W co gracie w weekend? #10

[Blog dodany na ppe.pl 1 sierpnia 2013r.]

W co gracie w weekend? Ja w nic. Najpierw muszę zastąpić kolegę w sklepie przez cały dzień. A później to hulaj dusza, piekła nie ma.

Priorytetem growym na ten weekend będzie dla mnie za kilkanaście godzin Castlevania: Portrait of Ruin. Mam już w niej 89 poziom Charlotte i Jonathanem oraz 996% odkrytej mapy, więc po wbiciu kolejnych dziesięciu poziomów, idę ubić ostatniego bossa. Poziomy zdobywam w Nest of Evil, słuchając muzyki z przenośnego odtwarzacza, który udało mi się znaleźć w grze.
I pomyśleć, że niedawno tak się ciebie bałem. Teraz nie jesteś już dla mnie żadnym wyzwaniem.

Oprócz tego pomęczę się w XCOMie, w którym pojawiają się coraz złośliwsi kosmici.

W Star Ocean: The Last Hope International rozwijam Lymle, Bacchusa, Meracle oraz Sarę. Jeszcze jakieś 80 poziomów i będę miał 8 postaci z 255. poziomem.

W Chrono Crossie jestem obecnie w Martwym Morzu i nie mogę się doczekać tego, co dalej.
Przyszła mi do głowy pewna sprawa, którą chciałem poruszyć. Otóż, czy zdarza Wam się zaciąć w jakiejś grze i co wtedy robicie? Poddajecie się? Męczycie się kilka godzin w jednym miejscu, aż znajdziecie rozwiązanie? Sięgacie po opis, czy coś innego? W CC mam tak bez przerwy. A to nie widziałem kartki z kodem na ścianie w Posiadłości Vipera, nie wiedziałem, że aby pozbyć się toksycznych roślin na Bagnach Hydry, to muszę najpierw pójść na plażę, użyć tam talizmanu Kid, zdobyć jeden przedmiot w innym świecie i dopiero wtedy wrócić na bagna. Na statku S.S.Zebess znów utknąłem, bo nie wiedziałem, że muszę zmienić się w kota. Dużo czasu zeszło mi na domyślenie się tego wszystkiego i ciągle się boję, że nie uda mi się ukończyć jednego z najlepszych jrpgów w  dziejach, bo się gdzieś zatnę na amen. Nie mam jednak zamiaru korzystać z żadnego opisu. Ile wyciągnę przyjemności z danego tytułu, tyle jest moje i koniec. Wolę nie przejść gry, bo się czegoś nie domyślę.
Cztery razy skorzystałem z opisu na 300 ukończonych gier i mi starczy. Klinowanie się fabularne to dla mnie nie pierwszyzna. W Okami nie zwróciłem uwagi na drzewa, po wyjściu z wioski Kamiki i biegałem tak bez pomysłu na to, co dalej przez parę godzin, aż w końcu mnie olśniło, jaki głupi jestem i że jednak przydałoby się je ożywić boską mocą. Te Zeldy jednak czegoś mnie nauczyły, bo to seria wymyślona na zacinanie się, tak jak stare Silenty i Residenty.

Ostatnio gadałem z kumplem o Zeldzie, a on mi mówi, że gdyby nie jego brejdak, to w życiu nie przeszedłby tej świątyni.
Na co komu normalna świątynia? To za duży mainstream, dajemy taką do góry nogami. Pomyśleli pewnie twórcy. Kurde, ma ktoś pożyczyć Maskę Majory? Co za grafa. N64 nigdy nie wiedziało co to pikseloza.

W rezerwie mam gry, na które może przyjść mi ochota teraz, za godzinę, jutro albo za tydzień, ale i tak prędzej, czy później znów w nie zagram.
Jest to m.in. Fallout: New Vegas, od którego wolę trzymać się z daleka, bo znów wpadnie mi na licznik kolejne 20 godzin i nawet nie będę wiedział kiedy.

W Final Fantasy Tactics: War of the Lions niby nie gram, ale 30 godzin samo się nie wbiło.
W Lost Odyssey byłem ostatnio tak smutny, że do dziś mam jeszcze żal w sercu i nawet nie mogę powiedzieć czemu, żeby nie wypaplać tego, co się wydarzyło. Dodam jednak, że po czymś takim ciężko będzie mi uznać The Last Story za lepszy jrpg. Może jakaś ankieta by się przydała odnośnie tego, która gra Mistwalkera jest najlepsza? Sam jestem tego ciekaw.

W SMTIII: Lucifer's Call chce mi się grać, bo jestem masochistą i wiem, że kolejny boss, którego spotkam znów zbije mnie na kwaśne jabłko. Już sam ten fakt jest wystarczającym powodem, żeby poznać dalszą historię kolejnej atlusowskiej niemowy nazwanej przeze mnie beznadziejnie Squarek. Szkoda, że nie mogę tego zmienić, bo tak głupiego imienia jeszcze chyba nikomu nie dałem w żadnej grze. Na przyszłość chyba jednak zostanę przy dawaniu imion ulubionych bohaterów z innych tytułów

Gdzieś tam w oddali majączy jeszcze Baten Kaitos, który zapowiada się na najfajniejszą karciankę od czasów dwóch części Metal Gear Acid.
Najlepsza jest jednak muzyka Motoia Sakuraby. Poziom Eternal Sonaty i Star Oceanów. Rewelacja.

A żeby było ciekawiej, to lewituję sobie w Morrowindzie od jednej góry do drugiej, przeszukując od czasu do czasu jakieś dwemerskie ruiny w poszukiwaniu skarbów. Na zdjęciu poniżej: Nchurdamz.
Lepiej chyba będzie jednak, jeśli rezerwa zostanie rezerwą, bo w ten sposób to nic nigdy nie skończę.

Bloga dodaję dziś a nie jutro, bo jutro nie będę miał na nic czasu. Choć w sumie w Japonii już jest piątek. Także trzymajcie się ciepło, ogrywajcie gry z Plusa, GwG, czy inne. Pozdrawiam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty