W co gracie w weekend? #193
squaresofter 16.03.2017, 00:06
1698V
W co gracie w weekend? #193
Cześć. Odnalazłem tytuł,
którego ukończenie postawiłem sobie za cel. Jest nim Mario 64. Jeśli
włączę w weekend cokolwiek z zestawu Wiedźmin 3, Future Tone, Tales of
Xillia, Digital Devil Saga, Vice City i Guilty Gear X2, to uznam to za
niezły wyczyn, bo zbieranie gwiazdek pochłonęło mnie tak jak kilkanaście
lat temu, gdy pierwszy raz ogrywałem platformera Nintendo.
Zapraszam Was do lektury i komentarzy.
[Wpis zawiera spoilery.]
Zapraszam Was do lektury i komentarzy.
[Wpis zawiera spoilery.]
Super Mario 64 (N64, Nintendo EAD, 1997r.)
Nigdy, przenigdy nie pokazujcie gier z Mario swoim dzieciom. Skończą jak ja. Będą w nie grać bez przerwy.
Ale mnie wessało.
W przeciągu tygodnia zdobyłem czterdzieści gwiazdek i wciąż mi mało.
Pomijając nieprzyjazną kamerę, która czasem przeszkadza mi w zabawie wciąż tonę w morzu miodności oferowanej przez ten platformowy klasyk.
Nie rzucajcie mi żadnych kół ratunkowych, bo nie prędko wrócę z tego świata.
Walczyłem już z duchami, wskakiwałem w obrazy w ścianie, zwiedziłem zatopiony statek, ślizgałem się po śnieżnym szczycie, pomogłem jednemu bałwanowi odzyskać ciało, wziąłem udział w wyścigu z ogromnym pingwinem, łapałem królika, zwiedziłem świat skąpany w lawie i znajdujący się tam wulkan, gubiłem się w labiryncie pełnym trującego gazu, zaprzyjaźniłem się ze stworem pływającym w jeziorze, ugrzęzłem nieraz w ruchomych piaskach a nawet zajrzałem do piramidy.
Nie poprzestanę jednak na tym, gdyż odblokowałem już moc wszystkich czapek (latanie, przenikanie przez siatki, powłoka z metalu zapewniająca wytrzymałość na większość zagrożeń) i mogę w końcu wziąć się na poważnie za zbieranie pozostałych gwiazdek.
W moich kolejnych przygodach towarzyszy mi niezastąpiona muzyka. Jeśli chcecie jej p[osłuchać, to nie krępujcie się, tylko pamiętajcie, żeby nie słuchać jej zbyt głośno w pobliżu śpiących roślin piranii. Nawet one potrzebują się wyspać od czasu do czasu. Jak to by wyglądało, gdyby niewyspane piranio-rośliny próbowały nas pożreć?
Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4, CD Projekt RED, 2015r.)
Przeszukałem południowy Novigrad razem z jego obrzeżami, w których najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu jest miejscowa cegielnia.
Przy okazji wykonałem jakieś poboczne zadania.
Udało mi się powstrzymać ludzi przed zlinczowaniem jakiegoś biednego elfa. Napastnicy nie chcieli słuchać głosu rozsądku, więc musiałem im wytłumaczyć swoje racje za pomocą stali. Po tym wszystkim zacząłem gardzić ludźmi, który udają silnych w grupie, dopóki nie trafią na kogoś silniejszego od nich.
Tym większe było moje zdziwienie, gdy parę uliczek dalej natrafiłem na elfy, które oskarżały jakiegoś człowieka o to, ze rozprowadza wśród ich rasy jakieś trujące i mocno uzależniające substancje. Gdy spytałem ich o dowody potwierdzające te zarzuty nabrali nagle wody w usta i rzucili się na mnie. Nie skończyło się to dla nich dobrze.
Niedaleko mostu obok cegielni spotkałem także krasnoluda, który żalił się, że został okradziony w jednej z okolicznych wiosek. W trakcie badania przeze mnie tej spray wyszły na jaw okoliczności celowo pominięte przez mojego zleceniodawce. Okazało się, że schlał się jak świnia i przegrał w Gwinta ważne dokumenty, tłukąc butelkę alkoholu na głowie gracza, który go ośmieszył. Ich nowy posiadacz nie był zainteresowany ich oddaniem nawet gdy zaproponowałem mu ich odkupienie. Podszedłem go więc inaczej. Załatwiłem go jego własną bronią. Wyzwałem go na karciany pojedynek, z którego wyszedłem zwycięsko. Następnie pognałem do kłamliwego oszusta i oddałem mu, co do niego należy. Jaki z tego morał. Piłeś? Nie graj w Gwinta.
Po tym wszystkim wróciłem do zwiedzania Novigradu, gdzie dałem w mordę jakiemuś pijakowi, któremu brakowało na alkohol. Grzecznie tłumaczyłem mu i jego koledze, żeby mnie przepuścili na drodze kiedym jeszcze grzeczny. Jeden z nich odstąpił zauważywszy na to, z kim ma do czynienia. Drugiemu z nich wbiłem do głowy dobre maniery za pomocą pięści.
Najprostsza część poznawania Novigradu już za mną. Teraz czeka mnie najgorsze, czyli przeszukanie środkowej części miasta.
Z Wiedźminem 3 spędziłem już blisko siedemdziesiąt godzin, więc z tej okazji postanowiłem przedstawić Wam kompozycje muzyczne zasłyszane przeze mnie podczas moich przygód z Białym Wilkiem. Polecam je przesłuchać, gdyż części z nich nie znajdziecie na oficjalnej ścieżce dźwiękowej naszej chluby narodowej.
Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)
Zastanawialiście się kiedyś nad tym czy uczucia mają barwy? Jaki kolor przysługuje smutkowi, zniechęceniu, poczuciu spełnienia albo miłości?
Nigdy nad tym nie myślałem, aż do czasu gdy usłyszałem utwór zatytułowany Palette śpiewany przez Lukę Megurine. Niesamowity kawałek.
Jestem przyzwyczajony do tego, że Luka śpiewa bardzo spokojnie większość swoich piosenek, tworząc w ten sposób harmonię między barwą jej głosu i melodią aktualnie wykonywanego utworu.
W Palette jest inaczej. Mamy tu mieszankę pianina, muzyki elektronicznej oraz gitarę i perkusję. Uwielbiam zmienne tempo muzyki tego klipu, w którym spokojne tony bardzo szybko zamieniają się w prawdziwą pasję, gdy Luka wyznaje nam swoje uczucia i pragnienia.
Musiałem bardzo długo czekać na kolejną piosenkę, która przypomni mi raz jeszcze raz dlaczego uwielbiam tą wokaloidkę, która nigdy nie dorówna popularnością Miku. Palette nie jest dostępny na łatwym poziomie trudności, z którym spędziłem przeszło sześćdziesiąt godzin.
Usłyszałem go dopiero na normalnym poziomie trudności. Potrafię słuchać go całymi godzinami a nawet kiedy tego nie robię, to ta muzyka wciąż gra mi w uszach, zmuszając mnie do zastanowienia się nad sensem słów śpiewanych przez Lukę.
Wypada pogratulować autorowi tekstu tej piosenki. Mógł napisać kolejną prostą piosenkę o miłości bez żadnych niedomówień, w której słuchacz ma podane wszystko na tacy. Na całe szczęście fani wirtualnych piosenkarzy wciąż potrafią zaskakiwać.
Najlepsze teksty piosenek powinny pobudzać do myślenia, sprawiając jednocześnie, że czujemy radość za każdym razem gdy słuchamy ich kolejny raz.
Tales of Xillia (PS3, Namco Tales Studio, 2013r.)
Gdy grałem w Tales of Xillię w ostatni weekend okazało się, że Włóczni Kresnika jednak nie było w ośrodku badawczym, do którego się udałem z wizytą. Została gdzieś wcześniej przeniesiona. Milla, Jude i inni postanowili przyjrzeć się tej sprawie dokładniej.
wyszło na jaw, że eksplozja, o której pisałem tydzień temu we w co gracie miała na celu zniszczenie tej potężnej broni, jednak odpowiedzialna za nią wariatka, Argia, trochę się spóźniła.
Drużyna postanowiła się rozmówić z ich starą znajomą.
Musiałem przeszukać cały Fennmont wzdłuż i w szerz, aby w końcu z nią porozmawiać, ale dopiero po ostrym łomocie, jaki ode mnie dostała piromance rozwiązał się język.
Dowiedziałem się, że włócznia znajduje się pod Pałacem Ordańskim, do którego nie wolno wchodzić nieproszonym gościom.
