Anime Corner #10
squaresofter 05.03.2017, 19:08
230V
Anime corner #10
Cześć. To już nasze dziesiąte spotkanie w cyklu poświęconym anime. Dziś w menu: Kill la Kill, Vampire Hunter D, Captain Tsubasa i Hyouka. Zapraszam do lektury i komentarzy.
[Wpis zawiera spoilery.]
[Wpis zawiera spoilery.]
Kill la Kill (2013r.)
Po skończeniu drugiego arcu JoJo's Bizzare Adventure dałem sobie spokój z tą serią. Rozpocząłem poszukiwania jakiegoś anime przesączonego sporą ilością fanserwisu, bo hienamas stwierdził, że nie lubię ecchi.
Zastanawiałem się nad High School DxD, ale Koma któryś raz z kolei mówił mi, żebym sprawdził Kill la Kill, co w końcu zrobiłem. Za jednym zamachem obejrzałem pięć odcinków. Potem dołożyłem jeszcze kilka kolejnych i muszę powiedzieć, że ta historia naprawdę mi się podoba.
KlK pokazuje jak zwariowane pomysły potrafią mieć Japończycy. Główną bohaterką tej serii jest Ryuko Matoi, która straciła swoich najbliższych i dach nad głową. Został jej tylko scyzoryk zmieniający kształt i swój rozmiar, pełniący rolę miecza. Drugi z nich jest w posiadaniu mordercy jej ojca, którego stara się znaleźć młoda sierota.
Niby nic specjalnego, co nie? Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak dopiero gdy poznaje się bliżej ze Świeżakiem (Kamui Senketsu w wersji japońskiej). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jest to tak zwane Boskie Wdzianko, które jest obdarzone własną inteligencją. Dzięki krwi używającego go nosiciela potrafi zrobić z każdego maszynę do zabijania. Wszystkie takie stroje są posegregowane a ich jakość określa ilość gwiazdek. Jednogwiazdkowy strój składa się z żywego materiału w dziesięciu procentach. W przypadku Senketsu jest to sto procent.
Młoda Ryuko wyrusza zatem do Akademii Honnouji w celu poznania odpowiedzi na dręczące ją pytania. Szkołą rządzi butna i patrząca na wszystkich z góry przewodnicząca Satsuki Kiryuin z całą armią podległych jej przydupasów, pełniących role przewodniczących określonych kółek.
To porządek ucisku, któremu wyzwanie rzuca Ryuko. Chce go obalić, bo jawi się on jej jako skrajny przejaw dyskryminacji i wykorzystywania pozycji do ucisku nieszczęśników, którzy nie dostąpili zaszczytu noszenia specjalnych wdzianek.
Walki w Kill la Kill są świetnie zrealizowane. Podobają mi się w szczególności nagłe odjazdy kamery, dzięki którym możemy podziwiać pole walki w całej okazałości oraz skutki konkretnych, piekielnie silnych ataków.
Dwie rywalizujące ze sobą bohaterki wyglądają jak zwykłe szmaty, które skończyły właśnie pracę pod okoliczną latarnią, ale niech Was to nie zwiedzie, bowiem gdy oczy przyzwyczają się już do tych wszystkich najazdów kamery spomiędzy piersi i pośladków a wyzywające stroje staną się czymś normalnym, to dopiero wtedy Kill la Kill pokaże swój pazur.
Jest to tak naprawdę serial, który wyśmiewa shouneny pokroju Dragon Ball, Naruto, Bleach, Fairy Tail lub One Piece, w których główni bohaterowie muszą ostro trenować, żeby nauczyć się jakichś nowych technik walki. Tu determinację wojowniczki i jej potencjał bojowy określa ilość odsłoniętego ciała.
Wszystkie walki są pełne humoru a cios kończący Ryuko ma za zadanie obedrzeć ze stroju jej przeciwnika, co często kończy się śmiechem z mojej strony. Ataki w KlK są naprawdę mocne, czego efekty widać po widowni latającej w powietrzu po kolejnym silnym razie.
Humor jest tu praktycznie zawsze. Nawet pranie lub prasowanie Senketsu i jego błagania o pomoc w takiej sytuacji potrafią rozśmieszyć. Główna bohaterka ma kumpelę, która nie potrafi się bić, ale jak ona zacznie coś tłumaczyć, to nie przestajesz się śmiać. Cała jej rodzina jest stuknięta. Ojciec ciągle próbuje podglądać koleżankę swojej córki a kiedy tego nie robi to bierze ją za wariatkę gadającą z własnym ubraniem.
Kill la Kill mocno mnie zaskoczyło, bo pod całą ta warstwą gimbazjalnego fanserwisu stara się przekazać widzowi to czym tak naprawdę jest przyjaźń i prawdziwy sens słowa rodzina a czegoś takiego nie spodziewałem się po anime, w którym dwie najważniejsze postaci kobiece wyglądają jak zdziry z odzysku.
Vampire Hunter D (1985r.)
Vampire Hunter D to seria powieści o łowcy wampirów zwanym D, który zajmuje się eksterminacją wszelkiej maści potworów, nieważne czy są nimi wampiry, golemy, wilkołaki, zjawy lub odpychające węże udające piękne kobiety, które zwabiają swoją urodą nieświadomych śmiertelników, aby wyssać z nich życie.
Historia tej kinówki jest prosta jak budowa cepa. Młoda dziewczyna, która walczy z potworami za pomocą bicza zostaje ugryziona przez potężnego wampira, który pragnie uczynić z niej swoją żonę. Doris nie daje jednak za wygraną. Wynajmuję D, który jest skrzyżowaniem człowieka i wampira i zleca mu pozbycie się nieśmiertelnego szlachcica rezydującego w pobliskim zamku.
Kreska w tym filmie nie porywa, ale dwie istotne rzeczy na temat tej produkcji trzeba powiedzieć.
Po pierwsze, jej ilustratorem jest Yoshitaka Amano, czyli człowiek, którego ilustracje i postacie są od zawsze w serii Final Fantasy.
Po drugie, jest to klasyk, który w ogromnej mierze wpłynął na powstanie serii Castlevania.
Z tego by wynikało, że choć nie jest to genialne arcydzieło, to ma silny związek z dwiema moimi ulubionymi seriami gier wideo. Bicza używa przecież praktycznie każdy bohater serii Konami. Potwory są praktycznie te same protagonistą Symfonii Nocy jest wampir Alucard. Ten złowieszczy Księżyc chowający się zamkiem, który odwiedzamy w Castelvaniach też wziął się z Vampire Hunter D.
Jest to film na zdecydowanie na raz.
Captain Tsubasa (1983r.)
Niedawno omal nie oszalałem przez to anime, bo mecz finałowy o mistrzostwo Japonii w kategorii juniorów pomiędzy Nankatsu a Meiwą FC to jeden z najgorszych przykładów dłużyzn w historii anime.
Czterdziestominutowe spotkanie z dwoma dogrywkami po dziesięć minut każda trwało bowiem aż piętnaście odcinków.
Po tym meczu przeszedł mi praktycznie cały zapał na dalsze śledzenie przygód utalentowanego Tsubasy.
Sam meczy byłby o wiele lepszy, gdyby autorzy skupił się na spotkaniu, bo jak w jego trakcie poznałem historię życia Kojiro oraz Misakiego to miałem wszystkiego dość.
Gdyby nie to przeklęte wydłużanie czasu to czułbym się usatysfakcjonowany finałem, bo Wakashimazu I Wakabayashi skutecznie utrudniali grę najlepszym zawodnikom przeciwnych drużyn. Pierwszy z nich bronił za pomocą ciosów karate, natomiast drugi był praktycznie bezbłędny między słupkami i powstrzymywał nawet najpotężniejsze strzały Kojiro.
Wynik spotkania otworzył dopiero Bliźniaczy Strzał Misakiego i Tsubasy, po którym piłka nabrała takiej rotacji, że nawet as bramkarski Meiwy miał niewiele do powiedzenia.
Po strzeleniu pierwszej bramki zaczęły się jednak problemy Nankatsu. W drugiej połowie, gdy Kojiro zaczął w końcu zauważać kolegów z drużyny, w wyniku niesprzyjających okoliczności, i Misaki, i Tsubasa, i Wakabayashim, nabawili się kontuzji.
Kiojiro strzelił wyrównującego gola. Do pierwszej bramki dorzucił później drugą i gdyby nie to, że Wakabayshi włączył się w ostatniej minucie spotkania do akcji ofensywnej własnej drużyny, to Kojiro by tryumfował, ale to nie on jest głównym bohaterem tego anime, więc koniec końców uległ głównemu bohaterowi Kapitana Jastrzębia.
