Recenzja gry Xenosaga Episode I: Der Wille Zur Macht
squaresofter
03.01.2016
1111V
Po skończeniu recenzowanej gry utwierdziłem się w tym, co już wiem od dziesięciu lat, gdy po skończeniu drugiego epizodu Xenosagi obejrzałem film opowiadający o wydarzeniach z pierwszej części. Pierwszy epizod tej trylogii jest lepszy od drugiego. Projekty postaci mi bardziej odpowiadają (są bardziej chibi), w grze są mini-gierki, choć poprawiłbym w nich co nieco, Shion jest ciągle bombardowana e-mailami, KOS-MOS kradnie praktycznie każdą scenę, w której jest pokazana, a MOMO jako pierwsza potrafi dostrzec człowieczeństwo w relikcie przeszłości, czyli cyborgu Ziggy'm.
Przez cały ten cały żyłem ze świadomością, że nie będę miał spokoju, jeśli nie przekonam się o tym wszystkim na własne oczy.
Ważna była dla mnie również możliwość poznania bohaterów, z którymi spędziłem już ponad sto godzin przy drugim epizodzie a tylko pierwszy epizod to umożliwia. Jak zaczyna się poznawać tą kosmiczną sagę od drugiego epizodu, to ma się wrażenie uczestnictwa w wydarzeniach wyrwanych z kontekstu.
Pierwszy epizod to chyba pierwszy przypadek w mojej karierze gracza, gdy znam historię ukończonej gry od przeszło dekady zanim w ogóle w nią zagrałem. Jedyne czego potrzebowałem to wiedzy z pierwszej ręki o samej rozgrywce.
Nie rozumiem tylko tego, po co Namco wydawało niepełną Xenosagę w Europie? Ciekawe czy Tetsuya Takahashi poszedłby w ogóle do nich z prośbą o wydanie jego kosmicznej trylogii, gdyby wiedział, że są kolejną firmą po Squaresofcie (nie wydali Xenogears w Europie i wtrącali się w produkcję gry), która ma zamiar przeszkadzać graczom w poznaniu jego gier? Jego późniejszy sojusz z Nintendo, który trwa do dziś pokazuje, że chyba nie bardzo.
Obejrzałem film pokazujący wydarzenia z pierwszego epizodu pięć razy na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, naiwnie wierząc, że zawarto w nim wszystkie sceny przerywnikowe z gry. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła inna. Okazuje się, że do filmu dodanego do drugiego epizodu z grą nie trafiło 20-30% wydarzeń z pierwszego epizodu. Co chwila widziałem jakieś sceny w grze, które nigdy nie trafiły na płytę DVD, która powoli staje się w moich oczach jedynie kolejnym przykładem niekompetencji ludzi z Namco. Niektóre sceny dopiero teraz mają sens a przez tak długi okres czasu wydawały mi się bezsensowne. No cóż, dobrze, że japońscy "geniusze" nie wycieli chociaż momentu, gdy KOS-MOS budzi się do życia.
Tyle lat już minęło od kiedy widziałem to pierwszy raz a wciąż jestem pod wrażeniem. Całkiem nieźle jak na to, że większość xenogearsowych ortodoksów ma Xenosagę za totalne nieporozumienie. W takich chwilach cieszę się, że pokochałem jrpgi w czasach PS2 a dopiero potem postanowiłem skierować mój wzrok ku przeszłości. Ominąłby mnie jrpg może nie wybitny, ale z podniesioną głową spoglądający na Final Fantasy X, Kingdom Hearts, czy produkcje Atlusa i Level-5 z pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku.
Niektórym może się wydawać, że znajomość Xenogears wystarczy do zrozumienia Xenosagi. Nic bardziej mylnego. Do zrozumienia pierwszego epizodu Xenosagi wymagana jest znajomość książki "Wola Mocy" Fryderyka Nietzsche, gdyż ma ona ten sam tytuł co pierwszy epizod gry i stanowi jego podstawę filozoficzną.
Przyznam się szczerze, że gdy czytałem wiele lat temu książkę tego autora, to wiedziałem o nim tylko tyle, iż był niemieckim filozofem. Tym razem postanowiłem głębiej pogrzebać w jego życiorysie. Dowiedziałem się dzięki temu kilku istotnych rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałem. Był on filozofem pruskim, żyjącym w XIX w. Wykładał nawet na jednym z uniwersytetów. Jednak jego światopogląd sprawił, że oddalał się coraz bardziej od swojego matecznika i zanim doszło do zjednoczenia Niemiec zrezygnował dobrowolnie ze swojego obywatelstwa, brzydząc się tendencjami nacjonalistycznym głęboko zakorzenionymi wśród mieszkańców Prus.
W tym aspekcie okazał się prorokiem, gdyż Niemcy próbowali podpalić cały świat w następnym wieku. Paradoksalnie dla Fryderyka Nietzsche, który uważał siebie za Polaka i że dużo z tego, co dobre w kulturze jego własnego kraju wzięło się z Polski, hitlerowcy do realizacji swoich zbrodniczych celów używali jako propagandy jego systematu filozoficznego.
Jego systemat to nihilizm, zwany przez niego samego buddyzmem europejskim lub najbardziej krańcową formą pesymizmu. Jednym z jego elementów charakterystycznych jest stwierdzenie, że Bóg umarł.
Kpił z dwupostaciowości człowieka w chrześcijaństwie, w którym jest on przedstawiony jako marny grzesznik poszukujący swego całkowitego przeciwieństwa, czyli boskości, życia wiecznego i ratunku w postaci zbawienia. Odrzucał praktycznie wszystkie wcześniejsze koncepcje filozoficzne. Wyśmiewał rzeczy same w sobie Platona, proponując w zamian wieczną bezcelowość lub brak sensu sam w sobie.
Z drugiej jednak strony życie człowieka uczynił fundamentem swojej filozofii. Zdrowego człowieka stawiał wyżej od takiego, którego trawią choroby. Pisał o moralności i rasie panów oraz o tym, że tylko osoby, które zdobędą moc są godne pochwały. Jak zdobyć moc? Moc człowiekowi da poczucie dumy, powstałe w jego sercu po pokonaniu nieprzyjemności, miłość oraz pomaganie i troszczenie się o innych.
Nihilizm jest systematem pełnym sprzeczności, ale w gruncie rzeczy obiecuje nagrody człowiekowi już za życia a nie w momencie gdy to życie z niego ujdzie.
W wypaczonej formie nihilizm zaistniał jako dwudziestowieczny hitleryzm, jednak życie pruskiego immoralisty oraz chęć bycia Polakiem świadczą tylko o tym, że jego filozofia, choć nie szczędziła krytyki nikomu, to nigdy nie nawoływała do mordowania kogokolwiek.
Musiałem przybliżyć jego życie osobiste i podstawowe koncepcje jego filozofii, gdyż są to elementy niezbędne w celu zrozumienia przyczyn działań bohaterów Xenosagi oraz świata, który został w niej przedstawiony.
Dwudziestodwuletnia Shion Uzuki jest głównym inżynierem w Pierwszej Dywizji Badań i Rowoju w międzygalaktycznej firmie Vector Industries. Seksowna programistka zna się na psychologii realianów a do jej zadań należy zbadanie zniknięcia pewnej planety oraz przetestowanie w warunkach polowych owocu swojego geniuszu, czyli najnowocześniejszego androida bojowego zwanego KOS-MOS.
Przez podwładnych z pracy nazywana szefową a przez kapitana Elsy, Matthews'a, panienką Vector.
KOS-MOS (Kosmos Obey Strategical Multiple Operations System). Jedna z najpotężniejszych kobiecych postaci w grach wideo.
Wygląda na ok. osiemnaście lat. Ma notoryczne problemy z nadwagą, gdyż jej ciężar przekracza 90kg. KOS-MOS powinnaś się wziąć za siebie, inaczej będziesz pośmiewiskiem. Została stworzona do walki z największym zagrożeniem organizmów żywych w przestrzeni kosmicznej, czyli z gnozą. Gnoza to kosmiczne i niematerialne potwory, których nie ima się broń konwencjonalna.
Bishoneński cyborg o metalowych pośladkach Ziggy ma za zadanie uratowanie realanki MOMO, która jest przetrzymywane przez Organizację U-TIC. Choć wygląda jak trzydziestolatek, który ciągle coś ćpa, to ma tak naprawdę koło stu lat. To wszystko jest wynikiem tego, iż bez odpowiedniego przemyślenia sprawy, ofiarował swoje ciało dla nauki. W ten sposób stał się ofiarą Aktu Recyklingu Życia, w oparciu o który można ożywić nawet nieżywą osobę. Brzydzi się tym, że ma jeszcze jakieś ludzkie odruchy, więc stara się zastąpić swoje części organiczne elementami syntetycznymi.
MOMO (Multiple Observative Mimetic Organicus). Prototypowa realianka (syntetyczny człowiek) obserwacyjna z serii 100 stworzona przez Joachima i Juli Mizrahi. Jej celem jest obserwacja i nawiązanie kontaktu z gnozą. Posiada niezwykłe umiejętności pilotażu. Choć jest praktycznie bezbronna, to posiada generator pola efektu hilberta, który jest niezbędny do zmaterializowania gnozy.
Koma twierdzi, że to jego waifu i nie przeszkadza mu wcale, że mała realianka ma raptem dwanaście lat.
chaos. Wygląda na szesnaście lat. Jedna z najbardziej tajemniczych postaci w grze. Nie wiadomo skąd się wziął ani co jest jego celem, ale potrafi gołymi rękami pokonać gnozę, więc czyni go to jednym z najważniejszych sojuszników Shion i spółki. Jest członkiem załogi Elsy.
Podczas rozmów sprawia wrażenie o wiele starszego niż na to wygląda, gdyż potrafi słuchać i uspokoić swojego rozmówcę. Choć wydaje się zwykłym młodzieńcem, to zachowuje się tak jakby potrafił zajrzeć w głąb czyjejś duszy
Choć Jr. wygląda dość młodo, to jest znacznie starszy niż by się mogło z początku wydawać.
Uwielbia czytać książki przed snem, bo pozwalają mu szybciej zasnąć. Znajomi z Fundacji Kukai, której jest jednym z prezydentów nazywają go Małym Mistrzem.
Fascynują go stare pistolety. Zazwyczaj jest spokojny i opanowany, ale od czasu do czasu nawet mu zdarza się wybuchnąć gniewem.
Albedo to największy troll w pierwszym epizodzie Xenosagi. Strasznie żałuje, że wkracza na dobre do scenariusza w tak późnym punkcie fabuły, ale jegoo mech, akcje, które robi, by doprowadzić do wściekłości bohaterów i szalony śmiech są tego warte.
On sprawi, że gracz nie będzie się nudził. Białowłosy szaleniec ma nierówno pod sufitem a swoimi wybrykami zaskarbi sobie szacunek niejednego gracza z psychopatycznymi skłonnościami.
To tyle w skrócie o wybranych bohaterach pierwszego epizodu. Mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej mi będzie wyjaśnić kwestie w kolejnym rozdziale recenzji.
Jest sześćdziesiąty któryś wiek. Ludzkość porzuciła dawnych bogów i sama rości sobie prawo do bycia stwórcą a także panem życia i śmierci innych istot żyjących. Stworzyła realian, którzy są na każde jej skinienie. Nowa rasa ma niby prawa takie jak ludzie, ale to tylko złudzenie. Są tacy, którzy uważają ich za swoich niewolników a jak wiadomo moralność panów jest inna niż moralność niewolników. Wystarczy wpisać realianom bojowym odpowiednią procedurę i można ich poświęcić w walce a jeśli ktoś jest uzależniony od ich tkanki organicznej, to może nawet któregoś zjeść. Przecież pan nie będzie chodził głodny. To złe dla jego organizmu.
To nie jedyny grzech ludzkości. Ludzkość nie ma już żadnego szacunku dla zmarłych. Wystarczy podpisać odpowiednią umowę z dawcą a po śmierci zmienić go w cyborga, który zrobi wszystko to, co mu każemy, a jeśli będzie wymigiwał się od obowiązków lub zrobi coś, co uniemożliwi mu realizację powierzonego zadania, to bez problemu możemy uruchomić proces, który doprowadzi do jego autodestrukcji. Niewolnicy mają służyć swoim panom.
Kara śmierci dla największych zbrodniarzy też nie istnieje. Lepiej poddać takiego niegodziwca procesowi zmiany osobowości. Jeśli jego wybryki powtórzą się, to wystarczy przeprowadzić proces od nowa.
Ludzkość jest grzeszna. Nie znalazła ani boga, ani prawdy. Tej ostatniej nie potrafi nawet odróżnić od fałszu. Straciła szacunek do życia, którym zaczęła kupczyć. Niebezpieczne eksperymenty naukowe stały się codziennością.
Dlatego Organizacja U-TIC postanawia ją zniszczyć. Chce być sędzią, który wyda ostateczny wyrok. Tylko wtedy świat stanie się lepszy. Przyzywa gnozę, która nie patrzy na to czy ktoś jest dobry lub zły. Nie patrzy czy ktoś jest człowiekiem, cyborgiem lub realianinem. Jedno uderzenie to śmierć. Jedno dotknięcie i człowiek rozpada się na kawałki jak kruchy kryształ.
Nic nie uratuje ludzi, którzy stracili sens istnienia. A może nigdy nawet nie wiedzieli co nim jest, bo byli na to za słabi.
Najlepszym przykładem moralności niewolniczej i tego jak słaby jest człowiek jest Shion Uzuki. Domaga się ona dobrego traktowania realian. Nie wyobraża sobie, by ktokolwiek mógł ich skrzywdzić, ale gdy ktoś to robi, to jej ideały zupełnie nic nie znaczą. Jest bezsilna. Gdy staje naprzeciw gnozy, to śmierć zagląda jej w oczy.
I kiedy wydaje się, ze wszystko już stracone pojawia się ona, najpotężniejsza istota we wszechświecie, KOS-MOS. Wypowiada ona wojnę woli nicości, która jest reprezentowana przez gnozę. Nie rozmawia z nimi o tym co jest dobre a co złe, gdyż została stworzona po to, aby zniszczyć swojego wroga. W kosmosie, w którym panują rządy silniejszego nie ma miejsca na debaty. Liczy się tylko siła i to kto ma mocniejszą wolę.
Dochodzi do konfrontacji jakiej świat jeszcze nie widział. Wola życia ściera się z wolą śmierci.
KOS-MOS nie jest jednak słabym człowiekiem, pełnym lęku przed śmiercią i utratą bliskich. Stoi nad tym. Jest nadczłowiekiem. Jest absolutem, którego nie potrafił nikt znaleźć przez wszystkie wieki. Znajduje się na najwyższym szczeblu drabiny bytów. Jest boginią. Jest pełna życia. Gdy inni chowają się przed gnozą na jej widok ona wychodzi jej naprzeciw. Prosi ją do tańca a w jej tanach na śmierć i życie pełno jest powabu i wiosny.
KOS-MOS widzi rzeczy takie jakimi są. Dzięki najpotężniejszemu generatorowi pola efektu Hilberta potrafi pokazać wszystkim jak wyglądają wrogowie ludzkości. To jej wola prawdy.
Jest ostatnią deską ratunku dla wszystkich istot żyjących.
Nie kierują nią ludzkie emocje, bo nie tak została zaprogramowana. Ma moc sprawczą czynienia wszystkiego wedle własnej woli. Dba o innych tylko wtedy, gdy strata jakiejś osoby jest związana z ubytkiem jej mocy. Nie może sobie na coś takiego pozwolić. Choroby odbierają ciału życie, więc nie pozwoli im się rozprzestrzeniać. Chory jest słaby. Tylko o kimś kto jest w pełni sił możemy powiedzieć, że jest pełen mocy.
Jest immoralistką, która nie zaprząta sobie głowy kwestiami moralnymi, bo dla niej liczy się pokonywanie coraz silniejszych przeciwników. Tylko to da przyrost jej mocy. Tylko to sprawi, że będzie z dumą patrzyła na swoje czyny.
Bez niej nie ma szans na przetrwanie. Dlatego członkowie drużyny w wyniku różnych perturbacji zawiązują z nia spisek, którego celem jest zniszczenie wszystkiego, co mogłoby doprowadzić do uszczerbku jej mocy.
KOS-MOS nie lata po kosmosie w poszukiwaniu sojuszników jak Shepard, bo gdy dochodzi do konfrontacji między dwoma przeciwstawnymi siłami, to z jej wrogów nie zostaje nawet pył.
Gdyby KOS-MOS była główną bohaterką Mass Effect, to żniwiarze nie zdążyliby zaatakować żadnej planety, bo ma potencjał bojowy, który pozwala jej zniszczyć dowolną armię, planetę a nawet gwiazdę.
W ścieżce dźwiękowej Xenosagi dominują utwory orkiestrowe. W tym japońskim jrpgu sf nieraz usłyszymy spokojne kawałki (np. Shion, The Girl Who Closed Her Heart, Nephilim), chór (np. Prologue, Ormus, The Resurrection, Song of Nephilim, Inner Space), a także takie, po których poczujemy się lepiej na duchu (Warmth).
Są też takie, przy których od razu wiadomo, że widzimy najlepsze sceny w całej grze (np. The Miracle, Omega, The Escape, Battling KOS-MOS, Spacecraft Pursuit, Panic).
Life Or Death i Durandal kojarzą mi się ze starszymi kompozycjami japońskiego kompozytora.
Ścieżka dźwiękowa w Der Wille zur Macht jest jednym z największych atutów tej gry. Raz budzi w słuchaczu smutek (The Sadness), niepokój i strach (Anxeity) a innym razem odpręża (Everyday Life i U.M.N. Mode).
Choć nie podoba mi się fakt, iż walki z bossami mają ten sam motyw przewodni co podczas zwykłych starć (wyjątek ostatnia walka w grze), to przynajmniej nie poskąpiono muzyki dwóm największym antagonistom i przyznaję, że to jest to.
Czasem, aby oddać klimat gry wystarczy jeden instrument np. organy, pianino lub skrzypce. Jeśli chodzi o te ostatnie, to spośród innych kompozycji wybija się tutaj zdecydowanie Beach of the Void, który pojawia się, gdy jeden z czarnych charakterów wytacza najcięższe zarzuty pod adresem ludzkości. Choć nie jest to scena ociekająca akcją, to muzyka dodaje jej niebywałego czaru. Organy usłyszymy w chwili, w której dowiemy się co tak naprawdę jest celem naszej drużyny i jakie role pełnią jej poszczególni członkowie (Zarathustra).
W ost Der Wille Zur Macht znajdziemy także świetny Opening, który pokazuje proces powstawania KOS-MOS w Vectorze i ma bez wątpienia charakterystyczny mitsudowski vibe znany z Xenogears, Proto Mercabah zaś towarzyszy graczowi, gdy jest mu przedstawiany ostatni loch w grze.
Znam tą muzykę na pamięć i umiem ją powiązać praktycznie z każdym momentem w grze. Jednak powiedzmy sobie szczerze, że w Xenosagę warto zagrać, aby tak jak w przypadku endingu z Xenogears posłuchać wyników współpracy Yasunoriego Mitsudy oraz Irlandki Joanne Hogg. Pain i Kokoro to coś pięknego. Czekałem dziesięć lat, aby usłyszeć te dwa utwory i miałem łzy w oczach, gdy słyszałem je podczas samej gry.
Każda ze stron ma swoje zakolejkowane ruchy w turze, ale wszystko ulega zmianie podczas używania przyśpieszenia (boost). Jest to niezwykle istotny element rozgrywki, gdyż nasza drużyna może ostro oberwać od wrogów lub bossa, którzy naładowali sobie maksymalnie wskaźnik przyśpieszenia (trzy to liczba maksymalna) i zrobią kilka ataków pod rząd. Działa to też w drugą stronę i czasem warto przygotować na zapas parę ruchów w jednej turze na wroga, który leczy wszystkich swoich towarzyszy albo na takich, którzy odradzają się, jeśli podczas walki żyje choćby jeden ich towarzysz. Użycie przygotowanego wcześniej przyśpieszenia to także bardzo istotne zagranie defensywne, gdyż możemy użyć kilku czarów leczniczych pod rząd w przypadku kryzysowej sytuacji naszej ekipy, gdy otrzymała poważne rany.
Wskaźnik przyśpieszenia ładujemy atakując potwory. Można to robić w każdym momencie naszej tury albo wykorzystać moment gdy każdy atak napełni ten wskaźnik bardziej niż zwykle. Daje to pole do popisu graczom, którzy lubią trochę pogłówkować, a jeśli nie lubią główkować, to zawsze mogą nauczyć jedną z postaci czaru, który natychmiast napełnia ten wskaźnik o jeden pełny segment.
Jednak moim ulubionym elementem walk jest pokonywanie przeciwników w momencie, gdy podczas naszego ruchu aktywny jest mnożnik zdobywanych przez nas punktów doświadczenia, punktów technicznych wymaganych do rozwoju wybranych parametrów postaci lub ataków specjalnych, punktów umiejętności, które służą do uczenia się nowych zdolności z posiadanych przez nas akcesoriów oraz punktów eterycznych służących do nauki nowych zdolności magicznych.
Mnożnik punktów zwiększa ich zwyczajową liczbę dwukrotnie, czterokrotnie lub dziesięciokrotnie. Zwielokrotnienie jest losowe, ale i tak warto je wykorzystywać, gdyż przyśpiesza to rozwój naszych bohaterów.
Co mógłbym dodać więcej?
Między innymi to, że filozofia nihilistyczna nadaje się nawet do wytłumaczenia zasad rządzących tą grą.
Do uratowania organizmów żywych nie nadadzą się słabe jednostki. Musimy zatem walczyć bez końca i zdobywać doświadczenie. W ten sposób nasza drużyna stanie się coraz mocniejsza. Jeśli samo doświadczenie nie wystarczy, to za pomocą punktów technicznych możemy podnieść atrybuty dowolnej postaci. Wiadomo, że programistka nie będzie tak potężna jak najnowocześniejszy android bojowy we wszechświecie, ale tą przepaść da się krok po kroku niwelować. Jeśli Shion ma przykładowo słabe ataki, to po zdobyciu odpowiedniej ilości punktów technicznych zawsze można podnieść jej siłę. to samo tyczny się wytrzymałości na ataki fizyczne lub eteryczne a nawet samej celności ataków. W ten sposób pozyskujemy moc potrzebną do przeciwstawienia się najgorszym kosmicznym kreaturom.
Nie jest to jednak jedyny sposób pozyskiwania coraz większej mocy naszych bohaterów w pierwszej Xenosadze.
Wraz z coraz wyższym poziomem postaci uzyskujemy dostęp do nowych ataków. Początkowo są to ataki zadające obrażenia tylko pojedynczym przeciwnikom. Później pojawią się również i takie, które atakują wszystkie cele.
Możemy wyposażyć członków drużyny wedle swojego upodobania a także w zależności od tego, z jakimi wrogami obecnie się mierzymy.
Za pomocą odpowiedniej ilości punktów technicznych możemy podnosić też poziom obrażeń zadawanych naszymi ulubionymi atakami, zmniejszyć okres oczekiwania na kolejny ruch postaci po ich użyciu a także umożliwić użycie najsilniejszych ataków już w pierwszej turze (zazwyczaj potrzeba do tego aż dwóch tur).
Jednak to nie wystarczy do wygrania wojny z gnozą. Naszej drużynie potrzeba jeszcze więcej mocy.
Do zdobycia międzyplanetarnej potęgi musimy zgłębić tajniki eteru.
Z początku zaczniemy od prostych zaklęć, aby skończyć na takich, które za jednym zamachem uleczą całą drużynę.
Co więcej, każda postać, która nauczy się jakiegoś przydatnego zaklęcia może nauczyć go dowolnego członka drużyny, zużywając do tego połowę punktów eterycznych wykorzystanych wcześniej do poznania tej zdolności. Co prawda jest to tylko pokątna wiedza bez możliwości dalszego progresu, do którego prawo ma tylko nauczyciel takiej zdolności, ale nauczenie wszystkich członków drużyny najpotężniejszych leczniczych zdolności eterycznych pozwoli nam mierzyć się z praktycznie każdym kosmicznym szkodnikiem. Dopiero w takiej sytuacji mamy szansę poczuć naszą siłę, której szukaliśmy od początku gry.
Gnoza to jednak prawdziwe wyzwanie.
Jej celem jest udowodnienie w najbrutalniejszy sposób z możliwych, że wszystko co stanie jej na drodze jest słabe i niewarte życia.
Do eksterminacji wszelkiego życia użyje różnego rodzaju trucizn, klątw, ataków obniżających odporność na eter lub obrażenia fizyczne a my musimy zrobić wszystko, aby im się przeciwstawić.
Kto wygra w tej bitwie? Ten kto jest dobry? W życiu. Tylko nasza przebiegłość, zdolności pozwalające nam dostrzec słabości konkretnych wrogów oraz to, co można im ukraść mogą nam w tym pomóc. Musimy poczynić odpowiednie zapasy, kupić nową broń, pancerze, uzbrojenie do A.G.W.S.'ów oraz wydobyć zdolności zaklęte w znajdywanych akcesoriach i umiejętne dostosować je do sytuacji na polu walki.
Cieszę się, że poznałem w końcu pierwszy epizod Xenosagi z pierwszej ręki. Czuję się tak, jakby wielki kamień spadł mi z serca. Był to kamień niewiedzy, tęsknoty, niemożności pogodzenia się z tym, że wydawca tej gry potraktował mnie jak podczłowieka, który nie ma prawa gry w tego jrpga, choć bez problemu jestem w stanie zrozumieć i historię recenzowanej gry, i podłoże filozoficzne stanowiące jej filar, na którym się oparła.
Nie mogę pogodzić się również z tym, że autor tego systematu jest praktycznie nikomu nieznany. Ludzie myślą, że mit o nadczłowieku stworzył pewien Austriak a on go jedynie ukradł i wykorzystał do swoich niecnych celów.
Protestuję przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Tetsuya Takahashi pokazał mi, że nihilzm może być czymś, dzięki czemu powstanie jedna z lepszych gier na PlaySation 2, gra, w którą będę chciał zagrać przez dziesięć lat mojego życia a kiedy mi się to wreszcie uda, to poczuję ogromną ulgę i radość.
Tagi: androidy
cyborgi
fryderyk nietzsche
gnoza
KOS-MOS rządzi!!!
realianie
U-TIC
xenosaga: der wille zur macht
9.0
1111V
Recenzja gry Xenosaga Episode I: Der Wille zur Macht
Ciężko jest napisać
recenzję gry, w którą miałem nigdy nie zagrać, ale czasem życie potrafi
spłatać figla i niemożliwe staje się możliwe. Chciałbym gorąco
podziękować mojej przyjaciółce Uli, bez której nie miałbym nawet szansy
na napisanie tego tekstu. [Recenzja zawiera spoilery.]
I.Wstęp
I pomyśleć, że nie dalej jak pół roku temu, gdy jeden z odcinków W co gracie w weekend? prowadził krzychu007,
to narzekałem, że nigdy nie zagram w tego jrpga, ale za to właśnie
kocham życie. Gdyby nie niespodzianki, które ze sobą niesie, to pewnie
dawno temu straciłbym do niego chęci.Po skończeniu recenzowanej gry utwierdziłem się w tym, co już wiem od dziesięciu lat, gdy po skończeniu drugiego epizodu Xenosagi obejrzałem film opowiadający o wydarzeniach z pierwszej części. Pierwszy epizod tej trylogii jest lepszy od drugiego. Projekty postaci mi bardziej odpowiadają (są bardziej chibi), w grze są mini-gierki, choć poprawiłbym w nich co nieco, Shion jest ciągle bombardowana e-mailami, KOS-MOS kradnie praktycznie każdą scenę, w której jest pokazana, a MOMO jako pierwsza potrafi dostrzec człowieczeństwo w relikcie przeszłości, czyli cyborgu Ziggy'm.
Przez cały ten cały żyłem ze świadomością, że nie będę miał spokoju, jeśli nie przekonam się o tym wszystkim na własne oczy.
Ważna była dla mnie również możliwość poznania bohaterów, z którymi spędziłem już ponad sto godzin przy drugim epizodzie a tylko pierwszy epizod to umożliwia. Jak zaczyna się poznawać tą kosmiczną sagę od drugiego epizodu, to ma się wrażenie uczestnictwa w wydarzeniach wyrwanych z kontekstu.
Pierwszy epizod to chyba pierwszy przypadek w mojej karierze gracza, gdy znam historię ukończonej gry od przeszło dekady zanim w ogóle w nią zagrałem. Jedyne czego potrzebowałem to wiedzy z pierwszej ręki o samej rozgrywce.
Nie rozumiem tylko tego, po co Namco wydawało niepełną Xenosagę w Europie? Ciekawe czy Tetsuya Takahashi poszedłby w ogóle do nich z prośbą o wydanie jego kosmicznej trylogii, gdyby wiedział, że są kolejną firmą po Squaresofcie (nie wydali Xenogears w Europie i wtrącali się w produkcję gry), która ma zamiar przeszkadzać graczom w poznaniu jego gier? Jego późniejszy sojusz z Nintendo, który trwa do dziś pokazuje, że chyba nie bardzo.
Obejrzałem film pokazujący wydarzenia z pierwszego epizodu pięć razy na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, naiwnie wierząc, że zawarto w nim wszystkie sceny przerywnikowe z gry. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła inna. Okazuje się, że do filmu dodanego do drugiego epizodu z grą nie trafiło 20-30% wydarzeń z pierwszego epizodu. Co chwila widziałem jakieś sceny w grze, które nigdy nie trafiły na płytę DVD, która powoli staje się w moich oczach jedynie kolejnym przykładem niekompetencji ludzi z Namco. Niektóre sceny dopiero teraz mają sens a przez tak długi okres czasu wydawały mi się bezsensowne. No cóż, dobrze, że japońscy "geniusze" nie wycieli chociaż momentu, gdy KOS-MOS budzi się do życia.
Tyle lat już minęło od kiedy widziałem to pierwszy raz a wciąż jestem pod wrażeniem. Całkiem nieźle jak na to, że większość xenogearsowych ortodoksów ma Xenosagę za totalne nieporozumienie. W takich chwilach cieszę się, że pokochałem jrpgi w czasach PS2 a dopiero potem postanowiłem skierować mój wzrok ku przeszłości. Ominąłby mnie jrpg może nie wybitny, ale z podniesioną głową spoglądający na Final Fantasy X, Kingdom Hearts, czy produkcje Atlusa i Level-5 z pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku.
II.Charakterystyka nihilizmu oraz informacje o jego twórcy
Niektórym może się wydawać, że znajomość Xenogears wystarczy do zrozumienia Xenosagi. Nic bardziej mylnego. Do zrozumienia pierwszego epizodu Xenosagi wymagana jest znajomość książki "Wola Mocy" Fryderyka Nietzsche, gdyż ma ona ten sam tytuł co pierwszy epizod gry i stanowi jego podstawę filozoficzną.
Przyznam się szczerze, że gdy czytałem wiele lat temu książkę tego autora, to wiedziałem o nim tylko tyle, iż był niemieckim filozofem. Tym razem postanowiłem głębiej pogrzebać w jego życiorysie. Dowiedziałem się dzięki temu kilku istotnych rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałem. Był on filozofem pruskim, żyjącym w XIX w. Wykładał nawet na jednym z uniwersytetów. Jednak jego światopogląd sprawił, że oddalał się coraz bardziej od swojego matecznika i zanim doszło do zjednoczenia Niemiec zrezygnował dobrowolnie ze swojego obywatelstwa, brzydząc się tendencjami nacjonalistycznym głęboko zakorzenionymi wśród mieszkańców Prus.
W tym aspekcie okazał się prorokiem, gdyż Niemcy próbowali podpalić cały świat w następnym wieku. Paradoksalnie dla Fryderyka Nietzsche, który uważał siebie za Polaka i że dużo z tego, co dobre w kulturze jego własnego kraju wzięło się z Polski, hitlerowcy do realizacji swoich zbrodniczych celów używali jako propagandy jego systematu filozoficznego.
Jego systemat to nihilizm, zwany przez niego samego buddyzmem europejskim lub najbardziej krańcową formą pesymizmu. Jednym z jego elementów charakterystycznych jest stwierdzenie, że Bóg umarł.
Kpił z dwupostaciowości człowieka w chrześcijaństwie, w którym jest on przedstawiony jako marny grzesznik poszukujący swego całkowitego przeciwieństwa, czyli boskości, życia wiecznego i ratunku w postaci zbawienia. Odrzucał praktycznie wszystkie wcześniejsze koncepcje filozoficzne. Wyśmiewał rzeczy same w sobie Platona, proponując w zamian wieczną bezcelowość lub brak sensu sam w sobie.
Z drugiej jednak strony życie człowieka uczynił fundamentem swojej filozofii. Zdrowego człowieka stawiał wyżej od takiego, którego trawią choroby. Pisał o moralności i rasie panów oraz o tym, że tylko osoby, które zdobędą moc są godne pochwały. Jak zdobyć moc? Moc człowiekowi da poczucie dumy, powstałe w jego sercu po pokonaniu nieprzyjemności, miłość oraz pomaganie i troszczenie się o innych.
Nihilizm jest systematem pełnym sprzeczności, ale w gruncie rzeczy obiecuje nagrody człowiekowi już za życia a nie w momencie gdy to życie z niego ujdzie.
W wypaczonej formie nihilizm zaistniał jako dwudziestowieczny hitleryzm, jednak życie pruskiego immoralisty oraz chęć bycia Polakiem świadczą tylko o tym, że jego filozofia, choć nie szczędziła krytyki nikomu, to nigdy nie nawoływała do mordowania kogokolwiek.
Musiałem przybliżyć jego życie osobiste i podstawowe koncepcje jego filozofii, gdyż są to elementy niezbędne w celu zrozumienia przyczyn działań bohaterów Xenosagi oraz świata, który został w niej przedstawiony.
III.Bohaterowie
W celu zinterpretowania w czym objawia
się hihilzm w Xenosadze niezbędne jest przedstawienie jej bohaterów.
Dlatego zajmę się teraz tym problemem. Dwudziestodwuletnia Shion Uzuki jest głównym inżynierem w Pierwszej Dywizji Badań i Rowoju w międzygalaktycznej firmie Vector Industries. Seksowna programistka zna się na psychologii realianów a do jej zadań należy zbadanie zniknięcia pewnej planety oraz przetestowanie w warunkach polowych owocu swojego geniuszu, czyli najnowocześniejszego androida bojowego zwanego KOS-MOS.
Przez podwładnych z pracy nazywana szefową a przez kapitana Elsy, Matthews'a, panienką Vector.
KOS-MOS (Kosmos Obey Strategical Multiple Operations System). Jedna z najpotężniejszych kobiecych postaci w grach wideo.
Wygląda na ok. osiemnaście lat. Ma notoryczne problemy z nadwagą, gdyż jej ciężar przekracza 90kg. KOS-MOS powinnaś się wziąć za siebie, inaczej będziesz pośmiewiskiem. Została stworzona do walki z największym zagrożeniem organizmów żywych w przestrzeni kosmicznej, czyli z gnozą. Gnoza to kosmiczne i niematerialne potwory, których nie ima się broń konwencjonalna.
Bishoneński cyborg o metalowych pośladkach Ziggy ma za zadanie uratowanie realanki MOMO, która jest przetrzymywane przez Organizację U-TIC. Choć wygląda jak trzydziestolatek, który ciągle coś ćpa, to ma tak naprawdę koło stu lat. To wszystko jest wynikiem tego, iż bez odpowiedniego przemyślenia sprawy, ofiarował swoje ciało dla nauki. W ten sposób stał się ofiarą Aktu Recyklingu Życia, w oparciu o który można ożywić nawet nieżywą osobę. Brzydzi się tym, że ma jeszcze jakieś ludzkie odruchy, więc stara się zastąpić swoje części organiczne elementami syntetycznymi.
MOMO (Multiple Observative Mimetic Organicus). Prototypowa realianka (syntetyczny człowiek) obserwacyjna z serii 100 stworzona przez Joachima i Juli Mizrahi. Jej celem jest obserwacja i nawiązanie kontaktu z gnozą. Posiada niezwykłe umiejętności pilotażu. Choć jest praktycznie bezbronna, to posiada generator pola efektu hilberta, który jest niezbędny do zmaterializowania gnozy.
Koma twierdzi, że to jego waifu i nie przeszkadza mu wcale, że mała realianka ma raptem dwanaście lat.
chaos. Wygląda na szesnaście lat. Jedna z najbardziej tajemniczych postaci w grze. Nie wiadomo skąd się wziął ani co jest jego celem, ale potrafi gołymi rękami pokonać gnozę, więc czyni go to jednym z najważniejszych sojuszników Shion i spółki. Jest członkiem załogi Elsy.
Podczas rozmów sprawia wrażenie o wiele starszego niż na to wygląda, gdyż potrafi słuchać i uspokoić swojego rozmówcę. Choć wydaje się zwykłym młodzieńcem, to zachowuje się tak jakby potrafił zajrzeć w głąb czyjejś duszy
Choć Jr. wygląda dość młodo, to jest znacznie starszy niż by się mogło z początku wydawać.
Uwielbia czytać książki przed snem, bo pozwalają mu szybciej zasnąć. Znajomi z Fundacji Kukai, której jest jednym z prezydentów nazywają go Małym Mistrzem.
Fascynują go stare pistolety. Zazwyczaj jest spokojny i opanowany, ale od czasu do czasu nawet mu zdarza się wybuchnąć gniewem.
Albedo to największy troll w pierwszym epizodzie Xenosagi. Strasznie żałuje, że wkracza na dobre do scenariusza w tak późnym punkcie fabuły, ale jegoo mech, akcje, które robi, by doprowadzić do wściekłości bohaterów i szalony śmiech są tego warte.
On sprawi, że gracz nie będzie się nudził. Białowłosy szaleniec ma nierówno pod sufitem a swoimi wybrykami zaskarbi sobie szacunek niejednego gracza z psychopatycznymi skłonnościami.
To tyle w skrócie o wybranych bohaterach pierwszego epizodu. Mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej mi będzie wyjaśnić kwestie w kolejnym rozdziale recenzji.
IV.Nihilizm w Xenosadze
Jest sześćdziesiąty któryś wiek. Ludzkość porzuciła dawnych bogów i sama rości sobie prawo do bycia stwórcą a także panem życia i śmierci innych istot żyjących. Stworzyła realian, którzy są na każde jej skinienie. Nowa rasa ma niby prawa takie jak ludzie, ale to tylko złudzenie. Są tacy, którzy uważają ich za swoich niewolników a jak wiadomo moralność panów jest inna niż moralność niewolników. Wystarczy wpisać realianom bojowym odpowiednią procedurę i można ich poświęcić w walce a jeśli ktoś jest uzależniony od ich tkanki organicznej, to może nawet któregoś zjeść. Przecież pan nie będzie chodził głodny. To złe dla jego organizmu.
To nie jedyny grzech ludzkości. Ludzkość nie ma już żadnego szacunku dla zmarłych. Wystarczy podpisać odpowiednią umowę z dawcą a po śmierci zmienić go w cyborga, który zrobi wszystko to, co mu każemy, a jeśli będzie wymigiwał się od obowiązków lub zrobi coś, co uniemożliwi mu realizację powierzonego zadania, to bez problemu możemy uruchomić proces, który doprowadzi do jego autodestrukcji. Niewolnicy mają służyć swoim panom.
Kara śmierci dla największych zbrodniarzy też nie istnieje. Lepiej poddać takiego niegodziwca procesowi zmiany osobowości. Jeśli jego wybryki powtórzą się, to wystarczy przeprowadzić proces od nowa.
Ludzkość jest grzeszna. Nie znalazła ani boga, ani prawdy. Tej ostatniej nie potrafi nawet odróżnić od fałszu. Straciła szacunek do życia, którym zaczęła kupczyć. Niebezpieczne eksperymenty naukowe stały się codziennością.
Dlatego Organizacja U-TIC postanawia ją zniszczyć. Chce być sędzią, który wyda ostateczny wyrok. Tylko wtedy świat stanie się lepszy. Przyzywa gnozę, która nie patrzy na to czy ktoś jest dobry lub zły. Nie patrzy czy ktoś jest człowiekiem, cyborgiem lub realianinem. Jedno uderzenie to śmierć. Jedno dotknięcie i człowiek rozpada się na kawałki jak kruchy kryształ.
Nic nie uratuje ludzi, którzy stracili sens istnienia. A może nigdy nawet nie wiedzieli co nim jest, bo byli na to za słabi.
Najlepszym przykładem moralności niewolniczej i tego jak słaby jest człowiek jest Shion Uzuki. Domaga się ona dobrego traktowania realian. Nie wyobraża sobie, by ktokolwiek mógł ich skrzywdzić, ale gdy ktoś to robi, to jej ideały zupełnie nic nie znaczą. Jest bezsilna. Gdy staje naprzeciw gnozy, to śmierć zagląda jej w oczy.
I kiedy wydaje się, ze wszystko już stracone pojawia się ona, najpotężniejsza istota we wszechświecie, KOS-MOS. Wypowiada ona wojnę woli nicości, która jest reprezentowana przez gnozę. Nie rozmawia z nimi o tym co jest dobre a co złe, gdyż została stworzona po to, aby zniszczyć swojego wroga. W kosmosie, w którym panują rządy silniejszego nie ma miejsca na debaty. Liczy się tylko siła i to kto ma mocniejszą wolę.
Dochodzi do konfrontacji jakiej świat jeszcze nie widział. Wola życia ściera się z wolą śmierci.
KOS-MOS nie jest jednak słabym człowiekiem, pełnym lęku przed śmiercią i utratą bliskich. Stoi nad tym. Jest nadczłowiekiem. Jest absolutem, którego nie potrafił nikt znaleźć przez wszystkie wieki. Znajduje się na najwyższym szczeblu drabiny bytów. Jest boginią. Jest pełna życia. Gdy inni chowają się przed gnozą na jej widok ona wychodzi jej naprzeciw. Prosi ją do tańca a w jej tanach na śmierć i życie pełno jest powabu i wiosny.
KOS-MOS widzi rzeczy takie jakimi są. Dzięki najpotężniejszemu generatorowi pola efektu Hilberta potrafi pokazać wszystkim jak wyglądają wrogowie ludzkości. To jej wola prawdy.
Jest ostatnią deską ratunku dla wszystkich istot żyjących.
Nie kierują nią ludzkie emocje, bo nie tak została zaprogramowana. Ma moc sprawczą czynienia wszystkiego wedle własnej woli. Dba o innych tylko wtedy, gdy strata jakiejś osoby jest związana z ubytkiem jej mocy. Nie może sobie na coś takiego pozwolić. Choroby odbierają ciału życie, więc nie pozwoli im się rozprzestrzeniać. Chory jest słaby. Tylko o kimś kto jest w pełni sił możemy powiedzieć, że jest pełen mocy.
Jest immoralistką, która nie zaprząta sobie głowy kwestiami moralnymi, bo dla niej liczy się pokonywanie coraz silniejszych przeciwników. Tylko to da przyrost jej mocy. Tylko to sprawi, że będzie z dumą patrzyła na swoje czyny.
Bez niej nie ma szans na przetrwanie. Dlatego członkowie drużyny w wyniku różnych perturbacji zawiązują z nia spisek, którego celem jest zniszczenie wszystkiego, co mogłoby doprowadzić do uszczerbku jej mocy.
KOS-MOS nie lata po kosmosie w poszukiwaniu sojuszników jak Shepard, bo gdy dochodzi do konfrontacji między dwoma przeciwstawnymi siłami, to z jej wrogów nie zostaje nawet pył.
Gdyby KOS-MOS była główną bohaterką Mass Effect, to żniwiarze nie zdążyliby zaatakować żadnej planety, bo ma potencjał bojowy, który pozwala jej zniszczyć dowolną armię, planetę a nawet gwiazdę.
V.Muzyka
Za muzykę w pierwszym epizodzie odpowiada legenda Squaresoftu, Yasunori Mitsuda, który skomponował muzykę m.in. do Chrono Trigger/Chross oraz do Xenogears.W ścieżce dźwiękowej Xenosagi dominują utwory orkiestrowe. W tym japońskim jrpgu sf nieraz usłyszymy spokojne kawałki (np. Shion, The Girl Who Closed Her Heart, Nephilim), chór (np. Prologue, Ormus, The Resurrection, Song of Nephilim, Inner Space), a także takie, po których poczujemy się lepiej na duchu (Warmth).
Są też takie, przy których od razu wiadomo, że widzimy najlepsze sceny w całej grze (np. The Miracle, Omega, The Escape, Battling KOS-MOS, Spacecraft Pursuit, Panic).
Life Or Death i Durandal kojarzą mi się ze starszymi kompozycjami japońskiego kompozytora.
Ścieżka dźwiękowa w Der Wille zur Macht jest jednym z największych atutów tej gry. Raz budzi w słuchaczu smutek (The Sadness), niepokój i strach (Anxeity) a innym razem odpręża (Everyday Life i U.M.N. Mode).
Choć nie podoba mi się fakt, iż walki z bossami mają ten sam motyw przewodni co podczas zwykłych starć (wyjątek ostatnia walka w grze), to przynajmniej nie poskąpiono muzyki dwóm największym antagonistom i przyznaję, że to jest to.
Czasem, aby oddać klimat gry wystarczy jeden instrument np. organy, pianino lub skrzypce. Jeśli chodzi o te ostatnie, to spośród innych kompozycji wybija się tutaj zdecydowanie Beach of the Void, który pojawia się, gdy jeden z czarnych charakterów wytacza najcięższe zarzuty pod adresem ludzkości. Choć nie jest to scena ociekająca akcją, to muzyka dodaje jej niebywałego czaru. Organy usłyszymy w chwili, w której dowiemy się co tak naprawdę jest celem naszej drużyny i jakie role pełnią jej poszczególni członkowie (Zarathustra).
W ost Der Wille Zur Macht znajdziemy także świetny Opening, który pokazuje proces powstawania KOS-MOS w Vectorze i ma bez wątpienia charakterystyczny mitsudowski vibe znany z Xenogears, Proto Mercabah zaś towarzyszy graczowi, gdy jest mu przedstawiany ostatni loch w grze.
Znam tą muzykę na pamięć i umiem ją powiązać praktycznie z każdym momentem w grze. Jednak powiedzmy sobie szczerze, że w Xenosagę warto zagrać, aby tak jak w przypadku endingu z Xenogears posłuchać wyników współpracy Yasunoriego Mitsudy oraz Irlandki Joanne Hogg. Pain i Kokoro to coś pięknego. Czekałem dziesięć lat, aby usłyszeć te dwa utwory i miałem łzy w oczach, gdy słyszałem je podczas samej gry.
VI.System walki i rozwoju postaci
Xenosaga Episode I: Der Wille zur Macht
to japoński rpg turowy, ale spośród innych przedstawicieli tego gatunku
odróżnia go to, że te tury rządzone są za pomocą odpowiedniego rytmu. Każda ze stron ma swoje zakolejkowane ruchy w turze, ale wszystko ulega zmianie podczas używania przyśpieszenia (boost). Jest to niezwykle istotny element rozgrywki, gdyż nasza drużyna może ostro oberwać od wrogów lub bossa, którzy naładowali sobie maksymalnie wskaźnik przyśpieszenia (trzy to liczba maksymalna) i zrobią kilka ataków pod rząd. Działa to też w drugą stronę i czasem warto przygotować na zapas parę ruchów w jednej turze na wroga, który leczy wszystkich swoich towarzyszy albo na takich, którzy odradzają się, jeśli podczas walki żyje choćby jeden ich towarzysz. Użycie przygotowanego wcześniej przyśpieszenia to także bardzo istotne zagranie defensywne, gdyż możemy użyć kilku czarów leczniczych pod rząd w przypadku kryzysowej sytuacji naszej ekipy, gdy otrzymała poważne rany.
Wskaźnik przyśpieszenia ładujemy atakując potwory. Można to robić w każdym momencie naszej tury albo wykorzystać moment gdy każdy atak napełni ten wskaźnik bardziej niż zwykle. Daje to pole do popisu graczom, którzy lubią trochę pogłówkować, a jeśli nie lubią główkować, to zawsze mogą nauczyć jedną z postaci czaru, który natychmiast napełnia ten wskaźnik o jeden pełny segment.
Jednak moim ulubionym elementem walk jest pokonywanie przeciwników w momencie, gdy podczas naszego ruchu aktywny jest mnożnik zdobywanych przez nas punktów doświadczenia, punktów technicznych wymaganych do rozwoju wybranych parametrów postaci lub ataków specjalnych, punktów umiejętności, które służą do uczenia się nowych zdolności z posiadanych przez nas akcesoriów oraz punktów eterycznych służących do nauki nowych zdolności magicznych.
Mnożnik punktów zwiększa ich zwyczajową liczbę dwukrotnie, czterokrotnie lub dziesięciokrotnie. Zwielokrotnienie jest losowe, ale i tak warto je wykorzystywać, gdyż przyśpiesza to rozwój naszych bohaterów.
Co mógłbym dodać więcej?
Między innymi to, że filozofia nihilistyczna nadaje się nawet do wytłumaczenia zasad rządzących tą grą.
Do uratowania organizmów żywych nie nadadzą się słabe jednostki. Musimy zatem walczyć bez końca i zdobywać doświadczenie. W ten sposób nasza drużyna stanie się coraz mocniejsza. Jeśli samo doświadczenie nie wystarczy, to za pomocą punktów technicznych możemy podnieść atrybuty dowolnej postaci. Wiadomo, że programistka nie będzie tak potężna jak najnowocześniejszy android bojowy we wszechświecie, ale tą przepaść da się krok po kroku niwelować. Jeśli Shion ma przykładowo słabe ataki, to po zdobyciu odpowiedniej ilości punktów technicznych zawsze można podnieść jej siłę. to samo tyczny się wytrzymałości na ataki fizyczne lub eteryczne a nawet samej celności ataków. W ten sposób pozyskujemy moc potrzebną do przeciwstawienia się najgorszym kosmicznym kreaturom.
Nie jest to jednak jedyny sposób pozyskiwania coraz większej mocy naszych bohaterów w pierwszej Xenosadze.
Wraz z coraz wyższym poziomem postaci uzyskujemy dostęp do nowych ataków. Początkowo są to ataki zadające obrażenia tylko pojedynczym przeciwnikom. Później pojawią się również i takie, które atakują wszystkie cele.
Możemy wyposażyć członków drużyny wedle swojego upodobania a także w zależności od tego, z jakimi wrogami obecnie się mierzymy.
Za pomocą odpowiedniej ilości punktów technicznych możemy podnosić też poziom obrażeń zadawanych naszymi ulubionymi atakami, zmniejszyć okres oczekiwania na kolejny ruch postaci po ich użyciu a także umożliwić użycie najsilniejszych ataków już w pierwszej turze (zazwyczaj potrzeba do tego aż dwóch tur).
Jednak to nie wystarczy do wygrania wojny z gnozą. Naszej drużynie potrzeba jeszcze więcej mocy.
Do zdobycia międzyplanetarnej potęgi musimy zgłębić tajniki eteru.
Z początku zaczniemy od prostych zaklęć, aby skończyć na takich, które za jednym zamachem uleczą całą drużynę.
Co więcej, każda postać, która nauczy się jakiegoś przydatnego zaklęcia może nauczyć go dowolnego członka drużyny, zużywając do tego połowę punktów eterycznych wykorzystanych wcześniej do poznania tej zdolności. Co prawda jest to tylko pokątna wiedza bez możliwości dalszego progresu, do którego prawo ma tylko nauczyciel takiej zdolności, ale nauczenie wszystkich członków drużyny najpotężniejszych leczniczych zdolności eterycznych pozwoli nam mierzyć się z praktycznie każdym kosmicznym szkodnikiem. Dopiero w takiej sytuacji mamy szansę poczuć naszą siłę, której szukaliśmy od początku gry.
Gnoza to jednak prawdziwe wyzwanie.
Jej celem jest udowodnienie w najbrutalniejszy sposób z możliwych, że wszystko co stanie jej na drodze jest słabe i niewarte życia.
Do eksterminacji wszelkiego życia użyje różnego rodzaju trucizn, klątw, ataków obniżających odporność na eter lub obrażenia fizyczne a my musimy zrobić wszystko, aby im się przeciwstawić.
Kto wygra w tej bitwie? Ten kto jest dobry? W życiu. Tylko nasza przebiegłość, zdolności pozwalające nam dostrzec słabości konkretnych wrogów oraz to, co można im ukraść mogą nam w tym pomóc. Musimy poczynić odpowiednie zapasy, kupić nową broń, pancerze, uzbrojenie do A.G.W.S.'ów oraz wydobyć zdolności zaklęte w znajdywanych akcesoriach i umiejętne dostosować je do sytuacji na polu walki.
VII.Podsumowanie
Cieszę się, że poznałem w końcu pierwszy epizod Xenosagi z pierwszej ręki. Czuję się tak, jakby wielki kamień spadł mi z serca. Był to kamień niewiedzy, tęsknoty, niemożności pogodzenia się z tym, że wydawca tej gry potraktował mnie jak podczłowieka, który nie ma prawa gry w tego jrpga, choć bez problemu jestem w stanie zrozumieć i historię recenzowanej gry, i podłoże filozoficzne stanowiące jej filar, na którym się oparła.
Nie mogę pogodzić się również z tym, że autor tego systematu jest praktycznie nikomu nieznany. Ludzie myślą, że mit o nadczłowieku stworzył pewien Austriak a on go jedynie ukradł i wykorzystał do swoich niecnych celów.
Protestuję przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Tetsuya Takahashi pokazał mi, że nihilzm może być czymś, dzięki czemu powstanie jedna z lepszych gier na PlaySation 2, gra, w którą będę chciał zagrać przez dziesięć lat mojego życia a kiedy mi się to wreszcie uda, to poczuję ogromną ulgę i radość.
Werdykt
Graliśmy na: PS2
- + KOS-MOS, jedna z najpotężniejszych kobiecych postaci w historii gier
- + filozofia Fryderyka Nietzsche jako podstawa gry
- + Yasunori Mitsuda i Joanne Hogg znów razem
- + elastyczny system rozwoju postaci, który pozwala graczowi na ingerencję w dosłownie każdy jego element
- + szalony śmiech Albedo
- + świetna koncówka pierwszego epizodu (dla takich chwil warto grać w gry)
- - brak europejskiego wydania gry
- - nieciekawe projekty A.G.W.S.'ów i ich znikoma przydatność bojowa w walkach
- - minigry mogłyby być lepsze
Komentarze
Prześlij komentarz