W co gracie w weekend? #199

squaresofter 27.04.2017, 00:09 686V

W co gracie w weekend? #199

Cześć. Jeszcze tylko tydzień do czterolecia w co gracie w weekend. Nie mogę się już doczekać kolejnego weekendu, ale to nie czas na odpoczynek. Jak chcecie, to napiszcie w komentarzach jakie gry ogrywacie tym razem, bo ja wciąż kontynuuję swoją przygodę w Wiedźminie 3, zaliczam na perfecty kolejne piosenki Miku Hatsune, próbuję dotrzeć do Nirvany w Digital Devil Sadze i odmienić losy świata w Okarynie Czasu.
[Wpis zawiera spoilery.]
Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4, CD Projekt RED, 2015r.)
O ile tydzień temu mogliście przeczytać o mojej bardzo, bardzo długiej drodze do tego, aby polubić Wiedźmina 3, tak teraz, po stu trzydziestu godzinach z grą mogę już tylko dodać, że pokochałem Skellige od pierwszego wejrzenia. 
Na górzystych wyspach, na których często prószy śnieg klimat Dzikiego Gonu zmienił się całkowicie. Z rpga, w którym łaziłem wszędzie tam, gdzie poniosły mnie stopy lub kopyta Płotki, przeistoczył się on w żeglarską opowieść o białowłosym zabójcy potworów podróżującym od jednej wysepki do drugiej w poszukiwaniu skarbów, nowych przygód i przeciwników do pokonania w karty lub na pięści.
Zanim jednak udałem się w to piękne, malownicze miejsce przeżyłem wiele przygód w Velen i Novigradzie. Uratowałem ukochaną Triss z rąk fanatyków wyznających Wieczny Ogień. Rudowłosa czarodziejka wpadła na pomysł, aby upozorować jej schwytanie i w momencie kiedy będzie torturowana dowiedzieć się od jednej wielkiej szychy gdzie to się podziewa trubadur Jaskier. 
Triss powiedziała, że jest w stanie znieść niejedno na torturach, ale gdy strażnicy próbowali ją tknąć swoimi łapami, to wybuchłem gniewem i wyrżnąłem wszystkich w pień. Był to okres wielkiego niepokoju w Novigradzie, na ulicach którego urządzano polowania na wszelkich odmieńców. Triss chciała zorganizować ucieczkę zaprzyjaźnionym z nią czarodziejom i nieludziom. Postanowiłem jej w tym pomóc, ale nie mogłem znieść myśli, że wraz z zakończeniem tego zadania stracę ją na zawsze. Powiedziałem jej o swoich uczuciach w porcie na chwilę przed naszym rozstaniem, ale czarodziejka postanowiła odejść wykonując swój obowiązek. Serce tak jej kazało. 
Stałem tam, patrząc jak oddala się łódź z moją ukochaną a wraz z nią moje szczęście. Pozostały mi jedynie kąśliwe uwagi szpiega Dijksty, z którym nieraz sobie pomagaliśmy. 
Na całe szczęście Triss nie zapomniała o tym, co nas łączyło gdy byliśmy na służbie u króla Foltesta. To co stało się potem zachowam dla siebie.
Żeby odnaleźć Jaskra Priscilla wpadła na pomysł zorganizowania sztuki teatralnej, w której wziąłem udział z wielką przyjemnością. Cały tekst przygotowała oczywiście śpiewaczka, w której zadurzył się poszukiwany przeze mnie druh. Z początku miałem pewne wątpliwości związane z jej władczym decydowaniem o każdym szczególe przedstawienia, ale już na scenie wszystko wyszło tak jak powinno wyjść.
Cała ta sztuka teatralna miała na celu wywabienie z ukrycia naszego dobrego znajomego, dopplera Dudu, gdyż to właśnie on stanowił klucz do odnalezienie wędrownego poety, który wie o moich przygodach chyba więcej niż ja sam. 
Z innych rzeczy wartych odnotowania muszę koniecznie wspomnieć o rozwiązaniu tajemnicy seryjnego zabójcy, który napadał na bezbronne kobiety w Novigradzie i dokonywał na nich okrutnych, rytualnych mordów, polegających na wydłubaniu oczów i usuwaniu serca. To wydarzenie pokazało mi, że pozory mogą mylić oraz to, że Jaskier naprawdę się zmienił.
