W co gracie w weekend? #52

Minął już miesiąc od kiedy coś w ogóle skończyłem. Jak nie dostanę bana na shouta i Niemcy szybko nie odpadną z turnieju w Brazylii, to pogorszy mi to całoroczne statystyki w liczbie skończonych gier. No nic, przynajmniej w Pokemon FireRed (GBA) dobrze mi się gra podczas meczów. Standardowo gram też w Demon's Souls (PS3).  A Wy w coś w ogóle pogracie?

W dzisiejszym wpisie postanowiłem publicznie odpowiedzieć na pytanie użytkownika konju, który pytał mnie ostatnio na profilu, czy naprawdę przeszedłem Demon's Souls (PS3) 10 razy? Jak zapewne niektórym z Was wiadomo, w grze From Software są bossowie. Za każdego pokonanego bossa gracz otrzymuje jego duszę, którą może następnie zużyć, by otrzymać dusze,  stworzyć nowe zaklęcie lub cud za jej pomocą, albo zużyć ją na stworzenie unikatowej broni. Każdego bossa można spotkać tylko i wyłącznie raz podczas jednego przejścia gry..
Skoro posiadam 10 dusz Idola Głupca, bossa ze świata 3-1, czyli Wieży z Latrii, oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że musiałem pokonać go, lub raczej ją, aż dziesięciokrotnie (zdjęcie nr 1 w galerii)..
A skoro poświęciłem temu zagadnieniu trochę miejsca, to pójdę o krok dalej. Po każdym skończeniu gry, gracz może odwiedzić Panteon i sprawdzić jak sobie radził. U mnie widać, że liznąłem trochę multi i zginąłem ponad 330 razy (zdjęcie nr 2 w galerii). Jestem dumny z każdej śmierci poniesionej w tej grze. To waluta, jaką każdy musi zapłacić za zdobycie cennego doświadczenia w krainie Boletarii.
38 trofeów=platyna. Jej zdobycie to trzy lata moich wysiłków oraz ludzi z całego świata, którzy mi w tym pomogli. Pomogli mi w tym Brazylijczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy i inni. Nigdy nie zajrzałem do żadnego opisu związanego z DS. Bylem jedynie cierpliwy. Pomocni gracze byli moim drogowskazem. dlatego moja platyna jest również ich platyną, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy.
Oczywiście, zginąłem więcej razy w Demon's Souls niż wskazuje na to zdjęcie, bo grałem jeszcze innymi postaciami. Możecie też sprawdzić, ile czasu spędziłem z tą produkcją (zdjęcie nr 3 w galerii) .

W pewnym momencie zrozumiałem, że na głównym profilu nie spotkam już innych graczy i nie dowiem się od nich jak zdobyć brakujące przedmioty, gdyż mam zbyt wysoki poziom duszy.
Największy problem w DS sprawia zmienna tendencja świata Boletarii. Czasem jest tak, że niektóre osoby i przeciwników da się spotkać jedynie przy najbielszej. Podobnie jest z najczarniejszą. Pierwszą zdobywamy poprzez pokonywanie bossów i pomaganie innym graczom. Nie wolno nam ginąć. O drugą jest znacznie prościej. Wystarczy zginąć 7-8 razy w jednym rejonie lub zabijać innych graczy.
Wtedy też postanowiłem stworzyć drugi profil, tylko i wyłącznie do zabijania npców w grze i do atakowania innych graczy. Bez tego mógłbym zapomnieć o zdobyciu brakujących przedmiotów. Na szczęście gra zlicza wszystkie przedmioty z różnych profilów. Dwa pozostałe trzymam, żeby od czasu do czasu sprawdzić, czy w DS grają jeszcze jacyś ludzie, i muszę Wam powiedzieć, że są jeszcze tacy zapaleńcy jak ja.
Dzięki napadaniu na światy innych graczy poznałem smak bycia złym, poczułem co to znaczy odebrać komuś nadzieję i doprowadzić kogoś do rozpaczy. To nie jest tak, że mam jakąś dużą liczbę zabitych graczy na koncie, ale nawet ja śmieję się czasem ze swojej bezczelności. W pamięci mam szczególnie trzy akcje, które zrobiłem.
1. W pałacu boletariańskim, tuz przed walką z Allantem, jest pewien smok, który ciągle zieje ogniem na schody, czym skutecznie blokuje dojście do wspomnianego bossa. Zabił mnie tyle razy, że głowa mała, dopóki nie zauważyłem jak przejść bezpiecznie, unikając pewnej śmierci w płomieniach. Jak ominie się jego atak, to można go wykończyć. Żeby to zrobić, to trzeba mieć sporo strzał lub przypraw do przywrócenia utraconych punktów magii. Wystarczy wtedy strzelać w niego spod jego łba. Prościzna, co nie? No chyba, że atakuje nas jakiś gracz. Śmierć w tym momencie oznacza konieczność powtarzania wszystkiego od nowa. Kiedyś stałem się ofiarą takiego ataku i ogarnęła mnie wściekłość. Zdecydowanie lepiej jest być po drugiej stronie barykady. Rola kata, który grzebie nadzieje innego łowcy demonów przywróciła szyderczy uśmiech na moje usta.
2. Innym razem zaatakowałem gracza w  kransnoludzkiej kopalni. Był to oponent dorównujący mi umiejętnościami. Czasem ja go raniłem, po czym uciekał, aby się uleczyć, innym razem to ja musiałem przed nim uciekać. Sytuacja była wyraźnie patowa i nie wiedziałem co ze sobą zrobić, tym bardziej, że okoliczne demony zostały unicestwione i nie mogłem wykorzystać ich pomocy. W pewnym momencie uciekł na początek planszy, bo pomyślał, że wezwie kogoś do pomocy i szybko się ze mną rozprawią. Niestety, to nie był jego dzień, co gorsza, w momencie kiedy dał mi odetchnąć, wymyśliłem jak go pokonać. Nie miałem szans w otwartym starciu. Postanowiłem ukryć się przy jednym wąskim wejściu do większego pomieszczenia, w którym spotyka się psy. Nie stałem obok wejścia, bo by mnie szybko zauważył, tylko trochę dalej. Liczyłem na to, że wykorzystam jego gapiostwo. Wyobraźcie sobie, że po jakimś czasie wpadł tam jak burza, nie oglądając się za siebie. To był punkt kulminacyjny naszego starcia. Podbiegłem do niego od tyłu i zadałem mu cios plecy, który obalił go na ziemię. Gdy wstał, dostał ode mnie drugi raz. Trzeci cios w plecy był już dla niego śmiertelny. I tak oto pokonałem swojego wroga nie dzięki umiejętnościom, a swojemu sprytowi i przebiegłości.
3. Nic jednak nie przebije chyba mojej kolejnej akcji. Gracza zaatakowałem w czwartym świecie, tuz za arcykamieniem Adjudicatora. Ledwo co tam wpadłem i dostałem od niego potężnym ciosem, który zabrał mi ze 3/4 zdrowia. Pobiegłem więc czym prędzej do stopnia, otwierającego odrzwia do sali z nekromantą z kosą. Zwietrzyłem swoją szansę w przywołanych przez niego demonach. Stałem przy ścianie, obok wyjścia z wąskiego korytarza, w którym stoi handlarz. Od czasu do czasu próbowaliśmy ze sobą walczyć, czasem specjalnie wychodziłem do korytarza, aby podszedł do mnie bliżej. Nasze podchody trwały chyba z dziesięć minut. Tak się złożyło, że maiłem wtedy obiad. Schab, ziemniaki i surówka z kiszonej kapusty. Pychota. Nie chciałem, aby przepadło mi gorące jedzenie. Zacząłem więc jeść, trzymając jedną rękę przy padzie, aby szybko zareagować na jego ewentualny atak, gorączkowo spoglądając na ekran telewizora. Po piętnastu minutach byłem już najedzony i gotowy na walkę na śmierć i życie.
Stało się jednak najgorsze. Zaatakowany gracz przyzwał innego gracza do pomocy. Jestem martwy! Pomyślałem. Niewiele się nad tym zastanawiając, spadłem na dól i pobiegłem co sił w nogach do ukrytego przejścia wiodącego do skarpy, której strzeże jeden z najpotężniejszych normalnych demonów w grze, demona z dwoma katanami. Wybiegam w miejsce, w którym się znajdował, nie zdążyłem się nawet obrócić, gdy wpadł tam ze mną przywołany gracz, i zanim zorientował się gdzie się znajduje, już nie żył, raniony śmiertelnym ciosem katanowca. Teraz albo nigdy! Czym prędzej wróciłem do wielkiej sali w celu sprawdzenia co się stało z graczem, którego świat zaatakowałem. Nie radził sobie za bardzo z przezroczystymi demonami, więc zbliżyłem się do niego i szybko go wykończyłem. Gdyby to mi ktoś nie dal pograć przez dwadzieścia minut, to strasznie bym się zirytował.

Tak jak wspominałem we wstępie, Pokemony są doskonałe na nudne mecze MŚ. Po co czekać na bramki, które nie padną, jak można w coś pograć?

Seledynowe Miasto

Choć w Pokemon FireRed (GBA) możemy mieć przy sobie tylko sześć Pokemonów, a ich skład bez przerwy ulega zmianie, to postanowiłem opisać coś więcej o swojej drużynie, ich umiejętnościach i ostatnich wyczynach. W grze mam 26 godzin na liczniku, 35 wpisów w Pokedexie i cztery odznaki, czyli jestem blisko połowy gry. Tak jak się spodziewałem, nie tylko w Pokemon Platinum jest Liga Pokemonów. Abym tam mógł pójść, to muszę zdobyć 8 odznak za pokonanie najsilniejszych pokemonich trenerów.
W Seledynowym Mieście, słynącym z najlepszych produktów pod słońcem (m.in.kamienie ewolucji Pokemonów i cholernie drogie wzmacniacze ich poszczególnych statystyk), nie było to trudne.
 
Biorąc pod uwagę fakt, że tutejsze trenerki używały tylko leśnych Pokemonów, dla mojego Charmeleona (poziom 34.) było to niczym spacer w parku. Ogień jest przekleństwem leśnych Pokemonów. Oprócz Miotacza Ognia, stalowej Metalowej Szpony, Osunięcia Kamieni zrzucającego głazy na inne stwory, umie on też Kopać. Tą ostatnią zdolność zaliczam do zdolności strategicznych. Jest to oczywiście ziemny atak, sprawiający, że używający go Pokemon chowa się do ziemi, aby zaatakować w drugiej turze. Atak jak atak. Każdy jest dobry. Niebagatelne znaczenie ma jednak fakt, że ta zdolność pozwala natychmiast opuścić dowolną jaskinię, bez konieczności zasuwania do jej wyjścia.
Kolejnym kluczowym członkiem mojej drużyny marzeń jest ten jegomość.
Jeśli przypadkiem go nie znacie, to już tłumaczę kto to jest. Rudy uwielbia Devil May Cry, i nie jest dla niego ważne, czy chodzi o jego japońską, czy o angielską wersję. To maniak, który każdemu chwali się platyną w DmC. W DMC4 jej co prawda nie zdobędzie, bo wersja na PS3 nie ma trofeów, ale kto by się tym przejmował. Na pewno nie on. Czeka na Bloodborne, choć nie grał jeszcze w żadne Soulsy. Choć są tacy, którzy z chęcią zamknęli by go w piwnicy, albo założyli mu knebel na jego niewyparzoną gębę, to ich trud na nic się nie zda. On kiedyś pokaże Rogerowi i Perezowi w Anor Londo  co o nich myśli. Wspomnicie jeszcze moje słowa. Dla jednych jest najlepszym gimbusem ppe, dla niektórych jest nadzieją na lepsze jutro, a dla innych ma po prostu niewyjściowy ryj, który powinien czym prędzej zmienić. Wszyscy drwią z tego, jaki on niedojrzały, mówią, że nie zna się na życiu i na grach, ale nawet w nim tkwi potencjał. Nawet ja czasem myślę o nim jak o niedorozwoju. Tyle poziomów na karku (on ma w ogóle kark?), a ewolucji jak nie było, tak nie ma. Głosy zwątpienia jednak go nie powstrzymają. Liga Pokemonów czeka. Tam dopiero pokaże swoją wartość. Jestem pewien, że zanim wkroczę w jej podwoje, to będzie kimś zupełnie innym.
Trzecim członkiem mojej ekipy jest Wigglytuff (poziom 32.).
We wszystkich Pokemonach gadają, że nie ma Pokemonów bez słabych punktów. Jest to prawda, ale czy ktokolwiek powie Wam, że możecie mieć każdego, którego złapiecie a Wigglytuff z tym samym poziomem będzie miał i tak dwa razy więcej zdrowia? Słodziutki, usypiający swoim Śpiewem, potrafiący używać wodnych ataków, oraz takich, które nie zważają na bariery redukujące obrażenia. Jest tak uroczy, że inni się w nim zakochują. Dla mnie najważniejsze jest i tak to, że to tank nie do ruszenia, który wytrzyma znacznie więcej niż moi pozostali podopieczni.
Moim czwartym Pokemonem jest Kadabra (poziom 28.).
Wszystko fajnie, ale on trzyma łyżkę w drugiej ręce w PFR. W każdym bądź razie, jego pierwsza forma (Abra) była jednym z najtrudniejszych stworów do złapania, gdyż uciekała zawsze z walki. Bez Wigglytuffa nie dałbym rady. Najpierw musiałem go uśpić. Czemu jego złapanie było takie istotne? Bo używa Teleportu, dzięki któremu można przenieść się do ostatnio odwiedzanego Centrum Pokemonów, aby je uleczyć. To kolejna zdolność strategiczna. Na razie Kadabra jest u mnie nie do ruszenia.
Tym razem chciałem Wam przedstawić Persa (poziom 30.).
Lubię jego Wypłatę, czyli atakowanie pieniędzmi. Dzięki temu można obejść jedną z podstawowych zasad rządzących serią, czyli to, że jedynie za pokonanie innych trenerów otrzymujemy gotówkę. Dzięki Persowi mam kasę za pokonanie każdego dzikiego Pokemona. To prawdziwy skarb, który uczyni ze mnie bogacza. Co ciekawe, im wyższy ma poziom ten chciwiec, tym więcej środków pieniężnych dostaję za pokonywane stwory. A potem wystarczy pójść do sklepu i hulaj dusza, piekła nie ma. Co ciekawe ten kotopodobny stwor doskonale współpracuje z moim tankiem. Wigglytuff najpierw usypia przeciwnika, a Pers może wtedy użyć Pożerania Snu, które wysysa życie ze śpiących Pokemonów. Nauczyłem go też Ścinania małych drzewek. Jest to jedna z umiejętności kluczowych, bez których nie da się ukończyć gry.
Ostatnim moim Pokemonem jest Fearow (poziom 25.).
Pierwszy do odstrzału. trzymam go tylko dlatego, bo podobno może się nauczyć Latania, czyli zdolności umożliwiającej szybkie przenoszenie się do dowolnego miasta.

To tyle o moim dream teamie. Jestem w iście karnawałowym nastroju.
https://www.youtube.com/watch?v=gU59-9bLdKs
Pozostaje mi sprawdzić co knuje Rakietowa Drużyna i życzyć wszystkim udanego weekendu. Do następnego razu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty