W co gracie w weekend? #187
squaresofter 02.02.2017, 00:12
1051V
W co gracie w weekend? #187
Witajcie. Po
'ukończeniu' Clannada i 23. przejściu RE3 gram w to co wcześniej. Tym
razem są to następujące tytuły: Metroid, Phantasy Star, Hatsune Miku
Project DIVA F 2nd, Devil Survivor oraz Resident Evil. Muszę wreszcie
kiedyś skończyć którąś z tych gier. Nie jestem jeszcze gotów, aby zacząć
coś nowego. Z tym poczekam chyba dopiero do marca. Zapraszam Was do
lektury i komentarzy.
[Wpis zawiera spoilery.]
[Wpis zawiera spoilery.]
Metroid (NES Mini, Nintendo Research & Development 1 + Intelligent Systems, 1988r.)
Nie mogę uwierzyć jak byłem naiwny, wierząc w to, że przejdę szybko Metroida i wezmę się za kolejne klasyki z Mini NESa.
Ta gra to prawdziwy koszmar, w którym można przez przypadek znaleźć jakiegoś bossa opcjonalnego, którego wprost nie idzie pokonać ze zbyt małą ilością dodatkowych kontenerów zdrowia a kiedy już jakiś znajdziemy, to błądzimy i szukamy drogi do spotkanego wcześniej przeciwnika przez parę godzin.
W chwili gdy jakimś cudem uda nam się go pokonać otwarta pozostaje kwestia powrotu do windy, którą dotarliśmy do jego kryjówki. Nie wiem ile zająłby powrót, ale można sobie oszczędzić drogi powrotnej...celowym zabiciem się, bo odrodzimy się zaraz przy windzie z niewielką ilością zdrowia, ale też z ulepszeniami stanowiącymi nagrodę za nasz tytaniczny wysiłek. Dla mnie nawet nie ma co się nad tym zastanawiać.
Męczy mnie ten Metroid okrutnie. Samus może strzelać w lewo, w prawo lub w górę, ale nigdy w tych wszystkich kierunkach naraz a atakowanie jej z trzech stron jednocześnie to chleb powszedni w tytule, w którym palce maczali też późniejsi twórcy Fire Emblem.
Brakuje mi mapy, przez brak której ciągle się gubię w korytarzach wyglądających jak jedna kropla wody a prowadzących do zupełnie innych miejsc.
Brakuje mi stacji do natychmiastowego uzupełniania ubytków energetycznych kosmicznej łowczyni, co sztucznie wydłuża grę przez konieczność mozolnego gnębienia przeciwników w celu wchłonięcia pozostawianej przez nich energii.
Brakuje mi spokoju ducha i brak stresu, które zawsze mi towarzyszą podczas gry w dzisiejsze samograje, ale mam jeszcze w sobie zbyt dużo samozaparcia, żeby się poddać. Zamierzam dalej walczyć o porządek w przestrzeni kosmicznej. Przejście klasyka Nintendo jest dla mnie punktem honoru.
Phantasy Star (SMS, Sega, 1988r.)
W Phantasy Star uzyskałem dostęp do wszystkich pojazdów w grze. Lodową koparką przekopałem pokryte w śniegu Dezoris.
Łazikiem dostałem się do najtrudniej dostępnych zakamarków pustynnej Motavii.
Przy użyciu poduszkowca nieraz zrobiłem sobie skrót w akwenach wodnych.
Mam już maksymalny, a więc trzydziesty poziom postaci oraz maksymalną ilość waluty w grze, czyli 65535 meset.
W zasadzie kolejne walki są mi już niepotrzebne i mam zamiar ich unikać. Wciąż nie wiem, gdzie jest arcy-złoczyńca, którego szukam, więc udałem się do Meduzy, bo chciałem sprawdzić czy rzeczywiście potrafi zmienić w kamień. Po wielu nieudanych próbach udało mi się ją jakimś cudem pokonać, dzięki czemu zdobyłem kolejny lakoński oręż.
W klasyku Segi zgubiłem się do takiego stopnia, że do głowy wpadł mi pewien plan. Chciałem z ciekawości zobaczyć jak wyglądała instrukcja do gry z Segi Master System. Stwierdziłem, że warto ją sprawdzić, bo pewnie nigdy więcej nie będę miał takiej okazji. Po jej sprawdzeniu okazało się, że jest to istna skarbnica wiedzy poruszająca kwestie, które nie są wytłumaczone w samej grze.
W czasach piątej i szóstej generacji konsol instrukcje do gry dodawały splendoru posiadanej grze, ale wyjaśniały aspekty rozgrywki, które w większości wypadków wyjaśniała też gra. Natomiast w instrukcji Phantasy Star są mapy trzech planet, których nie ma w tym jrpgu. Twórcy polecają graczom robić własnoręcznie mapy lochów w grze.
Oprócz tego wyjaśniono nazwy poszczególnych przedmiotów i czarów oraz napisano w kilku zdaniach o ich zastosowaniu. Znajdują się tam też informacje o ekwipunku w grze, z zaznaczeniem tego, który jest najważniejszy.
Mówię o tym, bo z instrukcji wynika, że do pokonania Meduzy wymagana jest Lustrzana Tarcza. Miałem ją, ale sprzedałem, więc wychodzi na to, że pokonałem Meduzę w zupełnie inny sposób niż wymyślili to twórcy. Tak samo zresztą zrobiłem, dostając się do wioski otoczonej z każdej strony śmiercionośnym, trującym gazem. Żeby do niej wejść trzeba mieć ochronę na toksyczne wydzieliny. Ja tam wlazłem na chama, lecząc poranionych członków załogi.
Będę w szoku jak odnajdę ostatnie bossa w grze w zupełnie inny sposób niż powinienem.
Ta instrukcja pokazała mi jakich przedmiotów kluczowych jeszcze nie posiadam, więc postaram się ich jeszcze poszukać. Mam nadzieję, że pomogą mi w tym rozmowy z napotykanymi sfinksami, które dały mi już parę przydatnych wskazówek. Jakby się nad tym zastanowić, to Sega wyprzedziła Atlus nie tylko jeśli chodzi o pierwszoosobową perspektywę przemierzania lochów, ale również w kwestii interakcji z potworami właśnie. Co prawda nie zwerbujemy ich do drużyny, ale porozmawiać zawsze możemy. Musimy tylko trafić na rozmownych oponentów, bo większość z nich nie jest zainteresowana rozmowami z naszą drużyną.
Mój skarbie.
Instrukcja Phantasy Star
Hatsune Miku: Project DIVA F 2nd (PS3, Crypton Future Media + Sega, 2014r.)
W końcu! Po osiemdziesięciu nieudanych próbach nareszcie udało mi się zdobyć perfecta w Decoratorze. Taki sukces potrafi niesamowicie nakręcić do dalszej gry. Tak też się stało w moim przypadku. W DIVie 2nd wciąż pogłębiam więzi z vocaloidami, karmiąc je, podrzucając im ich ulubione drinki i jedzenie oraz głaszcząc je po głowie, a także grając z nimi w papier-kamień-nożyce gdy są w wyśmienitym humorze. Lubię się przyglądać temu co wyczyniają wirtualne gwiazdy w przerwach między występami.
Teraz już śmiało mogę powiedzieć, że po Future Tone, w którym brakło jakichkolwiek aspektów społecznościowych strasznie za tym tęskniłem. Wiele do szczęścia mi nie potrzeba. Wspólna sesja zdjęciowa, czy domówka przy waleniu w bębny i tańcach gości u odwiedzanego aktualnie gospodarza to jest to. Idealna rzecz do zrelaksowania się.
Bacznie się też przyglądam jakie są rzeczy do odblokowania przy konkretnych piosenkach w grze, gdyż nie darowałbym sobie gdybym nie zdobył jakiegoś nowego stroju dla moich podopiecznych.
Perfect w Decoratorze nakręcił mnie do takiego stopnia, że po raptem dwóch próbach wbiłem kolejny w utworze zatytułowanym Love-Hate, śpiewanym przez rodzeństwo Kagamine.
Uwielbiam wszelkie piosenki o miłości, więc nie mogłem sobie odmówić przyjemności jej zaprezentowania, tym bardziej, że tekst pierwszej zwrotki rozkłada mnie na łopatki. Chłopak wyznaje miłość dziewczynie, planuje z nią ślub, trójkę dzieci, mówi jej gdzie zamieszkają razem itd., zupełnie nie zwracając uwagi na to, że obiekt jego westchnień ma raptem czternaście lat.
Oczywiście to wszystko jest grą aktorską przygotowaną na rzecz występu, ale Len I Rin w roli zakochanych sprawdzają się praktycznie zawsze, bez względu na to, czy jest to miłość, której wcale nie tak daleko do nienawiści lub miłość nieszczęśliwa, z której zostały zaledwie wspomnienia.
O miłości w Love-Hate mógłbym powiedzieć, że jest co najwyżej szczenięca, ale kogo to obchodzi? Przecież jest szczera i powoduje uśmiech na twarzy słuchacza. Sprawdźcie zresztą sami jak mi nie wierzycie.
Shin Megami Tensei: Devil Survivor (NDS, Atlus, 2009r.)
Beldr okazał się łatwiejszy niż myślałem. W jego pokonaniu skutecznie pomógł mi niezbyt złożony algorytm bojowy zaimplementowany do gry, który zwyczajnie w świecie przechytrzyłem jak małe dziecko, które wierzy we wszystko co mu się powie.
Mając w pamięci to, że po wyeliminowaniu jego posiłków pojawiają się następne, tym razem rozegrałem ową potyczkę zupełnie inaczej. Wybiłem tylko tylu przeciwników, żeby Jack mógł jak najszybciej podejść do rzekomo nieśmiertelnego demona i o dziwo Beldr przestał używać ataku wysysającego zdrowie z wszystkich członków drużyny. Zamiast tego atakował mnie w zwarciu, na co czekałem od samego początku. Demony pomagające służyły mojemu protagoniście tylko jako wabik.
Tak samo było z pozostałymi członkami mojej drużyny, których tak ustawiłem na polu walki, żeby uniemożliwić moim oponentom dojście do jedynej osoby, która mogła go pokonać. Nie chciałem po prostu, żeby ktoś się wtrącał w nasz pojedynek.
Przy takim obrocie sprawy wziąłem srogi rewanż za wcześniejsze niepowodzenie.
Po tym wszystkim dowiedziałem się, że istnieją jeszcze inne demony zawierające w swoich imionach bel i to z nimi przyjdzie mi toczyć wojnę o nowy porządek świata.
Jednak nie to przykuło najbardziej moją uwagę w Devil Survivorze. Jest nim charakterystyczny dla Atlusa pesymizm wobec ludzkości, szydzący z naszych wad. Widać to na przykładzie Persony 3, ale zdecydowanie lepiej jest to widoczne w SMT III: Lucifer's Call, gdzie po upadku świata ludzie z demonicznymi mocami starali się kontrolować słabszych za pomocą silnej ręki.
Tak samo jest w tym mikście gry strategicznej i jrga z DSa. Wraz z rozwojem opowieści więźniom kręgu Yamanote coraz bardziej zaczyna odbijać. Policjanci zamiast służyć używają demonów do mordowania słabszych i niewinnych.
Okręg objęty blokadą to miejsce, w którym rządzi bezprawie a ktoś, kto chce pomagać innym bezinteresownie jest uznawany za wiedźmę, którą trzeba unicestwić. Ludzie, który nie posiadają mocy demonów nie potrafią rozróżnić ludzi z taką mocą od demonów. Dla nich jest wszystko jedno. Pomogłeś im kiedyś? A kogo to obchodzi? Zasługujesz na śmierć, bo Twoja wyjątkowość jest nie na rękę tym, którzy nie posiadają Twoich umiejętności.
Nie akceptuję takiego stanu rzeczy, ale przynajmniej Atlus nie ma na tyle dziecinnych scenarzystów, którzy próbują nam wmówić, że za dobre uczynki zawsze czeka nas nagroda.
Gdyby tak było, to Galileusz nie zostałby zabity za mówienie prawdy o prawdziwym kształcie Ziemi. Joanna d'Arc zostałaby królową Francji lub dowódczynią armii francuskiej a nie spłonęła na stosie po sfingowanym procesie a Szopen żyłby do końca swych z dni z kobietą, dla której skomponował niejeden utwór a nie umierał w samotności.
Ludzie nie są jednak na tyle dobrzy, by za dobro odpłacać wdzięcznością. To cena, której nie chcą zapłacić.
Ten pesymizm czuć w Devil Survivorze. Nie wiem jeszcze jakiego wyboru dokonam pod koniec gry, ale na pewno nie pozwolę zginąć Midori, bo to nie jej wina, że ludzie są podli. Ktoś, kto poświęca życie i swoje talenty na niesienie innym bezinteresownej pomocy nie zasługuje na prześladowania.
Resident Evil (PS4, Capcom, 2015r.)
Po krótkiej przerwie na kolejne przejście Resident Evil 3 w poprzedni weekend wracam na stare śmieci, czyli do zremasterowanej wersji remake'u Resident Evil. Przechodzę go aktualnie czwarty raz. Niedawno odwiedziłem rezydencję nieopodal posiadłości, w której rozgrywa się większa część tego klasycznego japońskiego survival horroru. Udałem się tam w celu zdobycia klucza z hełmem, ale zanim udało mi się go zdobyć musiałem się wpierw uporać z jadowitymi pająkami, zniszczonym pierścieniem wodnym, w którym rozpanoszyły się rekiny oraz zabawiłem się w pracownika dezynsekcji i chemika, który stworzył V-JOLT, a więc niezwykle silny środek chemiczny do unieszkodliwienia zabójczej Rośliny 42.
W międzyczasie Barry gadał sam do siebie, a Wesker podjudzał mnie na mojego towarzysza broni. Na domiar złego po powrocie do posiadłości przywitali mnie łowcy lubujący się w odrywaniu głów swoim ofiarom. Mam dość tego miejsca. Gdy tylko pokonam olbrzymiego jadowitego węża, to uciekam stąd do jaskiń.
Olbrzymie kule, które spróbują zrobić ze mnie naleśniki nie wydają się przy tym tak bardzo straszne.
W weekend zamierzam też zagrać w Baldur's Gate, Legend of Mana i Wiedźmina 3, ale spędziłem z nimi ostatnio zbyt mało czasu, aby coś więcej o nich napisać.
Pozdrawiam wszystkich. Nie zapomnijcie wspomnieć o tym, w jakie gry zagracie w weekend.
Nie mogę uwierzyć jak byłem naiwny, wierząc w to, że przejdę szybko Metroida i wezmę się za kolejne klasyki z Mini NESa.
Ta gra to prawdziwy koszmar, w którym można przez przypadek znaleźć jakiegoś bossa opcjonalnego, którego wprost nie idzie pokonać ze zbyt małą ilością dodatkowych kontenerów zdrowia a kiedy już jakiś znajdziemy, to błądzimy i szukamy drogi do spotkanego wcześniej przeciwnika przez parę godzin.
W chwili gdy jakimś cudem uda nam się go pokonać otwarta pozostaje kwestia powrotu do windy, którą dotarliśmy do jego kryjówki. Nie wiem ile zająłby powrót, ale można sobie oszczędzić drogi powrotnej...celowym zabiciem się, bo odrodzimy się zaraz przy windzie z niewielką ilością zdrowia, ale też z ulepszeniami stanowiącymi nagrodę za nasz tytaniczny wysiłek. Dla mnie nawet nie ma co się nad tym zastanawiać.
Męczy mnie ten Metroid okrutnie. Samus może strzelać w lewo, w prawo lub w górę, ale nigdy w tych wszystkich kierunkach naraz a atakowanie jej z trzech stron jednocześnie to chleb powszedni w tytule, w którym palce maczali też późniejsi twórcy Fire Emblem.
Brakuje mi mapy, przez brak której ciągle się gubię w korytarzach wyglądających jak jedna kropla wody a prowadzących do zupełnie innych miejsc.
Brakuje mi stacji do natychmiastowego uzupełniania ubytków energetycznych kosmicznej łowczyni, co sztucznie wydłuża grę przez konieczność mozolnego gnębienia przeciwników w celu wchłonięcia pozostawianej przez nich energii.
Brakuje mi spokoju ducha i brak stresu, które zawsze mi towarzyszą podczas gry w dzisiejsze samograje, ale mam jeszcze w sobie zbyt dużo samozaparcia, żeby się poddać. Zamierzam dalej walczyć o porządek w przestrzeni kosmicznej. Przejście klasyka Nintendo jest dla mnie punktem honoru.
Phantasy Star (SMS, Sega, 1988r.)
W Phantasy Star uzyskałem dostęp do wszystkich pojazdów w grze. Lodową koparką przekopałem pokryte w śniegu Dezoris.
Łazikiem dostałem się do najtrudniej dostępnych zakamarków pustynnej Motavii.
Przy użyciu poduszkowca nieraz zrobiłem sobie skrót w akwenach wodnych.
Mam już maksymalny, a więc trzydziesty poziom postaci oraz maksymalną ilość waluty w grze, czyli 65535 meset.
W zasadzie kolejne walki są mi już niepotrzebne i mam zamiar ich unikać. Wciąż nie wiem, gdzie jest arcy-złoczyńca, którego szukam, więc udałem się do Meduzy, bo chciałem sprawdzić czy rzeczywiście potrafi zmienić w kamień. Po wielu nieudanych próbach udało mi się ją jakimś cudem pokonać, dzięki czemu zdobyłem kolejny lakoński oręż.
W klasyku Segi zgubiłem się do takiego stopnia, że do głowy wpadł mi pewien plan. Chciałem z ciekawości zobaczyć jak wyglądała instrukcja do gry z Segi Master System. Stwierdziłem, że warto ją sprawdzić, bo pewnie nigdy więcej nie będę miał takiej okazji. Po jej sprawdzeniu okazało się, że jest to istna skarbnica wiedzy poruszająca kwestie, które nie są wytłumaczone w samej grze.
W czasach piątej i szóstej generacji konsol instrukcje do gry dodawały splendoru posiadanej grze, ale wyjaśniały aspekty rozgrywki, które w większości wypadków wyjaśniała też gra. Natomiast w instrukcji Phantasy Star są mapy trzech planet, których nie ma w tym jrpgu. Twórcy polecają graczom robić własnoręcznie mapy lochów w grze.
Oprócz tego wyjaśniono nazwy poszczególnych przedmiotów i czarów oraz napisano w kilku zdaniach o ich zastosowaniu. Znajdują się tam też informacje o ekwipunku w grze, z zaznaczeniem tego, który jest najważniejszy.
Mówię o tym, bo z instrukcji wynika, że do pokonania Meduzy wymagana jest Lustrzana Tarcza. Miałem ją, ale sprzedałem, więc wychodzi na to, że pokonałem Meduzę w zupełnie inny sposób niż wymyślili to twórcy. Tak samo zresztą zrobiłem, dostając się do wioski otoczonej z każdej strony śmiercionośnym, trującym gazem. Żeby do niej wejść trzeba mieć ochronę na toksyczne wydzieliny. Ja tam wlazłem na chama, lecząc poranionych członków załogi.
Będę w szoku jak odnajdę ostatnie bossa w grze w zupełnie inny sposób niż powinienem.
Ta instrukcja pokazała mi jakich przedmiotów kluczowych jeszcze nie posiadam, więc postaram się ich jeszcze poszukać. Mam nadzieję, że pomogą mi w tym rozmowy z napotykanymi sfinksami, które dały mi już parę przydatnych wskazówek. Jakby się nad tym zastanowić, to Sega wyprzedziła Atlus nie tylko jeśli chodzi o pierwszoosobową perspektywę przemierzania lochów, ale również w kwestii interakcji z potworami właśnie. Co prawda nie zwerbujemy ich do drużyny, ale porozmawiać zawsze możemy. Musimy tylko trafić na rozmownych oponentów, bo większość z nich nie jest zainteresowana rozmowami z naszą drużyną.
Mój skarbie.
Instrukcja Phantasy Star
Hatsune Miku: Project DIVA F 2nd (PS3, Crypton Future Media + Sega, 2014r.)
W końcu! Po osiemdziesięciu nieudanych próbach nareszcie udało mi się zdobyć perfecta w Decoratorze. Taki sukces potrafi niesamowicie nakręcić do dalszej gry. Tak też się stało w moim przypadku. W DIVie 2nd wciąż pogłębiam więzi z vocaloidami, karmiąc je, podrzucając im ich ulubione drinki i jedzenie oraz głaszcząc je po głowie, a także grając z nimi w papier-kamień-nożyce gdy są w wyśmienitym humorze. Lubię się przyglądać temu co wyczyniają wirtualne gwiazdy w przerwach między występami.
Teraz już śmiało mogę powiedzieć, że po Future Tone, w którym brakło jakichkolwiek aspektów społecznościowych strasznie za tym tęskniłem. Wiele do szczęścia mi nie potrzeba. Wspólna sesja zdjęciowa, czy domówka przy waleniu w bębny i tańcach gości u odwiedzanego aktualnie gospodarza to jest to. Idealna rzecz do zrelaksowania się.
Bacznie się też przyglądam jakie są rzeczy do odblokowania przy konkretnych piosenkach w grze, gdyż nie darowałbym sobie gdybym nie zdobył jakiegoś nowego stroju dla moich podopiecznych.
Perfect w Decoratorze nakręcił mnie do takiego stopnia, że po raptem dwóch próbach wbiłem kolejny w utworze zatytułowanym Love-Hate, śpiewanym przez rodzeństwo Kagamine.
Uwielbiam wszelkie piosenki o miłości, więc nie mogłem sobie odmówić przyjemności jej zaprezentowania, tym bardziej, że tekst pierwszej zwrotki rozkłada mnie na łopatki. Chłopak wyznaje miłość dziewczynie, planuje z nią ślub, trójkę dzieci, mówi jej gdzie zamieszkają razem itd., zupełnie nie zwracając uwagi na to, że obiekt jego westchnień ma raptem czternaście lat.
Oczywiście to wszystko jest grą aktorską przygotowaną na rzecz występu, ale Len I Rin w roli zakochanych sprawdzają się praktycznie zawsze, bez względu na to, czy jest to miłość, której wcale nie tak daleko do nienawiści lub miłość nieszczęśliwa, z której zostały zaledwie wspomnienia.
O miłości w Love-Hate mógłbym powiedzieć, że jest co najwyżej szczenięca, ale kogo to obchodzi? Przecież jest szczera i powoduje uśmiech na twarzy słuchacza. Sprawdźcie zresztą sami jak mi nie wierzycie.
Shin Megami Tensei: Devil Survivor (NDS, Atlus, 2009r.)
Beldr okazał się łatwiejszy niż myślałem. W jego pokonaniu skutecznie pomógł mi niezbyt złożony algorytm bojowy zaimplementowany do gry, który zwyczajnie w świecie przechytrzyłem jak małe dziecko, które wierzy we wszystko co mu się powie.
Mając w pamięci to, że po wyeliminowaniu jego posiłków pojawiają się następne, tym razem rozegrałem ową potyczkę zupełnie inaczej. Wybiłem tylko tylu przeciwników, żeby Jack mógł jak najszybciej podejść do rzekomo nieśmiertelnego demona i o dziwo Beldr przestał używać ataku wysysającego zdrowie z wszystkich członków drużyny. Zamiast tego atakował mnie w zwarciu, na co czekałem od samego początku. Demony pomagające służyły mojemu protagoniście tylko jako wabik.
Tak samo było z pozostałymi członkami mojej drużyny, których tak ustawiłem na polu walki, żeby uniemożliwić moim oponentom dojście do jedynej osoby, która mogła go pokonać. Nie chciałem po prostu, żeby ktoś się wtrącał w nasz pojedynek.
Przy takim obrocie sprawy wziąłem srogi rewanż za wcześniejsze niepowodzenie.
Po tym wszystkim dowiedziałem się, że istnieją jeszcze inne demony zawierające w swoich imionach bel i to z nimi przyjdzie mi toczyć wojnę o nowy porządek świata.
Jednak nie to przykuło najbardziej moją uwagę w Devil Survivorze. Jest nim charakterystyczny dla Atlusa pesymizm wobec ludzkości, szydzący z naszych wad. Widać to na przykładzie Persony 3, ale zdecydowanie lepiej jest to widoczne w SMT III: Lucifer's Call, gdzie po upadku świata ludzie z demonicznymi mocami starali się kontrolować słabszych za pomocą silnej ręki.
Tak samo jest w tym mikście gry strategicznej i jrga z DSa. Wraz z rozwojem opowieści więźniom kręgu Yamanote coraz bardziej zaczyna odbijać. Policjanci zamiast służyć używają demonów do mordowania słabszych i niewinnych.
Okręg objęty blokadą to miejsce, w którym rządzi bezprawie a ktoś, kto chce pomagać innym bezinteresownie jest uznawany za wiedźmę, którą trzeba unicestwić. Ludzie, który nie posiadają mocy demonów nie potrafią rozróżnić ludzi z taką mocą od demonów. Dla nich jest wszystko jedno. Pomogłeś im kiedyś? A kogo to obchodzi? Zasługujesz na śmierć, bo Twoja wyjątkowość jest nie na rękę tym, którzy nie posiadają Twoich umiejętności.
Nie akceptuję takiego stanu rzeczy, ale przynajmniej Atlus nie ma na tyle dziecinnych scenarzystów, którzy próbują nam wmówić, że za dobre uczynki zawsze czeka nas nagroda.
Gdyby tak było, to Galileusz nie zostałby zabity za mówienie prawdy o prawdziwym kształcie Ziemi. Joanna d'Arc zostałaby królową Francji lub dowódczynią armii francuskiej a nie spłonęła na stosie po sfingowanym procesie a Szopen żyłby do końca swych z dni z kobietą, dla której skomponował niejeden utwór a nie umierał w samotności.
Ludzie nie są jednak na tyle dobrzy, by za dobro odpłacać wdzięcznością. To cena, której nie chcą zapłacić.
Ten pesymizm czuć w Devil Survivorze. Nie wiem jeszcze jakiego wyboru dokonam pod koniec gry, ale na pewno nie pozwolę zginąć Midori, bo to nie jej wina, że ludzie są podli. Ktoś, kto poświęca życie i swoje talenty na niesienie innym bezinteresownej pomocy nie zasługuje na prześladowania.
Resident Evil (PS4, Capcom, 2015r.)
Po krótkiej przerwie na kolejne przejście Resident Evil 3 w poprzedni weekend wracam na stare śmieci, czyli do zremasterowanej wersji remake'u Resident Evil. Przechodzę go aktualnie czwarty raz. Niedawno odwiedziłem rezydencję nieopodal posiadłości, w której rozgrywa się większa część tego klasycznego japońskiego survival horroru. Udałem się tam w celu zdobycia klucza z hełmem, ale zanim udało mi się go zdobyć musiałem się wpierw uporać z jadowitymi pająkami, zniszczonym pierścieniem wodnym, w którym rozpanoszyły się rekiny oraz zabawiłem się w pracownika dezynsekcji i chemika, który stworzył V-JOLT, a więc niezwykle silny środek chemiczny do unieszkodliwienia zabójczej Rośliny 42.
W międzyczasie Barry gadał sam do siebie, a Wesker podjudzał mnie na mojego towarzysza broni. Na domiar złego po powrocie do posiadłości przywitali mnie łowcy lubujący się w odrywaniu głów swoim ofiarom. Mam dość tego miejsca. Gdy tylko pokonam olbrzymiego jadowitego węża, to uciekam stąd do jaskiń.
Olbrzymie kule, które spróbują zrobić ze mnie naleśniki nie wydają się przy tym tak bardzo straszne.
W weekend zamierzam też zagrać w Baldur's Gate, Legend of Mana i Wiedźmina 3, ale spędziłem z nimi ostatnio zbyt mało czasu, aby coś więcej o nich napisać.
Pozdrawiam wszystkich. Nie zapomnijcie wspomnieć o tym, w jakie gry zagracie w weekend.
Komentarze
Prześlij komentarz