Wiedzie tam rzekomo jakieś tajne przejście z ośrodka badawczego i już myślałem, że muszę się tam wrócić, ale Rowan miał pewien pomysł.
Drużyna zaatakowała straż strzegącą bramy frontowej pałacu i ku zdziwieniu wszystkich okazało się, że na pomoc pobitym strażnikom nikt nie przychodzi.
Stary strateg trafnie przewidział, że większość sił zbrojnych została skierowana na front do walki z nieprzyjacielem a cennego miejsca strzegły niedobitki.
Nie wiem co mnie czeka wewnątrz pałacu, ale jak poczynię jakieś postępy w jrpgu Namco, to dam Wam o tym znać.
Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga (PS2, Atlus, 2006r.)
Muszę przyznać, że Cytadela stanowiąca bazę Solidniaków (Solids) zrobiła na mnie o wiele większe wrażenie niż kryjówka Maribel.
Z początku myślałem, że to będzie kolejny loch typu dojdź do przełącznika, otwórz zamkniętą bramę, dojdź bo bossa, zlej go i wszyscy będą szczęśliwi.
Szybko zostałem wyprowadzony z błędu, gdy wpadłem w jedną z pułapek moich przeciwników.
Rozsiali oni po całej swojej bazie czerwono-oczne posągi. Znalezienie się w ich zasięgu wzroku skończyło się moim upadkiem na niższy poziom, który został wypełniony gazem powodującym zawroty głowy. Gdy zobaczyłem leżące tam zwłoki członków Maribel i usłyszałem tą straszną i niepokojącą muzykę, zupełnie inną do jakiej zdążyłem się wcześniej przyzwyczaić, wiedziałem, że mam do czynienia z kolejnym tytułem z serii Shin Megami Tensei posiadającym o wiele cięższy klimat niż Persona 4, która przypomina czasem niedzielny program reklamowy z wiecznie obecnym i irytującym jinglem Junes. Słyszałem go tyle razy, że dziś na samą myśl o tym mam czasem ochotę pożyczyć pistolet od jakiegoś bohatera Persony 3 i strzelić sobie w łeb, żeby położyć kres moim kilkuletnim koszmarom, jakie się z tym wiążą.
Nikogo z Was chyba nie zdziwię, gdy napiszę, że ceny coraz nowszych mantr zabijają a z tego co widzę, to dostęp do najsilniejszych z nich odblokuje się chyba dopiero gdy opanuję więcej niż jedną ścieżkę postępu w danym typie mantry.
To jest jeszcze do sprawdzenia.
Cieszę się, że moi bohaterowie awansowali już na dwudzieste poziomy i mogą używać ośmiu wyuczonych umiejętności naraz. Heat potrafi już ziać ogniem a co do Serpha, to po rozwinięciu siły do czterdziestu jeden punktów pomyślałem, że może wystarczy tych szaleństw i popracuję też nad jego niską żywotnością, bo nie może być dalej tak, że po użyciu dwóch zdolności wykorzystujących punkty zdrowia jestem prawie martwy i modlę się o to, żeby nie zaatakował go jakiś potwór.
Grand Theft Auto: Vice City (PS2, Rockstar North, 2002r.)
Nie grałem ostatnio zbyt długo w Vice City. Zrobiłem raptem jeden rampage polegający na zabiciu określonej liczby gangoli strzelając do nich z karabinu maszynowego podczas jazdy samochodem.
Ucieszony tym sukcesem z niedowierzaniem patrzyłem na to, że w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło mi kilka tysięcy sztuk amunicji do karabinu maszynowego, ale zacisnąłem zęby i zachowałem stan gry, bo to nie pierwszy raz gdy podchodziłem do tego wyzwania i jakoś nie chciałem do niego podchodzić kolejny raz tylko po to, by mi się znowu nie udało.
Później polatałem po mieście helikopterem, ale nie znalazłem nic ciekawego. Jedyne czym mogę się pochwalić to to, że robiłem to tak nieudolnie, że zahaczyłem nim kilkukrotnie o jakiś element otoczenia i musiałem z niego uciekać, gdy zaczął się palić.
Zastanawiałem się czy moja gra ma w ogóle jakiś sens, ale szybko zmieniłem zdanie po zakupie firmy taksówkowej Kaufman Cabs, która nie przebiera w walce o klienta. Jeśli konkurencja sprzątnie nam klienta sprzed nosa, to musimy taranować konkurencyjną taksówkę, aż jadący nią pasażer postanowi z niej uciec. Wtedy musimy postawić przed nim wóz, poczekać aż do niego wsiądzie i dojechać z nim na wskazane miejsce.
Szkoda tylko, że po moim pierwszym sukcesie w nowej firmie pod koła wpadł mi jakiś policjant. Zarobiłem dwie gwiazdki za głupotę funkcjonariusza prawa i wpadłem na genialny pomysł ucieczki helikopterem. Latałem zatem bez celu po mieście a policja nie mogła nic mi zrobić, goniąc mnie samochodami. Myślałem, że znajdę gdzieś gwiazdkę, żeby zminimalizować agresję stróżów prawa, ale zamiast tego zezłomowałem kolejną latającą maszynę, która runęła o ziemię. Ledwo udało mi się przeżyć wybuch, ale to nie koniec głupot, które zrobiłem. Wziąłem narkotyki i podczas biegu zaczęło mi spadać zdrowie. Zostało mi raptem dwadzieścia jeden punktów zdrowia i żeby się uratować z tej opresji uruchomiłem przez przypadek kolejny rampage z koktajlami mołotowa. Już pierwszy z nich rzuciłem sobie pod nogi i spłonąłem żywcem. Na całe szczęście podczas pościgu zachowałem stan gry i nie straciłem swoich postępów w grze.
Mam dość mocnych wrażeń w Vice City na jakiś czas. Proponuję pogłośnić radio, wszak podobno wszystko jest lepsze z rockiem.
Guilty Gear X2 #Reload (PS2, Arc System Works, 2004r.)
Celem Baiken, o której wspominałem tydzień temu, okazała się chęć odnalezienia mordercy jej rodziców. Najwięcej na ten temat miała do powiedziana seksowna gitarzystka I-No, więc samurajka musiała wznieść się na wyżyny swoich umiejętności w obyciu z kataną, aby ta zechciała z nią w ogóle rozmawiać.
Potem Baiken ucięła sobie pogawędkę z pewną tajemniczą postacią w kapturze, ale nie uzyskała odpowiedzi na pytania, których szukała.
Baiken jest uznawana za jedną ze słabszych postaci w uniwersum Guilty Gear. Jest człowiekiem a nie gearem, więc przydzielono jej ledwo kategorię C. Najlepsi wojownicy mają kategorię S.
Mój dzisiejszy gość posiada właśnie najwyższą rangę.
Slayer jest wampirem, który założył Gildię Zabójców. Stanowi on największe zagrożenie ludzkości. Dżentelmen z monoklem i fajką sam siebie nazywa Tym, który kroczy nocą.
Wampiry są często przedstawiane w popkulturze jako podli krwiopijcy bez żadnych manier, którzy zrobią wszystko dla kolejnej kropli krwi.
Slayer zachowuje się jednak bardzo szlachetnie. Swoim celom do zabicia mówi, że przez ich umiejętność używania ki wyznaczono nagrodę za ich głowy, ale walczy z nimi nie po to, aby ich unicestwić a raczej po to, aby sprawdzić do czego są zdolni ludzie w kolejnej epoce.
Jest wściekły dopiero, gdy Eddie próbuje przywłaszczyć sobie jego kobietę. Staje w obronie honoru swojej wybranki.
Slayerem walczyło mi się znacznie lepiej niż samurajką, gdyż słynie on ze swych uskoków do tyłu, dzięki którym może wyprowadzić bardzo szybki cios pięścią lub nogą. Nawet przeciwnicy atakujący go z dystansu, jak choćby Dizzy, muszą się mieć na baczności, gdyż posiada on umiejętność znikania podczas przesuwania się na polu walki.
Uwielbiam też jego wstęp do walki, podczas którego pije krew z szyji swej ofiary a gdy tryumfuje, to znika w noszonej przez siebie płachcie.
Muzyka z jego walki z Eddiem pt. Existence oraz jego własny muzyczny motyw przewodni Haven't You Got Eyes in Your Head też są niczego sobie. Możecie ich posłuchać, jeśli chcecie.
W Residencie, Pataponie i Baldurze poczyniłem zbyt małe postępy od ubiegłego weekendu, więc tylko o nich wspomnę.
W klasyku Capcomu wracam do posiadłości na spotkanie z łowcami i wielkim wężem.
W Pataponie stoję przed trudnym zadaniem polegającym na przeprowadzeniu moich podopiecznych przez pustynię a w Baldurze wciąż jestem w kopalni, bo od ostatniej gry w rpg BioWare udało mi się w niej zejść raptem o jeden poziom niżej.
Może włączę te tytuły choć na chwilę, ale tak jak już wspominałem we wstępie najbardziej zależy mi teraz na przejściu Super Mario 64.
To by było na tyle. Życzę Wam udanego weekendu.
Nigdy, przenigdy nie pokazujcie gier z Mario swoim dzieciom. Skończą jak ja. Będą w nie grać bez przerwy.
Ale mnie wessało.
W przeciągu tygodnia zdobyłem czterdzieści gwiazdek i wciąż mi mało.
Pomijając nieprzyjazną kamerę, która czasem przeszkadza mi w zabawie wciąż tonę w morzu miodności oferowanej przez ten platformowy klasyk.
Nie rzucajcie mi żadnych kół ratunkowych, bo nie prędko wrócę z tego świata.
Walczyłem już z duchami, wskakiwałem w obrazy w ścianie, zwiedziłem zatopiony statek, ślizgałem się po śnieżnym szczycie, pomogłem jednemu bałwanowi odzyskać ciało, wziąłem udział w wyścigu z ogromnym pingwinem, łapałem królika, zwiedziłem świat skąpany w lawie i znajdujący się tam wulkan, gubiłem się w labiryncie pełnym trującego gazu, zaprzyjaźniłem się ze stworem pływającym w jeziorze, ugrzęzłem nieraz w ruchomych piaskach a nawet zajrzałem do piramidy.
Nie poprzestanę jednak na tym, gdyż odblokowałem już moc wszystkich czapek (latanie, przenikanie przez siatki, powłoka z metalu zapewniająca wytrzymałość na większość zagrożeń) i mogę w końcu wziąć się na poważnie za zbieranie pozostałych gwiazdek.
W moich kolejnych przygodach towarzyszy mi niezastąpiona muzyka. Jeśli chcecie jej p[osłuchać, to nie krępujcie się, tylko pamiętajcie, żeby nie słuchać jej zbyt głośno w pobliżu śpiących roślin piranii. Nawet one potrzebują się wyspać od czasu do czasu. Jak to by wyglądało, gdyby niewyspane piranio-rośliny próbowały nas pożreć?
Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4, CD Projekt RED, 2015r.)
Przeszukałem południowy Novigrad razem z jego obrzeżami, w których najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu jest miejscowa cegielnia.
Przy okazji wykonałem jakieś poboczne zadania.
Udało mi się powstrzymać ludzi przed zlinczowaniem jakiegoś biednego elfa. Napastnicy nie chcieli słuchać głosu rozsądku, więc musiałem im wytłumaczyć swoje racje za pomocą stali. Po tym wszystkim zacząłem gardzić ludźmi, który udają silnych w grupie, dopóki nie trafią na kogoś silniejszego od nich.
Tym większe było moje zdziwienie, gdy parę uliczek dalej natrafiłem na elfy, które oskarżały jakiegoś człowieka o to, ze rozprowadza wśród ich rasy jakieś trujące i mocno uzależniające substancje. Gdy spytałem ich o dowody potwierdzające te zarzuty nabrali nagle wody w usta i rzucili się na mnie. Nie skończyło się to dla nich dobrze.
Niedaleko mostu obok cegielni spotkałem także krasnoluda, który żalił się, że został okradziony w jednej z okolicznych wiosek. W trakcie badania przeze mnie tej spray wyszły na jaw okoliczności celowo pominięte przez mojego zleceniodawce. Okazało się, że schlał się jak świnia i przegrał w Gwinta ważne dokumenty, tłukąc butelkę alkoholu na głowie gracza, który go ośmieszył. Ich nowy posiadacz nie był zainteresowany ich oddaniem nawet gdy zaproponowałem mu ich odkupienie. Podszedłem go więc inaczej. Załatwiłem go jego własną bronią. Wyzwałem go na karciany pojedynek, z którego wyszedłem zwycięsko. Następnie pognałem do kłamliwego oszusta i oddałem mu, co do niego należy. Jaki z tego morał. Piłeś? Nie graj w Gwinta.
Po tym wszystkim wróciłem do zwiedzania Novigradu, gdzie dałem w mordę jakiemuś pijakowi, któremu brakowało na alkohol. Grzecznie tłumaczyłem mu i jego koledze, żeby mnie przepuścili na drodze kiedym jeszcze grzeczny. Jeden z nich odstąpił zauważywszy na to, z kim ma do czynienia. Drugiemu z nich wbiłem do głowy dobre maniery za pomocą pięści.
Najprostsza część poznawania Novigradu już za mną. Teraz czeka mnie najgorsze, czyli przeszukanie środkowej części miasta.
Z Wiedźminem 3 spędziłem już blisko siedemdziesiąt godzin, więc z tej okazji postanowiłem przedstawić Wam kompozycje muzyczne zasłyszane przeze mnie podczas moich przygód z Białym Wilkiem. Polecam je przesłuchać, gdyż części z nich nie znajdziecie na oficjalnej ścieżce dźwiękowej naszej chluby narodowej.
Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)
Zastanawialiście się kiedyś nad tym czy uczucia mają barwy? Jaki kolor przysługuje smutkowi, zniechęceniu, poczuciu spełnienia albo miłości?
Nigdy nad tym nie myślałem, aż do czasu gdy usłyszałem utwór zatytułowany Palette śpiewany przez Lukę Megurine. Niesamowity kawałek.
Jestem przyzwyczajony do tego, że Luka śpiewa bardzo spokojnie większość swoich piosenek, tworząc w ten sposób harmonię między barwą jej głosu i melodią aktualnie wykonywanego utworu.
W Palette jest inaczej. Mamy tu mieszankę pianina, muzyki elektronicznej oraz gitarę i perkusję. Uwielbiam zmienne tempo muzyki tego klipu, w którym spokojne tony bardzo szybko zamieniają się w prawdziwą pasję, gdy Luka wyznaje nam swoje uczucia i pragnienia.
Musiałem bardzo długo czekać na kolejną piosenkę, która przypomni mi raz jeszcze raz dlaczego uwielbiam tą wokaloidkę, która nigdy nie dorówna popularnością Miku. Palette nie jest dostępny na łatwym poziomie trudności, z którym spędziłem przeszło sześćdziesiąt godzin.
Usłyszałem go dopiero na normalnym poziomie trudności. Potrafię słuchać go całymi godzinami a nawet kiedy tego nie robię, to ta muzyka wciąż gra mi w uszach, zmuszając mnie do zastanowienia się nad sensem słów śpiewanych przez Lukę.
Wypada pogratulować autorowi tekstu tej piosenki. Mógł napisać kolejną prostą piosenkę o miłości bez żadnych niedomówień, w której słuchacz ma podane wszystko na tacy. Na całe szczęście fani wirtualnych piosenkarzy wciąż potrafią zaskakiwać.
Najlepsze teksty piosenek powinny pobudzać do myślenia, sprawiając jednocześnie, że czujemy radość za każdym razem gdy słuchamy ich kolejny raz.
Tales of Xillia (PS3, Namco Tales Studio, 2013r.)
Gdy grałem w Tales of Xillię w ostatni weekend okazało się, że Włóczni Kresnika jednak nie było w ośrodku badawczym, do którego się udałem z wizytą. Została gdzieś wcześniej przeniesiona. Milla, Jude i inni postanowili przyjrzeć się tej sprawie dokładniej.
wyszło na jaw, że eksplozja, o której pisałem tydzień temu we w co gracie miała na celu zniszczenie tej potężnej broni, jednak odpowiedzialna za nią wariatka, Argia, trochę się spóźniła.
Drużyna postanowiła się rozmówić z ich starą znajomą.
Musiałem przeszukać cały Fennmont wzdłuż i w szerz, aby w końcu z nią porozmawiać, ale dopiero po ostrym łomocie, jaki ode mnie dostała piromance rozwiązał się język.
Dowiedziałem się, że włócznia znajduje się pod Pałacem Ordańskim, do którego nie wolno wchodzić nieproszonym gościom.
Wiedzie tam rzekomo jakieś tajne przejście z ośrodka badawczego i już myślałem, że muszę się tam wrócić, ale Rowan miał pewien pomysł.
Drużyna zaatakowała straż strzegącą bramy frontowej pałacu i ku zdziwieniu wszystkich okazało się, że na pomoc pobitym strażnikom nikt nie przychodzi.
Stary strateg trafnie przewidział, że większość sił zbrojnych została skierowana na front do walki z nieprzyjacielem a cennego miejsca strzegły niedobitki.
Nie wiem co mnie czeka wewnątrz pałacu, ale jak poczynię jakieś postępy w jrpgu Namco, to dam Wam o tym znać.
Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga (PS2, Atlus, 2006r.)
Muszę przyznać, że Cytadela stanowiąca bazę Solidniaków (Solids) zrobiła na mnie o wiele większe wrażenie niż kryjówka Maribel.
Z początku myślałem, że to będzie kolejny loch typu dojdź do przełącznika, otwórz zamkniętą bramę, dojdź bo bossa, zlej go i wszyscy będą szczęśliwi.
Szybko zostałem wyprowadzony z błędu, gdy wpadłem w jedną z pułapek moich przeciwników.
Rozsiali oni po całej swojej bazie czerwono-oczne posągi. Znalezienie się w ich zasięgu wzroku skończyło się moim upadkiem na niższy poziom, który został wypełniony gazem powodującym zawroty głowy. Gdy zobaczyłem leżące tam zwłoki członków Maribel i usłyszałem tą straszną i niepokojącą muzykę, zupełnie inną do jakiej zdążyłem się wcześniej przyzwyczaić, wiedziałem, że mam do czynienia z kolejnym tytułem z serii Shin Megami Tensei posiadającym o wiele cięższy klimat niż Persona 4, która przypomina czasem niedzielny program reklamowy z wiecznie obecnym i irytującym jinglem Junes. Słyszałem go tyle razy, że dziś na samą myśl o tym mam czasem ochotę pożyczyć pistolet od jakiegoś bohatera Persony 3 i strzelić sobie w łeb, żeby położyć kres moim kilkuletnim koszmarom, jakie się z tym wiążą.
Nikogo z Was chyba nie zdziwię, gdy napiszę, że ceny coraz nowszych mantr zabijają a z tego co widzę, to dostęp do najsilniejszych z nich odblokuje się chyba dopiero gdy opanuję więcej niż jedną ścieżkę postępu w danym typie mantry.
To jest jeszcze do sprawdzenia.
Cieszę się, że moi bohaterowie awansowali już na dwudzieste poziomy i mogą używać ośmiu wyuczonych umiejętności naraz. Heat potrafi już ziać ogniem a co do Serpha, to po rozwinięciu siły do czterdziestu jeden punktów pomyślałem, że może wystarczy tych szaleństw i popracuję też nad jego niską żywotnością, bo nie może być dalej tak, że po użyciu dwóch zdolności wykorzystujących punkty zdrowia jestem prawie martwy i modlę się o to, żeby nie zaatakował go jakiś potwór.
Grand Theft Auto: Vice City (PS2, Rockstar North, 2002r.)
Nie grałem ostatnio zbyt długo w Vice City. Zrobiłem raptem jeden rampage polegający na zabiciu określonej liczby gangoli strzelając do nich z karabinu maszynowego podczas jazdy samochodem.
Ucieszony tym sukcesem z niedowierzaniem patrzyłem na to, że w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło mi kilka tysięcy sztuk amunicji do karabinu maszynowego, ale zacisnąłem zęby i zachowałem stan gry, bo to nie pierwszy raz gdy podchodziłem do tego wyzwania i jakoś nie chciałem do niego podchodzić kolejny raz tylko po to, by mi się znowu nie udało.
Później polatałem po mieście helikopterem, ale nie znalazłem nic ciekawego. Jedyne czym mogę się pochwalić to to, że robiłem to tak nieudolnie, że zahaczyłem nim kilkukrotnie o jakiś element otoczenia i musiałem z niego uciekać, gdy zaczął się palić.
Zastanawiałem się czy moja gra ma w ogóle jakiś sens, ale szybko zmieniłem zdanie po zakupie firmy taksówkowej Kaufman Cabs, która nie przebiera w walce o klienta. Jeśli konkurencja sprzątnie nam klienta sprzed nosa, to musimy taranować konkurencyjną taksówkę, aż jadący nią pasażer postanowi z niej uciec. Wtedy musimy postawić przed nim wóz, poczekać aż do niego wsiądzie i dojechać z nim na wskazane miejsce.
Szkoda tylko, że po moim pierwszym sukcesie w nowej firmie pod koła wpadł mi jakiś policjant. Zarobiłem dwie gwiazdki za głupotę funkcjonariusza prawa i wpadłem na genialny pomysł ucieczki helikopterem. Latałem zatem bez celu po mieście a policja nie mogła nic mi zrobić, goniąc mnie samochodami. Myślałem, że znajdę gdzieś gwiazdkę, żeby zminimalizować agresję stróżów prawa, ale zamiast tego zezłomowałem kolejną latającą maszynę, która runęła o ziemię. Ledwo udało mi się przeżyć wybuch, ale to nie koniec głupot, które zrobiłem. Wziąłem narkotyki i podczas biegu zaczęło mi spadać zdrowie. Zostało mi raptem dwadzieścia jeden punktów zdrowia i żeby się uratować z tej opresji uruchomiłem przez przypadek kolejny rampage z koktajlami mołotowa. Już pierwszy z nich rzuciłem sobie pod nogi i spłonąłem żywcem. Na całe szczęście podczas pościgu zachowałem stan gry i nie straciłem swoich postępów w grze.
Mam dość mocnych wrażeń w Vice City na jakiś czas. Proponuję pogłośnić radio, wszak podobno wszystko jest lepsze z rockiem.
Guilty Gear X2 #Reload (PS2, Arc System Works, 2004r.)
Celem Baiken, o której wspominałem tydzień temu, okazała się chęć odnalezienia mordercy jej rodziców. Najwięcej na ten temat miała do powiedziana seksowna gitarzystka I-No, więc samurajka musiała wznieść się na wyżyny swoich umiejętności w obyciu z kataną, aby ta zechciała z nią w ogóle rozmawiać.
Potem Baiken ucięła sobie pogawędkę z pewną tajemniczą postacią w kapturze, ale nie uzyskała odpowiedzi na pytania, których szukała.
Baiken jest uznawana za jedną ze słabszych postaci w uniwersum Guilty Gear. Jest człowiekiem a nie gearem, więc przydzielono jej ledwo kategorię C. Najlepsi wojownicy mają kategorię S.
Mój dzisiejszy gość posiada właśnie najwyższą rangę.
Slayer jest wampirem, który założył Gildię Zabójców. Stanowi on największe zagrożenie ludzkości. Dżentelmen z monoklem i fajką sam siebie nazywa Tym, który kroczy nocą.
Wampiry są często przedstawiane w popkulturze jako podli krwiopijcy bez żadnych manier, którzy zrobią wszystko dla kolejnej kropli krwi.
Slayer zachowuje się jednak bardzo szlachetnie. Swoim celom do zabicia mówi, że przez ich umiejętność używania ki wyznaczono nagrodę za ich głowy, ale walczy z nimi nie po to, aby ich unicestwić a raczej po to, aby sprawdzić do czego są zdolni ludzie w kolejnej epoce.
Jest wściekły dopiero, gdy Eddie próbuje przywłaszczyć sobie jego kobietę. Staje w obronie honoru swojej wybranki.
Slayerem walczyło mi się znacznie lepiej niż samurajką, gdyż słynie on ze swych uskoków do tyłu, dzięki którym może wyprowadzić bardzo szybki cios pięścią lub nogą. Nawet przeciwnicy atakujący go z dystansu, jak choćby Dizzy, muszą się mieć na baczności, gdyż posiada on umiejętność znikania podczas przesuwania się na polu walki.
Uwielbiam też jego wstęp do walki, podczas którego pije krew z szyji swej ofiary a gdy tryumfuje, to znika w noszonej przez siebie płachcie.
Muzyka z jego walki z Eddiem pt. Existence oraz jego własny muzyczny motyw przewodni Haven't You Got Eyes in Your Head też są niczego sobie. Możecie ich posłuchać, jeśli chcecie.
W Residencie, Pataponie i Baldurze poczyniłem zbyt małe postępy od ubiegłego weekendu, więc tylko o nich wspomnę.
W klasyku Capcomu wracam do posiadłości na spotkanie z łowcami i wielkim wężem.
W Pataponie stoję przed trudnym zadaniem polegającym na przeprowadzeniu moich podopiecznych przez pustynię a w Baldurze wciąż jestem w kopalni, bo od ostatniej gry w rpg BioWare udało mi się w niej zejść raptem o jeden poziom niżej.
Może włączę te tytuły choć na chwilę, ale tak jak już wspominałem we wstępie najbardziej zależy mi teraz na przejściu Super Mario 64.
To by było na tyle. Życzę Wam udanego weekendu.
Komentarze
Prześlij komentarz