Wziąłem też udział w turnieju Gwinta o wielką stawkę i nie bez kłopotów udało mi się w nim zwyciężyć, choć nie rozwiązałem zagadki skradzionych pieniędzy. Nie było to w sumie dla mnie ważne, bo chciałem jedynie zmierzyć się z najlepszymi karcianymi mistrzami i zdobyć jakieś nowe unikatowe karty. 
Nie było to wcale takie łatwe, bo o ile graczowi, który nie umie grać a po porażce rzuca się do bicia łatwo wyperswadowałem za pomocą pięści, że wcale nie był takim trudnym przeciwnikiem, tak pokonanie kogoś, kto używa pod koniec rundy trzech pod rząd kart szpiegowskich i nagle zyskuje sześć dodatkowych kart graniczy praktycznie z cudem. Najlepszym sposobem na pokonanie takiego gracza jest dodanie do własnej talii kart z  manekinami treningowymi i używanie tych kart przeciwko naszemu rywalowi. Po takiej akcji to i nawet zdobycie blisko dwustu punktów w jednej rundzie Gwinta nie powinno być problemem. 
W Dzikim Gonie jest co robić. Od walki z Królewską Wiwerną, pomszczenia pijaków, którzy tak się upili, że mieli ochotę wspólnie wychędożyć południcę, po prostą misję polegającą na rozwikłaniu zagadki znikających kur u jednej złośliwej i samotnej starszej pani lub rozwiązanie sprawy jednego kowala, który został zastraszony przez okolicznych rzezimieszków i zmuszony do porzucenia zajęcia polegającego na wytwarzaniu najlepszych mieczy pod Słońcem na rzecz lepienia pierogów.
Nasza polska produkcja to także jedno wielkie skupisko easter eggów. Wystarczy wejść do burdelu i posłuchać o czym mówią pracujące tam kobiety lekkich obyczajów. Gdy jedna z nich rzuciła tekstem, że żyjemy w materialnym świcie a ona jest materialistką, to od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech, bo w mig przypomniał mi się jeden z największych przebojów Madonny, czyli Material Girl (pozycja nr 3 na playliście).
Wiele się słyszy, że wschodnia część Polski to tak zwana Polska B, a więc zacofany region kraju bez żadnych perspektyw na przyszłość. Jest wiele osób, które po jego opuszczeniu w poszukiwaniu lepszego życia już nigdy tu nie wróci. Jednak REDzi nie są na tyle małostkowi, by podnosić larum z tego powodu, że w Polsce żyją zamożni i biedni Polacy. Dlatego też muszę Wam koniecznie powiedzieć, że przechadzając się po ulicach Novigradu jakiś człowiek nieraz rzuci tekstem, że nic nie boli, tak jak życie. Jest to nawiązanie do jednej z piosenek Budki Suflera o dokładnie takim samym tytule. Niezmiernie cieszy mnie, że najlepsza polska gra w historii posiada nawiązania do piosenek zespołu założonego w moim rodzinnym Lublinie. Jeśli chcecie posłuchać jak o bólu istnienia potrafi śpiewać Krzysztof Cugowski, to polecam zajrzeć do poniższej playlisty (poz. nr 4).
Wiedźmin 3 składa także hołd jednemu z najlepszych filmów, jakie widziałem, czyli Pulp Fiction obsadzonemu w iście gwiazdorskiej obsadzie. W tym filmie padł niejeden tekst, który zna każdy z nas, dlatego też nieźle się uśmiałem, gdy Geralt po jednej misji rzucił do Zoltana, że Zed zszedł (poz. nr 5 na playliście).
Nie mogę się doczekać powrotu na Skellige, bo gdy słyszę te piękne melodie (dwie pierwsze pozycje na playliście), to coraz bardziej mam ochotę rzucić wszystkie inne gry i grać tylko w historię o Geralcie z Rivii, zwanego Białym Wilkiem.
Wiedźmin to cudowna gra i wcale się nie dziwię, że nawet najwięksi fani Bloodborne'a, którzy kupili PS4 tylko po to, aby w niego zagrać uznają naszego polskiego rpga za najlepszą grę, w jaką zagrali na ostatnim sprzęcie Sony. Im dłużej gram w Dziki Gon, tym bardziej skłaniam się do podobnych wniosków.

Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)
Dziś Miku wystąpi w bardzo spokojnym utworze. Najbardziej znana wokaloidka śpiewa w piosence pt. Star Story o uczuciach tak silnych, że nie oprze się im ani czas, ani światło. Nie może nawiązać nici porozumienia z adresatem swych uczuć, ale liczy na to, że kiedyś sięgnie z nimi gwiazd i wszystko skończy się pomyślnie.

Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga (PS2, Atlus, 2006r.)
Słowiański świat fantasy Wiedźmina 3 wessał mnie do takiego stopnia, że w ubiegły weekend praktycznie nic nie pograłem w Digital Devil Sagę. Nie wiem czy w ten weekend będzie lepiej, ale nie zaszkodzi spróbować zmienić ten stan rzeczy.
Tunele wodne Samsary to już kolejna miejscówka w jrpgu Atlusa, która mnie zaskoczyła swoim konceptem.
Tym razem musiałem przedrzeć się przez pompę wodną, dzięki zbiornikowi z tlenem. Inaczej bym po prostu utonął. Przeszkadzał mi w tym coraz silniejszy prąd wodny, który potrafił wyrzuć mnie nawet na brzeg i musiałem zaczynać całą podwodną eskapadę swojej drużyny od nowa. Nie przypominam sobie, abym musiał przemieszczać się pod wodą w jakiejkolwiek innej grze z serii Shin Megami Tensei. Zawsze to jakaś odskocznia od ciągłego wspinania się do góry w wieży w Personie 3.
Gdy już udało mi się uporać z tym problemem, to  wróciłem do dalszej eksploracji samsarskich kanałów pełnych trupów po dzikiej szarży Lupy. 
To kolejny dowód na to, że post-apokaliptyczny świat Złomowiska nie należy do najprzyjaźniejszych, no bo przecież od trupów porozrywanych na strzępy ciężko się dowiedzieć czegoś istotnego.
Jeśli chodzi o nowe mantry to pozostaje mi już tylko płacz, gdy widzę, że potrzebuję 1 200 000 macci na nową ośmiogwiazdkową mantrę, a żeby zdobyć tyle kasy muszę przeszukać dosłownie calutki loch. Nieźle, nieźle, tylko skąd mam wziąć ten szmal? W Wiedźminie 3 macci raczej nikt mi nie pożyczy.
Może i w ostatnich dniach nie poświęciłem zbyt wiele uwagi DDSowi, ale jak widzę, że bawię się już siedmiogwiazdkową mantrą za 600 000 macci, które dają dostęp do świetnych zdolności łowieckich a zaczynałem od jednogwiazkowych za 1 000 macci, to jak na dłoni widać, że te pięćdziesiąt godzin zabawy z japońskim tytułem nie poszło na marne i z nikogo stałem się kimś, z kim musi się liczyć już każdy przywódca pozostałych klanów.
Moi sprzymierzeńcy też nie mogą spoczywać na laurach. Na całe szczęście Heat i Argilla są u mnie z powrotem w podstawowym składzie. Rezerwowi też nie muszą jakoś specjalnie narzekać, bo i tak dzielę się z nimi karmą po walkach, nawet jeśli nie biorą w nich udziału.

The Legend of Zelda: Ocarina of Time (N64, Nintendo EAD, 1998r.)

W Okarynie Czasu nic się nie zmieniło. Wciąż choruję na brak piątej klepki i bez przerwy się zacinam.
Gdy byłem w brzuchu Pana Jabu Jabu złaziłem wszystkie miejsca po kilka razy tylko po to, żeby dojść do przykrej konkluzji, że nie mam pojęcia co robię źle, bo nie potrafię rozwiązać problemu Księżniczki Ruto. 
Jak już sobie tak podreptałem bez celu w tę i we w tę przez jakąś godzinę lub dwie, to wściekły na swoja niemoc podszedłem ponownie do zoranki i okazało się, że trzeba ją nosić. Tylko w taki sposób można wykorzystać jej dodatkową wagę do naciśnięcia jednego opornego przycisku, którego nie potrafiłem sam nacisnąć.
W ten sposób wszedłem w posiadanie bumerangu, dzięki któremu mogłem pokonywać w łatwy sposób naelektryzowanych przeciwników.
Z nową bronią w rękach zacząłem przeszukiwać ten żywy loch pomieszczenie po pomieszczeniu.
Gdy Ruto odnalazła już swój skarb wystarczyło jedynie pokonać rezydującego w tam bossa i zanieść wszystkie trzy duchowe klejnoty do księżniczki Zeldy.

Chciałem jednak najpierw coś sprawdzić. 
W Okarynie Czasu jednym z zadań pobocznych jest znalezienie i zniszczenie wszystkich złotych skulltul. W ten sposób zdejmiemy klątwę z jednej rodziny.
Gdy grałem w ta grę paręnaście lat temu nie udało mi się tego wykonać, ale to nie znaczy, że nie lubię sobie rozwalić od czasu do czasu jakiejś skulltuli.
Problem jest jednak taki, że one często są poza zasięgiem Linka i to właśnie dzięki bumerangowi można je łapać na odległość.
Postanowiłem więc wyczyścić z nich brzuch Pana Jabu Jabu. Szkoda tylko, że nie zauważyłem symbolu na mapie oznaczającego, że zlikwidowałem je wszystkie i błąkałem się w brzuchu ogromnej ryby przez jakieś dwie godziny. 
Po tym wszystkim pognałem czym prędzej na spotkanie z Księżniczką Przeznaczenia, ale nie dane było mi z nią porozmawiać, gdyż musiała uciekać przed Ganondorfem, który chciał ją pochwycić. Zdążyła tylko wyrzucić coś do wody. Po kapitalnej wymianie zdań pomiędzy Linkiem i podłym gerudończykiem (hahaha) zanurkowałem do wody i zdobyłem upragniona Okarynę Czasu, dzięki której otworzyłem Drzwi Czasu. Tam zdobyłem najpotężniejszą broń w grze, która pomogła mi zrozumieć to, co się dzieje.
Przez moją nieuwagę Ganondorf uzyskał dostęp do Świętej Krainy, w której można znaleźć Trójsiłę i przejął władzę nad światem. Jeden mędrzec wyjawił mi, że jeszcze nie jest za późno i da się wszystko naprawić, jeśli odnajdę pięciu pozostałym mędrców rozsianych po całym świecie. 
Choć rozmawiałem z nim jedynie przez parę minut na świecie minęło siedem lat. Tyle czasu ukradł mi Ganondorf. Tam, gdzie tętniło kiedyś życie królują teraz potwory. Tam, gdzie było słychać uśmiechy a dwoje zakochanych ludzi tańczyło, nie zważając na otaczający ich świat nie pozostało zupełnie nic poza zgliszczami. 
Chcę poznawać ten świat od nowa, wypędzić tego pyszałka, który przejął ranczo od nieporadnego zarządcy. Chcę spotkać ponownie Eponę i zobaczyć czy księżniczka Ruto pamięta jeszcze o propozycji ślubu, którą złożyła mi, gdy była jeszcze dzieckiem.

Do następnego razu. Trzymajcie się.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty