W co gracie w weekend? #28 [Moje slashery siódmej generacji]
[Blog dodany na ppe.pl 13 graudnia 2013r.]
Moje plany na ten tydzień walnęły w łeb. Za dużo czasu spędziłem w radioaktywnych okolicach New Vegas i sam chyba zostałem napromieniowany, bo przez cały tydzień pękała mi głowa.
Miałem dodać bloga z pierwszą siódemką z Naszego TOP50 w tym tygodniu, a jestem dopiero w połowie. Zanim cokolwiek napiszę o tych grach, to chcę sobie je choć trochę przypomnieć, a niektóre zobaczę dopiero pierwszy raz. Oczywiście nie będę Wam psuł niespodzianki i pierwsze tytuły, które trafiły do listy poznacie za jakiś czas.
Miałem pograć i napisać coś o Ecco i Luigi's Mansion, ale miałem porządki w mieszkaniu i musiałem schować DC i NGC, żeby nie pałętały się pod nogami. W obawie przed wypaleniem mi oczu przez monitor, bałem się zbliżyć do kompa. Migrena ustąpiła dopiero niedawno, w samą porę, abym mógł napisać w co pogram w weekend.
Będzie to, jak zwykle, Fallout:New Vegas, od którego jestem uzależniony i nie ma żadnej nadziei na to, że wyzdrowieję, bo nie wynaleziono nań żadnego lekarstwa. 75 godzin na koncie, 22. poziom, ponad sto odkrytych miejsc i wciąż nie odwiedziłem jeszcze ani razu zniszczonej stolicy hazardu. Razem ze słodką Annabelle nie straszne mi są nawet Matka Deathclawów, czy ich Samiec Alfa. Posiadam już perk Odkrywcy, więc wiem gdzie są wszystkie miejsca na mapie. Teraz łatwiej mi się będzie zorientować w tym, gdzie iść. Pozwiedzam jeszcze pustkowia Mojave, porobię zadania poboczne i w końcu udam się do kasyna-wieży, które widzę ostatnio bez przerwy. Przerobiłem już wszystkie typy broni. Zostały mi tylko gołe pięści i rękawice do sprawdzenia. Posiadając w swoim arsenale Paladynowy Toster, nikt nie ma ze mną szans w starciu z bliska, no może poza poza Deathclawami, na które trzymam pociski rakietowe.
W NV bardzo podoba mi się obecność społeczności, dla których można wykonać jakieś zadania, aby uzyskać ich przychylność. Ostatnio pomogłem Boomerom w wydobyciu bombowca z dna jeziora. Zanim jednak się z nimi w ogóle spotkałem, to musiałem przetrwać ich bombardowanie w drodze do ich siedziby. Lubię przebieżki, podczas których coś się dzieje.
Zacząłem również Bayonettę i jakoś tak wyszło, że zastanawiam się nad tym, jaki slasher na tej generacji najbardziej mi się podobał. Sprawa jest dosyć skomplikowana.
Z jednej strony jest Ninja Gaiden Sigma, która jest portem z Xboxa, z dodanymi misjami dla Rachel oraz grafiką w hd. Mój faworyt. Doskonała wprawka przed Demon's/Dark Souls, które wymęczyły mnie potem przez 700 godzin. Bezlitosny poziom trudności, który na wyższych poziomach dodaje dodatkowych bossów, a także przeciwników z końca gry już na samym jej początku. Tu nie ma żadnych pieprzonych qte, pokonujących wrogów za ciebie. Liczą się umiejętności, wyczucie, znajomość ciosów używanej broni i ogarnięcie kamery, płatającej często figle. Jak dodam do tego świetny ost, dający niesamowity klimat, to ciężko wyobrazić sobie coś lepszego.
Jest jeszcze Heavenly Sword, z nieustraszoną Nariko oraz totalnym psycholem, Bohanem. Wiadomo, że to klon God of War, ale chyba w żadnej innej grze z tego gatunku, nie przejąłem się tak losem głównego bohatera.
Capcom ma oczywiście Devil May Cry 4, którego Krwawy Pałac i najwyższe poziomy trudności są dla mnie nieosiągalne. W DmC od Ninja Theory niestety nie grałem, bo myślałem, że wyląduje w Plusie parę miesięcy temu, a tu taka przykra niespodzianka.
W GoW3 Kratos zrobił marmoladę z wszystkich bogów olimpijskich i... utkwił w martwym punkcie. Z kim miałby niby teraz walczyć? Mechanika gry z poprzedniej generacji, rewelacyjna oprawa audiowizualna i widowiskowe qte, które zastępują nasze umiejętności. Rozmawiałem jakiś czas temu z Cyborgiem o tym, że przy miazdze, którą robi spartiata, to w dobrym slasherze wystarczą mi dobre walki, ciekawi bossowie, no i może szczypta okrucieństwa, jakim popisał się główny bohater nad pokonanym Posejdonem. Ten moment zrobił na mnie największe wrażenie z całej gry, większe nawet od walki końcowej. Przy Kratosie, bohaterowie innych slasherów to zwykłe maminsynki albo ojcocóreczeki (korektor podkreśla mi ten wyraz, więc go chyba nie ma).
Scenariusz w slasherach jest rzeczą zbędną. Tak myślałem, aż zagrałem w Castlevanię: Lords of Shadow. Początkowa męka zamieniła się w późniejszy zachwyt i Cyborg ma mi teraz za złe, że przed zagraniem w LoS mówiłem, że to będzie najgorsza Castlevania, w którą zagram, a koniec końców wystawiłem jej wyższą ocenę (9) od niego (8,5).
Aż mu się dziwię, ze jeszcze się nie połapał w tym, że ja niektóre gry specjalnie trolluję, żeby wyciągnąć z rozmówcy największe zalety danej produkcji. Przecież tak samo było z Tomb Raiderem. Raz napisałem, że nie chcę sequela w nowej konwencji tylko po to, żeby ludzie zaczęli bronić Lary w komentarzach. Najbardziej jednak rozwalił mnie tekst Dżonego, który napisał wtedy, że Lara nie umie jeszcze nurkować w ostatniej części, bo to prequel do trylogii.
Jakie slashery jeszcze pominąłem? Revengeance? Warto go wymienić chociażby za to, że to miks Ninja Gaiden i Tenchu, ale widać, że Platinum Games nie miało na jego zrobienie tyle czasu, co przy Bayo. Kojima poszedł do nich zbyt późno i graficznie MGR wyraźnie ustępuje przygodom czterookiej wiedźmy.
Tak, zamiast grać w Medievil, Final Fantasy X i The Last Story, to myślę o pierdołach. Niedawno pisałem, że chcę 3DSa z Bravely Default a teraz myślę, czy nie lepiej wydać tej kasy na Devil Survivora, Etrian Odyssey, Rune Factory, Golden Suna, Pheonix Wrighta, no i może Ninję Gaiden: Dragon Sword na DSa? Jakaś kompetentna osoba mogłaby zabrać głos w tej sprawie.
Czas wrócić do Fallouta, bo tylko granie pomoże mi go przejść, a że jest to mój prezent urodzinowy, za który nie umiem się odwdzięczyć, to może znajdę w nim jeszcze coś ciekawego i nie omieszkam pochwalić Obsidianu, bo tylko tyle umiem.
Jak chcecie, to napiszcie w co gracie w weekend.
Moje plany na ten tydzień walnęły w łeb. Za dużo czasu spędziłem w radioaktywnych okolicach New Vegas i sam chyba zostałem napromieniowany, bo przez cały tydzień pękała mi głowa.
Miałem dodać bloga z pierwszą siódemką z Naszego TOP50 w tym tygodniu, a jestem dopiero w połowie. Zanim cokolwiek napiszę o tych grach, to chcę sobie je choć trochę przypomnieć, a niektóre zobaczę dopiero pierwszy raz. Oczywiście nie będę Wam psuł niespodzianki i pierwsze tytuły, które trafiły do listy poznacie za jakiś czas.
Miałem pograć i napisać coś o Ecco i Luigi's Mansion, ale miałem porządki w mieszkaniu i musiałem schować DC i NGC, żeby nie pałętały się pod nogami. W obawie przed wypaleniem mi oczu przez monitor, bałem się zbliżyć do kompa. Migrena ustąpiła dopiero niedawno, w samą porę, abym mógł napisać w co pogram w weekend.
Będzie to, jak zwykle, Fallout:New Vegas, od którego jestem uzależniony i nie ma żadnej nadziei na to, że wyzdrowieję, bo nie wynaleziono nań żadnego lekarstwa. 75 godzin na koncie, 22. poziom, ponad sto odkrytych miejsc i wciąż nie odwiedziłem jeszcze ani razu zniszczonej stolicy hazardu. Razem ze słodką Annabelle nie straszne mi są nawet Matka Deathclawów, czy ich Samiec Alfa. Posiadam już perk Odkrywcy, więc wiem gdzie są wszystkie miejsca na mapie. Teraz łatwiej mi się będzie zorientować w tym, gdzie iść. Pozwiedzam jeszcze pustkowia Mojave, porobię zadania poboczne i w końcu udam się do kasyna-wieży, które widzę ostatnio bez przerwy. Przerobiłem już wszystkie typy broni. Zostały mi tylko gołe pięści i rękawice do sprawdzenia. Posiadając w swoim arsenale Paladynowy Toster, nikt nie ma ze mną szans w starciu z bliska, no może poza poza Deathclawami, na które trzymam pociski rakietowe.
W NV bardzo podoba mi się obecność społeczności, dla których można wykonać jakieś zadania, aby uzyskać ich przychylność. Ostatnio pomogłem Boomerom w wydobyciu bombowca z dna jeziora. Zanim jednak się z nimi w ogóle spotkałem, to musiałem przetrwać ich bombardowanie w drodze do ich siedziby. Lubię przebieżki, podczas których coś się dzieje.
Zacząłem również Bayonettę i jakoś tak wyszło, że zastanawiam się nad tym, jaki slasher na tej generacji najbardziej mi się podobał. Sprawa jest dosyć skomplikowana.
Z jednej strony jest Ninja Gaiden Sigma, która jest portem z Xboxa, z dodanymi misjami dla Rachel oraz grafiką w hd. Mój faworyt. Doskonała wprawka przed Demon's/Dark Souls, które wymęczyły mnie potem przez 700 godzin. Bezlitosny poziom trudności, który na wyższych poziomach dodaje dodatkowych bossów, a także przeciwników z końca gry już na samym jej początku. Tu nie ma żadnych pieprzonych qte, pokonujących wrogów za ciebie. Liczą się umiejętności, wyczucie, znajomość ciosów używanej broni i ogarnięcie kamery, płatającej często figle. Jak dodam do tego świetny ost, dający niesamowity klimat, to ciężko wyobrazić sobie coś lepszego.
Jest jeszcze Heavenly Sword, z nieustraszoną Nariko oraz totalnym psycholem, Bohanem. Wiadomo, że to klon God of War, ale chyba w żadnej innej grze z tego gatunku, nie przejąłem się tak losem głównego bohatera.
Capcom ma oczywiście Devil May Cry 4, którego Krwawy Pałac i najwyższe poziomy trudności są dla mnie nieosiągalne. W DmC od Ninja Theory niestety nie grałem, bo myślałem, że wyląduje w Plusie parę miesięcy temu, a tu taka przykra niespodzianka.
W GoW3 Kratos zrobił marmoladę z wszystkich bogów olimpijskich i... utkwił w martwym punkcie. Z kim miałby niby teraz walczyć? Mechanika gry z poprzedniej generacji, rewelacyjna oprawa audiowizualna i widowiskowe qte, które zastępują nasze umiejętności. Rozmawiałem jakiś czas temu z Cyborgiem o tym, że przy miazdze, którą robi spartiata, to w dobrym slasherze wystarczą mi dobre walki, ciekawi bossowie, no i może szczypta okrucieństwa, jakim popisał się główny bohater nad pokonanym Posejdonem. Ten moment zrobił na mnie największe wrażenie z całej gry, większe nawet od walki końcowej. Przy Kratosie, bohaterowie innych slasherów to zwykłe maminsynki albo ojcocóreczeki (korektor podkreśla mi ten wyraz, więc go chyba nie ma).
Scenariusz w slasherach jest rzeczą zbędną. Tak myślałem, aż zagrałem w Castlevanię: Lords of Shadow. Początkowa męka zamieniła się w późniejszy zachwyt i Cyborg ma mi teraz za złe, że przed zagraniem w LoS mówiłem, że to będzie najgorsza Castlevania, w którą zagram, a koniec końców wystawiłem jej wyższą ocenę (9) od niego (8,5).
Aż mu się dziwię, ze jeszcze się nie połapał w tym, że ja niektóre gry specjalnie trolluję, żeby wyciągnąć z rozmówcy największe zalety danej produkcji. Przecież tak samo było z Tomb Raiderem. Raz napisałem, że nie chcę sequela w nowej konwencji tylko po to, żeby ludzie zaczęli bronić Lary w komentarzach. Najbardziej jednak rozwalił mnie tekst Dżonego, który napisał wtedy, że Lara nie umie jeszcze nurkować w ostatniej części, bo to prequel do trylogii.
Jakie slashery jeszcze pominąłem? Revengeance? Warto go wymienić chociażby za to, że to miks Ninja Gaiden i Tenchu, ale widać, że Platinum Games nie miało na jego zrobienie tyle czasu, co przy Bayo. Kojima poszedł do nich zbyt późno i graficznie MGR wyraźnie ustępuje przygodom czterookiej wiedźmy.
Tak, zamiast grać w Medievil, Final Fantasy X i The Last Story, to myślę o pierdołach. Niedawno pisałem, że chcę 3DSa z Bravely Default a teraz myślę, czy nie lepiej wydać tej kasy na Devil Survivora, Etrian Odyssey, Rune Factory, Golden Suna, Pheonix Wrighta, no i może Ninję Gaiden: Dragon Sword na DSa? Jakaś kompetentna osoba mogłaby zabrać głos w tej sprawie.
Czas wrócić do Fallouta, bo tylko granie pomoże mi go przejść, a że jest to mój prezent urodzinowy, za który nie umiem się odwdzięczyć, to może znajdę w nim jeszcze coś ciekawego i nie omieszkam pochwalić Obsidianu, bo tylko tyle umiem.
Jak chcecie, to napiszcie w co gracie w weekend.
Komentarze
Prześlij komentarz