Recenzja gry Atelier Resleriana: The Red Alchemist & the White Guardian - Altankowa rewia mody

Atelier Resleriana 2

Jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedziałem zbyt wiele o serii Atelier. Kupiłem co prawda parę jrpgów wyprodukowanych przez studio Gust, jednak z braku czasu nie udało mi się żadnego z nich skończyć. Taki stan rzeczy nie mógł trwać w nieskończoność. Każdemu miłośnikowi tego gatunku gier powinno zależeć na tym, by sprawdzić ich jak najwięcej. Dzięki uprzejmości Koei Tecmo, które wydaje tytuły traktujące o niezwykle uzdolnionych alchemiczkach, powoli zgłębiam temat.

W trzy miesiące udało mi się ukończyć już dwie produkcje spod tego szyldu i w zasadzie mam ochotę na więcej. 

Postaram się teraz napisać w paru słowach o tym dlaczego tak jest.

Atelier Resleriana: The Red Alchemist & the White Guardian to kontynuacja gry wydanej z okazji trzydziestolecia tej serii zatytułowanej Atelier Resleriana: Forgotten Alchemy & the Liberator of Polar Night. 

Pierwsza Resleriana to była gacha dostępna tylko i wyłącznie na smarfony i Steam. Zachodni gracze nie mają już doń dostępu, więc rozeznanie się w wątku głównym Czerwonego Alchemika i Białego Strażnika może być utrudnione ze względu na liczne nawiązania do poprzednika. Czy jest to jednak powód, żeby nie sprawdzić historii Rias i Slade'a? Moim zdaniem nie. Możemy tu co prawda spotkać protagonistkę z poprzedniej części, sam tytuł koncentruje się jednak wokół dwójki wymienionych wyżej głównych bohaterów. 

Alchemiczny żółtodziób

Rias jest ciekawską dziewczyną, która nieraz popadała w tarapaty ze względu na swoją naturę. Slade jest zaś wojownikiem dumnym z bohaterskich osiągnięć swojego ojca. Szybko okazuje się, że ta dwójka będzie zmuszona ze sobą współpracować, aby ziściły się ich marzenia i ambicje. Młoda dziewczyna z dnia na dzień stanie się alchemiczką zgłębiającą tajemnice swojego nowego fachu. Chłopak zaś stanie się jej druhem, powiernikiem tajemnic oraz ochroniarzem. Posiada też zdolność otwierania ścieżek wymiarowych, które zabiorą głównych bohaterów w nowe miejsca oraz odblokują nowe zdolności tytułowej magicznej altanki, w której będziemy pichcić przeróżne przydatne w naszej podróży rzeczy.

Słodkie Atelierki

Ogromną zaletą niniejszej produkcji jest możliwość spotkania w trakcie naszych przygód innych Atelierek z wcześniejszych odsłon serii. Cześć z nich będzie służyć nam radą, inne wesprą nas w potyczkach na polu walki, dołączając do naszej drużyny, a inne mogą dać nam jakieś proste zadanie, którego wykonanie zaowocuje naszą dalszą współpracą, dzięki czemu łatwiej będzie nam zdobywać poszczególne odczynniki alchemiczne. 

Szkoda, że nie wszystkie z nich mają podłożone głosy a ich obecność ogranicza się jedynie do prostych zleceń. Zdecydowanie wolałbym, żeby wszystkie postacie gościnne miały ważny udział w wątku głównym, mogły zostać członkami naszej drużyny i moglibyśmy pogłębiać z nimi nasze relacje w świecie gry, no ale wtedy taka gra na pewno nie powstałaby w rok albo dwa.

Te Atelierki, które odgrywają istotną rolę w Reslerianie, dają nam cenne rady i doskonale wkomponowują się w dosyć frywolną atmosferę całej historii. Nie mówię, że nie ma tu smutnych i chwytających za serce momentów, bo takie oczywiście też się znajdą, ale na pewno mamy tu do czynienia ze zdecydowanie bardziej radosną opowieścią niż w chociażby takiej Atelier Yumii, której bliżej do konwencji dark fantasy czy post-apo.  

Słońce, tęcza, cukierki i plaga plaża

Żarty z maskotek tego cyklu, czyli punich są tu normą, ale można też zrywać boki ze śmiechu z min, które stroi Rias, propozycji kulinarnych Sophie, która najchętniej dodawałaby do każdego ciasta czy tortu macki ośmiornicy czy z wiedźmy Wilbell, która najpierw ciska z latającej miotły ognistymi kulami we wrogów, a później stanowczo zaprzecza temu, że jest wiedźmą. 

To właśnie humor i zazwyczaj lekka atmosfera Resleriany sprawiły, że wsiąkłem jak kamfora przy najnowszej pozycji Gust oraz Team Ninja i pożegnałem się z nią dopiero po ukończeniu wątku głównego i wbiciu w niej platyny. Zajęło mi to 89 godzin, lub jak kto woli 11 dni, więc całkiem nieźle jak na tytuł, który jeszcze niedawno nie był na moim radarze, bo wystarczała mi dobra zabawa z Yumią i jej kompanami. Okazuje się, że to było za mało. Atelierów nigdy za wiele, a już w szczególności takich, które mocno wciągają.

Piękne przesłanie

Jestem przyzwyczajony do tego, że bohaterowie w grach z gatunku rpg ratują świat w jakimś momencie (czasami też go jeszcze niszczą). Tak jest niemal zawsze. Różni się to tylko tym, co jest tym 'światem' w poszczególnych grach fabularnych. Nie podchodziłem więc do Ateliera Resleriany z nastawieniem, że wyłamie się z tego schematu. Dlatego też miło się zaskoczyłem, gdyż produkcja Gust poza typowymi elementami spotykanymi w grach rpg niesie jeszcze ze sobą pewne przesłanie. Co to za przesłanie oczywiście nie powiem, bo nie chcę psuć nikomu zabawy. Napiszę tylko, że jest to piękne przesłanie i aby je poznać trzeba przejść niemal całą grę. 

Muzyka i dubbing

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że owe przesłanie jest trywialne. Mi się ono podobało. Gdyby ktoś go jednak 'nie kupił' lub przeszedł obok niego obojętnie, to grając w niniejszy tytuł na pewno spędzi trochę czasu przy przygotowanych na rzecz gry melodiach, które są całkiem całkiem, no i przede wszystkim będzie miał szansę lepiej poznać poszczególne Atelierki oraz zobaczyć jak na przestrzeni lat zmieniał się ich wygląd w serii. 

Japoński dubbing w Reslerianie to jeden z jej najmocniejszych punktów. Antagoniści brzmią tak jak trzeba, Totori ma super głosik a trzpiotowata Rias robi sceny nawet w najbardziej błahych momentach tej alchemicznej historii. Słychać, że zatrudnieni przy tym japońskim projekcie seiyuu dobrze się przy nim bawili, ale żeby to dobrze sobie uzmysłowić trzeba ukończyć tytuł, odblokować sekcję dodatków i posłuchać ich własnych wypowiedzi o grze i o rolach, w które się wcielają. 

System alchemii jak zwykle w formie

Najistotniejszym elementem serii Atelier jest system alchemii i to właśnie chęć jego poznania sprawiła, że sięgnąłem po tytuły o uroczych alchemiczkach. Na całe szczęście autorzy lubią z nim eksperymentować, więc potrafi się on różnić w znaczący sposób pomiędzy jej poszczególnymi odsłonami.

Nie inaczej jest w Reslerianie. Na początku możemy tu jedynie tworzyć najprostsze przedmioty za pomocą syntezy składającej się przynajmniej z dwóch czy trzech odczynników alchemicznych, które zdobywamy w świecie gry podczas eksploracji, za pokonywanie przeciwników oraz za wykonywanie misji. Z biegiem czasu nasza tytułowa magiczna altana zdobywa kolejne funkcje, dzięki którym posiadane przedmioty możemy duplikować, łączyć ich właściwości za pomocą starannie dobranych barwinków, wzmacniać, używać stworzonych przedmiotów jako bazy do tworzenia kolejnych itd. 

Prosta z pozoru czynność szybko zamienia się w długotrwały proces mający na celu stworzenie legendarnych magicznych artefaktów klasy S. Dzięki nim poradzimy sobie w starciach z najtrudniejszymi bossami...albo sprzedamy te najbardziej wartościowe i dorobimy się niezłej fortuny.


W tym aspekcie Atelier Resleriana nie zawodzi i jak to bywa z grami z tej serii posiada naprawdę wciągający system tworzenia przedmiotów. Jedyne co bym tu poprawił to system sortowania przedmiotów i zwiększył limit posiadanych przedmiotów podczas eksploracji z pięciuset do tysiąca oraz maksymalną ilość przedmiotów, które możemy mieć w magazynie z dziesięciu tysięcy do dwudziestu albo nawet do trzydziestu tysięcy, bo przez niskie limity nie mogłem rąbać wszystkich drzew czy łupać wszystkich skał w lochach. Po rozwinięciu wszystkich zdolności związanych z eksploracją z każdego źródła alchemicznych składników wypadało mi po dziesięć przedmiotów, bardzo szybko napełniałem moje kiesy i musiałem wtedy wyrzucać całą masę niepotrzebnych rzeczy, jeśli nie chciałem powtarzać od nowa całego lochu.

Przystępność

Przed zagraniem w Reslerianę byłem bardzo ciekaw jak wypada w niej poziom trudności w stosunku do Yumii. Ten drugi tytuł był całkiem ciekawym rpgiem akcji, w którym kilka ostatnich walk fabularnych nieźle dało mi w kość z powodu niezbyt rozgarniętych towarzyszy. Na całe szczęście Atelier Resleriana to jrpg turowy, w którym kontrolujemy każdego członka naszej drużyny. Dzięki temu najnowsze dzieło spod szyldu Gust jest o wiele bardziej przystępniejszym tytułem, który z wyjątkiem może dwóch walk pod koniec wątku głównego nie powinien przysporzyć problemów nawet nowicjuszom. 

Nawet jeśli ktoś napotka na jakieś problemy, to wystarczy trochę podlevelować głównych bohaterów, stworzyć trochę lepszy ekwipunek, zaopatrzyć się w mikstury lecznicze i ożywiające, zainwestować w rozwinięcie zdolności bitewnych, które połączone w jeden długi ciąg starczą na każdego gagatka, którego spotkamy. No przynajmniej ja nie natrafiłem na większe problemy...mając pełną drużynę z maksymalnymi poziomami i ekwipunkiem rangi A/S, ale tak jak już wspominałem, Resleriana mocno mnie wciągnęła, więc uganianie się za słabszymi przeciwnikami, których pokonywałem jednym uderzeniem zanim rozpoczęła się walka to była jedna z moich ulubionych aktywności w tej produkcji. Ten ostatni patent widziałem wcześniej tylko w Breath of Fire: Dragon Quarter oraz Metaphor: Refantazio, więc cieszę się, że autorzy zadbali o jego zaimplementowanie, dzięki czemu mogłem zaoszczędzić sporo czasu na niepotrzebne starcia.

Podsumowanie

Atelier Resleriana wciągnął mnie nie na żarty i bardzo prawdopodobne, że moja przygoda z Atelierkami na tym się nie zakończy. Wiem, że autorzy planują kolejne odsłony tej serii. Przy dobrych wiatrach pewnie je sprawdzę z ciekawości. Nawet jednak gdyby się tak nie stało, to są jeszcze poprzednie odsłony i jeśli czas pozwoli, to na pewno nie zawaham się ich użyć.


Zalety:

- możliwość spotkania z wieloma bohaterami poprzednich odsłon serii Atelier

- radosna atmosfera opowieści

- Resleriana potrafi wciągnąć

- posiada też piękne przesłanie

- dobry dubbing i ścieżka dźwiękowa

- system alchemii

- przystępna dla nowicjuszy


Wady:

- gra stanowiąca wprowadzenie do Resleriany nie jest już dostępna na Zachodzie

- nie wszystkie spotykane w grze Atelierki mają podłożone głosy a ich udział w wątku głównym jest znikomy


Platforma: PS5


Grafika: 7

Muzyka: 8

Miodność: 8


Moja ocena: 8

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

NES, czyli jak przeżyć dwukrotnie własne dzieciństwo

W co gracie w weekend? #480: Mario Kart World, Jack Jeanne, Soul Hackers, Monster Hunter 3U, Radiant Historia, Trauma Center SO, F-Zero GX, Golden Sun, Pokemon Gold PL, Ogre Battle 64, Pokemon Red PL, Super Mario World i Final Fantasy PL

W co gracie w weekend?#472: FFXIV, Atelier Yumia, Ever17, Monster Hunter Wilds, Steins;Gate 0 PL, Sakura no Uta, Steins;Gate PL, Toradora P!, Donkey Kong Country, Super Mario Bros. 2 PL, Popeye i Antarctic Adventure