W co gracie w weekend? #216

squaresofter 25.08.2017, 00:08
1015V

W co gracie w weekend? #216

Witajcie. Tym razem opiszę w kilku zdaniach sześć gier. Do tytułów, o których wspominałem tydzień temu, czyli Hatsune Miku Future Tone, Uncharted 4, Yoshi's Wooly World, Ni no Kuni i Trails of Cold Steel dołączył Fear Effect 2. Pierwsza część Fear Effecta gościła już kiedyś na łamach w co gracie, więc pomyślałem, że w końcu wypada wziąć się za jej kontynuację.
[Wpis zawiera spoilery.] 

Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2017r.)
Udało mi się odblokować wszystkie trofea w jednej z części Hatsune Miku Project DIVA Future Tone, zwanej Colorful Tone, więc teraz zajmuję się piosenkami z drugiej części, zwanej Future Sound. 
Zaliczenie trzydziestu dziewięciu piosenek w tym trybie (a potem pozostałych), założenie na vocaloidy trzydziestu dziewięciu rekomendowanych modułów oraz obejrzenie trzydziestu dziewięciu klipów i zrobienie trzydziestu dziewięciu zdjęć nie będzie specjalnie trudne, ale na pewno trochę potrwa. Nie przejmuję się zbytnio dużą ilością czasu wymaganą do realizacji tego czasochłonnego przedsięwzięcia, bo to dobry pretekst do przypomnienia sobie moich ulubionych piosenek z tej japońskiej gry rytmicznej.
Jednym z takich utworów jest bez wątpienia Here Comes Karakasa-san wykonywany przez Lena Kagamine. To kawałek przepełniony śmiercią, w którym pierwsze skrzypce odgrywa demoniczny parasol potrafiący wabić duchy umarłych. Nie kojarzę, żeby jakiś inny kawałek brata Rin miał taki przytłaczający klimat. 

Uncharted 4: Kres Złodzieja (PS4, Naughty Dog, 2016r.)W dalszym ciągu przechodzę drugi raz na spokojnie Uncharted 4, w którym w poszukiwaniu za pirackim łupem Henry'ego Avery'ego dotarłem do aż do Szkocji. Muszę tu uważać, żeby nie spalić jednej zagadki, za wykonanie której można dostać trofeum. Jak je zdobędę to na spokojnie postaram się utrzymać wysoką celność do końca gry. W tym momencie wynosi ona u mnie 96%, więc jestem dobrej myśli. Postaram się też znaleźć jak najwięcej skarbów i innych znajdziek, bo jak przejdę przygodówkę Naughty Dog na miażdżącym poziomie trudności, to albo sięgnę po jakąś pomoc w celu zebrania tego, co ominąłem albo rzucę się na głęboką wodę i spróbuję przejść grę poniżej sześciu godzin, co łatwe na pewno nie będzie. 
W każdym bądź razie tytuł ekskluzywny Sony sprawia mi wielką frajdę przy kolejnym jego przechodzeniu i nie czuję żadnego znudzenia grając w niego kolejny raz. Od czasu do czasu muszę go po prostu włączyć, żeby zaliczyć w nim jakiś rozdział lub dwa i tak będzie również w ten weekend.  

Yoshi's Wooly World (WiiU, Good-Feel, 2015r.)
Liczyłem na to, że skończę swoją pierwszą przygodę z Yoshim w ciągu tygodnia, ale jestem chyba na to zbyt rozkojarzony. Mam całą masę rozgrzebanych jrpgów, w którymi spędziłem od dziesięciu do sześćdziesięciu godzin. Chcę je przejść wszystkie naraz w jednej chwili a kończy się na tym, że przejście nawet jednej platformówki jest ponad moje siły.
Dni kiedy miałem może ze dwie nowe gry, które ogrywałem na jedynym posiadanym sprzęcie do grania, czyli na PS2, już dawno minęły. Dziś bałbym się nawet liczyć jaką liczbę zaległych gier mam do przejścia.
Dlatego postanowiłem, że po przejściu platformera Nintendo zredukuję liczbę ogrywanych gier choćby o jedną lub dwie. 
Zanim to jednak nastąpi planuję świetnie się bawić z ostatnimi planszami w grze, które raz po raz czymś mnie zaskakują. Raz była to kraina skąpana w lawie, innym razem plansza w przestworzach, gdzie byłem zmuszony przedzierać się do przodu, skacząc po chmurach i tęczach na niebie oraz po ptakach a nawet po śladach dymu wydobywającego się z rakiet. Zwiedziłem egipski grobowiec, skakałem po bańkach mydlanych, latałem jako samolot, jechałem pionowo po ścianie jako motor i demolowałem wszystko na swojej drodze jako gigantyczny Yoshi. Do tego skakałem po zasłonach, pływałem tratwą, używałem cienia zza stale przesuwających się kotar jako platform i stoczyłem bój z gigantycznym psem ziejącym ogniem oraz z bardzo głodną rośliną-piranią i ciągle mi mało mocnych wrażeń.
Yoshi to chyba jedyny znany mi platformer, w którym nie kierujemy jednym bohaterem a całym plemieniem. Gdy tylko uratuję kolejnego przedstawiciela tej przesłodkiej rasy, to od razu chcę nim trochę pograć. To naprawdę świetny pomysł.
Żal mi będzie rozstawać się z tymi wszystkimi śmiesznymi stworkami, które ośmieliły się stanąć na drodze włóczkowych dinozaurów, które zrobią wszystko co w ich mocy, aby uratować swoich pobratymców. Można by rzecz, że ich misji towarzyszy maksyma: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Na pożegnanie z Yoshim we w co gracie proponuję posłuchać bardzo uspokajającej muzyki z tej kolorowej produkcji.

Ni no Kuni: Wrath of the White Witch (PS3, Level-5, 2013r.)
Nie udało mi się wyrobić z zagraniem w Ni no Kunie w poprzedni weekend, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Do gry siadłem na początku tego tygodnia i rozwiązałem problem Starego Dymka, czyli rozszalałego wulkanu, który w wyniku machinacji jednego ze sługusów Białej Wiedźmy omal nie zniszczył sąsiadującego z nim Al Mamoon, z którego pochodzi Esther.
Ojciec harfiarki podziękował nam za nasze heroiczne czyny i poinformował, że musimy znaleźć kolejnych mędrców takich jak on. W tym celu mieliśmy się udać do zatoki, z której wypływają łodzie kursujące na drugi kontynent.
Zanim jednak się tam udałem pomogłem jednemu podróżnikowi w odzyskaniu zagubionego pamiętnika. Spełniłem też prośbę jednego badacza, który poprosił mnie o schwytanie dwóch potworów. Udałem się więc w dzicz i po kilkunastu walkach ujarzmiłem dwa wyznaczone potwory. Jeden z nich przypominał ogromną kiść bananów, drugi natomiast wyglądał tak, jakby nosił kapelusz. 
Oprócz tego pokonałem też jednego potwora, ale wstawienie do składu słabych podopiecznych nie było dobrym pomysłem, bo gdzieś w połowie walki blond-włosa zaklinaczka stworów została pobita do nieprzytomności. Na domiar złego kompan Olivera dostał niezły łomot i musiałem przez jakiś czas biegać po placu walki młodym czarodziejem i przywracać mu utracone zdrowie. Jak odzyskałem równowagę zdrowotną, to posłałem wyleczonego podopiecznego do walki, aby dobił mojego adwersarza atakami specjalnymi, które mogłem odpalić z dystansu.
Później udałem się do wspomnianej wyżej zatoki i teraz muszę schwytać sprawcę zuchwałej kradzieży, której byłem świadkiem.  

The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel (PS3, Nihon Falcom, 2013r.)
Egzaminy semestralne nie poszły mi najlepiej. Niby tam podpytywałem co bystrzejszych uczniów na terenie uczelni o jakieś wskazówki i uczyłem się przed egzaminami z pozostałymi członkami klasy VII, ale gdy przyszło co do czego, to zawaliłem kompletnie i wcale się nie zdziwię, gdy w dniu oznajmienia wyników okaże się, że byłem najgorszy z całej swojej klasy. Nie jest to zbyt dobra perspektywa, wziąwszy pod uwagę fakt, że z wyników wszystkich uczniów w danych klasach ma być wyciągnięta średnia, co umożliwi zestawienie ze sobą wszystkich klas. Pewnie się okaże, że specjalna klasa, do której uczęszczam jest klasą specjalnej troski.
No nic, mówi się trudno. Swoje niepowodzenia na egzaminie powetowałem sobie wykonując kolejne czynności zlecone mi przez Radę Uczniów. moja pierwsza przejażdżka na motorze nie okazała się taka straszna jak z początku zakładałem a pomoc w ustaleniu kto wysyła listy miłosne do jednego z uczniów miało przezabawny finał. 
Udało mi się kupić też lepszą wędkę do łowienia ryb a później udałem się kolejny raz do starego budynku szkolnego na prośbę dyrektora szkoły. Najlepsze zostawiłem sobie na koniec, bo nie ukrywam, że chciałem się na kimś wyżyć w walce za moje kapuściarstwo intelektualne.  
Poznałem lepiej Laurę, która zgłębiając tajniki walki mieczem poczęła już wątpić w swoją kobiecość. Zostałem też zamknięty z Alisą w klasopracowni, ale jej pokojówka wysłana przez jej matkę, zachowująca się jak jej starsza siostra przyszła nam z pomocą. Przy okazji wyszło na jaw, że złoto-włosa łuczniczka pochodzi z najbardziej zamożnej rodziny przemysłowej w Erebonii. O ile o dużej liczbie uczniów Akademii Wojskowej Thors, do której uczęszczam można powiedzieć, że mają kasy jak lodu, to ona ma kasy jak stąd do nieba. Choć młoda panna Reinford nie akceptuje decyzji swojej matki a obecność swojej osobistej pokojówki uważa za zło konieczne, to łatwo było ją udobruchać smakołykami, które Alisa uwielbia od dziecka.
Elliot potrafi pięknie grać na skrzypcach i to właśnie z tą trójką udałem się do opuszczonego budynku szkolnego. Pogłębienie z nimi relacji ma swoje przełożenie na walkę, bo teraz mogę używać potężniejszej wersji ataków drużynowych, które zużywają skumulowanych wcześniej punktów dzielności. Owe punkty kumulujemy wykonując ataki łączone dowolnej pary bohaterów. Choć przeciwnicy, którzy stają mi drodze potrafią już nawet używać zaklęć pozbawiających przytomności członków mojej drużyny, to nie daję za wygraną. Potężny atak miecza Laury w dalszym ciągu dziesiątkuje ich szeregi, Laura i Elliot są nieocenieni przy leczeniu ran a i ja sam, grając Reanem mam tez coś do powiedzenia. 
Myślę, że poradzę sobie w ten weekend z trzecim piętrem tego lochu. Walka w Trails of Cold Steel wciąż mnie bawi i cieszę się, że Falcom od czasu do czasu podrzuca mi kolejny element składający się na ich satysfakcjonujący turowy system walki, który mogę przetestować w warunkach polowych.

Fear Effect 2: Retro Helix (PSone, Kronos Digital Entertainment, 2001r.)
W ostatnich dniach zapowiedziano remake pierwszej części Fear Effect.
To dla mnie doskonały pretekst do poznania wydarzeń, które miały miejsce przed pierwszą częścią tej serii. 
W ręce gracza kolejny raz zostaje oddana Hana Tsu-Vachel.
Towarzyszy jej Rain, która debiutuje w cyklu rządzonym przez lęk. 
Stylistyka celshadingowa, umiejscowienie wydarzeń w przyszłości, w której rządzi bezprawie, cyberpunkowy klimat podszyty ciągłym strachem i wysoki poziom trudności wciąż stanowią elementy charakterystyczne dla tej przygodówki, która jest niczym żywy render, w którym możemy wziąć udział. Jest to absolutna czołówka, jeśli idzie o możliwości graficzne szaraka.
Każdy dialog w grze jest oczywiście mówiony, co wcale nie było tak często spotykane w grach z pierwszego PlayStation.
Akcja prequela zaczyna się w podziemnym akwedukcie. Obie wspomniane przed chwilą panie muszą ze sobą współpracować, żeby przetrwać a to wcale nie jest takie łatwe. Wszędzie czyhają na nie śmiertelnie niebezpieczne roboty wyposażone w karabiny maszynowe oraz w wyrzutnie rakietowe. Wolę nawet nie pisać, ile razy zginąłem próbując się uporać z więcej niż taką jednostką naraz. W ten tytuł się nie gra. W nim się bez przerwy ginie, licząc na cud po kolejnym zgonie, że jednak tym razem uda nam się załatwić choć jednego z nich zanim nas trafi i zginiemy na miejscu. Do tego dochodzi jeszcze niebezpieczna para, wysuwające i chowające się przegrody, które mogą nas zmiażdżyć a nawet jacyś przerażeni naukowcy, którzy przyparci do muru zaczynają strzelać w naszym kierunku.
Wchodząc do nowego pomieszczenia modlę się o punkt do zapisu postępów w grze a jak widzę, że mam do czynienia z jakąś zagadką na czas, po upływie którego zapewne umrę, to jestem cały przerażony. Choć nikt nigdy nie kwalifikował Fear Effectów do gatunku survival horror, to nie da się zaprzeczyć, że praktycznie wszystko to, co zobaczą dwie ponętne bohaterki może je zabić w ułamku sekundy a nam pozostaje jedynie skradanie się, żeby nie otrzymać znienacka śmiertelnej serii. W tym tytule, jak sam jego tytuł wskazuje, jest tylko strach, przed którym nic nas nie obroni. Uczucie ciągłego zastraszenia gracza to najlepszy sposób na stworzenie idealnej atmosfery grozy, ale gdy robi się to za pomocą bezlitosnych skryptów, to niestety budzi w nas także uczucie stale narastającej frustracji. Dopóki nie nauczymy się niektórych skryptów na pamięć, to nawet taki drobny szczegół jak wyciągnięta zawczasu broń może nam ocalić życie.
jedynkę jakimś cudem udało mi się przejść, więc dopóki nie trafię na jakąś bezsensowną zagadkę w Fear Effect 2, która wyprowadzi mnie z równowagi, to liczę na to, że będzie to kolejna ukończona przeze mnie pozycja na pierwszej stacjonarce Sony. Czas pokaże jak będzie.  

Myślę, że tyle na dziś wystarczy. Zapraszam wszystkich zainteresowanych do komentarzy, życząc Wam jednocześnie udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty