W co gracie w weekend? #417: FFXIV, GoW Ragnarok, Monster Hunter World, Gears 5, Nioh, Dies Irae, Summon Night 5 i Wiedźmin 2

Witam wszystkich zapalonych graczy. Ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu, żeby skrobnąć kolejny odcinek W co gracie w weekend? Mam nadzieję, że tym razem uda mi się choć trochę nadrobić zaległości. Nie zapomnijcie odpalić swoich ulubionych gier w weekend. 

Gdyby ktoś się zastanawiał, to numer gry na mojej liście wstydu jest uwarunkowany liczbą brakujących trofeów lub osiągnięć do calaka. Im więcej mi ich brakuje, tym niższa pozycja.

Jeśli chcecie poczytać, o tym co ostatnio zaprząta moją uwagę, to zapraszam do dalszej części tekstu.

Final Fantasy XIV (PS5) - Po platynie w Eorzei też jest życie

Pozycja nr 12 na kupce wstydu

Po zdobyciu upragnionej platyny w Czternastce skupiam się na pozostałych tofeach z dodatków. Nie napiszę, że na pewno zdobędę wszystkie, ale te co mogę zdobędę na pewno. Obecnie wbijam poziomy awatarów głównych bohaterów. Alphinaud trochę odstaje od reszty, ale to nie ważne. Prędzej czy później i go awansuję na dziewięćdziesiąty poziom razem z innymi i trofeum wpadnie. 

Podobnie będzie z unikatową bronią Manderville'a, ale tu tak jak już wspominałem przy innej okazji muszę najpierw nadrobić wcześniejsze misje ze zwariowanym inspektorem i jego ferajną.

Gorzej sprawa ma się ze zdobyciem 344 unikalnych kart do karcianki Triple Triad. Kupiłem co prawda 20 nowych kart w Gold Saucer, ale kompletnie się przy tym spłukałem. Wciąż brakuje mi ich połowę, więc zostanę chyba niedługo stałym bywalcem tego parku rozrywki.

Zdobycia tych trofeów jestem pewien. Co do pozostałych wymagających niezwykłych wręcz zdolności bitewnych pewien nie jestem. Wiele z nich zależy od tego na jak dobrych graczy trafię. Jeśli szczęście mi dopisze i będą to osoby specjalizujące się w najtrudniejszej zawartości, to pewnie dam radę. Jeśli nie, to nigdy nie zaliczę najtrudniejszych walk.  

God of War: Ragnarok (PS5) - W poszukiwaniu Pań Przeznaczenia

Pozycja nr 61 na kupce wstydu

Dużo już powiedziałem na temat tego, co mi się w Ragnaroku nie podoba. Teraz dla odmiany po prostu spróbuję go ukończyć. Nie uda mi się pewnie tego zrobić w ten weekend. Jeśli znajdę jednak chwilkę czasu, to odpalę ostatnie przygody Kratosa, aby zrobić w nim jakiekolwiek postępy fabularne i wyjść obronną ręką z kolejnej potyczki z mitycznymi adwersarzami.

Monster Hunter World: Iceborne (PS4) - 6 koron do raju

Pozycja nr 5 na kupce wstydu

Mniej więcej od dwóch lub trzech tygodni walczę o ostatnie korony za potwory wymagane do platyny w Monster Hunter World. Zaczynałem już trochę powątpiewać, że to się kiedykolwiek wydarzy. Organizowałem misje na starsze smoki, dołączałem do zadań innych graczy i z każdym kolejnym pokonanym potworem dochodziłem do wniosku, że ta gra mnie po prostu nie lubi. 

Sięgałem też do rozszerzenia Iceborne, żeby nie myśleć o braku szczęścia. Od czasu do czasu złapałem jakiś rzadki okaz zwierzęcia lub znalazłem skarb ogonowców i właściwie tyle. 

Nawet nie chcę pisać o tym, że nawet z najrzadszym możliwym ekwipunkiem dwunastego poziomu jestem często zwykłym mięsem armatnim dla gadów z Rangi Mistrzowskiej. Tu czasem i pięćdziesiąt minut nie wystarcza na ubicie stwora, jeśli zadajesz mu zbyt małe obrażenia. Misje z lepszymi nagrodami, które trzeba zaliczyć w dwadzieścia minut w większości przypadków były poza moim zasięgiem.

Zabawa z szukaniem wszystkich skarbów nie będzie krótka, tym bardziej, że żeby szukać ich w każdej możliwej lokacji trzeba najpierw awansować konkretne ogonowce, pomagające nam w walkach, do poziomu szóstego.

