W co gracie w weekend? #174

squaresofter 03.11.2016, 00:06 1504V

W co gracie w weekend? #174

Witajcie. W ten weekend opowiem Wam o moim nowym skarbie i spróbuję zastanowić się nad tym, czy da się wejść dwa razy do tej samej rzeki? Przy okazji pogram w Gran Turismo, Hatsune Miku Project DIVA Future Tone, Resident Evil  i może w coś jeszcze. Muszę się nad tym zastanowić. A Wy, wiecie już w co gracie w weekend? [Blog zawiera spoilery.]
Gran Turismo (PSone, Polyphony Digital, 1998r.)

Heraklit z Efezu powiedział kiedyś rzekomo, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Niby to prawda. Nie mam już swojego pierwszej konsoli, PlayStation. Nie mam już tych kilkunastu lat. Babcia już mi nie kupuje sprzętów do grania. Nie przerabiam już konsol i nie kupuję pirackich kopii gier. To czemu po ponownym spotkaniu PlayStation czuję się jakbym był młodszy o te kilkanaście lat? Czemu, gdy widzę słynne logo Sony Computer Entertainment przy uruchomianej konsoli, to wciąż czuję dreszcze tak jak kiedyś?
Minęło prawie pół mojego życia odkąd dane mi było grać na PlayStation, ale już nie muszę więcej za nią tęsknić. Znów na niej gram. Potrzebowałem tego. Wróciłem do najpiękniejszych chwil, jakie spędziłem z grami na konsolach i odżyłem na nowo. Swój najbliższy czas poświęcę na poznawaniu kolejnej pozycji z jednej z najlepszych bibliotek gier w historii. Tym razem padło na pierwsze Gran Turismo, które debiutowało na pierszej konsoli do gier od Sony.
Grałem w niejedną grę wyścigową. Były to m.in. Colin McRae Rally, TOCA, V-Rally, Test Drive Le Mans (DC), Metropolis Street Racer i PGRy, Forza, RalliSport Challenge, Burnouty, Wipeouty, NFS Shift i inne. Nie uważam się za wielkiego eksperta w tej dziedzinie, ale i tak uważam, że niejedno na tym poletku w życiu widziałem i swoje przeżyłem w grach tego typu. 
Jestem jednak osobą wiecznie niezadowoloną ze swojej wiedzy. Uważam, że jest ona niewystarczająca, dlatego wciąż chcę poznawać nowe gry...nawet, jeśli debiutowały dwie dekady temu. W tym roku najlepiej bawiłem się z klasykami takimi jak Chrono Trigger, Final Fantasy VI i Suikodenem. Są to pozycje, które swoje lata już mają, ale każda z nich miała magię.
Mnie to jednak nie satysfakcjonuje. Powoli zbliżam się do pięćdziesięciu gier ukończonych na PlayStation, ale w tym gronie nie ma jednej z najbardziej przełomowych gier w historii. Dlaczego uważam GT za przełom? Przecież to jakiś staroć, bez widoku z kokpitu samochodu, który straszy zewsząd rozpikselowanymi teksturami. Tak, ale trzeba zrozumieć czym była ja wyścigówka dwadzieścia lat temu i w jakich okolicznościach się pojawiła. W latach osiemdziesiątych boje o graczy toczyła Sega z Nintendo i trwało to, dopóki druga z tych firm nie odrzuciła pomysłów Sony, które jak się potem okazało zrewolucjonizowały rynek gier. Arogancki prezes Nintendo Yamauchi nie zwracał uwagi na sugestie jednego z najważniejszych graczy w tamtym czasie, Squaresoftu, który nie chciał robić gier na N64 ze względu na kartridże zastosowane w konsoli Nintendo. Wolał mówić, że osoby grające w jrpgi mieszkają w piwnicach własnych rodziców. Nintendo myślało, że przeniesienie swoich flagowych tytułów w 3d dwa lata po Saturnie i PlayStation wystarczy do podbicia serc graczy i dominacji na rynku elektronicznej rozrywki i tak by było, tyle, że Sony nie miało zamiaru pełnić roli kolejnej Segi. 
Czas pokazał, że to Sony lepiej rozumiało potrzeby graczy. Wyłożyło pieniądze na licencje samochodowe i muzyczne i w ten sposób na rynku pojawiła się jedna z najważniejszych gier Kazunoriego Yamauchi, autora serii Motor Toon Grand Prix, na którym uczył się programować pierwszą maszynę do gier od Sony.