Po tym spotkaniu Kojiro przeniósł się do Toho, które zagwarantowało mu stypendium do końca nauki, co rozwiązało kłopoty finansowe jego rodziny.
Wakabayashi wyjechał ze swoim trenerem uczyć się bramkarskiego rzemiosła w Republice Federalnej Niemiec. Misaki zniknął gdzieś bez śladu ze swoim ojcem a Tsubasa zdobył kolejny tytuł z Nankatsu.
Teraz jest już uczniem szkoły średniej i spróbuje zdobyć tytuł mistrza Japonii po raz trzeci z rzędu.
Nie mam zamiaru oglądać zbyt wielu odcinków tej serii. Parę na tydzień to maksimum, bo teraz dłużyzny w meczach będę na porządku dziennym i sama myśl o nich napełnia mnie strachem.
Hyouka (2012r.)
W Hyouce szykuje się chyba jakiś ciekawszy fragment w historii, bo główni bohaterowie zostali poproszeni o rozwiązanie problemu pewnego niedokończonego filmu, za realizację którego są odpowiedzialni inni uczniowie.
Wszystko przez Chitandę, która wygadała się swojej koleżance o swoim koledze, który jest stworzony do takich zagwozdek a ich rozwiązywanie wypił z mlekiem matki. Hotaro był z początku bardzo oporny w tej sprawie, ale gdy tylko Chitanda zaczęła być ciekawa, jego przyjaciele uśmiechnęli się tylko pod nosem, bo wiedzieli, że nigdy by jej nie odmówił.
Ich pierwszym zadaniem było obejrzenie wyżej wspomnianego filmu opowiadającego o uczniach, którzy udali się do opuszczonej wioski w poszukiwaniu schronienia i jeden z nich został zabity.
Zostali poproszeni przez osoby związane z tą produkcją o wskazanie mordercy.
Ta sprawa nie doczekała się jeszcze rozwiązania, ale na całe szczęście Hyouka to nie Tsubasa, więc kilkanaście odcinków to nie potrwa. Z zapowiedzi odcinka, który teraz obejrzę wiem już, że ten epizod na pewno mnie nie zawiedzie.
Tymczasem. My tu gadu a gadu a ja muszę jeszcze pograć w jakieś gry. Trzymajcie się i dajcie znać, jeśli coś ostatnio zwróciło Waszą uwagę w świecie anime.
Po skończeniu drugiego arcu JoJo's Bizzare Adventure dałem sobie spokój z tą serią. Rozpocząłem poszukiwania jakiegoś anime przesączonego sporą ilością fanserwisu, bo hienamas stwierdził, że nie lubię ecchi.
Zastanawiałem się nad High School DxD, ale Koma któryś raz z kolei mówił mi, żebym sprawdził Kill la Kill, co w końcu zrobiłem. Za jednym zamachem obejrzałem pięć odcinków. Potem dołożyłem jeszcze kilka kolejnych i muszę powiedzieć, że ta historia naprawdę mi się podoba.
KlK pokazuje jak zwariowane pomysły potrafią mieć Japończycy. Główną bohaterką tej serii jest Ryuko Matoi, która straciła swoich najbliższych i dach nad głową. Został jej tylko scyzoryk zmieniający kształt i swój rozmiar, pełniący rolę miecza. Drugi z nich jest w posiadaniu mordercy jej ojca, którego stara się znaleźć młoda sierota.
Niby nic specjalnego, co nie? Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak dopiero gdy poznaje się bliżej ze Świeżakiem (Kamui Senketsu w wersji japońskiej). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jest to tak zwane Boskie Wdzianko, które jest obdarzone własną inteligencją. Dzięki krwi używającego go nosiciela potrafi zrobić z każdego maszynę do zabijania. Wszystkie takie stroje są posegregowane a ich jakość określa ilość gwiazdek. Jednogwiazdkowy strój składa się z żywego materiału w dziesięciu procentach. W przypadku Senketsu jest to sto procent.
Młoda Ryuko wyrusza zatem do Akademii Honnouji w celu poznania odpowiedzi na dręczące ją pytania. Szkołą rządzi butna i patrząca na wszystkich z góry przewodnicząca Satsuki Kiryuin z całą armią podległych jej przydupasów, pełniących role przewodniczących określonych kółek.
To porządek ucisku, któremu wyzwanie rzuca Ryuko. Chce go obalić, bo jawi się on jej jako skrajny przejaw dyskryminacji i wykorzystywania pozycji do ucisku nieszczęśników, którzy nie dostąpili zaszczytu noszenia specjalnych wdzianek.
Walki w Kill la Kill są świetnie zrealizowane. Podobają mi się w szczególności nagłe odjazdy kamery, dzięki którym możemy podziwiać pole walki w całej okazałości oraz skutki konkretnych, piekielnie silnych ataków.
Dwie rywalizujące ze sobą bohaterki wyglądają jak zwykłe szmaty, które skończyły właśnie pracę pod okoliczną latarnią, ale niech Was to nie zwiedzie, bowiem gdy oczy przyzwyczają się już do tych wszystkich najazdów kamery spomiędzy piersi i pośladków a wyzywające stroje staną się czymś normalnym, to dopiero wtedy Kill la Kill pokaże swój pazur.
Jest to tak naprawdę serial, który wyśmiewa shouneny pokroju Dragon Ball, Naruto, Bleach, Fairy Tail lub One Piece, w których główni bohaterowie muszą ostro trenować, żeby nauczyć się jakichś nowych technik walki. Tu determinację wojowniczki i jej potencjał bojowy określa ilość odsłoniętego ciała.
Wszystkie walki są pełne humoru a cios kończący Ryuko ma za zadanie obedrzeć ze stroju jej przeciwnika, co często kończy się śmiechem z mojej strony. Ataki w KlK są naprawdę mocne, czego efekty widać po widowni latającej w powietrzu po kolejnym silnym razie.
Humor jest tu praktycznie zawsze. Nawet pranie lub prasowanie Senketsu i jego błagania o pomoc w takiej sytuacji potrafią rozśmieszyć. Główna bohaterka ma kumpelę, która nie potrafi się bić, ale jak ona zacznie coś tłumaczyć, to nie przestajesz się śmiać. Cała jej rodzina jest stuknięta. Ojciec ciągle próbuje podglądać koleżankę swojej córki a kiedy tego nie robi to bierze ją za wariatkę gadającą z własnym ubraniem.
Kill la Kill mocno mnie zaskoczyło, bo pod całą ta warstwą gimbazjalnego fanserwisu stara się przekazać widzowi to czym tak naprawdę jest przyjaźń i prawdziwy sens słowa rodzina a czegoś takiego nie spodziewałem się po anime, w którym dwie najważniejsze postaci kobiece wyglądają jak zdziry z odzysku.
Vampire Hunter D (1985r.)
Vampire Hunter D to seria powieści o łowcy wampirów zwanym D, który zajmuje się eksterminacją wszelkiej maści potworów, nieważne czy są nimi wampiry, golemy, wilkołaki, zjawy lub odpychające węże udające piękne kobiety, które zwabiają swoją urodą nieświadomych śmiertelników, aby wyssać z nich życie.
Historia tej kinówki jest prosta jak budowa cepa. Młoda dziewczyna, która walczy z potworami za pomocą bicza zostaje ugryziona przez potężnego wampira, który pragnie uczynić z niej swoją żonę. Doris nie daje jednak za wygraną. Wynajmuję D, który jest skrzyżowaniem człowieka i wampira i zleca mu pozbycie się nieśmiertelnego szlachcica rezydującego w pobliskim zamku.
Kreska w tym filmie nie porywa, ale dwie istotne rzeczy na temat tej produkcji trzeba powiedzieć.
Po pierwsze, jej ilustratorem jest Yoshitaka Amano, czyli człowiek, którego ilustracje i postacie są od zawsze w serii Final Fantasy.
Po drugie, jest to klasyk, który w ogromnej mierze wpłynął na powstanie serii Castlevania.
Z tego by wynikało, że choć nie jest to genialne arcydzieło, to ma silny związek z dwiema moimi ulubionymi seriami gier wideo. Bicza używa przecież praktycznie każdy bohater serii Konami. Potwory są praktycznie te same protagonistą Symfonii Nocy jest wampir Alucard. Ten złowieszczy Księżyc chowający się zamkiem, który odwiedzamy w Castelvaniach też wziął się z Vampire Hunter D.
Jest to film na zdecydowanie na raz.
Captain Tsubasa (1983r.)
Niedawno omal nie oszalałem przez to anime, bo mecz finałowy o mistrzostwo Japonii w kategorii juniorów pomiędzy Nankatsu a Meiwą FC to jeden z najgorszych przykładów dłużyzn w historii anime.
Czterdziestominutowe spotkanie z dwoma dogrywkami po dziesięć minut każda trwało bowiem aż piętnaście odcinków.
Po tym meczu przeszedł mi praktycznie cały zapał na dalsze śledzenie przygód utalentowanego Tsubasy.
Sam meczy byłby o wiele lepszy, gdyby autorzy skupił się na spotkaniu, bo jak w jego trakcie poznałem historię życia Kojiro oraz Misakiego to miałem wszystkiego dość.
Gdyby nie to przeklęte wydłużanie czasu to czułbym się usatysfakcjonowany finałem, bo Wakashimazu I Wakabayashi skutecznie utrudniali grę najlepszym zawodnikom przeciwnych drużyn. Pierwszy z nich bronił za pomocą ciosów karate, natomiast drugi był praktycznie bezbłędny między słupkami i powstrzymywał nawet najpotężniejsze strzały Kojiro.
Wynik spotkania otworzył dopiero Bliźniaczy Strzał Misakiego i Tsubasy, po którym piłka nabrała takiej rotacji, że nawet as bramkarski Meiwy miał niewiele do powiedzenia.
Po strzeleniu pierwszej bramki zaczęły się jednak problemy Nankatsu. W drugiej połowie, gdy Kojiro zaczął w końcu zauważać kolegów z drużyny, w wyniku niesprzyjających okoliczności, i Misaki, i Tsubasa, i Wakabayashim, nabawili się kontuzji.
Kiojiro strzelił wyrównującego gola. Do pierwszej bramki dorzucił później drugą i gdyby nie to, że Wakabayshi włączył się w ostatniej minucie spotkania do akcji ofensywnej własnej drużyny, to Kojiro by tryumfował, ale to nie on jest głównym bohaterem tego anime, więc koniec końców uległ głównemu bohaterowi Kapitana Jastrzębia.
Po tym spotkaniu Kojiro przeniósł się do Toho, które zagwarantowało mu stypendium do końca nauki, co rozwiązało kłopoty finansowe jego rodziny.
Wakabayashi wyjechał ze swoim trenerem uczyć się bramkarskiego rzemiosła w Republice Federalnej Niemiec. Misaki zniknął gdzieś bez śladu ze swoim ojcem a Tsubasa zdobył kolejny tytuł z Nankatsu.
Teraz jest już uczniem szkoły średniej i spróbuje zdobyć tytuł mistrza Japonii po raz trzeci z rzędu.
Nie mam zamiaru oglądać zbyt wielu odcinków tej serii. Parę na tydzień to maksimum, bo teraz dłużyzny w meczach będę na porządku dziennym i sama myśl o nich napełnia mnie strachem.
Hyouka (2012r.)
W Hyouce szykuje się chyba jakiś ciekawszy fragment w historii, bo główni bohaterowie zostali poproszeni o rozwiązanie problemu pewnego niedokończonego filmu, za realizację którego są odpowiedzialni inni uczniowie.
Wszystko przez Chitandę, która wygadała się swojej koleżance o swoim koledze, który jest stworzony do takich zagwozdek a ich rozwiązywanie wypił z mlekiem matki. Hotaro był z początku bardzo oporny w tej sprawie, ale gdy tylko Chitanda zaczęła być ciekawa, jego przyjaciele uśmiechnęli się tylko pod nosem, bo wiedzieli, że nigdy by jej nie odmówił.
Ich pierwszym zadaniem było obejrzenie wyżej wspomnianego filmu opowiadającego o uczniach, którzy udali się do opuszczonej wioski w poszukiwaniu schronienia i jeden z nich został zabity.
Zostali poproszeni przez osoby związane z tą produkcją o wskazanie mordercy.
Ta sprawa nie doczekała się jeszcze rozwiązania, ale na całe szczęście Hyouka to nie Tsubasa, więc kilkanaście odcinków to nie potrwa. Z zapowiedzi odcinka, który teraz obejrzę wiem już, że ten epizod na pewno mnie nie zawiedzie.
Tymczasem. My tu gadu a gadu a ja muszę jeszcze pograć w jakieś gry. Trzymajcie się i dajcie znać, jeśli coś ostatnio zwróciło Waszą uwagę w świecie anime.
Komentarze
Prześlij komentarz