Nasze TOP50 Gier Ostatnich Lat [Miejsca 43-37]

[Blog opublikowany na ppe.pl 20 stycznia 2014r.]

Zapraszam do drugiej części Naszego Wspólnego Zestawienia. Jeśli ktoś chce przypomnieć sobie gry z miejsc 50-44, to zapraszam pod poniższy link.
Nasze TOP50 Gier Ostatnich Lat [Miejsca 50-44]

43.LocoRoco (109 punktów, 5 głosów).
Gra jest dostępna na PlayStation Portable i opowiada o śmiesznym stworku, który po zjedzeniu owoców staje się coraz większy. LR z pozoru ma bardzo proste zasady, gdyż lewym spustem konsoli obracamy świat gry w lewą stronę a prawym spustem w prawą. Przytrzymanie obu spustów sprawia, że przeuroczy główny bohater podskoczy. Jasne, że możemy przejść przez 40 plansz z gry jak burza. Dopiero jednak przy dłuższym obcowaniu z tym tytułem dostrzeżemy jego głębię. W miarę postępów w grze odkrywamy innych LocoRoco (różowy, niebieski, czarny itd.). Ja jednak najbardziej lubię oryginalnego, bo jak on zacznie śpiewać z pozostałymi dziewiętnastoma, swoim dziecinnym głosikiem, to nie umiem być smutny. LR to idealny rozweselacz. To gra dla każdego. Odpoczniecie przy niej od zabijania oraz  pomożecie głównemu bohaterowi, wyraźnie cierpiącemu na nadwagę, w poszukiwaniu zaginionych Mui Muiów. Przejście jednej z najlepszych platformówek z pierwszej przenośnej konsoli Sony jest łatwe, ale znalezienie wszystkich znajdziek lub ukończenie wszystkich czasówek już nie. Wystarczy, że odwiedzimy plansze śniegowe, po których mały obżartuch się ślizga jak na ślizgawce, aby dostrzec, że ta gra nie jest wcale taka łatwa, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Nie ma tu bowiem punktów kontrolnych w planszach, więc każde nasze zbyt niskie wybicie może sprawić, że coś ominiemy i zmusi nas do powtarzania wszystkiego od początku. Oczywiście, że budzi to frustrację, ale jednocześnie wymaga od nas koncentracji i bezbłędności. Tylko dzięki naszej przezorności ukończymy plansze bez straty choćby jednego LocoRoco, bo o utracenie ich jest bardzo łatwo. Wystarczy wpaść na kolce albo stracić jednego z Loco Roco przez naszą nieuwagę na rzecz latających potworów.
Zjadanie owoców przez LocoRoco pełni także funkcję ochronną. Gdy jeden LR wpadnie w jakąś pułapkę, to natychmiast ginie. Gdy jest ich przynajmniej dwóch, to jeden poświęca się, aby drugi mógł przetrwać. Czasem, aby pójść dalej, spotykamy jakiegoś śpiącego jegomościa i tylko odpowiednia ilość zebranych wcześniej do kupy i kierowanych przez nas stworków sprawi, że obudzi go ich śpiew i ruszymy naprzód. To samo dotyczy sekretów.
A co mamy zrobić, gdy trafimy na jakiś wąski przesmyk a nasz tłuścioszek tam się nie przeciśnie. Myślę, że dobrym pomysłem jest dieta, ale twórcy gry postanowili, że w dowolnym momencie możemy podzielić go na pojedyncze LocoRoco. W takim wypadku nic nas już nie powstrzyma.
Gra od Sony Computer Entertainment Japan Studio to koronny dowód na to, że nawet Sony czasem rozumie fakt posiadania zupełnie innych gier na przenośniakach niż na stacjonarkach. JS zrobiło jeszcze m.in. Patapona i Gravity Rush, czyli nie dość, ze nowe marki, to jeszcze z rodowodem z konsol przenośnych. Prosimy o kolejne.
Zawsze możecie sprawdzić jak to wszystko prezentuje się w ruchu.

42.Saint's Row:The Third (112,4).
Gra od Volition dostępna jest na PS3, X360 i PC.
Nie przeszedłem jeszcze tego Saint's Row, ale i tak musiałem je włączyć, żeby cokolwiek napisać. Skoro w przypadku Mafii II Wasze głosy zmobilizowały mnie do jej przejścia, to może z tą szaloną piaskownicą będzie podobnie?
Myślałem, że stuknięte gry robią tylko Japończycy. Myliłem się, bardzo się myliłem. Już sam początek pokazuje, że twórcy musieli spalić dużo dobrego towaru przy projektowaniu misji. Spójrzcie tylko na tą reklamę.
http://www.youtube.com/watch?v=V4BByEWwSM0&feature=player_detailpage
To nie wszystko. Nie ma to jak strzelanie do przeciwników ze skarbca przyczepionego linami do helikoptera, albo wpadnięcie do samolotu przez przednią szybę po to, aby zastrzelić wroga Świętych i wylecenie z drugiej strony i uratowanie lateksowej cizi Shaundi. Nie ma co rozwodzić się nad scenariuszem gry, w której już w jednej z początkowej misji przeprowadzamy ostrzał rakietowy, celując w samochody za pomocą łącza satelitarnego. Wiadomo jedno, będzie się działo.
W SR3 jest mnóstwo rzeczy do zrobienia. Można wykonywać misje poboczne, mające na celu przejmowanie terytorium, można kupić sporo  nieruchomości, można też tuningować bryki, i nie jest to jakiś prostacki tuning. Poprawa osiągów (nitro, wzmocniony zderzak, czy wzmocniona rama), karoseria (lusterka, tylne i przednie zderzaki, maska, dach, spojlery, naklejki), kolorowanie karoserii, felg, siedzeń przyciemnianie szyb, wybór stylu felg, wybór bieżnika opony i inne. Oj, idę grać, a jak coś mi jeszcze wpadnie do głowy, to opiszę to przy okazji kolejnego W co gracie w weekend?

41.inFamous (118,3).
Sandbox od Sucker Punch jest dostępny na PS3. Głównym bohaterem tej produkcji jest Cole MacGrath, kurier, który doprowadza do potężnej eksplozji w swoim rodzinnym mieście, zabijając przy tym mnóstwo ludzi. Podczas wybuchu znajduje się w jego epicentrum. Jednak zamiast zginąć, zamienia się w człowieka władającego elektrycznością.
Po tych wydarzeniach miasto zostaje objęte kwarantanną przez władze. Na ulicach szerzy się bezprawie. Gwałty, kradzieże i morderstwa są na porządku dziennym.
W środku tego wszystkiego znajduje się Cole, który wraz ze swoim przyjacielem, Zeke'm, muszą sobie jakoś radzić. I tu do gry wchodzi gracz, który może decydować o tym, czy główny bohater będzie znienawidzonym przez lokalną sþołeczność mordercą bez skrupułów, który kradnie ludziom żywność, czy zostanie bohaterem, walczącym dla ich dobra przy pomocy swoich nadludzkich zdolności. Już sam ten fakt zachęca do przejścia inFamous dwa razy.
Wstawki filmowe są w formie rysunków, co nadaje komiksowego charakteru całej opowieści. Nigdy bym się nie spodziewał, że jest to historia zbliżona bardziej do Batmana, Spidermana, X-Menów i innych komiksów niż do innych gier z otwartym światem.
Choć w Empire City, w którym rozgrywa się akcja gry, nie ma zmiennych pór dnia, to w zależności od naszych postępów w fabule, raz jest dzień, innym razem noc, a jeszcze innym wschód lub zachód słońca. Ja uwielbiam noc i nie jest to uwielbienie bezpodstawne. W nocy bowiem możemy podziwiać przeróżne neony, i nawet pomimo tragedii, jaka się wydarzyła, to mamy świadomość, że coś jednak zdołało przetrwać straszliwy kataklizm. To pierwszy powód. Drugi zaś jest bardziej praktyczny. W nocy lepiej zbiera się odłamki wybuchu rozsiane po całym mieście na skutek detonacji Kuli Promieni, i w przeciwieństwie do wielu innych piaskownic, ich zbieranie ma sens, bo zdobycie odpowiedniej ilości odłamków zwiększy o jeden rdzeń energii Cole'a, którą może wykorzystywać do unicestwiania Żniwiarzy albo do znęcania się nad skrzywdzonymi przez los ludźmi.
W inFamous dostępnych jest 40 naszpikowanych akcją misji głównych. Przebieg, czy finał niektórych z nich zależy tylko i wyłącznie od tego, czy gramy złym lub dobrym bohaterem. Empire City składa się z trzech wielkich obszarów, w których jest do zrobienia mnóstwo misji pobocznych, takich jak śledzenie wroga, eskorta, szukanie ukrytych paczek lub pomaganie sanitariuszom. Wykonanie misji dla lekarzy odblokuje nam kliniki medyczne, do których trafimy, po tym jak ktoś zrobi Cole'owi kuku lub gdy wpadniemy przykładowo do wody. Niektóre misje poboczne są przeznaczone tylko i wyłącznie dla dobrego lub złego bohatera.
Gra autorów Sly'a nie jest zwykłym sandboxem, gdyż posiada elementy rpg. Za wykonywanie misji, zbieranie odłamków wybuchu lub pokonywanie przeciwników, otrzymujemy doświadczenie, które możemy wykorzystać do pozyskiwania nowych mocy albo do rozwijania już posiadanych. I tutaj, podobnie, jak w innych przypadkach, część z nich zarezerwowana jest dla bohatera z dobrą lub złą karmą.
Największą jednak zaletą elektrycznej piaskownicy z Cole'm w roli głównej jest scenariusz. Pomimo tego, że wielu osobom wyda się on sztampowy, to jednak jest w nim taki jeden moment, że wciąż szukam szczęki na podłodze. Uwielbiam zaskakujące historie.

40.Borderlands (119,4).
Produkcja Gearbox Software dostępna jest na X360, PS3 i PC.
Kto by pomyślał, że parę lat po premierze tego tytułu, wzorować się na nim będą sami mistrzowie z Bungie? No, ale skoro mamy tu do czynienia z jedną z najlepszych gier w kooperacji w ostatnich latach, to nie ma się czemu dziwić. Do wyboru mamy jedną z czterech postaci:
1.Łowca Mordecai. Snajper, który używa Bloodwinga, zabójczego ptaszyska, idealnego na przeciwników chowających się za przeszkodami.
2.Syrena Lilith, używająca Phasewalku, dzięki któremu staje się niewidzialna na krotki okres czasu. Wyjście z fazy innego wymiaru generuje potężną falę uderzeniową, więc warto stać wtedy przy wrogach.
3. Berserker Cegła. Jego największą zaletą jest szaleńczy śmiech, którym zabija kreatury Pandory. Żartuję, służą mu do tego pięści.
4. Żołnierz Roland, używający do eliminacji przeciwności działka stacjonarnego.
Jednak prawdziwą gwiazdą produkcji łączącej w sobie elementy rpga i fpsa są Claptrapy.
Najśmieszniejsze postacie w całej grze. Zachowują się jak małe dzieci i są zawsze skore do zabawy. Pomaganie Claptrapom ma swoje zalety, bo po tym, jak im pomożemy, to dają nam przedmiot służący do powiększenia pojemności ekwipunku oraz prowadzą nas do ukrytych skrzyń.

Wielką zaletą tej produkcji jest celshading, użyty do kreacji świata, wrogowie i ich zachowanie, humor, system rozwoju postaci dający duże pole do manewru, ogromna ilość giwer, wyzwania, zadania oraz przede wszystkim kooperacja.
Wrogowie są różni. Są psowate skagi różnej maści (zwykle, dorosłe, plujące kwasem, ogniste, elektryczne, alfy i inne), latające rakki, przeciwnicy humanoidalni (uwielbiam karły, które po oddaniu strzału ze strzelby są przewracane siłą odrzutu broni), pająkomrówki oraz strażnicy. Jest ich do groma. Są skagi atakujące tylko z bliska, są atakujące jęzorem, plujące w nas kwasem z oddali, strzelające pociskami wytwarzającymi falę uderzeniową, ziejące ogniem a nawet bossowie, którzy dadzą nam popalić. Nawet wśród ludzi jest duża różnorodność, bo są tacy, którzy trzymają nas na dystans za pomocą ognia zaporowego ze spluw, są psychole rzucający się na nas  z tasakami, a nawet samobójcy z granatem w ręku, starający wysadzić się w powietrze blisko nas, aby zabrać nas ze sobą w zaświaty. Twórcy Borderlands zaimplementowali także do kodu gry algorytm pozwalający walczyć wrogom ze sobą. Mała rzecz a cieszy.
Jeśli chodzi o humor, to chyba pierwszy fps od czasów TimeSplitters, który potrafi rozbawić. Ani Doom, ani Quake, ani Killzone, ani Metroid Prime tego nie potrafią a sztampowe strzelaniny o Amerykanach ratujących świat przed zagładą nuklearną tym bardziej mają z tym problem. Oczywiście Borderlandy nie są czystym fpsem, ale kogo to obchodzi, gdy Claptrap mówi: Spójrzcie na mnie, ja tańczę? Tu wystarczy przedstawić bossa w taki oto sposób, żeby zwijać boki ze śmiechu.
Czy każda gra z widokiem pierwszoosobowym musi być śmiertelnie poważna? Jak widać, nie każda.
Na czym polega elastyczność sytemu rozwoju postaci w tej grze? Zabawa zaczyna się od piątego poziomu, bo wtedy zdobywamy jedną z kluczowych umiejętności konkretnego bohatera (wymieniałem je na początku). Od tej chwili, co poziom, aż do 50. (dodatki zwiększają limit do 69. poziomu), otrzymywać będziemy po jednym punkcie do rozwoju wybranych przez nas zdolności biernych. Możemy rozwijać postać tak jak poniżej.
Możemy także skupić się na rozwoju tylko jednego z trzech drzewek umiejętności a elastyczność systemu rozwoju polega na tym, że jesteśmy w stanie  przemodelować każdy typ rozwoju naszej postaci, gdy udamy się do odpowiedniej stacji i wykupimy tam punkty zdolności zużyte do tego rozwoju. W ten sposób nie musimy grać po kilka razy, aby sprawdzić wszystkie mocne strony jednego z czterech bohaterów. Bombowy pomysł.
Broni w grze jest mnóstwo. Są tu: repeatery (szybkostrzelne pistolety), rewolwery, karabiny szturmowe, krótkie karabiny maszynowe, strzelby, karabiny snajperskie, wyrzutnie rakietowe a nawet broń obcych. Wiele z nich wymaga odpowiedniego poziomu do używania, ale jeśli jest to coś mocarnego, to i tak poczekamy. Możemy skupić się na używaniu tylko jednego typu broni, co podniesie nam stopień posługiwania się tym typem broni, zwiększając zadawane przez nią obrażenia, czy przyśpieszając szybkość jej przeładowywania. Każdy typ pukawek (z wyj. tych od obcych) może zadawać obrażenia ogniste, idealne na nieopancerzonych przeciwników, kwaśne, doskonałe na grubo opancerzonych mieszkańców Pandory, którzy są do nas wrogo nastawieni, elektryczne, idealne na szybkie redukowanie tarcz, oraz wybuchowe, nadające się do wszystkiego.
Wyzwania dają dodatkowe doświadczenie m.in. za zabicie określonej ilości wrogów, za zabijanie wrogów określonym typem broni, za otwieranie skrzynek, za kupowanie i sprzedawanie przedmiotow, za zdobycie określonej ilości pieniędzy, a nawet za rozjeżdżanie przeciwników pojazdami. Praktycznie każde z nich ma po cztery poziomy. Im wyższy poziom wyzwania wykonamy, tym więcej dostaniemy za nie doświadczenia, a 20000pd piechotą nie chodzi, więc warto je przejrzeć i skupić się na ich wykonywaniu.
Jeśli chodzi o zadania, to niektóre z nich są świetnie przemyślane. Chcesz kupić tarczę? To najpierw odzyskaj moduł do sklepu. Na Pandorze są nie tylko bossowie do pokonania. Będziemy zbierać porozrzucane audiopamiętniki innych osób, czy fragmenty broni do złożenia. Zdobędziemy także granaty posiadające przeróżne mody (odbijające się, rozpadające się na mniejsze, przylepne, a nawet takie, które kradną zdrowie wrogom i dodają je posługującej się tymi granatami osobie), mody klasowe dające przykładowo regenerację zdrowia lub amunicji, artefakty, które dodają wybrany przez nas żywioł do Phasewalka itp. Nauczymy się jeździć pojazdami, czy korzystać ze stacji szybkiej podróży. Pozwoli nam to zaoszczędzić masę cennego czasu, bo świat gry jest ogromny. Z rzeczy mniej poważnych, to jeden z bohaterów poprosi nas o przyniesienie mu jego protezy ukradziaonej przez wielkiego skaga a innym razem pewien dziwak porozmawia z nami dopiero wtedy, gdy dostarczymy mu majtki pewnej kobiety.
Najważniejszą jednak rzeczą w Borderlandach jest czteroosobowa kooperacja, dzięki której tytuł nabiera prawdziwych rumieńców. Razem z grą twórcy powinni sprzedawać trójkę naszych najlepszych znajomych. Im więcej graczy, tym stworzenia Pandory są silniejsze, więc co chwilę trzeba kogoś ratować z opresji. Wszelkie spory można rozwiązywać na drodze pojedynku. Gdy w sklepach pojawia się jakaś okazja, np. mod klasowy dający korzyści całej drużynie, a komuś brakuje kasy, to i tak trzeba go kupić. Dług zostanie i tak zwrócony przy najbliższej okazji. Oddawanie broni, której aktualnie używają kumple (np. jakaś snajperka) jest normą. Oni zrobią dla nas to samo.
Trochę popłynąłem z tym opisem, dlatego zakończę wszystko trailerem z gry.

39.Battlefield: Bad Company 2 (124,5).
Gra jest dostępna na X360, PS3 i PC. Muzyka dla zainteresowanych:
Co jest największą zaletą tej strzelaniny pierwszoosobowej? Fabuła? No, nie za bardzo. To kolejna opowieść o ratowaniu świata przez Amerykanów. No to co w takim razie sprawia, że nawet po paru latach po premierze, gracze z wielkim sentymentem wspominają tą produkcję? Silnik Frostbite, dzięki któremu Bad Company 2 ma świetny system zniszczeń. Przeciwnik chowa się za murkiem lub w domku? Denerwuje was snajper, który ciągle was zabija? Jakiś transporter opancerzony gnębi was ogniem z ckma? Oczywiście można się z nimi męczyć, ale po co? Weźcie w ręce granat, granatnik lub wyrzutnie rakietową i rozwalcie osłonę, zawalcie budynek, w którym chowa się nękający was tchórz, rozwalcie wieżę ze snajperem, albo zniszczcie most z transporterem, który spadnie w przepaść. Nie warto przeczesywać każdego domku w poszukiwaniu wrogów, gdy dotrzecie do jakiejś wioski. Po prostu podziurawcie te domki lub rozwalcie dach, który przysypie poszukiwanego delikwenta. W kampanii dla jednego gracza najbardziej podobały mi się dwa momenty. Na pewnym etapie gry musiałem oddawać strzał ze snajperki w momencie grzmotu, aby wrogowie nie zorientowali się, że ktoś ich atakuje. Drugą fajną rzeczą był moment, gdy sterowana przeze mnie postać rozdzieliła się z oddziałem i żeby do niego wrócić, to musiałem chronić się przed zamarznięciem, biegając od domku do domku, żeby się przez chwilę ogrzać, bo na zewnątrz była śnieżyca. Fajnym elementem był również utrudniający widoczność pustynny piasek, który co chwila unosił się z ziemi. Z tego, co się orientuję to fps od DICE otrzymał pelną lokalizację, ale tylko na komputerach osobistych i X360. Jednym z aktorów zaproszonych do pracy przy BC2 był słynny Cezary Pazura.
Nie mogę też nie wspomnieć trybu multiplayer, bo głównie dzięki niemu Bad Company 2 znalazło się w naszym zestawieniu. Wszystkie zasady z trybu dla jednego gracza działają w rozgrywce dla wielu graczy. Jest jednak jedna różnica. Tu mierzymy się z żywymi, myślącymi, nieprzewidywalnymi ludźmi, a nie z oskryptowanymi botami. Satysfakcja po zniszczeniu czołgu z całą załogą jest niewspółmiernie większa w multiplayerze niż w singleplayerze.
Do wyboru są różne tryby rozgrywki. Najbardziej popularnymi są Podbój, który polega na przejmowaniu i utrzymywaniu punktów strategicznych na mapie oraz Deathmatch Drużynowy, w którym cztery zespoły walczą o miano najlepszego. Do dyspozycji zostało nam oddanych parę klas postaci i to od naszych preferencji zależy, którą z nich rozwiniemy. Możemy nawet rozwijać wszystkie. Są to:
Szturmowiec,
Medyk (specjalista od leczenia członkow drużyny za pomocą apteczek),
Mechanik (ma w ekwipunku wyrzutnię rakietową, więc nie straszne są mu żadne czołgi, może też naprawiać pojazdy),
Zwiadowca  (snajper, posiada także ładunki wybuchowe, które może zostawić na drodze przejazdu czołgów lub wysadzić w powietrze budynek okupowany przez wroga).
W miarę rozwoju konkretnych klas odblokowujemy w nich nowe wyposażenie, które pomoże nam w walce z nieprzyjacielem. Na polu walki możemy również zdobyć broń za pokonanego przeciwnika.
W tej grze nie szukasz wejścia do domku, w którym chcesz się schować przed ostrzałem. Bierzesz po prostu wyrzutnię rakietową i robisz sobie nowe wejście.
Jak mapy są za duże, to nie musimy wcale chodzić na piechotę.
Niestety, ale balans rozgrywki zepsuł trochę dodatek Wietnam, gdyż za darmo odblokowuje nam wszystkie bronie i perki. Jest to policzek w twarz dla graczy, którzy do wszystkiego doszli z trudem. To tak jakby za dodatkowe 30zł kupić dowolnego rpga z postacią z maksymalnym poziomem. Gdzie tu radość płynąca z grania?

38.Hitman: Rozgrzeszenie (130,4).
Za Hitmana, w którego możemy pograć na PS3, X360 i PC odpowiadają Duńczycy z IO Interactive. Oprócz fabuły, mamy także możliwość zagrania w Kontrakty przygotowane przez graczy z całego świata lub samemu zrobić własny, wybierając cele do zlikwidowania (do trzech) oraz określając warunki, które powinny być spełnione przy zabójstwach. Za pieniądze z kontraktów możemy wykupić nowe rodzaje broni oraz jej liczne usprawnienia.
Największą zmianą w stosunku do poprzednich części serii jest wprowadzenie do rozgrywki Instynktu. Miało to przyciągnąć do serii nowych graczy, i choć starzy hitmanowscy wyjadacze drwią z tego elementu, podobnie jak z szybkiej eliminacji kilku wrogów jednocześnie poprzez wcześniejsze zaznaczenie celów, zaczerpnięte ze Splinter Cell: Conviction, to plan się powiódł, bo jestem świeżakiem, który polubił Agenta 47.
Na grę fani czekali kilka lat, i czy się zgadzają ze mną, czy nie, to czuć wysiłek włożony przez twórców w tą skrandankę. Tytuł jest prześliczny, a liczba szczegółów w poszczególnych miejscach, takich jak chinatown, hotel, speluna dla ćpunów, dachy, klub nocny, kopalnia i inne jest powalająca. Warto było czekać te wszystkie lata.
Instynkt jest zmyślnym systemem podpowiedzi, dzięki któremu gracze mogą określić swój sposób działania. Pozwala on także na uniknięcie wykrycia przez wrogów, gdy jesteśmy w ich pobliżu. Im wyższy poziom trudności gry, tym mniej z niego korzyści dla graczy.
Największą zaletą tej produkcji jest swoboda działania. Możemy wyeliminować tylko swój cel, niczym rasowy cichy zabójca, możemy zdobyć jakieś przebranie, aby dotrzeć do dobrze chronionych miejsc, możemy znaleźć snajperkę, wyeliminować nasz cel z daleka, schować się, aż policja przestanie nas szukać, możemy też podejść do celu, wyeliminować go z najbliższej odległości i spróbować przeżyć piekło, które sobie przez to zgotujemy.
Dla rozjaśnienia sytuacji proponuję poniższy gameplay
Ja Króla zabiłem karabinem snajperskim, więc niech to będzie dowód na prawdziwość moich słów.

37.Call of Duty 4: Modern Warfare (132,5).
Fps wyprodukowany przez Infinity Ward dostępny jest na PS3, X360 i PC. Za powstanie wersji na Wii odpowiedzialny jest Treyarch.
Seria Call of Duty opowiadała kiedyś o II Wojnie Światowej. Była klonem Medal of Honor, debiutanta z PSone. Ktoś w Activision wpadł na pomysł, że przyszedł czas na zmiany. Było to mistrzowskie posunięcie, gdyż w ten sposób powstał najlepszy CoD w historii, który odniósł niewyobrażalny sukces finansowy, a żeby tego było mało, to zapoczątkował jeszcze modę na strzelaniny rozgrywające się na wsþółczesnych polach walki. Wiem, że Battlefield był pierwszy, podobnie jak Kill Switch był przed Gears of War, a Shenmue było przed GTAIII, historia jednak pamięta tylko zwycięzców. Najśmieszniejsze jest chyba to, że sam Medal skończył jako klon CoDa. Co za ironia losu.
Modern Warfare to oskryptowana strzelanina o ratowaniu świata przez dobrych mieszkańców Zachodu. Źli są jak zwykle ci ze Wschodu. Scenariusz napisany przez półgłówka, który dzieciaki będą miały i tak gdzieś, bo zamiast kampanii uruchomią tryb dla wielu graczy.
Tryb sieciowy charakteryzuje wielka dynamika rozgrywki. Najważniejszym jego elementem są serie zabójstw (kill streaks), stanowiące nagrodę dla wyróżniających się graczy. Im więcej zabijemy przeciwników bez zginięcia, tym większą przewagę sobie wyrobimy nad rywalami. Radar, nalot i tym podobne rzeczy okażą się w tym bardzo pomocne. Co ciekawe, nawet ten element rozgrywki jest kopiowany do innych gier i występuje przykładowo w Crysis 2. System w COD4 wynagradza graczy z celnym okiem a nie tych z zasobnym portfelem. Należy jeszcze dodać, że serwery tej znakomitej produkcji są kiepsko chronione a ich hakowanie jest na porządku dziennym.
Wracając do krótkiej kampanii dla jednego gracza, to jest ona pełna wybuchów i innych karkołomnych akcji. Można w niej nawet postrzelać z samolotu do piechoty. Jeśli chcieliście kiedyś przeżyć zatopienie statku, to CoD4 na was czeka.
Na koniec wypada dodać, że Modern Warfare był czymś niesamowitym w chwili pojawienia się na rynku. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest kamieniem milowym elektronicznej rozrywki pokroju Super Mario Bros., Metal Gear Solid, Final Fantasy VII, The Legend of Zelda: Ocarina of Time, GoldenEye (N64), Banjo-Kazooie, Halo: Combat Evolved, czy Sonic: The Hedgehog. Jest grą, po wyjściu której już nic nie będzie takie samo. O sprzedaży na poziomie tej serii marzy każdy producent i wydawca, a to, że kolejne części są wałkowaniem w kółko tego samego, chodzeniem po najmniejszej linii oporu w kwestii developingu i sposobem na łatwe wyciskanie kasy z graczy, to zupełnie inna para kaloszy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty