W co gracie w weekend? #227
Dzień dobry. Planowałem tym razem wspomnieć o moim kolejnym powrocie do Bloodborne, ale tak mi się spodobało w Yharnam w ostatnim tygodniu, że w ogóle nie odpaliłem Zeldy w ubiegły weekend. Zmasakrowałem każdego opcjonalnego bossa w produkcji From Software i pożegnałem się z nią już prawdopodobnie na zawsze. Wpływ na to, że nie zobaczyłem Linka nawet przez minutę miała też migrena, której nabawiłem się przy zbyt długiej sesji z Miku, więc tym razem zamierzam odpocząć przy Tales from the Borderlands oraz jeszcze lepiej poznać Mirę w Xenoblade Chronicles X.
[Wpis zawiera spoilery.]
Przez ponad 82 godziny spędzonych z produkcją Monolith Softu uruchomiłem naprawdę wiele, wiele sond. Nie udało mi się uruchomić ich w miejscach dobrze strzeżonych przez wysokopoziomowych przeciwników oraz w trudno dostępnych miejscach, do których wymagany jest mech, które nazywane są skellami.
Z tego powodu wziąłem się nawet za popchnięcie fabuły w grze. Jestem obecnie w piątym rozdziale na dwanaście i wiem już trochę więcej o rasie odpowiedzialnej za zniszczenie Ziemi. Poznałem też nowych członków drużyny a tych, których znałem od samego początku poznałem jeszcze lepiej, wykonując nowe zadania poboczne, odblokowane po lekkich postępach w fabule. To chyba najlepsze misje poboczne w grze, bo każda z nich jest swojego rodzaju mini-opowieścią, które skupiają się nie tylko na samej walce, ale również na samej eksploracji oraz przede wszystkich na losach konkretnych członków mojego oddziału.
Z przyjemnością oglądałem jak dwójka nierobów, która obrażała moją koleżankę umarła prawie ze strachu na widok potwora, któremu dałem w kość. Jedyne co im zostało w takiej sytuacji, to przeprosić za swoje chamstwo i brak szacunku i wynieść się z placu boju z podkulonymi ogonami. To doskonały przykład na potwierdzenie porzekadła, które mówi, że krowy, które głośną muczą mało mleka dają.
W ten weekend mam zamiar dalej zajmować się misjami pobocznymi, które na razie nie są dla mnie żadnym wyzwaniem, bo moje postacie mają czterdzieste poziomy. Z tego co widziałem, to misje pod mój obecny poziom będą dopiero gdzieś w dziesiątym rozdziale. Mógłbym bardzo szybko do niego dotrzeć, ale chyba tylko dostęp do skella mógłby mnie do tego teraz przekonać.
W tym tytule jest tyle aktywności pobocznych, że głowa potrafi od tego pęknąć.
Xenoblade Chronicles X jest tak tak wciągający, że spędzę z nim jeszcze wiele miesięcy albo nawet i lat. Nie mówię, że wycisnę wszystko z tej gry, ale na pewno nie ograniczę się do zwykłego przejścia wątku głównego. Za bardzo lubię się szwendać się po dużych wirtualnych światach i zaglądać w nich w każdy możliwy zakamarek.
Rhys jest pracownikiem znienawidzonego przez wszystkich Hyperiona, który jest w rozsypce po śmierci Handsome Jacka. Jego aktualny szef obiecał mu awans, więc młody karierowicz z mechaniczną ręką i echowszczepem w oku umożliwiającym mu skanowanie środowiska cieszy się, że w końcu zaszaleje po tym jak przez ostatnie trzy lata wchodził mu w tyłek. Jest jednak w ciężkim szoku gdy w fotelu szefa siedzi jego nemezis, Velasquez a człowiek, który obiecał mu lepszą posadę dryfuje nieżywy w przestrzeni kosmicznej za oknem jego gabinetu. Nowy szef proponuje mu oczywiście nową posadę...posadę asystenta sprzątacza i daje mu jeszcze w mordę za kwestionowanie jego prezesury. Rhys ma wszystkiego dość i postanawia się na nim zemścić, kradnąc mu sprzed nosa warty 10 000 000 $, za które chce kupić klucz do skarbca. Musi w tym celu wyruszyć jedynie na nieprzyjazną Pandorę.
Drugą bohaterką jest Fiona, która razem z siostrą zmuszona jest kraść i oszukiwać, żeby przeżyć na powierzchni nieprzyjaznej planety.
Tyle tytułem wstępu. Historię w grze poznajemy z perspektywy obu postaci i byłoby to bezczelne przedłużenie i tak niezbyt długiej gry, gdyby nie komizm sytuacyjny i słowny, jaki towarzyszy ich opowieściom. Gdy Rhys opowiada o jakiejś sytuacji, ukazując się jako doskonały mówca, który do swoich racji przekona nawet największego bandytę bez skrupułów, dziewczyna zaraz dodaje jak było naprawdę i widzimy po chwili Rhysa błagającego na kolanach swojego rozmówcę, który nie chce go w ogóle słuchać. Zuchwała dziewczyna wcale nie jest lepsza, bo gdy opowiada pewnemu nieznajomemu o zawarciu tymczasowego sojuszu ze swoim wrogiem podczas kulturalnej rozmowy z filiżanką herbaty w ręku, to owe pertraktacje to zwykła próba wyrzucenia Rhysa z samochodu pędzącego z ogromną prędkością przez jej siostrę.
Jest to jedynie czubek góry lodowej, bo jeśli dodam do tego Loader Bota z problemami egzystencjalnymi i możliwość kształtowania charakteru naszych bohaterów, to otrzymamy obraz chyba najśmieszniejszej gry, w jaką przyszło mi grać w tym roku.
Nie będę Was oszukiwał, że co chwila stajemy przed wyborem o przyszłym kształcie wszechświata, ale naprawdę dobrze, że autorzy pozostawiają nam pewną dozę swobody w niektórych sytuacjach i możemy grać gościem, który stawia na przyjaźń w drodze na szczyt albo jest egoistą wyzutym z wszelkich ludzkich odruchów. To samo tyczy się dziewczyny w kapeluszu. Możemy zrobić z niej zimna sukę, która okrada umierającego albo kogoś kto troszczy się o innych a ten jeden nabój w jej małym niepozornym pistoleciku zachowa na specjalną okazję.
Czuję się fantastycznie po powrocie do szalonego świata Borderlands i pomimo tego, że Telltale nie odkrywa koła na nowo, dając nam poznać bliżej losy kolejnej grupy ludzi, tak jak to miało miejsce w The Walking Dead, jednak czuć, że maczał w niej palce Gearbox. Wystarczy, że zeskanujemy jakiegoś zwykłego oprycha i w masie zupełnie nieistotnych informacji na jego temat przeczytamy, że zupełnie nie dba on o własną higienę. Jedyne co pozostaje w takiej sytuacji, to śmianie się do rozpuku.
Zaliczyłem na razie tylko jeden odcinek w tej produkcji, ale wziąwszy pod uwagę, że śmiałem się przy nim co niemiara, przejdę ten tytuł bardzo szybko. Polecam tą grę każdemu, kto chce się po prostu zrelaksować i dobrze pośmiać. Łatwo jest powiedzieć, że Telltale się nie liczy po premierze Life Is Strange, ale prawda jest zgoła inna.
Mógłbym oczywiście napisać w blogu i o innych tytułach, ale postanowiłem tego nie robić, bo znów jakiś MarBarRasta napisze do mnie priva, żebym zajrzał z nim do Yharnam a skończy się na tym, że oleję wszystkie gry, w które zamierzałem grać. Nie mówię, że powrót do miasta plagi nie był ekscytujący, ale jakąś nową grę też wypada przejść od czasu do czasu. Zapraszam Was do komentarzy i życzę Wam udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.
[Wpis zawiera spoilery.]
Xenoblade Chronicles X (WiiU, Monolith Soft, 2015r.)
Po wyłączeniu Miiverse nie da się już co prawda korzystać ze społecznościowych funkcji tego gigantycznego jrpga, ale tryb multiplayer wciąż w nim działa, więc korzystam z dosłownie każdej sytuacji, żeby przyłączyć się do wspólnej rozgrywki z innymi graczami w celu zdobycia kredytów na zakup naprawdę drogich surowców.Przez ponad 82 godziny spędzonych z produkcją Monolith Softu uruchomiłem naprawdę wiele, wiele sond. Nie udało mi się uruchomić ich w miejscach dobrze strzeżonych przez wysokopoziomowych przeciwników oraz w trudno dostępnych miejscach, do których wymagany jest mech, które nazywane są skellami.
Z tego powodu wziąłem się nawet za popchnięcie fabuły w grze. Jestem obecnie w piątym rozdziale na dwanaście i wiem już trochę więcej o rasie odpowiedzialnej za zniszczenie Ziemi. Poznałem też nowych członków drużyny a tych, których znałem od samego początku poznałem jeszcze lepiej, wykonując nowe zadania poboczne, odblokowane po lekkich postępach w fabule. To chyba najlepsze misje poboczne w grze, bo każda z nich jest swojego rodzaju mini-opowieścią, które skupiają się nie tylko na samej walce, ale również na samej eksploracji oraz przede wszystkich na losach konkretnych członków mojego oddziału.
Z przyjemnością oglądałem jak dwójka nierobów, która obrażała moją koleżankę umarła prawie ze strachu na widok potwora, któremu dałem w kość. Jedyne co im zostało w takiej sytuacji, to przeprosić za swoje chamstwo i brak szacunku i wynieść się z placu boju z podkulonymi ogonami. To doskonały przykład na potwierdzenie porzekadła, które mówi, że krowy, które głośną muczą mało mleka dają.
W ten weekend mam zamiar dalej zajmować się misjami pobocznymi, które na razie nie są dla mnie żadnym wyzwaniem, bo moje postacie mają czterdzieste poziomy. Z tego co widziałem, to misje pod mój obecny poziom będą dopiero gdzieś w dziesiątym rozdziale. Mógłbym bardzo szybko do niego dotrzeć, ale chyba tylko dostęp do skella mógłby mnie do tego teraz przekonać.
W tym tytule jest tyle aktywności pobocznych, że głowa potrafi od tego pęknąć.
Xenoblade Chronicles X jest tak tak wciągający, że spędzę z nim jeszcze wiele miesięcy albo nawet i lat. Nie mówię, że wycisnę wszystko z tej gry, ale na pewno nie ograniczę się do zwykłego przejścia wątku głównego. Za bardzo lubię się szwendać się po dużych wirtualnych światach i zaglądać w nich w każdy możliwy zakamarek.
Tales from the Borderlands (PS4, Telltale Games, 2014r.)
Po koszmarach Yharnam potrzebowałem czegoś, przy czym odpocznę a co jak co, ale szalona Pandora nadaje się do tego doskonale. Tales from the Borderlands jest dla mnie tym, czego zawsze brakowało grom z serii Borderlands, kapitalną komedią ze świetnymi bohaterami i jednocześnie wciągającą historią. Gramy w niej dwójką bohaterów.Rhys jest pracownikiem znienawidzonego przez wszystkich Hyperiona, który jest w rozsypce po śmierci Handsome Jacka. Jego aktualny szef obiecał mu awans, więc młody karierowicz z mechaniczną ręką i echowszczepem w oku umożliwiającym mu skanowanie środowiska cieszy się, że w końcu zaszaleje po tym jak przez ostatnie trzy lata wchodził mu w tyłek. Jest jednak w ciężkim szoku gdy w fotelu szefa siedzi jego nemezis, Velasquez a człowiek, który obiecał mu lepszą posadę dryfuje nieżywy w przestrzeni kosmicznej za oknem jego gabinetu. Nowy szef proponuje mu oczywiście nową posadę...posadę asystenta sprzątacza i daje mu jeszcze w mordę za kwestionowanie jego prezesury. Rhys ma wszystkiego dość i postanawia się na nim zemścić, kradnąc mu sprzed nosa warty 10 000 000 $, za które chce kupić klucz do skarbca. Musi w tym celu wyruszyć jedynie na nieprzyjazną Pandorę.
Drugą bohaterką jest Fiona, która razem z siostrą zmuszona jest kraść i oszukiwać, żeby przeżyć na powierzchni nieprzyjaznej planety.
Tyle tytułem wstępu. Historię w grze poznajemy z perspektywy obu postaci i byłoby to bezczelne przedłużenie i tak niezbyt długiej gry, gdyby nie komizm sytuacyjny i słowny, jaki towarzyszy ich opowieściom. Gdy Rhys opowiada o jakiejś sytuacji, ukazując się jako doskonały mówca, który do swoich racji przekona nawet największego bandytę bez skrupułów, dziewczyna zaraz dodaje jak było naprawdę i widzimy po chwili Rhysa błagającego na kolanach swojego rozmówcę, który nie chce go w ogóle słuchać. Zuchwała dziewczyna wcale nie jest lepsza, bo gdy opowiada pewnemu nieznajomemu o zawarciu tymczasowego sojuszu ze swoim wrogiem podczas kulturalnej rozmowy z filiżanką herbaty w ręku, to owe pertraktacje to zwykła próba wyrzucenia Rhysa z samochodu pędzącego z ogromną prędkością przez jej siostrę.
Jest to jedynie czubek góry lodowej, bo jeśli dodam do tego Loader Bota z problemami egzystencjalnymi i możliwość kształtowania charakteru naszych bohaterów, to otrzymamy obraz chyba najśmieszniejszej gry, w jaką przyszło mi grać w tym roku.
Nie będę Was oszukiwał, że co chwila stajemy przed wyborem o przyszłym kształcie wszechświata, ale naprawdę dobrze, że autorzy pozostawiają nam pewną dozę swobody w niektórych sytuacjach i możemy grać gościem, który stawia na przyjaźń w drodze na szczyt albo jest egoistą wyzutym z wszelkich ludzkich odruchów. To samo tyczy się dziewczyny w kapeluszu. Możemy zrobić z niej zimna sukę, która okrada umierającego albo kogoś kto troszczy się o innych a ten jeden nabój w jej małym niepozornym pistoleciku zachowa na specjalną okazję.
Czuję się fantastycznie po powrocie do szalonego świata Borderlands i pomimo tego, że Telltale nie odkrywa koła na nowo, dając nam poznać bliżej losy kolejnej grupy ludzi, tak jak to miało miejsce w The Walking Dead, jednak czuć, że maczał w niej palce Gearbox. Wystarczy, że zeskanujemy jakiegoś zwykłego oprycha i w masie zupełnie nieistotnych informacji na jego temat przeczytamy, że zupełnie nie dba on o własną higienę. Jedyne co pozostaje w takiej sytuacji, to śmianie się do rozpuku.
Zaliczyłem na razie tylko jeden odcinek w tej produkcji, ale wziąwszy pod uwagę, że śmiałem się przy nim co niemiara, przejdę ten tytuł bardzo szybko. Polecam tą grę każdemu, kto chce się po prostu zrelaksować i dobrze pośmiać. Łatwo jest powiedzieć, że Telltale się nie liczy po premierze Life Is Strange, ale prawda jest zgoła inna.
Mógłbym oczywiście napisać w blogu i o innych tytułach, ale postanowiłem tego nie robić, bo znów jakiś MarBarRasta napisze do mnie priva, żebym zajrzał z nim do Yharnam a skończy się na tym, że oleję wszystkie gry, w które zamierzałem grać. Nie mówię, że powrót do miasta plagi nie był ekscytujący, ale jakąś nową grę też wypada przejść od czasu do czasu. Zapraszam Was do komentarzy i życzę Wam udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.
Od Yharnam nie ma ucieczki. Kto raz odwiedził te płynące krwią uliczki i spróbował rozwiązać tajemnicę tego mrocznego miasta, ten zawsze tam wraca. Wcześniej czy później, ale zawsze wraca. Czasem na chwilę, czasem na dłużej, czasem sam, czasem z przyjacielem, ale zawsze wraca. Odpocznij teraz, jeszcze nie raz odwiedzimy to miejsce. Gratuluję Ci platyny w mojej ulubionej grze (nie boję się tego powiedzieć) życia.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Xenoblade Chronicles X to nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo bym chciał zagrać w tą grę.
Po raz pierwszy jak komentuję "W co gracie w weekend?" nie potrafię udzielić odpowiedzi na to pytanie. Chciałem pokusić się o platynę w Remember Me, ale córki zabrały mi PS3. Ostatnie dni to w ogóle był hardcore i wyścig z czasem, bo co chwila zachodziły kiedy im oddam konsole. Robiłem znajdźki w Mafii 2 i już dla świętego spokoju chciałem się uporać z tym jak najszybciej, wbić platynę i cieszyć się widokiem jak dziewczyny szarpią w Street Fightera, Burnout Paradise i oczywiście Minecrafta. Zacisnąłem zęby i w czwartek o 4.15 znalazłem ostatni egzemplarz Playboy-a i wpadła platyna.
Na chwilę obecną sytuacja przedstawia się następująco. Żona pojechała do fryzjera. Nieopodal jest Ultima. Dostała kartkę i na niej napisane trzy tytuły: The Surge, Mafia 3 i Final Fantasy 15. W zależności co będzie dostępne od ręki to mi kupi i w to będę grał. Jeśli dostępne będą dwie lub wszystkie gry z wymienionych, sama ma podjąć decyzję, którą grę kupi. Tak więc czekam z niecierpliwością. Lubię takie niespodzianki.
Trzymajcie się ciepło. Udanego weekendu!
A więc The Surge. Ograłem jakiś czas temu demo i byłem pozytywnie zaskoczony. Wnioski ze zmarnowanego potencjału Lords of The Fallen wydają się być wyciągnięte. Fajnie prezentuje się system walki, gdzie w zależności od tego w co zadajemy ciosy przeciwnikom, znacząco wpływamy na ich dalsze zachowania. Zaraz instaluję i ogień.
UsuńTeż bym chciał, żebyśmy porobili jakieś drużynowe misje w XCX we trójkę razem z Tobą i Martą.
UsuńNadchodzący weekend w moim przypadku, podobnie jak poprzedni będzie wypełniony nadrabianiem "ogromnych" zaległości z wciąż rosnącego stanu posiadania gier wszelakich. Na chwilę obecną na tapecie jest PlayStation 2. W ostatnim czasie udało ukończyć się kilka gier ale jeszcze wiele przede mną.
OdpowiedzUsuńDo kolekcji zakończonych tytułów dołączyć Bother in Arms Earned in Blood. Gra która każdego miłośnika II Wojennych klimatów, powinna wprawić w bardzo pozytywny nastrój, chociaż moim subiektywnym zdaniem wcześniejsza cześć była odrobinę lepsza. Na półeczce "ukończone" pojawiło się również Kengo: Master o Bshido - gra przy której przez pierwsze godziny miałem ochotę rzucać padem/telewizorem i wszystkim co było pod ręką. Dopiero po paru godzinach gdy udało się opanować podstawy, doceniłem kunszt tego tytułu. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że jest to jedna z najbardziej niedocinanych i mało znanych gier na PS2. Kolejny tytuł który ukończyłem to Red Faction - w tym przypadku nie ma co zbytnio się rozpisywać, całkiem fajny shooter z dość miałką historią.
W nadchodzących dniach planuje dokończyć From Russia With Love - jeden z najlepszych Bondów i mim zdaniem jedna z najlepszych gier z agentem 007 w roli głównej. O ile większość gier opartych na znanych licencjach to prawdziwe crapy, w tym przypadku EA odwaliło naprawdę kawałek dobrej roboty.
Oczywiście będę musiał jeszcze wygospodarować odrobinę wolnego czasu dla Darkest Dungeon. Gra kupiona zupełnie przypadkowo z okazji promocji na GOG - która okazała się prawdziwym pożeraczem czasu. Już kilkadziesiąt godzin na liczniku a przed moją drużyną na czele z Godfrydem Wspaniałym jeszcze daleka droga do ostatecznego celu.
Witam :)
OdpowiedzUsuńChciałabym zagrać w Xenoblade Chronicles...
Sprzątanie zakończone, ale konsol z pudełek nie wyciągnęłam. Zrobię to jutro. Strasznie się stęskniłam za graniem i mam nadzieję, że znajdę jutro czas na odpalenie konsoli. Jeszcze nie wiem której, ale chyba będzie to Xbox One. Mam na celu jak najszybsze przejście Red Dead Redemption. Potem Yakuza: Kiwami. Po przejściu tych gier wezmę się za Mass Effect: Andromeda. Gra nie miała wybitnych opinii, no i kilka dni temu znajoma stwierdziła, że gra jest nudna i powtarzalna... Chcę zobaczyć czy ma rację. Jeśli tak, to postaram się ją sprzedać albo wymienić.
Życzę wszystkim udanego weekendu :).
Witam witam.Dzisiaj moje święto rogalowe :D więc nie czekając na dzisiejszy dzień zamówiłem sobie w tygodniu wspaniały prezencik FINAL FANTASY XV SPECIAL EDITION yeah!!! Delikatnie jestem zawiedziony,bo myślałem,że oprócz pięknego steelbooka i autografów FFXV TEAM będzie season pass... aaa jest kod na MASAMUNE który kosztuje w ps store 2zł... Połowa patcha już pobrana z 23,326GB... więc za małą godzinkę zaczynam zabawe ;) Udanego ŁIKENDU wszystkim życzę POZDRAWIAM :)
OdpowiedzUsuńPS.Zaraz po pobraniu patcha przed rozpoczęciem rozgrywki wykupuje Season Passa,i wszystko co jest możliwe do tej gry.Jak szaleć,to szaleć na całego ;)
U mnie stara bida - nie gram, czasu nie mam, nawet pisanie mi chwilowo przeszło. Za to czytam kolejne odsłony Inkwizytora Jacka Piekary i Samozwaniec Komudy Jacka. Polecam.
OdpowiedzUsuńVeteranus
Ostatni tydzień był skromny w gry, mianowicie katowałem wyłącznie Shadow of Mordor GOTY, udało się skończyć fabułę, wyzwania łowieckie, zbieranie roślin, wszystkie legendy miecza, sztyletu, łuku oraz dodatek o Kelebrimborze.Assasyn już czeka na swoją kolej, narazie wyłącznie go sprawdziłem.
OdpowiedzUsuńW ten weekend pożyczyłem PS 4 PRO i kurcze mam wielkiego smaka na tą konsole. Resident Evil 7 ten tytuł dopiero zaczynam i jest bardzo dobrze. Klimat idzie ciąć nożem np. znalezienie kasety wideo i przeniesienie się do akcji właśnie z niej dla mnie miazga. Dzisiaj zapodam napewno bardzo długą sesję żeby przez ten weekend tytuł zaliczyć. Pozdrawiam wszystkich i dobrego weekendu życzę.
OdpowiedzUsuńNajbliższe tygodnie wypełnione będę miał na pewno TALES OF THE ABYSS (3DS). Ciężko mi idzie granie w kilka gier jednocześnie - tu chylę czoła przed Koleżankami i Kolegami którym to przychodzi bez trudu. Ale w którymś momencie ruszy mnie zapewne sumienie bo Rean w Trails of Cold Steel II czeka i pewnie się niecierpliwi. Starsza córcia wreszcie się przemogła - po Mass Effect (wszystkie 4) dała konsolom odpocząć - i wzięła się za Sword Art Online: Lost Song. Przynajmniej przestanie męczyć mi gitarę o konsolkę bo chce grać w Tomodachi Life.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Gram w Nier. Zacząłem drugie przejście, gdzie robię teraz wszystkie sidequesty (zamiast przynieść Yohah leki przeciwbólowe - wybacz Yonah) i przy okazji zbieram materiały do późniejszego upgrade'u wszystkich broni. Sidequestów mam już 24/70 zrobione, więc w miarę to idzie, choć nie tak sprawnie, jakbym tego chciał. Ale do końca listopada chyba się uda zrobić grę na 100%.
OdpowiedzUsuńPowolutku gram też w Trails in the Sky, udało się przedwczoraj ubić pierwszego Shining Pom, którego przegapiłem przy pierwszym przechodzeniu. Tym razem mam wydrukowaną checklistę co należy zrobić by mieć 100% gry i achievementów i dość pilnie to studiuję, żeby niczego nie przegapić, tak więc można w miarę spokojnie grać.
Te przeklęte, błyszczące, skaczące "owieczki" - Shinig Pom - prawie niemożliwe do trafienia. Dopiero udało mi się którąś zwyciężyć chyba po kilkudziesięciu godzinach grania. Ale warto zużyć na to wszystkie punkty CP na s-craft czy EP. :D
UsuńMiałem nabite S-Craft na Estelce, Joshua też miał, wystarczyło klepnąć. A nawet trzeba było, bo za ubicie co najmniej jednego w każdym z rozdziałów jest achievement.
UsuńJa ogrywam na PS4 Nier Automatę i jest to mój pierwszy kontakt z serią, fantastyczna gra - system walki mi się podoba choć czasem muszę stworzyć jedność z padem :P muzyka to istne cudo, jeden z lepszych OST jakie w życiu słyszałem. Fabuły na razie nie oceniam bo tylko 8h za mną ale na razie mi się podoba. Minusy to paskudna grafika i backtracking ale miodność płynąca z gry, walk z bossami, muzyki i mam nadzieję, że i z fabuły w pełni rekompensuje to i nie uważam tego za wielkie minusy.
OdpowiedzUsuńNa PC z kolei Dark Souls 2, gdzie jestem mniej więcej w połowie, dużo lepsza gra niż jedynka, której mimo 40h na karku nie udało mi się ukończyć ;) Liczę, że tym razem podołam. Już nie mogę się doczekać Bloodborne i Dark Souls 3 które są podobno jeszcze lepsze.
Fabuła Niera: Automaty zaczyna się na dobre dopiero podczas ścieżki C a całą grę najlepiej ocenić dopiero po zdobyciu zakończenia E. Z resztą rzeczy zgadzam się w zupełności.
UsuńP.S. Tak, Bloodborne i Dark Souls III są świetne. Do tego drugiego tytułu zamierzam wrócić i pewnie coś o nim napiszę w blogu.
Oj tak Seba Bloodborne i Dark Souls 3 są wyśmienite :) Jak wsiąkniesz w klimaty łowców, to będzie ci bardzo ciężko opuścić Yharnam ;D Od dwóch dni mam tak z FFXV :D Ten tydzień do pracy na 11-19 więc od rana mogę posiedzieć ze 3 godzinki na tym wspaniałym tytułem :D
Usuń