zatem "Twinz" Big Punishera i Fat Joe.
Nawet kawałki, o istnieniu których nie miałem pojęcia robią na mnie wielkie wrażenie. Nie wyobrażam sobie tej gry bez "Bitty Bong Bong" Eek a Mouse.
To chyba nieoficjalny hymn przemytników trawki.
Po co w ogóle dałem tyle muzyki? Pewnie po to, żeby Wam uzmysłowić, że są jeszcze gracze, dla których klimat gry jest ważniejszy niż grafika i perspektywa zdobycia kolejnych trofeów. Mi naprawdę niewiele potrzeba, aby dobrze bawić się z jakimś tytułem. Co ciekawe, każdy kawałek, który nam przypasował, możemy kupić w sklepie. Da nam to możliwość stworzenia radia z naszą ulubiona muzyką, bez zbędnej gadaniny i utworów, które nam się nie podobają.
SR2 to jednak nie tylko muzyka. Poza wojnami gangów, w których uczestniczy nasz bohater, możemy wcielić się w płatnego zabójcę i likwidować wyznaczone cele rozsiane po całym mieście, mamy wyścigi różnymi pojazdami (samochód, motor, helikopter, łódź, skuter wodny), rozpierduchy, podczas których musimy zniszczyć jak najwięcej cudzego mienia, czy przejmowanie miejscówek w celu generowania dziennych przychodów. Jest także zabawa w taksówkarza, czy ratownika medycznego, porywanie zakładników, tagowanie ścian, dostarczanie kradzionych samochodów w wybrane miejsca, skoki kaskaderskie, przejmowanie kryjówek innych gangów, dziary u tatuażystów, praca ochroniarza (ach ten swąd palonych zwłok szalonych fanów i szczęk zgniatanych kości po wrzuceniu ludzi do śmieciarki), a nawet pokrywanie budynków należących do Ultora ekskrementami ściekowymi. Sporo tego jest. Dlatego, jeśli ktoś by mnie zapytał, czy chciałbym zagrać w kolejne Saints Row, Mafię lub Sleeping Dogs, to wybrałbym kolejny epizod z brutalnej historii Świętych. Pomimo tego, iż seria SR nigdy nie będzie miała budżetu na poziomie tego z GTA, to autorzy tej piaskownicy doskonale rozumieją istotę tego gatunku.
The Legend of Zelda: Twilight Princess (Wii).
Zapraszam wszystkich do Ordońskiej Wioski.
Może nie napijecie się tu wódy, ale zawsze możecie popływać, zawalczyć w sumo z sołtysem, połowić ryby lub przywołać sokoła.
Jeśli jednak nie pasuje Wam wiejskie życie, to zapraszam na Hyruliańskie Pole.
Miejsce to jest dosyć obszerne, więc radzę skombinować jakiegoś konia. Jak znudzi
się Wam walka z potworami, albo poirytuje Was listonosz-prześladowca, to
pomożecie mi w zdobyciu kawałka serca, bo Link chce mieć więcej
zdrowia.
Chciałem lochu do kombinowania, to go dostałem. W Gorońskich Kopalniach było strasznie gorąco. Wszędzie buchała lawa. Salamandry, łucznicy i inne ogniste maszkary były tu na każdym kroku. Dałem jednak radę. Uzbrojony w metalowe buty, które pozwalały mi na poruszanie się po namagnesowanych ścieżkach, znajdujących się na bocznych ścianach i na suficie, brnąłem do przodu. Po zdobyciu metalowej tarczy, której nie zmoże żaden ogień oraz łuku pozwalającego na ostrzał przeciwników z daleka, jak i słabych punktów kamiennych strażników strzelających ognistymi promieniami, nic już nie miało prawa stanąć na drodze bohaterskiemu elfowi. Buty pomogły mi także w naciskaniu masywnych przycisków ziemnych, dzięki czemu moglem uruchomić przesuwające się z miejsca na miejsce ramiona do przyciągania metalu. Pozwoliło mi to dotrzeć do nowych obszarów w rzeczonym lochu. Rozwiązałem problem trapiący społeczność gorończyków i ruszyłem dalej w nieznane.
To tyle na dzisiaj ode mnie. A Wy w co gracie w weekend?
Dzisiaj na blogu będzie trochę muzyki z gier, w które pogram w najbliższych dniach. W ten weekend na tapecie: Metro:Last Light (PS3), Saints Row 2 (PS3) oraz The Legend of Zelda: Twilight Princess (Wii). Myślę też o włączeniu Skies of Arcadii (DC), bo została dodana do Encyklopedii i mam ochotę napisać swoją pierwszą recenzję na portalu.
Metro: Last Light (PS3)
Fps i survival horror od 4A Games ma bardzo ciężki klimat. Dawno nie słyszałem muzyki, która równie dobrze mogłaby wystąpić w klasycznych Residentach.
Mocno zdziwił mnie fakt, że w Metro można grać na dwa sposoby, albo zabijając wszystko co się rusza, albo jak w skradankę, w której unikamy ludzi, wykręcamy żarówki, czy niszczymy inne źródła światła. Próbuję grać w ten drugi sposób.
Moskiewskie metro jest jedynym miejscem, które przetrwało katastrofę nuklearną. Głównym bohaterem gry jest Artem, stalker Zakonu, widzący cienie. Można pomyśleć, że ludzie po zagładzie atomowej zaczną ze sobą współpracować. Nic bardziej mylnego. Poza frakcją, do której należy bohater tęskniący za dawnym światem, jest jeszcze Rzesza, siedlisko popaprańców zachowujących się jak hitlerowcy. Są za czystością rasy ludzkiej i likwidacją wszelkich jednostek posiadających choćby najmniejszą formę mutacji genetycznej. Masz dziewczynę z ogonem? Jedynym sposobem, żeby za to nie zawisnąć jest zakatowanie jej na śmierć. W tej organizacji na ma szans na jakiekolwiek ludzkie odruchy. Są jeszcze komuchy z Czerwonej Linii. Z ich gęby lecą frazesy o równości, braterstwie i potrzebie współpracy. Gorzej jest, jeśli nie myślisz w ten sam sposób.
Co gorsza, w jedynym miejscu Moskwy, w którym nie ma zabójczego promieniowania żyją jeszcze potwory. Nikt nie wie, czy są pradawnymi mieszkańcami metra, którzy są tam od zawsze, czy zmutowały w wyniku radiacji.
Od czasu do czasu zdarzy się nam wyjść na powierzchnię, aby zobaczyć zgliszcza świata na własne oczy. Musimy jednak posiadać sporo filtrów do maski przeciwgazowej, bo zginiemy tam bardzo szybko. Tu ludzie nie są już panami. Władzę na górze sprawuje zabójcze promieniowanie i zmutowane zwierzęta. Przeżyjemy tu wizję katastrofy samolotowej podczas spadania bomb atomowych. Wstrząsające widowisko dla ludzi o mocnych nerwach.
Muszę szybko skończyć Metro, bo urocza Elizabeth znów mnie woła
Saint's Row 2 (PS3).
Choć ciężko w to będzie niektórym uwierzyć, to w piaskownicy od Volition wciąż można trafić na graczy, którzy mogą się do nas dołączyć. Nie ma to jak inny gracz przylatujący po Ciebie w swym UFO.
Może graficznie i systemowo SR3 jest lepsze od SR2, ale nie przekonalibyście mnie, że ma lepszą muzykę. Przez parę godzin mogę jeździć po Stilwater bez celu i jej słuchać. Rikimaru chwali się pięknymi Japonkami, więc ja zrobię podobnie, tylko pochwalę się Amerykanką, której piosenkę można usłyszeć w SR2. Przed Wami Cassie z "Me & U".
Lata osiemdziesiąte są godnie reprezentowane także przez A-Ha i ich "Take on Me". Z tego jak fajny to jest utwór, zdałem sobie sprawę dopiero po tym, jak usłyszałem słabe covery tego przeboju. Przedstawiam Wam jego oryginalną wersję .
W SR2 są także kompozycje ponadczasowe. Doskonałym tego przykładem jest "Sonata Księżycowa" Beethovena.
Nie byłoby jednak rewelacyjnego ziomalskiego klimatu Stilwater bez dobrego hip hopu Proponuję zatem "Twinz" Big Punishera i Fat Joe.
Po co w ogóle dałem tyle muzyki? Pewnie po to, żeby Wam uzmysłowić, że są jeszcze gracze, dla których klimat gry jest ważniejszy niż grafika i perspektywa zdobycia kolejnych trofeów. Mi naprawdę niewiele potrzeba, aby dobrze bawić się z jakimś tytułem. Co ciekawe, każdy kawałek, który nam przypasował, możemy kupić w sklepie. Da nam to możliwość stworzenia radia z naszą ulubiona muzyką, bez zbędnej gadaniny i utworów, które nam się nie podobają.
SR2 to jednak nie tylko muzyka. Poza wojnami gangów, w których uczestniczy nasz bohater, możemy wcielić się w płatnego zabójcę i likwidować wyznaczone cele rozsiane po całym mieście, mamy wyścigi różnymi pojazdami (samochód, motor, helikopter, łódź, skuter wodny), rozpierduchy, podczas których musimy zniszczyć jak najwięcej cudzego mienia, czy przejmowanie miejscówek w celu generowania dziennych przychodów. Jest także zabawa w taksówkarza, czy ratownika medycznego, porywanie zakładników, tagowanie ścian, dostarczanie kradzionych samochodów w wybrane miejsca, skoki kaskaderskie, przejmowanie kryjówek innych gangów, dziary u tatuażystów, praca ochroniarza (ach ten swąd palonych zwłok szalonych fanów i szczęk zgniatanych kości po wrzuceniu ludzi do śmieciarki), a nawet pokrywanie budynków należących do Ultora ekskrementami ściekowymi. Sporo tego jest. Dlatego, jeśli ktoś by mnie zapytał, czy chciałbym zagrać w kolejne Saints Row, Mafię lub Sleeping Dogs, to wybrałbym kolejny epizod z brutalnej historii Świętych. Pomimo tego, iż seria SR nigdy nie będzie miała budżetu na poziomie tego z GTA, to autorzy tej piaskownicy doskonale rozumieją istotę tego gatunku.
The Legend of Zelda: Twilight Princess (Wii).
Zapraszam wszystkich do Ordońskiej Wioski.
Jeśli jednak nie pasuje Wam wiejskie życie, to zapraszam na Hyruliańskie Pole.
Chciałem lochu do kombinowania, to go dostałem. W Gorońskich Kopalniach było strasznie gorąco. Wszędzie buchała lawa. Salamandry, łucznicy i inne ogniste maszkary były tu na każdym kroku. Dałem jednak radę. Uzbrojony w metalowe buty, które pozwalały mi na poruszanie się po namagnesowanych ścieżkach, znajdujących się na bocznych ścianach i na suficie, brnąłem do przodu. Po zdobyciu metalowej tarczy, której nie zmoże żaden ogień oraz łuku pozwalającego na ostrzał przeciwników z daleka, jak i słabych punktów kamiennych strażników strzelających ognistymi promieniami, nic już nie miało prawa stanąć na drodze bohaterskiemu elfowi. Buty pomogły mi także w naciskaniu masywnych przycisków ziemnych, dzięki czemu moglem uruchomić przesuwające się z miejsca na miejsce ramiona do przyciągania metalu. Pozwoliło mi to dotrzeć do nowych obszarów w rzeczonym lochu. Rozwiązałem problem trapiący społeczność gorończyków i ruszyłem dalej w nieznane.
To tyle na dzisiaj ode mnie. A Wy w co gracie w weekend?
Komentarze
Prześlij komentarz