W co gracie w weekend? #18 [Moje ulubione skradanki]

[Blog dodany na ppe.pl 27 września 2013r. Zamiast opisać w nim ogrywane gry, skupiłem się po prostu na ulubionych skradankach.]

Ostatnie dni poświęciłem na ukończenie steampunkowego Dishonored i nie za bardzo miałem czas na cokolwiek innego, więc w ten weekend spróbuję nadrobić parę zaległości, grając m.in. w: FFX, Lucifer's Call, Dark Chronicle, pierwszą Disgaję, Chrono Cross, Bully: Scholarship Edition oraz Morrowinda.

A skoro poznałem wreszcie dobre zakończenie historii Corvo Attano, to chciałbym dzisiaj poruszyć temat Waszej ulubionej skradanki.
Sam długo zastanawiałem się nad tą sprawą. Najbardziej ze wszystkich gier polegających na zabawie w chowanego lubię pierwszego MGSa, ale nie ze względu na mechanikę rozgrywki, muzykę, czy klimat, tylko ze względu na scenariusz i świetnych bohaterów. To gra, w której każdy z bossów ma swoją historię, osobowość i z niektórymi naprawdę ciężko było mi się rozstać. Fascynacja moją pierwszą przygodą Snake'a jest wciąż tak silna, że większość ukończonych przeze mnie gier blednie przy blasku geniuszu Kojimy.
Z drugiej strony jest Tenchu: Stealth Assassins, chyba najbardziej klimatyczna ze wszystkich znanych mi skradanek. Pierwsza gra, która zaczarowała mnie piękną, orientalną ścieżką dźwiękową oraz czasami feudalnej Japonii, i to na parę lat przed niesamowitą Onimushą. Jest trudna, bo w planszach nie ma żadnych punktów kontrolnych a stan gry można zachować jedynie po ukończeniu misji. Inne gry polegające na unikaniu przeciwników, w których można save'ować w dowolnym momencie są przy Tenchu dziecinnie łatwe. Idziesz jak burza przez misję, skrycie mordujesz na prawo i lewo, nikt cię nie widzi, a tu boss z niedźwiedziem na końcu robią z ciebie marmoladę. No nic, zdarza się. Tym razem będzie lepiej. Idziesz czym prędzej do bossa, żeby się zemścić, mordujesz na prawo i lewo, nikt cię nie widzi i kiedy już jesteś blisko niego, to spadasz w przepaść. Hahaha. Gdyby ta gra miała scenariusz i postacie na poziomie MGSa, to gra Kojimy nie miałaby przy niej czego szukać, a tak, to niestety Snake wygrywa z Rikkimaru i Ayame. Co za pech.
Kolejnym pretendentem do tytułu najlepszej skradanki jest oczywiście ubisoftowy Splinter Cell. Kiedyś śmiałem się z tej gry, bo nie dało się w niej walczyć z mechem, odrzutowcem, czy przeciwnikami mającymi nadprzyrodzone moce. Trzeba być jednak pozbawionym rozumu, żeby nie dostrzec faktu, że autorzy chcieli uprawdopodobnić w jakiś sposób przygody Sama Fishera. Tu nie ma żadnych cybernetycznych wojowników ninja, ale za to jak tu były zrobione dynamiczne cienie. Sam Sam jest także na tyle charyzmatyczną postacią i twardzielem (no przynajmniej jak głos podkładał mu jeszcze Michael Ironside), że ciężko o nim nie pamiętać.
Deus Ex: Human Revolution też powinien być na pierwszym miejscu. Ma niesamowity klimat cyberpunkowy, muzykę Michaela McCanna z nieśmiertelnym Icarusem, inteligentny scenariusz stawiający trudne pytania, nietuzinkowego bohatera i to, czy będzie on idealistą starającym się rozwiązywać problemy bez przemocy lub zwykłym mordercą zależy już tylko od gracza. Zawsze lepiej jest mieć jakiś wybór niż go nie mieć wcale, tak jak w ogrywanym teraz przeze mnie Bully, gdzie można być tylko uczniem o socjopatycznych skłonnościach. Na ulicach Detroit widzimy walające się śmiecie, prawie czujemy smród, bez problemu zauważamy biedę ludzi chcących ogrzać się przy paleniskach. Podobnie jak MGS, tak też Deus Ex stawia pytania natury filozoficznej, W grze Kojimy Snake zastanawia się nad tym, czy miłość może zakwitnąć na polu walki, Jensen zaś nad tym, czy przeżycie i życie w ciągłym koszmarze niezgody z własnym losem ma jakikolwiek sens. Wystarczy odwiedzić jego mieszkanie, żeby stwierdzić co on tym myśli. W dalszej części gry trafiamy do miasta pełnego neonów i możemy tu poczuć, że ten świat żyje. Szkoda tylko, że czar pryska przy bossach, którzy są zwykłymi kołkami do ubicia. Czasem naprawdę żałuję, że zagrałem w grę Konami, bo niektórych wypracowanych tam standardów to nie pobije już chyba żadna gra. Aż dziw bierze, że Eidos Montreal skonstruował taki świat a nie pomyślał nad charakterami złoczyńców, z którymi przyjdzie walczyć Adamowi.
Dishonored trochę mnie rozczarował. Jasne, że miasto dotknięte szczurzą zarazą ma swój urok, podobnie jak tallboye, których kroki wywołują wstrząsy oraz specyficzne projekty postaci. Jest to bez wątpienia steampunk industrialny epoki wiktoriańskiej, co szczególnie widać po machinach, budowlach przywodzących na myśl Londyn oraz pokojówkach w strojach chyba żywcem wziętych z dziewiętnastego wieku. Bardzo podoba mi się to, że gra zawiera swobodę etyczną naszych poczynań, ale trudno nie zauważyć, że relacje Corvo-Emily, czy runy+kościane amulety są ubogą kopią bioshockowych relacji Wielki Tata-Małe Siostrzyczki, czy kombinacji plazmidy+toniki genetyczne.
Znacznie większe wrażenie od wyżej wymienionej skradanki wywarł na mnie Thief: Deadly Shadows. Od steampunku przemysłowego wolę zdecydowanie średniowieczny, podobnie jak od Corvo-niemowy wolę Garretta. On lubi sobie pogadać, a jak już to robi, to wiadomo, że mamy do czynienia ze złodziejem znającym się na swoim fachu. Złodziej jest najmroczniejszą znaną mi skradanką, której klimat ociera się lekko o horror, w szczególności w opuszczonym sierocińcu i przy całej historii dotyczącej wiedźmy. Nigdy nie spodziewałbym się, że ten xboxowy tytuł tak spodoba mi się fabularnie. Chociaż, gdy myślę, że odpowiadał zań Ion Storm pod kierownictwem Warrena Spectora (ojciec Deus Exa), czyli dzisiejszy Eidos Montreal a za powstanie marki Thief odpowiada Kevin Levine (ojciec Bioshocka), to jakby wszystko nabiera większego sensu.
Nie wypada też nie wspomnieć o Hitman:Absolution z Agentem 47 w roli głównej. Wszystko zaczeło się od tego, że powiedziałem do kumpla, iż to Hitman jest lepszy od Dishonored. Stąd pomysł na dzisiejszy temat. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że łysy poszedł w casualism i akcję, ale dalej można pokombinować nad sposobem zabicia celu, grafika trzyma poziom a historia ma zaskakujący finał. Podobała mi się ta gra. Co tu dużo mówić.

Jeśli chcecie wziąć udział w sondzie, to wiedzcie, że typując ulubioną skradankę głosujecie na serię (wyj. Dishonored), więc jeśli lubicie najbardziej MGS3, Chaos Theory lub Silent Asssassin, to po prostu dajcie znać w komentarzach. Jeśli zapomniałem o jakimś tytule, to koniecznie go wymieńcie.

Ale się rozpisałem. Prawie zapomniałem Was spytać: W co gracie w weekend?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty