The Artful Escape - PaRappa the Rapper na kosmicznym tripie
Platyna #154
Calak #226 (#183 PSN)
Miodność: 8/10
Trudność: Łatwa
Czas: 4 godziny i 43 minuty
Na pierwszym PlayStation była kiedyś taka gra o rapującym psie, który sztuki rapowania uczył się od cebulowego mistrza. PaRappa the Rapper była dla wielu starszych graczy wstępem do gier rytmicznych. Rozgrywka w tym klasyku polegała na powtarzaniu sekwencji przycisków pojawiających się na ekranie.
The Artful Escape to niemal ten sam typ gry, tyle, że świat w nim przedstawiony jest w formie platformówki. Głównym bohaterem jest młody chłopak o imieniu Francis, który ma zagrać swój pierwszy koncert ku czci zmarłego wujka, legendy folku. Wszystko się zmienia, gdy spotyka tajemniczego Lightmana, który zabiera go w kosmiczną podróż, mającą na celu uzewnętrznienie jego duszy artysty.
W tej produkcji padają piękne słowa o byciu artystą, a mianowicie, że nie jest nim ktoś, kto robi to, czego oczekują od niego odbiorcy, a ten, kto robi coś, czego odbiorca nie potrafi sobie nawet wyobrazić.
Zwiedzanie świata gry to naprawdę piękne przeżycie. Możliwość grania na gitarze podczas eksploracji sprawia, że otoczenie wręcz ożywa, a pobliskie pejzaże przypominają mi najpiękniejsze chwile spędzone z Podróżą, tyle, że tu nasza kosmiczna podróż to coś więcej niż przemierzanie pustyni. Największe wrażenie z wszystkich miejscówek zrobiło na mnie kosmiczne miasto z drugiej połowy gry.
Na uwagę zasługuje bardzo dobry dubbing tej produkcji, który wespół z żywymi, krzykliwymi wręcz barwami otoczenia robi kapitalne wrażenie.
Jedynym zgrzytem jest tu dla mnie fakt, że twórcy z jednej strony uważają, że wizerunek, bycie sobą i swoboda artystyczna są wszystkim, a później robią z człowieka, którego nauczył protagonistę wszystkiego, starego dziadygę, którego nikt nie chce już słuchać. Laska, która stanowi punkt zapalny podróży głównego bohatera też zachowuje się w pewnym momencie jak tępa dzida. Wyskakuje do niego z tekstem w stylu: Co mnie obchodzi twoja kariera, jak mam pokaz laserowy do zrobienia? I jeszcze dodaje, że zmarły wujek Francisa to tak naprawdę nie lubił rzeczy, o których śpiewał.
No panowie autorzy i panie autorki. Tak się nie robi. Każdy słuchacz ma ulubione gatunki muzyczne i mówienie, że jedne są cool, bo robią dobre zasięgi, a inne nie, i że posysaj,ą nie przystoi w grze opowiadającej o wrażliwości artystycznej. Pod tym względem Chicory pozostawia daleko w tyle ten tytuł.
Co do samych trofeów, to są one banalne. Poza jednym skokiem, zagraniem na gitarze bałwanowi i wykonaniu wszystkich sekwencji gitarowych odpalanych z podświetlanych paneli, mamy tu tylko trofea fabularne, które można zrobić w kilka godzin.
Komentarze
Prześlij komentarz