W co gracie w weekend? #223

Cześć. W co gracie tym razem? Jak czujecie taką potrzebę, to dajcie znać w komentarzach. Co się mnie tyczy, to po wbiciu upragnionej platyny w Uncharted 3 zamierzam się zagłębić w ścieżce C w Nierze: Automata oraz pobawić się swoją nową zabawką, czyli SNESem Mini, a dokładniej pograć w Super Mario Kart oraz F-Zero.
Życzę Wam wszystkim udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.
[Wpis zawiera spoilery.]

NieR: Automata (PS4, Platinum Games, 2017r.)
Cieszę się, że uporałem się wreszcie z przygodami Nathana Drake'a, bo teraz mogę skupić się na dalszym poznawaniu fabuły Automaty a ta tak mnie ostatnio zszokowała, że nie włączałem gry przez tydzień. Warto było się przemęczyć grając jako 9S, bo nie dość, że mogłem przyjrzeć się wydarzeniom ze ścieżki A z innej perspektywy, to wykonałem wiele misji pobocznych, których nie zrobiłem podczas pierwszego przejścia gry a koniec jego ścieżki dostarczył jeszcze ważną informację dotyczącą YoRHy. Szczera rozmowa 9S i Adama oraz przedstawienie przez tego drugiego też mogła się podobać.
Jednak dopiero po tych wszystkich wydarzeniach dostajemy prawdziwą bombą w twarz a Yoko Taro oznajmia nam po kilkudziesięciu godzinach z tym jrpgiem, iż rozpoczęła się kontynuacja pierwszego Niera.
Z początku może wydawać się, że postacie z pierwszego NieRa spotykane w tej produkcji, to ukłon w kierunku fanów pierwszej części. Nic bardziej mylnego. Wystarczy poczytać raporty Projektu Gestalt, aby dojść do konkluzji, iż oba Niery są ze sobą powiązane, tyle, że jest jeszcze zbyt wcześnie na poznanie całej prawdy.
Celem gracza w ścieżce C jest zbadanie tajemniczej wieży, która pojawiła się w czasie gdy wszystkie maszyny opętał szał. Gramy w niej 2B, 9S oraz 2A, o której praktycznie nic nie wiemy, gdy ją spotykamy i to właśnie jej poświęcony jest kolejny fragment tej post-apokaliptycznej opowieści. Podoba mi się, że krnąbrna androidka ma zupełnie inny charakter niż 2B i odnosi się w bardzo lekceważący sposób do swojego poda pomocniczego. Od razu przypomniały mi się kłótnie Kaine i Weissa z pierwszego Niera, który nieraz potrafiły rozbawić.

Super Mario Kart (SNES Mini, Nintendo EAD, 1993r.)
Przez ostatnie dwa tygodnie nieraz wątpiłem, że dostanę w swoje ręce długo wyczekiwanego SNESa Mini i cieszę się, że mam to już za sobą i mogę się cieszyć grą w kolejne klasyki Nintendo. Na pierwszy ogień poszedł Super Mario Kart, czyli jedna z najbardziej znanych marek japońskiej korporacji, w której możemy grać nie tylko najbardziej znaną postacią gier wideo, ale również jego bratem Luigim, księżniczką Peach, Yoshim, Donkey Kongiem Jr., Toadem a nawet Koopą i Browserem.
Do dyspozycji mamy czasówki, w których możemy przyjrzeć się bliżej poszczególnym trasom oraz trzy turnieje, po pięć tras każdy, w których rywalizujemy o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej z innymi. Może to być postać kierowana przez konsolę lub przez innego gracza.
Wziąwszy pod uwagę, że była to pierwsza gra z tej serii dla Nintedno, to w Super Mario Kart pojeździmy na jednej z kilku dostępnych plansz a część z nich występuje jeszcze w kilku wariantach. W ten sposób można przykładowo dać w ręce gracza dwie lub trzy trasy szosowe, na jednej dodać dziury z jakimiś stworami, które są przeszkadzajkami i sztucznie wydłużać czas rozgrywki.
Rozgrywka na całe szczęście nie należy do monotonnej ze względu na różnego rodzaju power upy takie jak muszle, banany, przyspieszenie, pomniejszanie, ogień i inne, dzięki, którym możemy zyskać przewagę w wyścigu.
Ta gra wyścigowa ma prawie 25 lat na karku, więc wszystkie plansze są płaskie, no ale od czegoś przecież trzeba było zacząć.
Najważniejsze, że firma z Kioto trafiła w dziesiątkę ze swoim pomysłem, który stale rozwija od tamtego czasu i nowsze odsłony tego cyklu wciąż bawią kolejne pokolenia graczy.
Warto przejechać te wszystkie trasy, bo na wyższym poziomie trudności (100cc) możemy jeszcze odblokować jeden dodatkowy turniej do przejechania.
Super Mario Kart to niezobowiązująca rozgrywka, która od samego początku ma nam dostarczyć masę frajdy.

F-Zero (SNES Mini, Nintendo EAD, 1992r.)
Zupełnie inny doznania oferuje pierwsza odsłona jednego z najbardziej znanych cykli wyścigów odbywających się w przyszłości. Jest to jeden z najważniejszych przedstawicieli gatunku, który dał impuls do późniejszego stworzenia gier z serii jak Wipeout lub takich pozycji jak Quntum Redshift.
Nie F-Zero dostajemy do rak kontrolę nad pojazdami, które rozpędzają się do prędkości przekraczających ponad 500 km/h, które mają wytrzymałość, o którą musimy dbać. W przeciwnym wypadku nie dolecimy nawet do mety, bo nasz statek zwyczajnie w świecie wybuchnie. Jest to niezwykle techniczna wyścigówka, która na dodatek uczy nas strategicznego planowania. Czasem jest lepiej odpuścić ściganie się na pełny gwizdek i skupić się najpierw na naprawie uszkodzonej maszyny, przelatując przez odpowiednia strefę naprawczą a dopiero później docisnąć gaz do dechy i gnać tyle, ile fabryka dała.
Cześć plansz posiada bardzo ostre zakręty, wyskocznie, panele przyśpieszające, magnesy ściągające i strefy, których musimy nauczyć się unikać, jeśli marzymy o tym, aby pozostać na trasie dłużej niz przez jedno okrążenie. Wylecenie poza trasę zawsze kończy się tragicznie, więc osobiście wolę zwolnić i stracić cenne sekundy lub nawet miejsce w wyścigu niż dopuścić, żeby do tego doszło.
Kapitalnym patentem jest fakt, że autorzy gry mobilizują gracza do aktywnej jazdy. Musimy przesuwać się w stawce. Jeśli na danym okrążeniu nie zajmiemy określonego miejsca, to pożegnamy się z wyścigiem.
Wygląda to mniej więcej tak:
Pierwsze okrążenie -15 miejsce
Drugie okrążenie - 10 miejsce
Trzecie okrążenie - 7 miejsce
Czwarte okrążenie - 5 miejsce
Piąte okrążenie - 3 miejsce
Najlepsze w tym jest to, że grach z serii Wipeout lub Burnout występują oddzielne tryby wzorowane na pomyśle dynamicznej jazdy polegającej na stałym przesuwaniu się do przodu w stawce.
W F-Zero nie ma też tak, że mamy nieskończoną ilość prób po naszych niepowodzeniach. Za zajmowanie jak najwyższych lokat zdobywamy punkty, które dają nam dodatkowe życie, ale jeśli zużyjemy wszystkie życia, próbując przejechać jakąś trasę, to zobaczymy napis oznajmiający nam koniec gry.
Tu też mamy do dyspozycji kilka turniejów i poziomy trudności do wyboru, ale nie warto rzucać się z motyką na słońce na samym początku. Do tego, aby czerpać przyjemność z tej pozycji potrzebna jest cierpliwość, nauczenie się tras na pamięć oraz uszy wrażliwe na szesnastobitową muzykę, bo przynajmniej jednego kawałku z gry mogę słuchać non stop.


Uff, cieszę się, że udało mi się skończyć tekst kolejnego bloga przy kompletnym braku czasu w tym tygodniu. Dajcie znać w komentarzach w co gracie albo jeśli chcecie pogadać o jakichś grach. Do następnego razu.

Komentarze

  1. Wreszcie po niespełna pół roku wpadła platyna w Skyrim. Pod koniec niby już czułem znużenie i myślałem o tym żeby wbić ją jak najszybciej i zabrać się za coś nowego, to w końcu jak wpadła to zaliczyłem jednym duszkiem wszystkie dodatki w trzy dni. Takiego maratonu jaki ostatnimi dniami zaserwowałem sobie ze Skyrim, dawno nie miałem przy innej grze.

    Miałem odłożone pieniądze na SW Battlefront 2, bardzo liczyłem na ten tytuł i czekałem premiery. Na szczęście zagrałem w betę i po trzech meczach wiedziałem już, że ta gra to jakaś pomyłka. Sam klimat uniwersum Star Wars to za mało. O ile w "jedynkę" grałem dużo i grało mi się świetnie tak teraz średnio. Może kupię kiedyś w rozsądnej cenie, czyli poniżej stówy, ale ciśnienia już nie mam.

    Dzięki temu odłożone pieniądze przeznaczyłem we wtorek na Destiny 2. Kupiłem używaną za 140zł i wiecie co? Gra jest tak zajebista, że aż mam wyrzuty sumienia, że kupiłem używkę i nie dałem zarobić ludziom którzy ją robili. Postanowiłem, że albo będę kupował wszystkie dlc albo kupię nową wersję GOTY jak zostanie wydana. W grze są takie pokłady miodu, że wystarczyłoby na kilka podobnych gier. Strzela się wyjątkowo świetnie i jest do kogo bo przeciwników są całe hordy. Lokacje są bardzo zróżnicowane i zadbano w nich o każdy detal. Muzyka to mistrzostwo świata, buduje klimat przez duże K i wgniata dosłownie w fotel. Jestem jeszcze na etapie ogrywania kampanii i pewnie jeszcze trochę się zejdzie, no bo jak tu się skupić na zadaniach fabularnych, jak po drodze cały czas coś wyskakuje. A to nowe przygody, a to jakieś wydarzenia publiczne, a to spotykamy innych graczy. Jest mnóstwo rzeczy do robienia, nie można się oderwać. Bungie dostarczyło!

    Trzymajcie się ciepło i udanego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję platyny w Skyrim. Wiedziałem, że uda Ci się ją zdobyć, jeśli się nie poddasz.

      Usuń
    2. Dzięki. Platyna dosyć łatwa, tylko czasochłonna.

      Usuń
  2. Od lat podejrzewam się o jakieś zaburzenia psychiczne i grindowanie w Drakengard jest tego dowodem - z przyczyn nie do końca przeze mnie zrozumianych przez ostatnie 30 godzin gry nie tylko szukałem broni, co jest akurat dość logiczne, bo potrzebne są do odblokowania ostatniego etapu gry, ale również je maksuję, co wymaga latania godzinami po mapie i ubijania tysięcy wrogów. Ale nic to, mam już 48/65 broni wymaksowanych i chyba widać, że nie gram w nic innego. No, może trochę w Chrono Trigger DS, gdzie zostały mi już tylko dwa ostatnie zakończenia do wbicia i będzie można coś innego odpalić na mojej przenośnej konsolce, ale jeszcze nie do końca wiem co. Pewnie albo Etrian, albo Pokemony.

    OdpowiedzUsuń
  3. Późno jakoś wrzucone. Myślałem, że już ni będzie.

    No więc w Battletoadsach udało mi się dotrzeć do ostatniej planszy. Teraz trzeba się nauczyć dojść tam raz jeszcze z większym zapasem żyć i w końcu przejść. Swoją drogą naprawdę dobra gra. Gdyby nie to nie chciałoby się tak do niej wracać.

    Oprócz tego gram w Wolfenstein The Old Blood. Trochę uboższe niż New Order. Widać to choćby po perkach i na szczęście po braku większej fabuły i wstawek filmowych. Fajna klasyczna strzelanina jakich do niedawna bardzo brakowało.

    Wczoraj skończyłem Silent Hill 2 z zakończeniem "In Water", które bardzo mi się podobało. Im smutniejsze tym lepiej. Ogółem bardzo dobra gra, której siłą przede wszystkim jest mocny klimat i psychologiczna fabuła, która trochę daje do myślenia. Gdy wszystko się wyjaśnia projekcja świata wydaje się jeszcze ciekawsza niż na początku. Wadą jest walka i śmieszność niektórych zagadek jak ... puszka pełna żarówek. Ogółem wybitne dzieło i smutek bierze, że takich gier dziś ze świecą szukać.

    Pozdrawiam, gratuluję platynki w Uncharted 3 i miłej zabawy przy SNESie życzę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.

      Wcześniej nie dałem rady wrzucić. Cały tydzień miałem zawalony szkoleniem. Uparłem się, że pożegnam się z Uncharted 3 zanim zacznie się weekend i po prostu nie starczyło mi czasu, żeby wcześniej napisać bloga. Zabrałem się do tego dopiero wczoraj po piętnastej. Dlatego pojawił się później.

      Z tym SNESem może być trudno, bo wczoraj w nocy tak mnie wessała Zelda z NESa, że omal nie zapomniałem o swoim nabytku.

      P.S. Nie poddawaj się. Na pewno dasz radę z Battletoads.

      Usuń
  4. Dzisiaj wychodne, a więc grania nie będzie, a jutro tak jak zwykle: PES albo FH3. Nie wiem skąd się wzięła ta moja niechęć do grania w inne rzeczy. Pewnie przez pogodę. Jesień mnie rozleniwia. Obiecałam sobie, że jak W KOŃCU ogarnę Forzę to zabiorę się za Alana Wake'a albo The Evil Within, bo wczoraj wyszła druga część i jestem jej bardzo ciekawa. A za kilka dni nowy Wolfenstein... Poczekam jednak, bo szkoda mi kasy na nowe gry (do tego muszę się skupić na kupce wstydu). Mam nadzieję, że nowa część będzie na poziomie The New Order. Brat założył Netflixa, pozwolił z niego korzystać, a więc zacznę oglądać serial, na który bardzo czekałam - Mindhunter. Tylko 10 odcinków i jak się mocno wkręci to 2 dni i obejrzane. Do tego muszę nadrobić ostatni sezon House of Cards.

    Życzę wszystkim udanego weekendu i pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej polecam od siebie Alana Wake'a.

      Usuń
    2. Alan Wake to niezwykle klimatyczna gra. The Evil Within straszy inaczej ale to też świetna i nie doceniona gra z wymagającym poziomem trudności. Pamiętam jak przed końcową walką miałem przy sobie tylko jedną zapałkę... Obie gry świetne, z gatunku tych co to na długo zapadają w pamięci.

      Usuń
    3. Właśnie wczoraj odpaliłam Alana Wake'a, bo miałam dość Forzy xD (włączyłam przez Forzathon). W 4 godziny zrobiłam 3 epizody i póki co gra ma mocne 8. Nie jest straszna, ale ma świetny mroczny klimat. Denerwuje mnie główny bohater. Irytujący i powolny haha. Słyszałam kiedyś od znajomego, że Wake jest właśnie strasznie irytujący i teraz jak sama w to gram, to widzę co miał na myśli :).

      Usuń
  5. THE LEGEND OF HEROES: TRAILS IN THE SKY 3rd (PC)

    Jestem na przedostatniej, 6 "płaszczyźnie" i mam nadzieję uporać się z nią w ten weekend.

    TALES OF THE ABYSS (3DS)

    Oglądać grę na yt a grać samemu to zdecydowanie nie to samo. Nie przeszkadza mi znajomość historii. To jak czytać znów ulubioną książkę. Odwiedziłem Las Cheagles

    https://vignette.wikia.nocookie.net/aselia/images/4/4f/Cheagles_(TotA).jpg

    a teraz wracam z Ion, Anise, Mieu i Jude do Engeve.

    https://vignette.wikia.nocookie.net/aselia/images/1/16/Engeve_(TotA).jpg

    Miłego weekendu i grania. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, ja jestem po pierwszej rozbudowie zamku w Suikoden Tierkreis, gra mi się bardzo podoba, jest inna niż poprzednie suikoden ale nie powiem żeby była zła... Napewno Suikoden 4 jak dla mnie był gorsza grą. Ogólnie mało czasu było na grę w zeszłym tygodniu, zobaczymy jak będzie w nadchodzącym.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć wszystkim!!!
    Weekend zacząłem od kina. A więc Botoks. Mi ogólnie się podobał. Wiadomo, że film ma wady, ale dziwi mnie zawsze, gdy ktoś idzie na film jakiegoś reżysera i oczekuje czegoś nowego. Dostajemy po prostu kolejny obraz Vegi, który szokuje obrazami, a leży na polu fabuły i montażu.
    Sobotę rano zacząłem od grania w... piłkę na orliku ;) wreszcie po latach zaczynamy regularnie kopać się po czołach i udawać Messich. Oczywiście u mnie cieszynka Dybali included ;)
    Wieczorem w końcu zbiorę się w sobie i zacznę Deus Ex: Bunt Ludzkości . Do tego czasu męczenie FUTa w nowej FIFIE z przerwą na mecz Juve.
    Jutro PES 2018. Myclub którego jeszcze nie ogarniam, więc trzeba się zagłębić co z czym i jak.
    Pozdro for all mordeczki!!!!
    Tekst chamsko skopiowałem, ale zwyczajnie nie mam tyle czasu żeby pisać to samo od nowa, a zwyczajnie uwielbiam tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja to i tak Cie podziwiam jak Ty znajdujesz na to wszytko czas.

    Tydzien temu nie znalazlem chwili na wpis. Od zeszlego weekendu glownie Zelda Breath of The Wild. A wczoraj noc zarwalem z wiedzminem.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty

W co graliście w 2023 roku?

O tym dlaczego warto mieć konsolę Xbox Series X