W co gracie w weekend? #181

squaresofter 22.12.2016, 00:06 1454V

W co gracie w weekend? #181

To ostatnie numeryczne w co gracie w tym roku, więc dziś opiszę gry, które zamierzam ogrywać do końca tego roku... albo i następnego. Tym razem będą to: Max Payne, Clannad HD, Planescape Torment, Steins;Gate 0, Hatsune Miku Project DIVA Future Tone, Resident Evil, Bloodborne i Wiedźmin 3.
[Wpis zawiera spoilery.]
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałbym życzyć całej redakcji ppe, moderatorom, użytkownikom portalu oraz moim czytelnikom wesołych i spokojnych świąt oraz wspaniałych prezentów pod choinkę. Już nie mogę się doczekać, aż spotkam się z bliskimi w święta, zjem te wszystkie świąteczne specjały i będę grał tak jakby to był ostatni weekend w moim życiu.

Max Payne (PC, Remedy Entertainment, 2001r.)

W Max'a Payne'a gram dzięki uprzejmości Cyborga.

To moje drugie spotkanie z pierwszą częścią Maxa. Kiedyś skończyłem tą strzelaninę trzecioosobową na PS2 i mocno urzekł mnie jej ciężki mafijny klimat, komiksowa stylistyka oraz świetnie nakreślone postacie, w tym w szczególności sylwetka protagonisty.
Zazwyczaj w strzelaninach, nie ważne czy w pierwszoosobowych lub trzecioosobowych, chodzi o strzelanie. W przypadku starego hitu fińskiego Remedy doszedł jeszcze niespotykany wcześniej pomysł zwany bullet time, czyli zwolnienie czasu, podczas którego mamy ułamki sekund na szybkie rozprawienie się z przeważającymi siłami wroga. To rozwiązanie systemowe zostało później zaimplementowane nawet do innych gatunków gier (np. styl żywego srebra z Devil May Cry 3 lub zwolnienie czasu po uniku w Bayonecie) i to głównie za to jest chwalona niniejsza strzelanina. 
Jednak po ukończeniu pierwszej i trzeciej części serii Max Payne patrzę na te gry inaczej, gdyż Max to strasznie cyniczny człowiek, który okazał się być zbyt ambitny dla światka przestępczego. Tyle się słyszy o amerykańskim śnie, w którym każdy ma szansę się dorobić. Stany Zjednoczone jawią się jako kraina mlekiem i miodem płynąca, w której zwykły pucybut może stać się milionerem.
Max też miał być kimś takim. Piął się w górę w hierarchii policyjnej, miał duży dom, piękną żonę i dziecko. To było wymarzone życie, dopóki lokalni handlarze narkotykami nie postanowili go ukarać, zabierając mu w jednej chwili wszystko to, co kochał.
Grę rozpoczynamy nie jako bohater a jako całkowicie rozbity wewnętrznie facet, którego cały świat rozpadł się na kawałki. W jednej chwili wymarzone życie młodego policjanta stało się koszmarem, z którego już nigdy się nie obudzi. Max stracił sens swojego życia. Jego wiara w to, że czyni świat lepszym swoim postępowaniem nic już nie znaczyła. W tej ciężkiej chwili zostały mu już tylko dwie rzeczy: zemsta oraz znalezienie winowajców śmierci jego żony i dziecka, którzy zostali zabitci z zimną krwią.
Pan Payne postanawia zakończyć życie dobrego policjanta i staje się mścicielem, który wyda wyrok skazujący wszystkim zamieszanym w zniszczenie mu życia. Nie będzie żadnych apelacji, odraczania procesów, preparowania dowodów i szukania świadków. Wszyscy winni poniosą śmierć z jego ręki.
Max Payne to także muzyka, przy której zawsze mam dreszcze.

Clannad HD (PC, Key, 2015r.)
Siostry Fujibayashi i prawdy życiowe o kobiecym sercu to wizytówki opowieści graficznej pt. Clannad.

Choć z Clannadem nie spędziłem ostatnio zbyt wiele czasu, to po wyjaśnieniu sprawy z byłym piosenkarzem, którzy w mig wyczuł, że ja i Sunohara nie jesteśmy muzykami wróciłem do szkoły i bardzo mnie to cieszy. Tomoyo zaczyna do mnie lgnąć. Polubiła mnie i Sunoharę do takiego stopnia, że potrafi zaciągnąć mnie siłą do szkoły tylko po to, żebym nie spóźnił się na lekcje a potem jeszcze idąc ze mną pod rękę poprosić o zgodę w pokoju nauczycielskim o udanie się do do dormitorium, w celu obudzenia i zaciągnięcia blond-włosego lenia do szkoły. Imponuje mi ta bezpośredniość Tomoyo, której zupełnie nie przeszkadzało, gdy kupowałem jedzenie na stołówce pełnej uczniów, gdy trzymała mnie pod rękę. Kiedy indziej przyszła sama z siebie, aby zjeść małe co nieco przy ławce ze mną i z Sunoharą. Tej dziewczynie chyba nie chodzi już tylko o dostanie się do rady uczniowskiej.
Ludzie już zaczynają o nas plotkować a Sunohara wpadł na kolejny genialny pomysł i zaciągnął mnie i najsilniejszą dziewczynę w szkole, o której względy walczył nawet klub judo, aby rozprawić się z chłopakami z innej szkoły, ale nie mogłem znieść jego knowań i musiał ustąpić od swoich zamiarów, w przeciwnym wypadku powiedziałbym jej wszystko o jego nikczemnych planach dotyczących bawienia się jej osobą. W życiu przyjaźń jest bardzo ważna, ale zazwyczaj szybko się kończy, gdy pomiędzy przyjaciółmi pojawia się nagle kobieta.
Nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo szczegółowo są opisane wszystkie sceny w tej grze. Najmniejsze detale są rozbierane na części a za ich wytłumaczenie odpowiadają bohaterowie tej historii. Do tej pory myślałem, że Steins;Gate jest niedoścignionym wzorem wśród gatunku visual novel i choć jest to bez wątpienia absolutna czołówka tego gatunku oraz czołówka wśród opowiadań o podróżach w czasie i kulturze otaku, tak Claanad zdaje mi się być szczytem, jeśli idzie o romans. Najśmieszniejsze jest jednak to, że od kiedy grałem w jrpgi wydawało mi się, że przedstawiane w nich historie są najgłębsze, podobnie jak charaktery bohaterów, którymi w nich kierujemy. Teraz coraz bardziej dostrzegam, że grind, misje poboczne, walki z potworami i obowiązkowe ratowanie świata to tak naprawdę elementy, które spłycają relacje między bohaterami. Jasne, że ktoś tak małomówny jak Squall z Final Fantasy VIII jest bez przerwy pogrążony w rozmyślaniach, ale gdzie mu do tego, jak to wygląda u Okarina w Steins;Gate lub Tomoi z Clannada, którzy opisują praktycznie każdy szczegół otaczającego ich świata. 
I pomyśleć, że kiedyś mój znajomy powiedział mi, że w grach nie ma takich opisów jak w książkach. Szkoda, że nie zagrał nigdy w te dwie 'książki'. 

Planescape Torment (PC, Black Isle Studios, 2000r.)
Co może zmienić naturę człowieka? Bogactwo. Bieda. Przyjaźń. Miłość. Utrata bliskich. Dziecko. Odpowiedzi na to pytanie jest setki, jeśli nie tysiące. Tyleż samo jest gier, jednak rzadko która stawia pytania natury egzystencjalnej, które zmuszą mnie do myślenia o życiu przez dłuższy czas.
Autorzy Planescape Torment nie bali się jednak ich postawić. Czy było to spowodowane ich ciekawością ludzkiej natury lub czymś innym nie sposób ustalić, wiem natomiast, że przez te wszystkie miesiące od ostatniego uruchomienia tego klasyka ta zagadka towarzyszyła mi przez cały czas naszej długiej rozłąki. Może to był ich pomysł na to, abym chciał  poznać odpowiedź na to pytanie w grze?
Czym jest Planscape Torment? Pewnie gracze, którzy mieli z nią styczność oczekują, że napiszę, iż jest to jeden z najlepszych crpgów w historii. Dla mnie ten rpg jest czymś zupełnie innym. Boję się go. Boję się go, gdyż ta produkcja skutecznie odwiodła mnie od celu, jaki sprawił, że zacząłem grać na komputerach osobistych. Ciągnęło mnie do gier niedostępnych na żadną konsolę, nawet z milionem teraflopów. Jako wielki fan twórczości BioWare zawsze chciałem poznać Wrota Baldura a kiedy w końcu udało mi się to zrobić, to porzuciłem tą grę na rzecz produkcji Black Isle Studios i zupełnie tego nie żałuję. W ilu grach mieliśmy do czynienia z żywym trupem, który szuka sensu swojego istnienia? W ilu grach widzieliście przemądrzałą czaszkę, która ma lubieżne fantazje erotyczne z prawie każdą spotkaną kobietą? W ilu grach byliście w burdelu, w którym kobiety nie świadczą usług seksualnych a starają się stymulować czyjś intelekt? W ilu grach spotkaliście maga zaklętego w kredens, który czerpie przyjemność z wąchania bielizny okolicznych kurtyzan? Odpowiedź brzmi: W praktycznie żadnej.
Dlatego postanowiłem wrócić do Tormenta. Jestem zbyt ciekawski, żeby nie poznać odpowiedzi na wiele pytań, które ma bezimienny protagonista tejże wyjątkowej produkcji, który został ograbiony ze swojej śmiertelności oraz z pamięci o tym, co się wcześniej wydarzyło. Sigil mnie fascynuje zbyt mocno, abym je porzucił na dobre.

Steins;Gate 0 (PS4, 5pb. + Nitroplus, 2016r.)
Święta już tuż tuż, więc liczę na odwiedziny Świętego Mikołaja i jakieś prezenty, choćby to miała być rózga za to jak byłem niegrzeczny w przeciągu kończącego się już powoli roku.

W lepszym czasie Steins;Gate 0 nie mógł mieć premiery. Warto było czekać na wigilię w grze, żeby ujrzeć te wszystkie dziewczyny przebrane za Świętego Mikołaja i pośmiać się z Okarina, który w prezencie pod choinkę dostał damską bieliznę oraz prześwitujący stanik. Hahaha.
Impreza wigilijna wymyślona przez Mayuri, aby Suzuha poczuła się lepiej, to jeden z fajniejszych fragmentów gry, bo podróżniczka w czasie, która na swoim ciele nosi ślady po niejednej bitwie, w której musiała walczyć o życie sprawił, że poczułem się lepiej. Suzuha straciła swoich rodziców w nieciekawej przyszłości, która uczyniła ją sierotą i terrorystką w świecie rządzonym przez SERN a teraz choć na chwilę mogła się poczuć jak córka otoczona kochającymi ją rodzicami, choć rodzice Ci w czasie, który jest dla niej przeszłością są w jej wieku.
Gdy w Steins;Gate cofnęła się do 1975r. po komputer IBN 5100, dzięki któremu miały zmienić się losy świata, jednak zapomniała o swojej misji przez uszkodzenie maszyny czasu, którą podróżowała i odebrała sobie życie, bo dręczyły ją wyrzuty sumienia to coś ścisnęło mnie w sercu, dlatego nie wybrałem Kurisu. Uratowałem tą sierotę z pięknymi warkoczami. Taki był wybór Bramy Steina.
A teraz mogę przyglądać się szczęśliwej p[rzez chwilę Suzusze, co więcej, na przykładzie zmyślonych wydarzeń w grze widzę, że bożenarodzeniowe święta nie są przeznaczone tylko i wyłącznie dla chrześcijan jak w to wierzy wielu ateistów, którzy nie czują magii świąt i starają się zrobić wszystko, aby uprzykrzyć innym ten jedyny w swoim rodzaju czasu w roku.
Bardzo podoba mi się, że dla Japończyków wigilia to czas, w którym po prostu można spotkać się ze swoimi bliskimi przyjaciółmi, aby obdarować się prezentami spod choinki, coś przekąsić, zamienić kilka słów i się powygłupiać. Tak rozumiana koncepcja Świąt Bożego Narodzenia przypadła mi do gustu. Jestem tylko zwykłym Polakiem, ale nie odbieram innym prawa cieszenia się tym świętem i wcale nie uważam, że spędzenie go w gronie osób, z którymi w inny dzień roku ciężko by było zamienić jedno zdanie to zły pomysł.
Tak, łatwo traktować japońskie klikadło jako spełnienie marzeń dla pryszczatych weeaboo fantazjujących o rysowanych dziewczynach, ale Steins;Gate 0 to też seria, która piętnuję kulturę otaku ukazując ich w prześmiesznych sytuacjach społecznych. Co więcej, jest to też gra na tyle pouczająca, że dowiemy się z niej nawet takich rzeczy jak to, kto stał za przemianami ustrojowymi dawnego ZSRR oraz o tym, jak wygląda konstrukcja pionu administracyjnego amerykańskiego odpowiednika naszego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Uważam, że to niezły wyczyn jak na symulator randkowy.
Steins;Gte 0 nie byłby jednak Steins;Gate'm gdyby nie sprowadził od czasu do czasu na ziemię swych bohaterów, więc ktoś ingeruje w losy świata i Okarin chwilę po szczęśliwej zabawie wigilijnej zostaje rzucony w koszmar Trzeciej Wojny Światowej wywołanej inwazją ZSRR na Japonię, gdyż w alternatywnej wersji rzeczywistości nie ma żadnej pierestrojki, ani żadnego Gurbaczowa. Maszyna czasu w rękach sowietów daje im władzę zmieniania do woli kształtu świata  i to ona jest najważniejszą bronią w kolejnej wojnie, w której pogrąży się cały świat a nie broń jądrowa.
Rintaro, jeszcze chwilę temu szczęśliwy, musi tym razem walczyć o przeżycie wśród hałasu śmigieł rosyjskich helikopterów zwiadowczych, prześlizgując się śmierdzącymi kanałami, bo na powierzchni czeka go pewna śmierć i swąd rozkładających się trupów.
Wojna nie jest tu pokazana jako czas, w którym można wykazać się bohaterstwem. Protagonista nie umie uciągnąć na swoich barkach ciężaru, jaki nałożyło nań dowództwo japońskiej armii, które widzi w nim człowieka, który zmieni przyszłość. Jest na to zbyt przerażony. Wojna w Steins;Gate 0 pokazuje, że Amerykanie nie walczyliby za życie grubych otaku. Porzuciliby po prostu większą część Japonii, skupiając się jedynie na obronie celów strategicznych, w tym m.in. swoich baz wojskowych.
Wojna natychmiast odbiera każdemu pogodę ducha. Zabiera nam bliskich, z którymi widzimy się na co dzień i choć to zwykłe zmyślenie a ja jestem kimś, kto nigdy nie musiał strzelać na rozkaz do innego człowieka w celu obrony suwerenności własnej ojczyzny, to jestem pełen podziwu dla Japończyków, którzy nie bali się już kolejny raz zmienić sielankowej atmosfery świata Steins;Gate w coś potwornego, w historię, która pokazuje ludzi obdartych z wszelkich przejawów człowieczeństwa.
Mogę w tej chwili powiedzieć, że jest to historia, która zmusiła mnie do głębokich przemyśleń a jeszcze trochę do jej finału.


Hatsune Miku Project DIVA: Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)
Mój półroczny trening z Future Tone dobiegł właśnie końca. Zdobyłem 149 perfekcyjnych not na wszystkie piosenki na łatwym poziomie trudności. Dzień dziecka się skończył, bo teraz czeka mnie już tylko płacz i zgrzytanie zębami.
Zaliczyłem już ponad sto z dwustu szesnastu piosenek dostępnych na normalnym poziomie trudności i na pewno do końca tego roku zobaczę je wszystkie. Jestem więc w punkcie, w którym chciałem być prawie sześć miesięcy temu.
O ile w Hantsune Miku Project DIVA F na PS3 udało mi się zdobyć najwyższe oceny we wszystkich piosenkach na normalnym poziomie, tak tutaj nie będzie to możliwe. Przeszkodzi mi w tym niemożność używania ułatwień dbających o utrzymanie kombinacji spadających nut nawet przy drobnych błędach związanych ze zbyt wczesnym lub zbyt późnym naciskaniem przycisków na padzie, gdy na ekranie pojawiają się kółka, iksy, strzałki i inne symbole.
Nie potrafię nacisnąć poprawnie kilkunastu strzałek pod rząd lub kilku przycisków naraz, które zawsze pojawiają się w jakimś fragmencie granego utworu.
Nic to, nawet jeśli nie zdobędę już zbyt wielu perfect'ów, to posłucham sobie przynajmniej muzyki. A skoro o niej rozmawiamy, to dziś przedstawię Wam cztery kolejne utwory z gry.
Na pierwszy ogień idzie dziś Stay With Me od Meiko, gdyż jest to piosenka idealna na zimowe wieczory. Możemy w niej zobaczyć ciepło ubraną vocaloidkę, która nosi ze sobą prezent, przechadzając się jednocześnie w okolicy pełnej choinek ozdobionych świątecznymi lampkami. Wszystko to przy akompaniamencie bożonarodzeniowych dzwoneczków.
Drugi dzisiejszy kawałek to Dye śpiewany przez Lukę Megurine. Skoro za oknem mamy mróz, to czemu mielibyśmy nie posłuchać jej elektronicznego utworu utrzymanego w takiej chłodnej scenerii?
Numer trzy i cztery na playliście to dwie z moich ulubionych piosenek Miku, czyli Sweet Devil, w której najbardziej znana japońska piosenkarka (to nie żart, żyjemy w czasach, w których wirtualna piosenka jest bardziej popularna od tych prawdziwych) śpiewa w tak zmysłowy sposób, że mogłaby dać korepetycje z uwodzenia niejednej dziewczynie oraz Romeo and Cinderella, w której najbardziej rozpoznawalna vocaloidka śpiewa o zakazanej miłości do swojego Romea.
Zapraszam wszystkich ciekawskich do poniższej playlisty.


Resident Evil (PS4, Capcom, 2015r.)
Przeszedłem w ostatnich dniach trzeci raz remaster Resident Evil, odwiedziłem wszystkie pomieszczenia, zebrałem wszystkie przedmioty, uratowałem Chrisa...i nie zdobyłem trofeum za odwiedzenie wszystkich pomieszczeń i zebranie wszystkiego. Trochę mnie to zdenerwowało, ale potem mnie olśniło. W japońskim survival horrorze jest moment, gdy spotykamy mocno poranionego Richarda z oddziału Alfa S.T.A.R.S., który cudem przeżył spotkanie z ogromnym jadowitym wężem. Musimy przynieść mu serum, żeby go uratować i właśnie tego nie zrobiłem. Podejrzewam, że to dlatego, że nie przejąłem się jego losem i nie poszedłem po serum nie zdobyłem tego trofeum. Innego wytłumaczenia nie mam.
Przez moją niefrasobliwość przeszedłbym grę na darmo, ale wczytałem stan gry sprzed walki z ostatnim bossem, nie uratowałem Chrisa, a że Barry również zginął, bo potrzebowałem jego pistoletu magnum, to uciekłem Jill samemu z tej koszmarnej posiadłości i wpadło mi trofeum za uratowanie tylko jej tyłka, dodam całkiem zgrabnego tyłka.
No nic, teraz przerzuciłem się na poziom łatwy i znów spróbuję zdobyć trofeum, które mi ciągle umyka a nawet jeśli znów mi się nie to nie uda i tym razem, to i tak dostanę trofeum za przejście gry na łatwym poziomie trudności i poprzyglądam się na seksowną policjantkę w jednym z jej najlepszych strojów, czyli w jej ubraniu z Resident Evil 3.
Któż by pomyślał, że kiedyś do odblokowania dodatkowych strojów wystarczyło przejść grę? Capcom wiedział dawno temu jak zachęcić gracza do powtórnego przejścia ich tytułów.

Bloodborne (PS4, From Software, 2015r.)
Witam Szanowną Panią. Dawno żeśmy się nie widzieli. Tęskniłem. Strasznie tęskniłem. Pomóż mi, proszę, bo bez Ciebie jestem nikim.

Tej gry to ja dawno nie widziałem na oczy, ale w końcu udało mi się wrzucić na YouTube wszystkie 139 filmików, jakie nagrałem przy okazji gry w Dark Souls II: Scholar of the First Sin, więc pomyślałem, że to doskonała okazja, by wrócić do Bloodborne i odwiedzić parę lochów kielicha.
Po tak długiej przerwie od polowań na bestie nie czuję się zbyt pewnie i nie zmieni tego nawet Święte Ostrze Ludwiga+10, które dzierżę w obu dłoniach. Słabi wrogowie w lochach padają co prawda po jego jednym uderzeniu, ale doskonale zdaję sobie też sprawę z tego, że czyhają w nich na mnie wrogowie, którzy będą mnie nawiedzać w najgorszych koszmarach.
Nie mogę się doczekać na spotkania z nimi. Oby okazali się bardziej wymagającymi rywalami niż Sierota Kos.

Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4, CD Projekt RED, 2015r.)
Wiedźmina strasznie zaniedbałem ostatnimi czasy. Płytę z grą odpalałem dawno, bo miesiąc temu, więc postanowiłem zobaczyć co tam słychać u Geralta. Biały Wilk jest skory do rozwiązywania problemów okolicznej ludności za odpowiednią opłatą. Niedawno spotkałem jakiegoś chłopa, który lamentował, że jakiś potwór porwał jego konia. Po krótkiej rozmowie obiecałem mu pomóc. Ów potwór okazał się być zwykłym gangiem specjalizującym się w porywaniu wierzchowców. Po szybkiej walce ze złodziejami zacząłem się rozglądać wokół, bo otaczało mnie kilka koni a nie chciałem wrócić do swojego zleceniodawcy bez jego zguby albo z nie jego własnością. Zapamiętałem jednak, że chodziło o szarego konia, a że był tam tylko jeden taki, to szybko na niego wsiadłem i pognałem czym prędzej do zatroskanego właściciela.
Najbardziej w tym wszystkim podobało mi się jednak chyba to, że ta misja nosiła nazwę Nasza Szkapa. REDzi mają u mnie kolejny punkt za kolejny smaczek zrozumiały tylko dla Polaków.
Krótko po tym wszystkim udałem się do kolejnego niezbadanego miejsca, w którym sprałem na kwaśne jabłko handlarzy niewolnikami a następnie wyswobodziłem więzionego tam elfiego kupca, z którym nawet trochę pohandlowałem. Musiałem przecież pozbyć się zbytecznego żelastwa, żeby nie ciążyło ono zbytnio mojej ukochanej Płotce.
Nie wiem co mają jeszcze do zaoferowania okolice Velen, ale nie omieszkam się tego dowiedzieć w najbliższym czasie.

Za tydzień przygotuję W co gracie w weekend? podsumowujące mijający rok i już teraz gorąco zapraszam wszystkich zainteresowanych. Do zobaczenia po świętach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja gry Wo Long: Fallen Dynasty Complete Edition - Soulslike w klimatach starożytnych Chin

W co gracie w weekend? #205

Pięć powodów, dla których warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty