W co gracie w weekend? #226
Witajcie. Zatęskniłem trochę za najbardziej znaną wokaloidką a skoro nic nie wskazuje na to, żebym spłodził w najbliższym czasie wpis podobny do tego, który napisaliśmy wspólnie z Kasią dwa miesiące temu, to sam napiszę coś na jej temat. Oprócz tego zagram w ten weekend w The Legend of Zeldę: Breath of the Wild, Xenoblade Chronicles X oraz w Streets of Rage 3.
[Wpis zawiera spoilery.]
Trochę minęło już czasu odkąd Miku występowała we w co gracie w weekend. W październiku grałem w Future Tone z jej udziałem nieraz, ale nie zebrałem się na to, żeby wspomnieć o tym na blogu. Byłem zbyt zajęty zdobywaniem kolejnych platynowych trofeów w grach. Tak pochłonęło mnie to zajęcie, że prawie zapomniałem o tym, że lubię grać w gry dla samej przyjemności. Postanowiłem, że ten miesiąc będzie inny od poprzedniego i muszę w końcu przestać walczyć o nic nie znaczące trofea.
Szukałem bardzo długo kolejnej piosenki wirtualnej gwiazdy, którą chciałbym Wam zaprezentować. Niby miałem do wyboru aż 236, ale nic nie przychodziło mi do głowy, aż natrafiłem na piosenkę, w której bosa Miku ubrana w sukienkę i przyozdobiona kwiatem we włosach daje czadu na gitarze na stacji kolejowej.
Po sprawdzeniu tekstu piosenki zatytułowanej Dear wiedziałem, że to jest dokładnie to, czego szukałem. Piosenka o tęsknocie za ukochanym przypomniała mi jak bardzo tęsknię za niektórymi graczami. Część z Was stale mnie tu odwiedza na blogu a części już nigdy nie spotkam, bo takie jest życie i nic nie da się na to poradzić.
Co do samej piosenki, to nutki pojawiające się na ekranie świetnie współgrają z uderzeniami perkusisty. Mój ulubiony moment z całego tego klipu jest pod koniec, gdy Miku wyśpiewuje do swojego ukochanego swoją miłość. Trafienie nutek w tym momencie dało mi tyle frajdy, że zrobiłem coś, czego sam jeszcze za dobrze nie pojmuję.
Po blisko 180 godzinach spędzonych z jedną z moich ulubionych gier na PS4 udało mi się zaliczyć swoją pierwszą piosenkę na poziomie Ex Extreme. Zajęło mi to prawie półtora roku. A ludzie mówią, że gry From Software są trudne. Czuję się teraz jakbym sięgnął Słońca gołymi rękami. Wspaniałe uczucie. Dlatego też nie rozumiem graczy, którzy poddają się po kilku nieudanych próbach w jakichś grach. Przecież wystarczy poczekać na dogodną chwilę. Niech to trwa nawet rok albo dłużej a uda Wam się osiągnąć w grze coś więcej niż jeden wirtualny pucharek. Satysfakcja to najlepsze, co może przytrafić się grającemu graczowi. Tego uczucia nie da się wyrazić żadnymi słowami. To trzeba po prostu poczuć.
Poniżej macie playlistę z piosenkami Miku, o których była mowa w dotychczasowych odcinkach w co gracie. Wspomniany przeze mnie utwór Dear tez tam znajdziecie.
Brak muzyki lub rzadko występująca muzyka strasznie mnie denerwują w grach, dlatego też pewnie was nie zdziwi jeśli napiszę, że zacząłem już prowadzić jakieś bezsensowne krucjaty dotyczące braków tej produkcji. Zaczęły się porównania z moim ukochanym Okami a powinienem zwyczajnie dać się ponieść wizji twórców najnowszej odsłony przygód Linka.
W końcu tak zrobiłem i jestem wniebowzięty. Sami zresztą posłuchajcie muzyki z wioski Hateno, bo jest to pierwszy moment, gdy poczułem, że warto walczyć o świat, któremu zagraża Ganon.
Po odwiedzeniu 25 świątyń wreszcie poczułem klimat. Te skrzypce pozostaną ze mną jeszcze na długo. Hateno to wioska wiatraków. Można tu przefarbować ciuchy, jeśli zebrało się w tym celu odpowiednie składniki. Spotkamy tu różnych mieszkańców. Dzieciaki biegają od rana do wieczora, nie troszcząc się o cokolwiek, pracowici ludzie pracują w pocie czoła od samego rana, plotkary jak to plotkary plotkują i przeszkadza im każdy, kto wejdzie pomiędzy ich plotki, ale spotkałem tu jednego miłego gościa, który bezinteresownie oprowadził mnie po najważniejszych atrakcjach tej mieściny. Pokazał mi kilka sklepów i okoliczną gospodę, więc postanowiłem sprzedać u niego jeden z moich kamieni szlachetnych, bo to najlepszy sposób za szybkie dorobienie się fortuny w grze.
Hen, wysoko na wzgórzu za wioską, znajduje się laboratorium, do którego zajrzałem. Zrobiłem to w celu odzyskania utraconych wspomnień. Byłem w szoku, gdy dowiedziałem się, że jego dyrektorką jest mała dziewczynka. W jeszcze większym szoku byłem, gdy dowiedziałem się od niej, że doskonale mnie zna i to właśnie ona złożyła mnie do grobu w Świątyni Odrodzenia, w którym przespałem ostatnie sto lat.
Po tym jak dostarczyłem niebieski płomień do laboratoryjnego pieca Purah przywróciła brakujące funkcjonalności sheikahowej tabliczki, która jest nieoceniona w mojej podróży.
W ten sposób uzyskałem dostęp do aparatu, encyklopedii i albumu. Dowiedziałem się też od maleńkiej badaczki, że zdjęcia znajdujące się w pamięci aparatu zrobiła księżniczka Zelda sto lat wcześniej.
Impa poinstruowała mnie, że muszę odnaleźć przynajmniej jedno miejsce ze zdjęcia, jeśli chcę dowiedzieć się czegoś na swój temat.
W tej chwili nie wiem jeszcze czy zajmę się kontynuowaniem wątku głównego lub misjami pobocznymi, ale nie powiem, że ciekawi mnie modyfikacja czujnika tabliczki, którą zamontowała mi mała okularnica, bo jeśli ten sprzęt naprawdę potrafi wyszukiwać to, czemu zrobię zdjęcie, to specjalnie poszukam jakiegoś koroka, cyknę mu fotkę i może znajdę piątego z nich. A potem jeszcze tylko 895 kolejnych i mam je wszystkie!
Może i XCX nie ma wybitnej fabuły, ale pozwala na swobodną eksplorację świata gry, czego nie oferują przedstawiciele tego gatunku z liniową strukturą lochów. W Personie 5 przykładowo autorzy sztucznie wydłużali grę losowo generowanymi lochami. Tylko pałace miały tam z góry ustaloną strukturę. Natomiast tu świat gry jest tak duży, że nawet Wiedźmin 3 wcale nie wydaje się tak duży. Topografia terenu i jego różnorodność to jeden z wielkich atutów tej produkcji, podobnie jak projekty przeciwników czy wspaniała muzyka, która stale nam towarzyszy. Nie lubię sytuacji, w której muzyka jest na dalekim planie i pojawia się od czasu do czasu, bo twórcy wymyślili sobie, że wsłuchiwanie w odgłosy natury jest klimatyczne. Dla mnie to nietrafiony pomysł i wolę gdy muzyka bez przerwy towarzyszy moim poczynaniom w grze, szczególnie jeśli jest tak dobra jak w grach z serii Xenoblade.
Wątku głównego oczywiście nie ruszam, bo i po co, skoro mogę jeszcze zwiedzić trzy ogromne krainy a zanim umieszczę tam sondy umożliwiające szybką podróż albo zadowolę swoje oczy pięknymi widokami, to pewnie będę juz starym dziadkiem poruszającym się o lasce.
Nie ma co rozwodzić się zbytnio nad jej scenariuszem, bo i tak wiadomo, że główni bohaterowie, do których dołączył cyborg Zan znów muszą pokonać przywódcę półświatka Pana X.
Do odblokowania jest również przedostatni boss ze Streets of Rage 2 oraz kangur (sic!).
Zmieniono także system walki, dodając między innymi uskoki na bok pozwalające zejść z linii ciosów oprychów, którzy znów dostaną od nas łomot.
To chyba najtrudniejsza część cyklu, bo z tego co się dowiedziałem, to usunięto nawet jakiegoś irytującego bossa, który występował w japońskiej wersji gry.
Oczywiście gram w SoR3 cyborgiem, który ma słabiuteńkie ciosy, ale nadrabia to niezwykłą zwinnością oraz dużym zasięgiem ciosów wyprowadzanych rękami.
Oczywiście nigdy nie zostanę mistrzem w tym klasyku a zagrać i tak zagram chociażby z kronikarskiego obowiązku. Muszę się orientować w dorobku Segi a ten przecież nie kończy się na nowych odsłonach gier z Miku i kolejnych częściach Yakuzy. Pograłem tez trochę w Golden Axe i to będzie prawdopodobnie kolejna seria Segi, którą niebawem się zajmę.
Z mojej strony to tyle na dziś. Życzę Wam udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.
[Wpis zawiera spoilery.]
Hatsune Miku Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2017r.)
Szukałem bardzo długo kolejnej piosenki wirtualnej gwiazdy, którą chciałbym Wam zaprezentować. Niby miałem do wyboru aż 236, ale nic nie przychodziło mi do głowy, aż natrafiłem na piosenkę, w której bosa Miku ubrana w sukienkę i przyozdobiona kwiatem we włosach daje czadu na gitarze na stacji kolejowej.
Po sprawdzeniu tekstu piosenki zatytułowanej Dear wiedziałem, że to jest dokładnie to, czego szukałem. Piosenka o tęsknocie za ukochanym przypomniała mi jak bardzo tęsknię za niektórymi graczami. Część z Was stale mnie tu odwiedza na blogu a części już nigdy nie spotkam, bo takie jest życie i nic nie da się na to poradzić.
Co do samej piosenki, to nutki pojawiające się na ekranie świetnie współgrają z uderzeniami perkusisty. Mój ulubiony moment z całego tego klipu jest pod koniec, gdy Miku wyśpiewuje do swojego ukochanego swoją miłość. Trafienie nutek w tym momencie dało mi tyle frajdy, że zrobiłem coś, czego sam jeszcze za dobrze nie pojmuję.
Po blisko 180 godzinach spędzonych z jedną z moich ulubionych gier na PS4 udało mi się zaliczyć swoją pierwszą piosenkę na poziomie Ex Extreme. Zajęło mi to prawie półtora roku. A ludzie mówią, że gry From Software są trudne. Czuję się teraz jakbym sięgnął Słońca gołymi rękami. Wspaniałe uczucie. Dlatego też nie rozumiem graczy, którzy poddają się po kilku nieudanych próbach w jakichś grach. Przecież wystarczy poczekać na dogodną chwilę. Niech to trwa nawet rok albo dłużej a uda Wam się osiągnąć w grze coś więcej niż jeden wirtualny pucharek. Satysfakcja to najlepsze, co może przytrafić się grającemu graczowi. Tego uczucia nie da się wyrazić żadnymi słowami. To trzeba po prostu poczuć.
Poniżej macie playlistę z piosenkami Miku, o których była mowa w dotychczasowych odcinkach w co gracie. Wspomniany przeze mnie utwór Dear tez tam znajdziecie.
The Legend of Zelda: Breath of the Wild (WiiU, Nintendo EPD, 2017r.)
Już jakiś czas temu stwierdziłem, że listopad to ostatni moment na to, abym poważniej zabrał się za najnowszą odsłonę jednej z najważniejszych marek Nintendo, jeśli zamierzam w ogóle skończyć ją w tym roku. Postanowiłem w tym celu zrezygnować z wielu innych gier, za które się chciałem teraz zabrać a wziąwszy pod uwagę rozmiary tego celshadingowego giganta i tak nie wiem czy nie będę musiał zrezygnować z wielu aktywności pobocznych, skupiając się jedynie na fabule, żeby się z tym wyrobić. Nie jest to mój pierwszy weekend z tą japońską produkcją. Jej rozmiary wciąż mnie przytłaczają.Brak muzyki lub rzadko występująca muzyka strasznie mnie denerwują w grach, dlatego też pewnie was nie zdziwi jeśli napiszę, że zacząłem już prowadzić jakieś bezsensowne krucjaty dotyczące braków tej produkcji. Zaczęły się porównania z moim ukochanym Okami a powinienem zwyczajnie dać się ponieść wizji twórców najnowszej odsłony przygód Linka.
W końcu tak zrobiłem i jestem wniebowzięty. Sami zresztą posłuchajcie muzyki z wioski Hateno, bo jest to pierwszy moment, gdy poczułem, że warto walczyć o świat, któremu zagraża Ganon.
Hen, wysoko na wzgórzu za wioską, znajduje się laboratorium, do którego zajrzałem. Zrobiłem to w celu odzyskania utraconych wspomnień. Byłem w szoku, gdy dowiedziałem się, że jego dyrektorką jest mała dziewczynka. W jeszcze większym szoku byłem, gdy dowiedziałem się od niej, że doskonale mnie zna i to właśnie ona złożyła mnie do grobu w Świątyni Odrodzenia, w którym przespałem ostatnie sto lat.
Po tym jak dostarczyłem niebieski płomień do laboratoryjnego pieca Purah przywróciła brakujące funkcjonalności sheikahowej tabliczki, która jest nieoceniona w mojej podróży.
W ten sposób uzyskałem dostęp do aparatu, encyklopedii i albumu. Dowiedziałem się też od maleńkiej badaczki, że zdjęcia znajdujące się w pamięci aparatu zrobiła księżniczka Zelda sto lat wcześniej.
Impa poinstruowała mnie, że muszę odnaleźć przynajmniej jedno miejsce ze zdjęcia, jeśli chcę dowiedzieć się czegoś na swój temat.
W tej chwili nie wiem jeszcze czy zajmę się kontynuowaniem wątku głównego lub misjami pobocznymi, ale nie powiem, że ciekawi mnie modyfikacja czujnika tabliczki, którą zamontowała mi mała okularnica, bo jeśli ten sprzęt naprawdę potrafi wyszukiwać to, czemu zrobię zdjęcie, to specjalnie poszukam jakiegoś koroka, cyknę mu fotkę i może znajdę piątego z nich. A potem jeszcze tylko 895 kolejnych i mam je wszystkie!
Xenoblade Chronicles X (WiiU, Monolith Soft, 2015r.)
Nie mogłem sobie odmówić kolejnej wizyty na Mirze, skoro za raptem kilka dni funkcje sieciowe w Xenoblade Chronicles X zostaną permanentnie wyłączone. Chciałem je sobie przypomnieć i zapamiętać. Nintendo na szczęście nie potrafi jeszcze wyłączać ludzkich wspomnień. Poza tym potrzebuję pograć w jakiegoś jrpga, którego nie przejdę w 15 dni a co jak co, ale ten Moniolith Softu jest zbyt duży, żeby tego dokonać, jeśli założyliśmy sobie przed rozpoczęciem tej przygody aktywację jak największej ilości sond we wszystkich rejonach tej olbrzymiej i niezbadanej planety.Może i XCX nie ma wybitnej fabuły, ale pozwala na swobodną eksplorację świata gry, czego nie oferują przedstawiciele tego gatunku z liniową strukturą lochów. W Personie 5 przykładowo autorzy sztucznie wydłużali grę losowo generowanymi lochami. Tylko pałace miały tam z góry ustaloną strukturę. Natomiast tu świat gry jest tak duży, że nawet Wiedźmin 3 wcale nie wydaje się tak duży. Topografia terenu i jego różnorodność to jeden z wielkich atutów tej produkcji, podobnie jak projekty przeciwników czy wspaniała muzyka, która stale nam towarzyszy. Nie lubię sytuacji, w której muzyka jest na dalekim planie i pojawia się od czasu do czasu, bo twórcy wymyślili sobie, że wsłuchiwanie w odgłosy natury jest klimatyczne. Dla mnie to nietrafiony pomysł i wolę gdy muzyka bez przerwy towarzyszy moim poczynaniom w grze, szczególnie jeśli jest tak dobra jak w grach z serii Xenoblade.
Wątku głównego oczywiście nie ruszam, bo i po co, skoro mogę jeszcze zwiedzić trzy ogromne krainy a zanim umieszczę tam sondy umożliwiające szybką podróż albo zadowolę swoje oczy pięknymi widokami, to pewnie będę juz starym dziadkiem poruszającym się o lasce.
Streets of Rage 3 (SMD, Sega, 1994r.)
Trzecia odsłona popularnej niegdyś serii niebieskich jest zarazem ostatnią, jaka powstała.Nie ma co rozwodzić się zbytnio nad jej scenariuszem, bo i tak wiadomo, że główni bohaterowie, do których dołączył cyborg Zan znów muszą pokonać przywódcę półświatka Pana X.
Do odblokowania jest również przedostatni boss ze Streets of Rage 2 oraz kangur (sic!).
Zmieniono także system walki, dodając między innymi uskoki na bok pozwalające zejść z linii ciosów oprychów, którzy znów dostaną od nas łomot.
To chyba najtrudniejsza część cyklu, bo z tego co się dowiedziałem, to usunięto nawet jakiegoś irytującego bossa, który występował w japońskiej wersji gry.
Oczywiście gram w SoR3 cyborgiem, który ma słabiuteńkie ciosy, ale nadrabia to niezwykłą zwinnością oraz dużym zasięgiem ciosów wyprowadzanych rękami.
Oczywiście nigdy nie zostanę mistrzem w tym klasyku a zagrać i tak zagram chociażby z kronikarskiego obowiązku. Muszę się orientować w dorobku Segi a ten przecież nie kończy się na nowych odsłonach gier z Miku i kolejnych częściach Yakuzy. Pograłem tez trochę w Golden Axe i to będzie prawdopodobnie kolejna seria Segi, którą niebawem się zajmę.
Z mojej strony to tyle na dziś. Życzę Wam udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.
Witam.Od wtorku spaceruje ulicami Yharnamu w wersji GOTY i normalnie z bananem na twarzy nie dowierzam jaką koło Souls'ów From Software wyprodukowało MEGAZAJEBISTĄ-ULTRAKOZACKĄ GRE !!! :D Jak to gdzieś wyczytałem "klimat bardziej gęsty niż budyń" Oj tak ;) Ciężko się przyzwyczaić z bloków do uników,ale gra się wręcz rewelacyjnie.Oczywiście zostałem szybko sprowadzony do parteru przez Bestie Kleryka 6 podejść... ,a z Ojcem Gascoigne 8 normalnie masakra :) Oprócz tego wieczorami z wypiekami na twarzy cioram w Demon Gaze i Stranger of Sword City,już nie długo premiera Demon gaze 2 :) Mam na prawdę w co grać,tylko jakieś 5 godzin w dobie mi brakuje... Udanego Łikendu wszystkim (ja mam pracujący...) POZDRAWIAM ;D
OdpowiedzUsuńWitam, ja zainstalowałem The Longest Journey, bo pamiętam że kiedyś jej nie ukończyłem i warto nadrobić te braki, ale ze nie samymi point i clickami człowiek żyje to wziąłem się za ogrywanie Shadow Of mordor GOTY(WB karny siusiak że mi sejwy z podstawki nie działają), oraz organizuje wymianę starych gier na nowego Assasyna xD
OdpowiedzUsuńByłem zmuszony/postanowiłem (niepotrzebne skreślić) odstawić na jakiś czas Destiny 2. Niby prosta strzelanka, a po pierwsze uzależnia i po drugie nabawiłem się przy niej kontuzji ;-) O uzależnieniu napiszę tylko tyle, że strzelanie w tej grze jest tak miodne, że nawet jak już masz dość to chcesz więcej. Zdaję sobie sprawę, że to co piszę jest nie logiczne, ale tak jest. Co do kontuzji, to przeciwników są niezliczone hordy, palec praktycznie nie schodzi ze spustu, w co potężniejszych musimy władować kilkaset jak nie tysiące naboi. Pół biedy jak strzelamy z karabinu automatycznego, wtedy naciskamy spust i ogień. Gorzej jak strzelamy z pulsacyjnego lub zwiadowczego (które są bardziej skuteczne i precyzyjne) ale wtedy jeden pocisk=jedno naciśnięcie spustu, masakra. Po miesiącu ciągłego katowania tej gry, mój palec ma dość ;-) Trochę odpocznę i wrócę na pole walki, gra jest warta każdej złotówki. Jeszcze słowo o muzyce, muzyka w Destiny 2 jest epicka i w ferworze walki daje konkretnego kopa do działania.
OdpowiedzUsuńNa urlopie od Destiny2 wróciłem do Mafii 2. Przechodzę ją na hardzie w celu zrobienia platyny. Poziom hard w tej grze do trudnych nie należy. Gorzej będzie (w sensie oby mi się chciało) ze znajdźkami, prawie sześćdziesiąt numerów Playboy-a i chyba 159 listów gończych. Pewnie będę się męczył i nudził przy kolejnym podejściu do gry, ale nie odpuszczę, pięć trofeów do platyny i gra w odstawkę? Nie to nie u mnie. Za tydzień pochwalę się Wam kolejnym platynowym pucharkiem ;-)
Na koniec pochwalę się Wam, że moja męczarnia z prawie całorocznym leczenie zaćmy dobiegła końca. Byłem dziś na ostatniej wizycie w szpitalu i soczewka się przyjęła. Tą radosną nowinę zacząłem już opijać uroczyście i nie wiem kiedy skończę.
Grajcie i nie wymiękajcie! Udanego weekendu wszystkim!
Kurde szkoda, ze to Destiny to głównie multi, bo czuję że odnalazłbym się w tej grze, ale Plusa póki co nie mam zamiaru kupować. Dobry wpis ;-)
UsuńTo tylko teraz wątroby nie załatw. :D
Usuń@MarBarRasta
UsuńTo wspaniała wiadomość. Cieszę się, że ten problem już nie będzie Cię więcej trapił.
@Czarny Ivo dla Destiny 2 warto wykupić plusa choćby na miesiąc. Grę używaną można już upolować za 120zł.
UsuńCały czas mam w głowie jeden moment kiedy w trójkę robiliśmy nocny szturm, taka była rzeźnia, że myślałem, że mi pad z rąk wypadnie od wibracji, naprawdę czułem się jakbym trzymał w ręku nie pada a narzędzie śmierci ;-) do dziś nie wiem czy to wina pada, że tak wariował (wibracje mam nastawione na niskie) czy to w grze, w miarę ostrzejszej rozpierduchy on tak szaleje. To trzeba przeżyć.
@Piotr A. Wątroba to nic, gorzej z trzustką ;-)
@squersofter1982 Dzięki. To pierwsza dobra wiadomość dla mnie w tym roku. Mam nadzieję, że teraz to już z górki. Trzeba to uczcić jakąś wspólną partyjką w Bloodborne. Półtorej godziny solo mam już za sobą (przed chwilą skończyłem). Do powrotu do Yharnam zachęcił mnie wpis inMate1818, no więc zgnoiłem na szybko Odrodzonego, polatałem trochę po Niewidzianej wiosce i Rewirze katedralnym, ta gra ma duszę, jest nieśmiertelna.
@MarBarRasta
UsuńDaj tylko znać kiedy chcesz wspólnie pograć i jedziemy z koksem. Nagramy nasze wyczyny i wrzucimy potem do bloga.
[b]Metroid: Samus Returns[/b] - na liczniku 6 godz. i całkiem spoko. Nie ma tu rewolucji, ale to naprawdę przyjemna gierka. Chodzimy sobie po coraz to większym obszarze, czasem się gubimy, czujemy wielką radość gdy zdobędziemy nowy przedmiot, który pomoże w przemierzaniu podziemi. Niestety wciąż uciążliwe jest sterowanie. W szczególności podczas walki, dodajmy, z mało ciekawymi bossami. Denerwuje mnie, że trzeba trzymać "R" żeby używać rakiet. Jest to uciążliwe w momencie gdy trzeba być mobilnym i uciekać przed atakami przeciwnika. Moim zdaniem wystarczyłoby jednokrotne kliknięcie tego przycisku żeby po prostu przestawić się na tryb rakiet i powtórnie żeby wrócić do promieni. Mimo tego całość na duży plus.
OdpowiedzUsuń[b]Mortal Kombat X[/b] - podczas piwnego spotkania niestety zacząłem brać górę i zamiast radosnej rywalizacji, zacząłem łomotać kolegę więc przestawiliśmy się na kooperacyjne ogrywanie fabuły. Trochę nudna i przyznam, że czasem pomijałem filmiki, ale fajnie można było sobie poznać nowe postacie i ich motywacje. Potem już samotnie, korzystając z wolnych dni, zacząłem sobie czyścić trofea. Niestety nie mam Plusa więc nie mogę grać online co trochę pozbawia idę mordobicia 1v1 sensu, ale tłukę sobie wieże i trenuję combosy. Udało mi się Sub-Zero (kriomanta) wykręcić 13hitowe combo, ale do wymiataczy z YT się nie umywam, właściwie nie istnieję. Zawsze mnie ciągnie do Sub-Zero, a jak na złość i tak lepiej gra mi się Scorpionem. Nie wyobrażam sobie odsłony Smoczej serii bez tych dwóch jegomościów.
Battletoads - w zeszłą sobotę po 3, a w ostateczności po 4 piwkach udało mi się "zaledwie" dotrzeć do końca 11 planszy. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że ta gra wymaga zbyt dużego skupienia w niektórych etapach i na posiedzenia piwne się nie nadaje.
Kolejną próbę podjąłem w czwartek. Początek był bardzo zadowalający do końca 8 planszy dobrnąłem bez skuchy. Dopiero boss pozbawił mnie aż 5 żyć co jest niedopuszczalne, liczyłem jednak, że to się nadrobi. W 9 planszy straciłem aż 4, co poważnie zaczynało mnie podłamywać, a w 10 (wyścig szczurów) udało się szczęśliwie dojść do generała ze stratą dwóch. No ale jak kretyn na nim straciłem aż dwa. 11sta znów bez szwanku aż do bossa ... -3 życia. I tak oto kurna znów wylądowałem w 12stej z marnymi 4 życiami. Se myślę "ja pierdzielę znów ta sama historia, znów zginę gdzieś w połowie i tyle mojej gry". Byłem bliski wyłączenia, ale ostatecznie się nie poddałem. Skończyły się życia, zacząłem czerpać z kontynuacji i przyznam, że z każdą kolejną było coraz lepiej. Mało nie dostałem wstrząsu mózgu gdy ostatnie życie przedostatniego "continue" straciłem "2 skoki" przed Królową. Wtedy wstąpił we mnie duch kamiennego wnerwu-skupienia. Tracąc zaledwie jedno życie dobiłem do ostatniego bossa. Byłem bezlitosny. Choć trochę oberwałem ZNISZCZYŁEM JĄ!!! TAK WYWALCZYŁEM SOBIE MIEJSCE W VALHALI!!!
https://i.imgur.com/oP243kP.jpg
Battletoads oficjalnie ukończone!!
Dzięki Kwadracie za zeszłotygodniowe wsparcie ;-)
A w ogóle jeszcze dodam, że fajnie Kwadracie że ogrywasz klasyki z SMD ;-)
OdpowiedzUsuńLepiej ograć coś późno niż wcale.
UsuńGratuluję zaliczenia Battletoads. Twoja nieustępliwość się opłaciła.
W ten weekend nie będzie grania... Nie gram już od tygodnia. Zakładamy ogrzewanie gazowe i w domu jest jeden wielki syf... Robotnicy skończą może we wtorek, a potem czeka nas wielkie sprzątanie. Może w następny weekend zrobię wpis na temat gier, ale, że nie ruszyłam dalej z RDR i Yakuzą: Kiwami, bo nie miałam jak, to będę chciałam się na nich skupić. Muszę się zrelaksować muzyką i otworzyć jakieś piwo, bo mam dość ;).
OdpowiedzUsuńŻyczę wszystkim udanego weekendu :).
Jak to "może w następny weekend zrobię wpis na temat gier" ? Marta Twoje wpisy bardzo fajne są i fajnie się je czyta. Więc nie ma, że może, tylko na pewno. Jak nie będzie o grach, to może być i o remoncie ;-)
UsuńChodziło mi o to, że w następny weekend raczej już będzie posprzątane i będę mogła wypakować konsole :D. Ale dzięki :*
UsuńStrasznie zazdroszczę ci Zeldy. Ten tytuł tak ślicznie wygląda. Sama nie wiem w co będę grać. Już nie planuje bo rzadko mi się zdarza się potem grać w to co planuje. Może odpale Transformers Armada które ostatnio kupiłam na ps2. Albo zacznę drugie przejście Person5. Dawno też nie zaglądałam do FFXIV, przydało by się wykupić abonament na miesiąc i sprawdzić co się dzieje. Z drugiej strony w sobotę idę na Thora. W sobotę ma też premier ostatni epizod Transformers RID. No i więcej pomysłów nie mam.
OdpowiedzUsuńTo miłego weekendu :)
Polecam Zeldę z czystego serca, ale żeby się za nią wziąć trzeba kilku miesięcy wolnego. Tej grze trzeba się oddać bez reszty, bo jest ogromna.
UsuńNie próbuj robić wszystkiego na raz. Najpierw obejrz film. Transformery też sprawdź, bo długie nie są. Jak Ci się nie spodobają, to wtedy zajmij się FFXIV lub P5. Ja do gry Atlusa wracam dopiero w przyszłym roku i nie dlatego, że nie chcę w nią teraz grać. Po prostu chcę za nią jak najdłużej tęsknić zanim wrócę znów do Tokio i zapomnę o wszystkim innym.
Gram w Nier. We środę wbiłem zakończenia A i B, teraz zbieram wszystkie bronie, by uzyskać dostęp do zakończeń C i D. Jeszcze nie przetrawiłem wszystkiego, co gra zaoferowała do tej pory, bo od "momentu bez powrotu" (z którego jest powrót: Cavia!) gra zrzuca na głowę gracza worek zdarzeń i zostawia wypalonym, a przynajmniej tak było w moim przypadku. Nie jest to szoker jak ścieżka C w Nier: Automata, ale coś zupełnie innego i równie głęboko zapadającego w pamięć. Na razie powiem tyle, że Nier jest grą wyjątkową.
OdpowiedzUsuńOprócz tego, dla równowagi, przechodzę od początku Trails in the Sky: First Chapter, które jest idealną przeciwwagą dla Nier, czyli przyjazną, komfortową i klasyczną jazdą w gonienie za pietruszką i dużą ilością sympatycznego tekstu. Na razie jestem po egzaminie na Junior Bracerów i robię pierwsze zadania z tablicy - w swoim pierwszym graniu z 2014 roku doszedłem gdzieś do połowy rozdziału 1, więc jeszcze kilkanaście godzin nadrabiania mnie czeka.
W środę ukończyłem 3 część Trails in the Sky i jestem wdzięczny losowi, że trafiłem na te gry. Bardzo mile spędzony czas. Jak już wciągnęła, to na amen! :D
Usuńwitam:) od tygodnia ogrywam na zmianę AC Originis, nowego Wolfa, EvilWithin2 oraz Shadow of War, lekko nie ma:) w weekend chyba najwięcej czasu spędzę z asasynem, gra jest świetna, klimat i grafa dają radę plus combat bardziej wymający. milego weekendu Wszystkim
OdpowiedzUsuńW czwartek dorwałem Super Mario Odyssey i z dnia na dzień pochłaniam kolejne światy w grze. Kwintesencją tej produkcji jest eksploracja - nieduże otwarte mapy naszpikowane są poukrywanymi księżycami, lokalnymi walutami czy specjałami pokroju T-Rex'a, czołgów Bowsera czy skutera, którym możemy śmigać niczym w GTA! :D Idea z czapką jest świetna. Pozwala na przejmowanie kontroli nad innymi, ułatwia zbieranie monet w trudno dostępnych miejscach i generalnie dobrze wpisuje się w świat Mariana. Graficznie jest dobrze - na małym ekranie gra wygląda przepięknie, na TV zaś widać pewne umowności w możliwościach technicznych Switcha. Mi to jednak nie przeszkadza, ponieważ level design "robi robotę". Potrzebowałem gry, która znów pozwoli mi się cieszyć z wieczornych posiedzeń z padem w dłoni. Super Mario Odyssey robi to z nawiązką i aż nie chcę myśleć, że za parę dni go skończę. Trzeba będzie odłożyć parę groszy i zmierzyć się z wcześniejszym hitem na Switcha...
OdpowiedzUsuńSendo1910
Nie powiem, czas spędzony z wszystkimi częściami The Legend of Heroes: Trails in the Sky będę wspominał bardzo miło. Jak to MSaint wcześniej podsumował: "przyjazna, komfortowa i klasyczna jazda w gonienie za pietruszką i duża ilość sympatycznego tekstu". :)
OdpowiedzUsuńA teraz czas na powrót do Trails of Cold Steel II i na dobre Tales of the Abyss! Satysfakcja w moim przypadku gwarantowana, bo dodatkowo kosztowało mnie trochę zachodu mieć to gotowe i pod ręką. Jestem akurat pi pierwszej, bezpośredniej konfrontacji Luka z Asch'em. Co mi się bardzo podoba w tej grze (historie Tales of... to perełka sama w sobie) to zmiany zachodzące Luku. No i Guy z jego fobią - salwy śmiechu murowane! I romantyczne chwile z Tear. :)
Miłego grania. :)
Przez ponad pół roku nie miałem dostępu do mojego PS4. Tak więc zaczynam teraz maraton nadrabiania. Na początek poszedł (jak na fanatyka wszelakich souls-like przystało) The Surge. Teraz zaczynam RE7. Klimat nieziemski. Zwłaszcza samemu w pokoju, przy zgaszonym świetle i ze słuchawkami na uszach.....
OdpowiedzUsuńDo rana bałem się pójść do kibelka xP
A gdy już rozprawię się z rodzinką Bakerów to przyjdzie czas na polowanie na maszyny w Horizonie. Ale do tego pewnie jeszcze trochę, bo póki co czas na to mam tylko w weekendy.