Powoli dociera do mnie w jakie bagno wdepnąłem. Chciałem się już z Wami pożegnać zawczasu, gdyby nagle słuch po mnie zaginął na kilka lat w poszukiwaniu pozostałych ośmiu koron, ale szczęście się w końcu do mnie uśmiechnęło i zdobyłem dwie kolejne w przeciągu trzech misji. Brakuje mi ich już tylko sześć za cztery ostatnie monstra, więc chyba uda mi się splatynować podstawkę w tym roku, nawet pomimo okazjonalnych problemów z wyszukiwaniem sesji sieciowych z innymi graczami.

Gears 5 (XOne) - Krew, flaki i pożoga

Pozycja nr 2 na kupce wstydu

Nie wiem czy słyszeliście, ale Microsoft zapowiedział, że kończy z Gamepassem za 4zł w promocji. Tak bardzo się tym przejąłem, że całkowicie zapomniałem o tym, że mój właśnie wygasł i zupełnie nieświadomy tego faktu umawiałem się na wspólną grę z innymi graczami w najbliższych dniach. To byśmy sobie pograli.

Szybko jednak ogarnąłem temat i wróciłem do Kontry w Gears 5, gdzie dalej walczę o osiągnięcie za 25000 zabójstw. Idzie to jak krew z nosa. Nie ma to jednak znaczenia, bo w gry z tej serii zawsze grałem ze względu na brutalne wykończenia wrogów czy widok odpadających kończyn po celnych strzałach. To były od zawsze produkcje, w których jucha leje się litrami i bryzga w każdą możliwą stronę. 

Chciałem sobie koniecznie o tym przypomnieć, bo w trakcie platynowania FFXIV w ostatnich tygodniach zupełnie zapomniałem o tym, że mam jeszcze jakieś inne konsole poza PS5.

Nioh (PS4) - Kodamy i gorące źródła z pierwszego dodatku ogarnięte

Pozycja nr 41 na kupce wstydu

Dawno nie odpalałem Nioha, ale ustawki z innymi graczami do wspólnej gry, które organizuję na stronie PSN Profiles wciąż przyciągają nowych, którzy to w dalszej kolejności przypominają mi, że wciąż mam niezałatwione sprawy z produkcją Team Ninja. 

Od kilku miesięcy próbuję ukończyć pierwsze rozszerzenie fabularne i pewnie gdyby nie natłok innych gier, to zrobiłbym już to dawno temu. Może być też tak, że po splatynowaniu Nioha nie chce mi się weń grać. W każdym bądź razie od czasu do czasu zaliczę sobie jakąś misję fabularną, a kiedy już nie chce mi się tego dalej robić, to bawię się w inne aktywności dodatkowe. Wykąpałem się już we wszystkich gorących źródłach i znalazłem wszystkie kodamy w regionie Tohoku, więc mam tutaj coraz mniej do roboty.

Dies Irae: Acta est Fabula (PC) - Moja dziewczyna, Gilotyna

Dies Irae ukończyłem już byłem dwa miesiące temu. W takich wypadkach gracze odkładają tytuł na półkę i zabierają się za inny. Nie mogłem tego zrobić, bo coś nie dawało mi spokoju. Co to takiego było? Po ukończeniu ścieżki Kasumi nie poznałem odpowiedzi na wiele pytań. Nie dotarłem do głównego złoczyńcy tej bezpruderyjnej i niszczącej wszelkie tabu japońskiej powieści graficznej, ani do jego gwardii przybocznej. Nie podobało mi się też jak skończyły się historie pewnych bohaterów. Niektórych z nich nie zdołałem też lepiej poznać. Zdziwiło mnie to, że po skończeniu gry odblokowałem jedynie galerię i możliwość odsłuchiwania muzyki, a więc standard w tym gatunku. Jedyną podpowiedzią dotyczącą tego co należy robić dalej jaką otrzymałem były słowa Reinharda, żebym spróbował jeszcze raz.

Odpaliłem więc grę jeszcze raz i zacząłem przewijać wszystkie sceny widziane już wcześniej. Wielkie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że podczas jednej z nich pojawił się wybór nieobecny podczas pierwszego przechodzenia gry. Długo się nie zastanawiałem. Dokonałem wyboru i jestem w szoku aż do dziś. 

Dlaczego? Niby miałem do czynienia z tymi samymi bohaterami, a akcja gry dalej toczyła się w miejscu, w którym toczyła się za pierwszym razem. Co mnie tak zszokowało? Ano to, że fabuła w Gniewie Bożym toczy się tym razem zupełnie innym torem. Do znanych już bohaterów dołączyła także gwardia imperialna głównego antagonisty, a więc trójka największych hitlerowskich sukinsynów, dla których nie tylko życie ludzkie nie znaczy absolutnie nic. To samo tyczy się ich współpracowników działających pod auspicjami Złotej Bestii.  

Opowieść tym razem koncentruje się wokół Marie, która nie zachowuje się już jak bezmyślne narzędzie, a jak zwykła dziewczyna, która po prostu chce należeć do paczki znajomych głównego bohatera.

Tęskniłem za tymi wszystkimi bluzgami rzucanymi przez bohaterów podczas walk na śmierć i życie. Tęskniłem za tą zajebistą metalową muzyką. Tęskniłem za jedynymi z najlepszych projektów postaci jakie kiedykolwiek widziałem w grach wideo. Tęskniłem za brakiem cenzury i gorącymi scenami. Przede wszystkim tęskniłem jednak za bezkompromisową historią o mrocznych czasach hitleryzmu, która nie boi się zadawać czytelnikowi niewygodnych pytań natury etycznej.

Summon Night 5 (PSP) - Najlepszy przyjaciel do przywołania potrzebny od zaraz

Wolę nie pisać o tym, ile ostatnio nabluzgałem się na Sony przy próbie ustawienia konta na USA na PSP, żeby móc powrócić do jednej ze starszych gier, których dawno nie odpalałem. Kiedyś wystarczyło podpiąć pierwszego przenośniaka Sony do PS3 na koncie, na którym kupiłem daną zawartość i aktywować na nim PSP. Dziś jest to niemal niemożliwe od niemal dwóch lat, po tym jak japońska korporacja postanowiła wprowadzić autoryzację dwuetapową na wszystkich swoich sprzętach służących do grania.

Problem w tym, że niektóre z tych konsol nie były projektowane w ten sposób. Od tamtej pory gracze ciągle zgłaszają problemy z niemożnością pobrania posiadanej już zawartości. W przypadku Summon Night 5 skończyło się to niemal wyrwaniem kilku pozostałych włosów z mojej głowy. Przy próbie przeniesienia gry z PS3 na PSP zaczął wyskakiwać błąd, który sprawił, że po bólach trwających kilka godzin pobrałem po prostu tytuł z PS Store. Japoński rpg turowy nie zajmuje nawet 400MB a zajęło mi to ponad dwie godziny.

Samej gry nie pamiętam niemal w ogóle. Odpaliłem ją kiedyś na parę godzin. Pograłem. Spodobała mi się grafika. Polubiłem kilku głównych bohaterów i zapomniałem na lata, że kiedykolwiek w to grałem. Chciałbym przysiąść na poważniej do tej tej produkcji, o wszystkim jednak zadecyduje to czy znajdę nań czas lub nie. 

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów (X360) - Ścieżka Roche'a

Pozycja nr 13 na kupce wstydu

Wiedźmin 2 to jedna z najlepszych gier wideo z konsekwencjami wynikającymi z wyborów gracza. Mogę ją przyrównać jedynie z najlepszymi produkcjami z gatunku powieści graficznych, w których wybór determinuje konkretną ścieżkę fabularną.1

Tak też jest również w naszym rodzimym rpg. Zadania fabularne oraz to czym zajmuje się Biały Wilk kompletnie różnią się na ścieżce Roche'a, którą obecnie ogrywam. Miałem ponad miesięczną przerwę od jednej z najlepszych produkcji wydanych na Xboxa 360, no ale przecież nie można wiecznie stać w miejscu i chodzić po własnych śladach.

Niedawno zdobyłem trzy relikwie, dzięki czemu udało mi się odprawić rytuał zdejmujący klątwę z króla Henselta, co przypłaciłem niemal życiem, gdyż zaraz po nim zostałem zaatakowany przez duet wiedźminów, wysłany po to, aby zamordować nieszczęsnego władcę. Gdy tylko udało mi się wyjść obronną ręką z niezwykle ciężkiego starcia, mag służący królowi, Detmold, uznał, że najlepszym sposobem na przepytanie jednego z martwych zabójców będzie przeżycie jego niedawnych wspomnień jeszcze przed jego śmiercią. Zaopatrzywszy się w w specjalnie przygotowaną na tą ewentualność miksturę, mogłem wreszcie oddać się w ręce maga-nekromanty.

To jeszcze nie koniec przygód nieustraszonego wiedźmina i nie spocznę póki nie zobaczę wersji jego przygód widzianych z perspektywy temerskich żołnierzy.

To tyle ode mnie. Trzymajcie się ciepło. Do następnego razu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty

W co graliście w 2023 roku?

O tym dlaczego warto mieć konsolę Xbox Series X