Dziś mija trzydzieści lat od kiedy Nintendo produkuje konsole a ta firma wciąż nie ma ani jednej gry wyścigowej z realistyczną grafiką, licencjonowanymi samochodami i muzyką. W czasach gdy debiutowało Gran Turismo nikt nie miał takich opcji modyfikacji samochodów w takim zakresie.
Dziś w wielu grach wyścigowych tuning samochodów, którymi będziemy się ścigać to podstawa, ale wtedy to było absolutne novum. Japońska gra zdobyła serca głównie europejskie. To najlepiej pokazuje co stało za sukcesem pierwszego PlayStation. Była to chęć robienia rzeczy, na które nie odważył się żaden z ich ówczesnych konkurentów. Microsoft był wtedy wydawcą strategii na komputery osobiste i w głowie jego ówczesnego szefa dopiero rodziła się koncepcja pierwszego Xboxa. Xbox powstał, bo Amerykanie pozazdrościli sukcesów Sony, które potrafiło trafić do klienta nie tylko przy pomocy Walkmana.
Wróćmy jednak do dzisiejszego bohatera. Gran Turismo to gra dla pasjonatów motoryzacji. Tu przeczytamy dosłownie o każdej bryce, którą chcemy zakupić. Data produkcji, typ używanego silnika, to ile biegów ma dany pojazd, gdy używamy automatycznej lub manualnej skrzyni biegów, czy napęd w samochodzie jest na jedną lub dwie osie itd to tylko niektóre z informacji dostępnych w grze.
Przy GT czuję się jakbym bym w jakimś rpgu, w którym bohaterowie i ich losy zostały opisane w najdrobniejszych szczegółach i nikt nam nie zabroni ich lepiej poznać. A że bohaterowie są napędzani koniami mechanicznymi i ważą koło tony to inna para kaloszy,
W GT znajdziemy jakieś czasówki oraz wyścigi dla dwóch graczy na podzielonym ekranie, ale najważniejszą częścią gry, można rzec, że jej sercem, jest tryb Gran Turismo, w którym bierzemy udział w rozlicznych wyścigach a za zdobywane kredyty kupujemy nowe samochody lub tuningujemy te, które przypadły nam do gustu. Liczba opcji tuningowych jest spora i nawet z takiej Hondy Civic, którą obecnie jeżdżę można zrobić prawdziwego potwora, który zostawi daleko w tyle każdego oponenta, z którym początkowo nie dawaliśmy sobie rady.
Uwielbiam produkcje, który wynagradzają gracza za czas poświęcony grze. Na początku potrafiłem dojeżdżać do mety na samym końcu a podczas kwalifikacji do wyścigu traciłem po dziesięć sekund do rywali, ale gdy poznałem trasy, na których się ścigam i nauczyłem się zwalniać w ich najbardziej niebezpiecznych odcinkach, to na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Z początku odrabiałem stracony dystans do innych kierowców opóźniając hamowanie w zakrętach, ale gdy zamiast zbierać kredyty na kolejny wózek, zacząłem inwestować w samochód, który zawsze na mnie czeka w garażu, to karata zaczęła się odwracać. Po tuningu samochódu niczym bohater z pierwszego poziomu w rpgu stałem się mocarzem na trzydziestym poziomie, z którym nie ma żartów. Dziś wygrywam już mistrzostwa, w których wcześniej sobie nie radziłem, wygrywając każdy wyścig. Za wygranie mistrzostwa dostajemy nie tylko pokaźną liczbę kredytów do wydania, ale także samochód, który można zawsze sprzedać, jeśli nie jest nam potrzebny.
W GT dostępne są fury następujących producentów: Aston Martin, Chevrolet, Chrysler, Honda, Mazda, Mitsubishi, Nissan, Subaru, Toyota i TVR. W skrócie, jest w czym wybierać. Najtańsze wozy kosztują raptem kilka tysięcy kredytów. Najdroższe to już kwoty sięgające kilkaset tysięcy kredytów. Podstawowy tryb symulatora prawdziwej jazdy zaczynamy ze skromnymi dziesięcioma tysiącami kredytów, ale ten stan szybko ulegnie zmianie. Dobrze, że konsol piątej generacji nie dało się podłączyć do internetu, więc to, jakie cacka zagoszczą w naszym wirtualnym garażu zależy tylko od czasu, jaki spędzimy z grą i od naszych umiejętności wyścigowych a nie od zasobności portfela. Nie ma mowy o kupowaniu najdroższych i najlepszych samochodów za prawdziwe pieniądze!
Samochody da się też zdobyć w ramach wymiany z posiadaczem drugiej karty pamięci, a więc mamy tu do czynienia z mechanizmem znanym z serii Pokemon.
Jeśli chodzi o tuning, to możemy inwestować w tłumiki, nowe i lepsze tarcze hamulcowe oraz to, na którą oś, przednią lub tylną, mają działać hamulce. Sama sekcja dotycząca silnika oferuje kilka opcji, z montażem komputera pokładowego oraz trójstopniowym tuningiem, dzięki któremu za ogromną ilość kredytów jesteśmy w stanie z każdego złomu zrobić mechanicznego Strusia Pędziwiatra, którego nic nie dogoni. To nie koniec. Możemy także zamontować nowe turbiny, pobawić się z zawieszeniem, rodzajem opon itd. Dziś na fanach gier samochodowych nie zrobi to wrażenia, ale kiedyś to był szok!
Na razie jeżdżę w niezbyt szybkich wozach, bo zdałem jedynie test na licencję kategorii B, ale zupełnie nie przeszkadza mi to w dalszym poznawaniu tej samochodowej legendy. Oczywiście za parę tygodni moglibyśmy się rozwodzić się nad tym jak tuningować konkretny samochód, żeby uzyskać najlepsze rezultaty, jakie bryki warto kupić a jakie nie i byłaby to pewnie dyskusja, w której kobiety nie brałyby udziału, bo przecież mówi się, że one wybierają samochód po kolorze, ale tak sobie myślę, że jestem w sumie gorszy od każdej kobiety, skoro potrafię siedzieć w sklepie/garażu Hondy tylko dlatego, bo wpadła mi w ucho muzyka, jaka towarzyszy odwiedzinom gracza u tego producenta (pozycja nr. 3 na playliście).
Właśnie, ścieżka dźwiękowa GT to spełnienie marzeń dla kogoś takiego jak jak, kto wprost przepada za muzyką takich angielskich zespołów jak: The Prodigy, Faithless, Apollo 440 lub Chemical Brothers. Remiks piosenki Manic Street Preachers od tych ostatnich usłyszymy zresztą w intrze do gry, kolejnym, które można zapisać do listy najlepszych wprowadzeń do gier piątej generacji.
Na tym polu PlayStation było sprzętem niezrównanym. Intro GT (pozycja nr.1 na playliście) pokazuje czym jest opisywana tu gra. To produkt dla ludzi, których kręcą samochody oraz elektroniczna muzyka. Zresztą już na ekranie wyboru języka ucieszy się każdy miłośnik brzmień industrialnych. Oxyacetylene, czyli acetylen tlenowy od Cubanate tak mnie zachwycił, że staram się nie uruchamiać gry, dopóki go nie usłyszę choć raz. Od razu przypomniało mi się Scrapyard z TimeSplitters 2 (poz. nr 6. na playliście), które wprost rozsadza słuchaczowi uszy swoimi potężnym bassem. Uwielbiam ciężkie techniczne brzmienie.
U każdego producenta jest jakiś inny podkład muzyczny. Jest to muzyka elektroniczna, ale podczas samych wyścigów usłyszymy również rock i tu wielkie wrażenie zrobiła na mnie piosenka zatytułowana Sweet 16 angielskiej kapeli Feeder (pozycja nr. 4 na playliście).
Muzyka industrialna w GT jest naprawdę dobra i dla mnie osobiście można ją postawić nawet przy znakomitej pod tym względem ścieżce dźwiękowej z Quake'a II (poz. 7 na playliście).
Jestem zachwycony tym, że Szarak zawitał ponownie w moje skromne progi. Jestem typem gracza, któremu czasem jakaś sprawa nie daje spokoju, dlatego musiałem sprawdzić narodziny jednej z legend PlayStation. Powiem tyle, ten rok przejdzie do historie mojej kariery gracza nie jako rok, w którym kupiłem WiiU czy ograłem Dark Souls 3. Rok 2016 to rok, w którym jedna z trzech najważniejszych konsol w moim życiu w końcu do mnie wróciła, a tytuły z PSone były tak dobre, że nawet dziś jest trudno o pozycje niosące ze sobą takie pokłady niewyczerpanej miodności. Może i starzeję się z każdym dniem, ale w ten weekend znów czuję się jak nastolatek, który bawi się w najlepsze ze swoją pierwszą konsolą Sony. Coś pięknego. Szaraku mój kochany, nigdy więcej Cię nie oddam!

Hatsune Miku Project DIVA: Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)

Funnyluke pytał się mnie ostatnio po przesłuchaniu piosenek Miku z poprzedniego w co gracie czy znam jeszcze jakieś inne jej utwory i kiedy się nimi podzielę? Myślę, że teraz jest na to doskonała pora. Mogliście przed chwilą posłuchać piosenki z Gran Turismo o słodkiej szesnastce. Teraz wypadałoby posłuchać śpiewu i przyjrzeć się pląsom takiej słodkiej szesnastki, bo przecież nie można dyskutować o czymś bez wysłuchania argumentów drugiego rozmówcy lub drugiej rozmówczyni.
W dalszym ciągu staram się zdobywać perfecty w tej japońskiej grze rytmicznej a z przesłuchanym przeze mnie piosenek najbardziej w pamięci zapadły mi dwie, którymi się z Wami podzielę.
Najpierw zaprezentuję Wam Last Night, Good Night. Jest to kawałek pełen smutku i tęsknoty. Myślę, że każdy z nas za kimś tęskni i chciałby jeszcze raz spotkać tą osobę i nieważne czy chodzi tu o przyjaciółkę, przyjaciela, kochankę, kochanka, żonę, męża czy kogoś innego. Wspomnienia bliskich nam osób zawsze pozostaną w naszych sercach, nieważne czy minął dzień, tydzień, miesiąc albo kilka lat od naszego ostatniego spotkania. Na początek proponuję pełną wersję tej piosenki z tłumaczeniem tekstu. Zalecam jednak przestawienie formatu obrazu w monitorze lub telewizorze na 4:3, bo w przeciwnym razie zmuszeni będziecie do oglądania zbyt szerokiej Miku (poz. nr. 1 na playliście).
Chcę przedstawić także skróconą niestety wersję tego kawałka z samej gry. Padający śnieg, zachód słońca, ospałe miasto, i no i ten magiczny moment, gdy Miku zaczyna się bujać w rytm spokojnej muzyki przebierając jednocześnie rękami (poz nr.2 na playliście od 1:52). Tak, to jedna z tych chwil, która pokazuje jak słodka jest. Przy niej prawie możemy zapomnieć o ludziach, za którymi tęsknimy a nigdy już ich nie spotkamy i z nimi nawet nie porozmawiamy.
Tak, smutek to rzecz ludzka. Mógłbym oczywiście przyjąć postawę obojętności wobec świata jak Seneka, Marek Aureliusz lub jeszcze jakiś inny stoik, i choć cenię obu tych starożytnych filozofów a niejedną ich sentencję uważam za coś pięknego, to sądzę również, że obojętność jest równoznaczna ze śmiercią za życia, przynajmniej w sferze uczuć. W życiu jest także czas także i na inne uczucia, które znajdują się na zupełnie innym biegunie niż przygnębienie. Poza łzami człowiek jest przecież też zdolny do radości, więc nie puściłbym Was roztrzęsionych do Waszych cotygodniowych zajęć.
Jako drugi dzisiejszy kawałek od naszej etatowej weekendowej dziewczyny proponuję Wolf Girl (poz. nr. 3 na playliście lub poz. nr 4 na playliście, jeśli chcecie się dowiedzieć o czym jest piosenka małej wilczycy). Nie było łatwo znaleźć ten utwór, gdyż jego tytuł był w języku japońskim a uznałem, że musi znaleźć się w dzisiejszym zestawieniu. Najbardziej znana vocaloidka jest w nim zbyt rozśpiewana i roztańczona, żebym to przed Wami ukrywał. Na całe szczęście jakaś wspaniała dziewczyna przetłumaczyła na YouTubie nazwy wszystkich piosenek Miku na angielski i w ten oto sposób pożegnajmy Miku z uśmiechem, który praktycznie nie schodzi jej z twarzy.


Resident Evil (PS4, Capcom, 2015r.)
Gdzieś na blogach przeczytałem niedawno, że są ludzie, którzy nie grają w survival horror, bo nie lubią się bać. To się doskonale składa, bo ja uwielbiam straszyć. Do dziś pamiętam, gdy zaprosiłem kolegę do domu, żeby pograł u mnie w Silent Hill 2. Była późna noc, więc gdy tylko wziął pada do rąk, to zgasiłem światło w pokoju i w ciszy oglądałem jego grę...do momentu, gdy znienacka wyskoczył na niego jakiś potwór a ten podskoczył w górę z krzykiem jakby został rażony prądem. Hahaha. Musicie tego kiedyś spróbować. Ubaw gwarantowany.
Wróćmy jednak do remake'u Resident Evil w HD. Muszę się Wam pochwalić, że w ubiegły weekend przeszedłem ten klasyczny survival horror tylko za pomocą noża i z wyjątkiem dwóch momentów, czyli walki z Karmazynogłowym Alfa, który strzeże trumny, którego musiałem uderzyć aż piętnaście razy nożem oraz walki z Rośliną 42, której trzeba trafić wszystkie pnącza za pomocą noża. co łatwe wcale nie było oraz paru momentów, gdy goniło mnie kilku karmazynogłowych naraz było to prostsze niż z początku zakładałem. 
Skoro jedna z największych przeszkód w drodze do platyny została przeze mnie pokonana, to postanowiłem wrócić do Jill, którą planuję przejść grę drugi raz. Tym razem nie uratuję Barry'ego przed Lisą, bo jest mi potrzebny jego magnum. W sumie Chrisa też nie uratuję, więc zdobędę od razu trofeum za samotne przejście gry Jill.
Chcę też zdobyć jedno ze źle opisanych trofeów. Chodzi mi rzecz jasna o trofeum związane z odwiedzeniem każdego pomieszczenia w grze. Z tego czego się dowiedziałem, to do jego zdobycia nie wystarczy odwiedzić każdy pokój. Trzeba także pozbierać w każdym z nich każdy przedmiot. Tak w zasadzie gdybym wiedział, że trzeba też wszystko zbierać, to miałbym już to trofeum po pierwszym przejściu gry seksowną policjantką.
Nie mówię, że zrealizuję mój dobrze przemyślany plan jeszcze w ten weekend, ale skoro mam już zdobyte jedno z najtrudniejszych trofeów, to wierzę w siebie teraz tak bardzo, że nie potrafię sobie wyobrazić coby mogło powstrzymać mnie przed wbiciem najważniejszego pucharu w tym japońskim klasyku? Najważniejsze, żeby zrobić w ten weekend pierwszy krok, który mnie do tego zbliży.

Z chęcią napisałbym jeszcze o Castlevanii: Harmony of Dissonance (GBA) oraz Super Mario 64 (N64), ale nie pozwala mi na to brak czasu. W pierwszym tytule mam odkryte 120% mapy na 200%, więc dobrze pamiętałem, że w grze są dwa zamki, a właściwie to jeden zamek dwa razy. Natomiast w platformerze Nintendo mam raptem 12 zebranych gwiazdek i powoli czynię w nim postępy.
Wróciłem też do Tales of Xillii (PS3) po dziewięciu miesiącach przerwy, bo krzychu007 ściga mnie w liczbie ukończonych tytułów z serii Tales of. Wypadałoby ją kiedyś przejść, skoro zostawiłem ją mając 50 godzin na liczniku.
Jednak chyba najbardziej interesuje mnie teraz Suikoden II (PSone), w którego gram już kilka godzin, ale jeszcze wstrzymam się z jego opisem w tym tygodniu.

Życzę wszystkim udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty