W co gracie w weekend? #23

[Blog dodany na ppe.pl 8 listopada 2013r. To mój pierwszy blog, w którym opisałem dokładniej system gry.]

Witajcie. W ten weekend przykręcę śrubę Lucifer's Call, w którym jestem już w ostatnim lochu. Planuję w końcu przejść ten tytuł, gdyż moment ukończenia jakiejkolwiek gry na PS2 miałem tak dawno, że nawet tego nie pamiętam.

Mam już 92. poziom głównym bohaterem. Jeszcze tylko 7 i ruszam na dwóch ostatnich bossów w grze. Jak wbijanie kolejnych poziomów za bardzo mnie znudzi, to zrobię sobie przerwę na muzykę albo pogram w coś innego, ale o tym później
Miło będę wspominał te sto godzin spędzonych z Shin Megami Tensei III. W końcu zagrałem w jrpga, w którym zachowanie przeciwników wyróżnia się na tle innych produkcji tego typu, pierwszego takiego, od czasów Dragon Questa VIII: Journey of the Cursed King. Dlaczego? Bo demony spotykane w świecie zniszczonym przez kataklizm zwany Koncepcją są nieprzewidywalne. Od czasu do czasu błagają o litość, zanim wymierzymy im śmiertelny cios, próbują przekupywać naszego pół-demonicznego protagonistę pieniędzmi, wiedzą o świecie lub przydatnymi w walce przedmiotami. To właśnie z takiej jednej rozmowy dowiedziałem się, ze Uwodzenie pomagające w rekrutacji demonów jest łatwiejsze, gdy używa się go wobec demonów płci przeciwnej. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Miałem niezły ubaw, gdy męski demon postanowił przyłączyć się do mojej drużyny, bo podobał mu się tyłek demona-kobiety, która próbowała przekonać go do współpracy. Każdy uległby pod naporem tak istotnego argumentu. Jeśli nie umiemy uwodzić lub nie mamy innych zdolności przydatnych w rekrutacji demonów, to sami musimy je przekupywać pieniędzmi i przedmiotami. Musimy jednak uważać, bo demony ze zbyt wysokim poziomem nigdy do nas nie dołączą.
Nieraz miałem problemy w zniszczonym Tokio, gdzie odbywa się akcja gry. Wynikały one głównie z tego, że nie zmieniałem Magatam głównemu bohaterowi. Czym one są? Można powiedzieć, że każda magatama jest swoistego rodzaju klasą postaci, z którą związane są różnego rodzaju zdolności. Kluczem do radzenia sobie w tym koszmarnym w niektórych momentach jrpgu jest wybranie ośmiu zdolności, bo tylko tyle możemy posiadać jednocześnie, które ułatwią nam życie. Oczywiście nie mam i nie będę miał wszystkich magatam, bo gram bez opisu a jak je wszystkie zdobyć po prostu nie wiem. Nie zmienia to faktu, że spośród ponad stu zdolności (każda z dwudziestu pięciu magatam ma ich po kilka) dostępnych w grze, zdobyłem dwie, bez których miałem ciągłe problemy. Są to: Anty-Wyrzucenie i Anty-Śmierć. Dają one odporność na czary typu Hama i Mudo, które mogą zabić natychmiast naszego bohatera, a w tytułach z serii SMT jest to równoznaczne z końcem gry.
Innym istotnym elementem świata LC jest magatsuhi, czyli duch kataklizmu. Napędza on każdą żywą istotę w tym postapokaliptycznym świecie i to o niego toczy się spór w grze. Każdy chce go zdobyć i wykorzystać do własnych celów, a to, z którą frakcją się sprzymierzymy wpłynie na jedno z zakończeń dostępnych w tej atlusowskiej produkcji. Jeśli chodzi o wykorzystanie magatsuhi w systemie gry, to ma ono wiele funkcji. Podczas chodzenia rośnie od jednego do ośmiu, po czym maleje znowu do jednego. Jest to jeden pełen cykl magatsuhi. Gdy jest on w pełni (8/8), to nie możemy rekrutować demonów. Sam cykl jest istotny, gdyż odmierza czas działania czarów Lightoma (rozświetla ciemne części lochów), Liftoma (unosi drużynę w powietrze, co chroni ją przed obrażeniami od niebezpiecznego podłoża) i Riberama (zwiększa częstotliwość starć oraz liczbę fal przeciwników podczas walki).
Istnieje jeszcze jedna ważna funkcja magatsuhi. Chodzi mi o Fuzje z Poświęceniem, których dokonujemy w Katedrze Cieni.
Fuzja standardowa umożliwia nam pozyskiwanie nowych demonów poprzez wykorzystanie do tego celu dwóch demonów, które łączymy ze sobą. Wszystko jest fajnie, tylko żeby zobaczyć wszystkie zdolności nowo pozyskanego demona potrzebujemy awansować go o kilka poziomów a trwa to całe wieki. Jest na to pewne rozwiązanie. Otóż, gdy magatsuhi jest w pełni, to mamy dostęp do fuzji, w której do stworzenia nowego demona możemy użyć nie dwóch a trzech demonów. To jest właśnie fuzja z poświęceniem. Wyobraźmy sobie, że po fuzji powstaje demon z pięćdziesiątym poziomem. Dostęp do wszystkich jego zdolności otrzymamy dopiero przy 56-57 poziomie. W ten sposób otrzymujemy tylko po jednej zdolności na poziom. Po co się męczyć? Poświęćmy trzeciego demona. Dzięki temu, wyżej wspomniany  demon będzie miał od razu sześćdziesiąty lub jeszcze wyższy poziom a przy pierwszym awansie na wyższy poziom od razu otrzymamy wszystkie jego zdolności. Niektóre demony da się stworzyć tylko i wyłącznie przy pomocy tej fuzji. To tyle o LC ode mnie. Tym opisem chciałem się pożegnać z tą grą.

Wcześniej pisałem, że pogram nie tylko w LC. Zagram jeszcze, jak zwykle, w Final Fantasy X, które pewnie wykończy moje piąte PS2 w przyszłym roku. Nic nie poradzę na to, że jeszcze nie urodził się taki laser, który dałby radę mojemu graniu w peesdwójkowe jrpgi.

Poza tym, gram drugi raz kampanię w Gears of War 3. Udało mi się przejść 50 fal Hordy dzięki znajomemu. Okazało się, że po zginięciu w 47. fali mogę po prostu od niej zacząć. Przejście hordy podbudowało mnie do takiego stopnia, że poznęcaliśmy się później z Cyborgiem nad COGami w trybie Bestii. Robienie miazgi z żołnierzy Koalicji Berserkerką, Boomerem i innymi maszkarami okazało się strzałem w dziesiątkę ze strony Epic. Rewelacja.

Oprócz tego, przechodzę trzeci raz kampanię w Halo 3, tym razem w kooperacji z Daaku. Zażyczył sobie legendarny poziom trudności, więc giniemy co chwila, ale to dobrze, teraz jest zabawa. Gdy pojawiają się Grunty, to od razu mamy po kilka granatów pod nogami, gdy widzi nas jakiś snajper, to kończy się to rychłą śmiercią. I on coś mówił, że nie ma różnicy w stosunku do normalnego poziomu trudności. No cóż, to było kilkadziesiąt zgonów temu. Nie będę Wam wciskał kitu, że to ten sam poziom trudności co hardcore w Dead Space 2, ale rozgrywka nabrała rumieńców. Teraz musimy kombinować co i jak, wejść gdzieś w jakieś dogodne strategiczne miejsce, aby łatwiej pozbyć się tego kosmicznego tałatajstwa. Czasem, gdy jest za ciężko, mamy gdzieś naszych żądnych krwi adwersarzy i uciekamy od nich do następnego punktu kontrolnego. Takie tchórzostwo jest bardzo opłacalne. A, jeszcze jedno, w kooperacji jest łatwiej niż podczas samotnej gry, bo tam nie można zginąć, tu nie wolno nam zginąć we dwóch w tym samym czasie. Można to perfidnie wykorzystywać, biegnąc na grupę Brutali, tylko po to, by rzucić granat w ich szeregi, później następuje szybka śmierć, ponowne pojawienie się, i tak w kółko, aż do momentu, gdy szyki naszych adwersarzy zostaną solidnie przerzedzone. Teraz każdy jeden przeciwnik ma gruby pancerz, który nieraz pozwala mu przeżyć bezpośrednie trafienie w głowę ze snajperki. Muszę przyznać, że od czasu elity w Killzone 2 tak dobrze to się nie bawiłem.

Gram też od jakiegoś czasu w Castlevanię: Lords of Shadow, ale gra mnie nudzi do takiego stopnia, że gdy tylko gram więcej niż 1-2 rozdziały, to chce mi się spać. Muszę wtedy szybko włączyć Metal Gear: Revengeance, żeby pobiegać Raidenem po rakietach wystrzelonych z Raya w jego kierunku. Szalony slasher od Platinum Games zdecydowanie bardziej do mnie przemawia. Ci ludzi nie wiedzą, czym są prawa fizyki, a ja gram w grę, w której co chwilę widzę jakieś szalone i nierealne akcje, a do tego jakiś czerstwy gryps rzucony od czasu do czau powoduje uśmiech na mojej twarzy. Wiadomo, że takich jaj jak w MadWorld nie będzie, bo tu nie ma komentatorów, którzy wyzywają twórców gry od nolife'ów, ale przy tym spin offie MGS nie ziewam co chwila z nudów. Taką rolę Raiden powinien mieć od samego początku. MGR to zupełnie inny typ rozgrywki niż MGS2 i uważam, że Kojima świetnie zrobił, idąc z tą grą do platynowych, a nie do zachodnich developerów, jak to mają zwyczaj robić w ostatnim czasie Japończycy, gdy skończą się im pomysły na kolejną cześć jakiejś serii.

Może jeszcze znajdę czas, żeby przejść z 1-2 rozdziały w Uncharted 3. No nic, będę kończył. Koniecznie napiszcie w co zagracie w weekend.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty