W co gracie w weekend #192
squaresofter 09.03.2017, 00:06
1112V
W co gracie w weekend? #192
Cześć. Zapraszam Was do
dzielenia się z nami tytułami ogrywanych gier. Co do mnie, to w ten
weekend robię grową ruletkę. Sprawdzę któreś z następujących tytułów:
Wiedźmin 3, Resident Evil, Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone, Tales
of Xillia, Digital Devil Saga, GTA: Vice City, Guilty Gear X2 #Reload,
Patapon, Mario 64, Baldur's Gate oraz Sonic The Hedgehog. Dopiero
później wybiorę to, co będę dalej ogrywał.
[Wpis zawiera spoilery.]
[Wpis zawiera spoilery.]
Wiedźmin 3: Dziki Gon (PS4, CD Projekt RED, 2015r.)
W obliczu pojawiających się bez przerwy świetnych gier jak grzyby po deszczu stanąłem przed bardzo ciężkim wyborem. Mogę albo być na czasie i kupić najnowsze hity, których i tak nie ogram, bo nie mam na to czasu, albo skupić się wreszcie na jednej z gier, dla których kupiłem ostatnią stacjonarkę Sony, czyli na Wiedźminie 3.
Wciąż szwendam się w nim po Novigradzie albo w jego okolicach. Podzieliłem cały olbrzymi obszar miejski na cztery części: południowo-zachodnią, południowo-wschodnią, środkową i północną. Mam zamiar przeszukać je uliczka po uliczce.
Pierwszą część mam już z głowy. Teraz przeszukuję drugą z nich i chyba pierwszy raz naszło mnie na Gwinta, bo już nawet udaje mi się ogrywać bezproblemowo jednego sprzedawcę we Wrońcach rządzonych przez Krwawego Barona. Po tak wielu godzinach zrozumiałem wreszcie, że najgorszych kart z najmniejszymi wartościami liczbowymi nie warto trzymać w aktywnej talii, z której losowane są karty do poszczególnych meczów tej karcianki.
Oczywiście są jeszcze zawodnicy, z którymi nie mam żadnych szans, ale nauczyłem się już podstawowych technik takich jak podjudzanie rywali do wykorzystywania najsilniejszych kart albo do walki ząb za ząb, która kończy się tym, że jedna ze stron nie ma już kart na dwie ostatnie rundy spotkania.
Coraz bardziej zaczynam się wciągać w tą minigrę, choć dalej uważam, że Gwintowi sporo brakuje do Triple Triad z Final Fantasy VIII, w którym losowy wybór kart był tylko jedną z zasad w konkretnych regionach świata. Dodam, że zasadą, która mnie irytowała. Śmiać mi się też chce, że po zwycięskim meczu gracz może zdobyć aż jedną kartę, gdy w FFVIII brałem do walki najmocniejsze karty GF'ów i postaci i ogołacałem swoich rywali do zera ze wszystkich kart.
Zresztą Gwint nawet nie ma żadnego przełożenia na system gry a w FFVIII z karty Bahamuta gracz robił 100 Megalixirów i nawet Omega Weapon nie był mu straszny.
Nie znaczy to jednak, że Gwint jest słaby. Trzeba po prostu swoje w nim przegrać, żeby nauczyć się jego podstaw i wyrobić w sobie pewną umiejętność adaptacji do wydarzeń na placu boju, na którym ścierają się ze sobą karciani wojownicy.
Dodam jeszcze, iż nie uważam czasu spędzonego na łażeniu po Novigradzie za czas stracony, gdyż uśmiech sam pojawia mi się na twarzy, gdy słyszę, że jakiś pijaczyna rzuca pod nosem, że w życiu ważne są tylko żonkile albo, że widzi ciemność, ciemność widzi, co jest jednym z najlepszych tekstów Jerzego Stuhra z Seksmisji.
Przez takie popkulturowe smaczki zawarte w historii Geralta czuję się jako ktoś wyjątkowy. Żaden obcokrajowiec grający w rpga CD Projekt RED nigdy nie zrozumiałby tych aluzji. Tylko my możemy rozszyfrować te zagadki.
Resident Evil (PS4, Capcom, 2015r.)
W Resident Evil wciąż staram się przejść go poniżej pięciu godzin. Czy mi się to uda nie mam zielonego pojęcia, bo gra w żaden sposób nie pokazuje ile czasu z nią spędziłem.
Błąd zrobiłem już niejeden, więc jak uda mi się ten wyczyn to będę wniebowzięty.
Niby znam ten klasyczny survival horror na pamięć, ale nie jestem wcale przekonany do tego, że to wystarczy do zdobycia tego trofeum. Wszystko okaże się w praniu. Spróbuję wbić kod do drzwi laboratorium z chemikaliami bez podpalania zapalniczką trzech pojemników z olejem łatwopalnym pokazującym pod spodem wzór, który należy powiązać z odpowiednią barwą kuli bilardowej ze stołu bilardowego w pomieszczeniu, z którego wziąłem czerwoną książkę potrzebną do rozwiązania łamigłówki z gołą kobietą stanowiącej 'klucz' do pomieszczenia z kominkiem, w którym rozpanoszyła się Roślina 42.
Hmm, a może jednak z moją pamięcią wcale nie jest tak źle i dam sobie jednak radę? Czas pokaże.
Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)
Po wbiciu platyny w Hatsune Miku Project DIVA F 2nd miałem się już pożegnać z Miku i nigdy więcej nie zaprosić jej do w co gracie w weekend, ale zmieniłem zdanie. Miku to przecież weekendowa dziewczyna, więc postanowiłem, że będzie towarzyszyć temu cyklowi tak długo, jak długo będzie działać moje PS4.
Zdobyłem już wszystkie trofea w każdej z trzech zakupionych przeze mnie gier z najbardziej popularną japońską piosenkarką, ale to w sumie nieważne. Lubię jej taniec. Lubię jej śpiew i tą całą masą strojów, które wymyślają dla niej jej fani.
A skoro nawet ludzie z ppe wiedzą jak to jest ze mną i Miku i jeszcze zdarza się, że sami grają w gry z vocaloidami, to przecież nie mogę o niej zapomnieć.
Dziś chciałem przedstawić Wam utwór Aikotoba (Love Words), który wykonuje. To bardzo przyjemna dla ucha piosenka miłosna stanowiąca podziękowanie dla obiektu miłości jej wykonawczyni. Tym razem występ Miku upstrzyły wszędobylskie balony. Zapraszam do przesłuchania tej piosenki wszystkich zainteresowanych.
Od tego weekendu planuję regularnie powiększać zbiór piosenek z Future Tone. Muzyka jest doskonałym sposobem na rozluźnienie cotygodniowego napięcia. Możemy też przy niej odpocząć. Dlatego postanowiłem, że Miku będzie od teraz stałym elementem moich wpisów. Dzięki niej łatwiej będzie mi je pisać.
Tales of Xillia (PS3, Namco Tales Studio, 2013r.)
W Xillii dotarłem do Fennmontu, miasta wiecznej nocy. Wynika z tego, że zatoczyłem wielkie koło, gdyż w tym miejscu zaczęła się cała przygoda Millii i Jude'a. Chłopak kiedyś uczył się w tutejszej akademii medycznej. Władczyni duchów zaś stara się zniszczyć Włócznię Kresnika, która wykorzystuje podległe jej duchy w celu zwiększenia potencjału bojowego tej niszczycielskiej broni, która w posiadaniu dowolnej osoby może nawet przechylić szalę zwycięstwa w wojnie na rzecz posiadającej ją strony.
Włócznia to zbyt niebezpieczne narzędzie mordu, więc Pani Maxwell nie może pozwolić na jej istnienie.
W ośrodku badawczym, do którego właśnie zmierzam miała miejsce jakaś olbrzymia eksplozja. Widziałem już jej skutki, bowiem spotkałem wielu rannych oddanych pod opiekę lekarzy, w u których uczył się niegdyś Jude.
Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga (PS2, Atlus, 2006r.)
W Digital Devil Sadze rozwiązałem pokojowo sprawę z jednym ze szczepów, a ściślej rzecz biorąc z Maribel. Wywarłem wielkie wrażenie na jego szefowej po tym jak po pokonaniu jej podkomendnego nie zjadłem go, choć sam tego chciał, bo litość dla pokonanego była w jego oczach niczym obraza. Zarzekał się, że gdyby był silniejszy, to nie miałbym nic do powiedzenia w starciu z nim. Podejrzewam, że będę miał z nim jeszcze jakieś kłopoty.
W każdym bądź razie razem z nowym sojusznikiem uderzyliśmy na Solidniaki (Solids) kierowane przez Macka. Problem z przywódcą tego szczepu jest taki, że schował się on głęboko w bazie przypominającej labirynt.
Po pokonaniu dwóch strażników przy drzwiach udałem się w jego głąb. W międzyczasie staram się uzyskać dostęp do potężniejszych mantr, ale jak widzę, że już w początkowej fazie trzy-poziomowe mantry kosztują po 50000 sztuk macci to krew mnie zalewa.
Sprzedałem wszystkie wartościowe przedmioty, starając się jednocześnie toczyć jak największą ilość walk z siłami nieprzyjaciela stosującego trujące i uciszające ataki blokujące dostęp do czarów, ale po jedenastu godzinach gry miałem tylko koło 30000 sztuk macci. Nie cieszyłem się zbyt długo moim 'bogactwem', gdyż postanowiłem zaszaleć i wydałem 10000 sztuk macci na nową mantrę dla Heat'a.
Potwory, które atakują moją drużynę są podatne na ogień, więc im potężniejszymi zdolnościami opartymi o ten żywioł dysponuję, tym lepiej.
Bardzo mi się podobają mantry łowieckie, których uczę Serpha, bo mogę już atakować nimi wszystkich oponentów na placu boju, wysysając z nich punkty magii po takich atakach.
Mam też dla Was kolejne kawałki Shojiego Meguro. O ile temat przewodni Sahasrary, o którym pisałem tydzień temu ma wyraźnie melancholijny posmak, tak muzykę, którą można usłyszeć w znajdującej się tam Świątyni Karmy mogę przyrównać do kołyski granej dziecku na dobranoc. Uspokajające tony Spider's String (poz.1 na playliście) bardzo mi się spodobały i na pewno stawiam je wyżej od tematu przewodniego bazy wypadowej głównych bohaterów z Muladhary (poz.2 na playliście).
W Personach utworom japońskiego kompozytora często towarzyszy wokal, natomiast w Lucifer's Call oraz w opisywanej przeze mnie Digital Devil Sadze możemy się wsłuchać uważniej w jego twórczość.
Grand Theft Auto: Vice City (PS2, Rockstar North, 2002r.)
Jeżdżąc po północnej części zachodniej strony Vice City trafiłem na dobrze mi znany tor żużlowy. Wsiadłem tam w opuszczoną furgonetkę i pojawił mi się komunikat, że po każdorazowym przejechaniu dwóch kółek i pobiciu czasu poprzedniego przejazdu będę otrzymywał za to wynagrodzenie. Postanowiłem więc skorzystać z tej okazji i zarobić trochę pieniędzy, słuchając przy okazji świetnych klasyków z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
W teorii wydaje się to proste, ale wziąwszy pod uwagę zdradliwy charakter owego toru, którego trasa składa się z wielu pagórków oraz bardzo ostrych zakrętów nieraz wywróciłem kierowany pojazd do góry nogami i jedyne co mogłem zrobić w takiej sytuacji to uciekać przed eksplozją wozu, nad którym straciłem kontrolę.
Jazda samochodem po tym torze to i tak prościzna. Kłopoty zaczęły się dopiero na dobre, gdy chciałem powtórzyć swoje samochodowe wyczyny na motocyklu stojącym obok wspomnianej furgonetki. Nie dość, że podczas jazdy jednośladem pogorszeniu uległy warunki atmosferyczne i zaczęło lać jak z cebra, to na domiar złego jacyś gangsterzy na motorach postanowili zmobilizować mnie do szybszej jazdy. Byłem tak zaabsorbowany ich stałym przeszkadzaniem, że straciłem czujność i na jednym z pagórków podbiło mnie do góry i spadłem z crossa na ziemię. Miałem piętnaście sekund na powrót do leżącej nieopodal maszyny, ale gdy we wszystko wplątali się moi nieoczekiwani goście, to prawie przypłaciłem życiem moją niefrasobliwość. Jazda na motorze na tym torze to nie przelewki, ale koniec końców zarobiłem trochę kasy, więc postanowiłem odpocząć od mocnych wrażeń.
Tydzień temu dałem zbyt dużo utworów z Vice City do przesłuchania naraz. Zabawię jeszcze trochę w mieście palm i plaż, więc tym razem mam dla Was jeden z najlepszych kawałków rockowo-hip hopowych. Przed Wami czarodzieje słowa z Run D.M.C. i ich Rock Box z genialną gitarą w tle.
Guilty Gear X2 #Reload (PS2, Arc System Works, 2004r.)
Dawno nie odpalałem Guilty Gear X2 #Reload. Nie jest to jednak pierwszy występ tej bijatyki we w co gracie. Do tej pory pograłem trochę I-No, Johnym, Dizzy, May oraz Millą. Poza Johnym każda z tych postaci to kobieta lub dziewczyna. Wymyśliłem więc jakiś czas temu, że jeśli GGX2#R zawita jeszcze kiedyś na łamy tego cyklu, to będzie to na pewno za sprawą jakiegoś mężczyzny.
To kim będę grał w tym tytule określa zazwyczaj muzyka, która towarzyszy danej postaci. Podkład muzyczny skomponowany dla Baiken od razu wpadł mi w ucho. Ucieszyłem się, że znalazłem w końcu męską postać, którą się Wam pochwalę. Tak bardzo byłem zaabsorbowany słuchaniem Momentary Life, że umknął mi jeden drobny szczegół.
Baiken to kobieta!
No cóż, to nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, gdy nabieram się na płeć bohaterów tej serii.
Po co w ogóle wróciłem do tej japońskiej produkcji? Na pewno zrobiłem to po części po to, by poznać kolejnego członka tej zwariowanej obsady, ale głównie po to, by kolejny raz posłuchać tej niesamowitej metalowej muzyki.
Powtórzę to jeszcze raz. Metal nie jest moim ulubionym gatunkiem muzyki, ale ten z serii Guilty Gear to absolutne mistrzostwo i czuć w nim nie tylko emocje gitarzysty. To świadectwo tego, że nawet na tak dalekiej wyspie otoczonej zewsząd wodą żyją ludzie, którzy wychowali się na metalu i w każdym Guilty Gear oddają hołd ciężkiemu gitarowemu brzmieniu.
Patapon (PSP, Pyramid + Sony Computer Entertainment Japan Studio, 2008r.)
Pon Pon Pata Pon. Pon Pon Pata Pon.
Duch Sparty to moja dwudziesta gra ukończona na pierwszym przenośniaku Sony. Postanowiłem zatem uczcić mój skromny jubileusz, grając w kolejny tytuł na tym sprzęcie.
Patapon to skrzyżowanie gry rytmicznej z grą strategiczną, w której gracz wciela się w Boga Pataponów i kieruje armią swoich wiernych wyznawców. Poruszanie się naszych poddanych odbywa się za pomocą odpowiedniej sekwencji przycisków wciskanych rytmicznie. Analogicznie ma się sytuacja z atakowaniem potworów, budowli i innych przeszkód, które staną naprzeciw naszej armii. Jeśli utrzymujemy rytm odpowiednio długo to nasze oddziały opanowuje gorączka bitewna, co czyni je silniejsze oraz pozwala w pełni wykorzystać ich potencjał bojowy poprzez dostęp do ich najmocniejszych ataków.
Na całe szczęście nie jest to tak wymagająca gra jak Guitar Hero lub gry z Miku i jej przyjaciółmi. Co więcej, kolejne przygody Pataponów pozwalają na spotkanie największych bohaterów w dziejach ich rasy oraz wskrzeszenie ich przy Drzewie Życia w Patapolis, w którym nasi podopieczni świętują i oddają nam cześć należną wszechmocnemu opiekunowi.
Do naszych obowiązków należy odpowiednie ich wyekwipowanie tak, aby zwiększyć szanse na ich przeżycie. Do łuczników doskonale spisujących się na łowach bardzo szybko dołączają wojownicy świetnie radzący sobie w walce w zwarciu.
Patapony po każdej potyczce zdobywają doświadczenie w parze z zasługami na polu walki, więc serce się kraje gdy tracimy naszych najbardziej doświadczonych żołnierzy.
Mówię Wam zapłakałem nad okropnym losem, który spotkał jednego z moich dzieci. Jako Wszechmocny Kami nie mogę sobie darować tej straty. Co pomyślą o mnie jego przyjaciele? Był młody. Nie zaznał słodyczy miłości. Nigdy nie ucieszy się na widok swych małych pociech. Jestem zdruzgotany. Mój wierny Pataponie, jestem złym Bogiem, ale obiecuję, że Twoja śmierć nie pójdzie na marne. Poprowadzę do zwycięstw twoich towarzyszy. To jedyne co mogę zrobić w tej sytuacji. O Twoim męstwie będę opowiadać legendy. Na Twoją część powstanie niezliczona ilość pieśni pochwalnych.
Super Mario 64 (N64, Nintendo EAD, 1997r.)
Wziąwszy pod uwagę fakt, że zająłem niespodziewanie czwarte miejsce na największego fana Nintendo w PPE Awards, postanowiłem, że od czasu do czasu będę ogrywał jakieś tytuły ze stajni Nintendo.
W Mario 64 grałem w tamtym roku, ale zatrzymałem się na osiemnastu zdobytych gwiazdkach.
Niedawno dołożyłem jeszcze dwie co sprawiło, że mam już dwadzieścia z nich, a więc niespecjalnie się starając zaliczyłem już jedną szóstą tego legendarnego platformera. Pomaga w tym to, że gram w niego na WiiU i mogę w nim zapisywać i wczytywać stan gry w dowolnym momencie rozgrywki, a co za tym idzie, wdrapywanie się pod jakąś górę albo powtarzanie jakiegoś trudnego fragmentu gry trwa u mnie może z parę sekund.
Po zdobyciu stu monet i otrzymaniu kolejnej gwiazdki za mój wyczyn szukałem wejścia do czwartego świata, skąpanego w śniegu. Przez przypadek spojrzałem w światło padające na podłogę w posiadłości i dzięki temu znalazłem się w ukrytej planszy, w której odblokowałem czapkę ze skrzydełkami umożliwiającą latanie przez jakiś czas wąsatemu hydraulikowi.
Prawie zapomniałem o tym, jak zachwycały mnie kiedyś takie pomysły. Cóż mogę dodać? Potrzebuję więcej gwiazdek.
Baldur's Gate (PC, BioWare, 1999r.)
Mam nadzieję, że ten górnik, z którym niedawno rozmawiałem żartował, że to smok porywa jego kolegów, bo moja mało doświadczona kompania podróżników nawet z jednym niedźwiedziem ma nie lada problemy i rzadko wychodzi zwycięsko z takiego starcia. Jest zbyt wcześnie na smoki. Koboldy to jeszcze rozumiem, ale nie straszcie mnie jakimiś przerośniętymi jaszczurkami, bo ja jestem nieśmiałym kaktusem i boję się spać w pokoju przy zgaszonym świetle. Lepiej być przygotowanym zawczasu. Czort wie jakie licho kryje się w ciemnościach.
Nadszedł czas na zbadanie tajemnicy zatrutej rudy, która jest odpowiedzialna za katastrofalnie niską odporność broni używanej przez wszystkich w okolicy.
Mam nieodparte wrażenie, że jestem wykorzystywany przez nadzorcę tej kopalni, który nie dość, że nie dba o swoich znikających pracowników, to wysłał już tu niejedną osobę żądną przygód, po której słuch zaginął.
Sonic The Hedgehog (Sega Mega Drive, Sonic Team, 1991r.)
Wybrałem Sonica jako kolejnego gościa do w co gracie, bo kiedyś jeż naddźwiękowy był postacią, która mocno liczyła się w światku gier. Choć nie debiutował on na Sedze Master System tylko na jej następcy, Sedze Mega Drive, z miejsca stał się maskotką Segi i przyczyną jej największego sukcesu na rynku konsol.
W Sonica grali wszyscy, którzy mieli już dość Mario i jego powolnych ruchów.
Sonic mknie jak torpeda po poziomach przygotowanych przez twórców jednej z najważniejszych platformówek w historii i graczom wychowanym na hydrauliku ciężko na nim nadążyć. Przeszedłem już kiedyś ten tytuł, gdy Sony dało go w Plusie, ale teraz postanowiłem sobie go przypomnieć przy okazji gry w Sega Mega Drive Ultimate Collection na PS3.
Z tego co się dowiedziałem z informacji zawartej na tej sładance, to gra posiada nawet ukryte zakończenie, jeśli zbierzemy wszystkie szmaragdy chaosu. Mi wystarczy raptem jeden, bo dokładnie tyle jest mi potrzebnych do odblokowania dodatkowej zawartości w zbiorze gier Segi.
Jeśli jeszcze tego nie wiecie, to Sonic ściga złego Dr.Robotnika/Eggmana, zbierając po drodze złote pierścienie, które stanowią jego zabezpieczenie na wypadek uderzenia w jakiegoś wroga czy bossa. Dopóki mamy chociaż jeden taki pierścień nie grozi nam śmierć.
Żeby mieć szansę na zdobycie szmaragdu chaosu muszę skończyć dowolny etap gry z pięćdziesięcioma złotymi pierścieniami i wejść do planszy bonusowej. Zrobiłem już to kiedyś, przechodząc Sonica pierwszy raz, więc i teraz nie będę miał z tym żadnych problemów. Opcja zachowywania stanu gry w dowolnym momencie z pewnością mi w tym pomoże.
Różnica w tempie rozgrywki to nie jedyna różnica pomiędzy Mario i Soniciem. Błękitny jeż potrafi wrócić się do tyłu w odwiedzanym poziomie, dzięki czemu gracz ma wybór czy chce przemierzać daną planszę górą lub dołem. W zależności od tego wyboru czekają nań zupełnie inne wyzwania, co sprawia, że platformer Segi jest trudniejszy do wyuczenia się na pamięć.
Jeż potrafi wbiegać na pełnej prędkości w pętle, które minie biegnąc prze chwilę do góry nogami. W klasyku Segi jest mnóstwo miejsc, które trzeba wziąć na pełnym gazie.
Rozgrywka oparta o szybkość zapewnia graczowi potężny zastrzyk adrenaliny, ale i też w znaczący sposób utrudnia kontrolę nad bohaterem.
Kiedyś Sega wiedziała jak wykorzystać potencjał swojej ikony. Dziś nie ma niestety o tym zielonego pojęcia, co smuci mnie jako gracza.
To tyle na dziś. Życzę Wam udanego weekendu.
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy zagłosowali na w co gracie w weekend przy okazji PPE Awards. To wyróżnienie traktuję jako Wasze poparcie dla dalszej działalności najdłuższego cyklu ppe.pl.
W obliczu pojawiających się bez przerwy świetnych gier jak grzyby po deszczu stanąłem przed bardzo ciężkim wyborem. Mogę albo być na czasie i kupić najnowsze hity, których i tak nie ogram, bo nie mam na to czasu, albo skupić się wreszcie na jednej z gier, dla których kupiłem ostatnią stacjonarkę Sony, czyli na Wiedźminie 3.
Wciąż szwendam się w nim po Novigradzie albo w jego okolicach. Podzieliłem cały olbrzymi obszar miejski na cztery części: południowo-zachodnią, południowo-wschodnią, środkową i północną. Mam zamiar przeszukać je uliczka po uliczce.
Pierwszą część mam już z głowy. Teraz przeszukuję drugą z nich i chyba pierwszy raz naszło mnie na Gwinta, bo już nawet udaje mi się ogrywać bezproblemowo jednego sprzedawcę we Wrońcach rządzonych przez Krwawego Barona. Po tak wielu godzinach zrozumiałem wreszcie, że najgorszych kart z najmniejszymi wartościami liczbowymi nie warto trzymać w aktywnej talii, z której losowane są karty do poszczególnych meczów tej karcianki.
Oczywiście są jeszcze zawodnicy, z którymi nie mam żadnych szans, ale nauczyłem się już podstawowych technik takich jak podjudzanie rywali do wykorzystywania najsilniejszych kart albo do walki ząb za ząb, która kończy się tym, że jedna ze stron nie ma już kart na dwie ostatnie rundy spotkania.
Coraz bardziej zaczynam się wciągać w tą minigrę, choć dalej uważam, że Gwintowi sporo brakuje do Triple Triad z Final Fantasy VIII, w którym losowy wybór kart był tylko jedną z zasad w konkretnych regionach świata. Dodam, że zasadą, która mnie irytowała. Śmiać mi się też chce, że po zwycięskim meczu gracz może zdobyć aż jedną kartę, gdy w FFVIII brałem do walki najmocniejsze karty GF'ów i postaci i ogołacałem swoich rywali do zera ze wszystkich kart.
Zresztą Gwint nawet nie ma żadnego przełożenia na system gry a w FFVIII z karty Bahamuta gracz robił 100 Megalixirów i nawet Omega Weapon nie był mu straszny.
Nie znaczy to jednak, że Gwint jest słaby. Trzeba po prostu swoje w nim przegrać, żeby nauczyć się jego podstaw i wyrobić w sobie pewną umiejętność adaptacji do wydarzeń na placu boju, na którym ścierają się ze sobą karciani wojownicy.
Dodam jeszcze, iż nie uważam czasu spędzonego na łażeniu po Novigradzie za czas stracony, gdyż uśmiech sam pojawia mi się na twarzy, gdy słyszę, że jakiś pijaczyna rzuca pod nosem, że w życiu ważne są tylko żonkile albo, że widzi ciemność, ciemność widzi, co jest jednym z najlepszych tekstów Jerzego Stuhra z Seksmisji.
Przez takie popkulturowe smaczki zawarte w historii Geralta czuję się jako ktoś wyjątkowy. Żaden obcokrajowiec grający w rpga CD Projekt RED nigdy nie zrozumiałby tych aluzji. Tylko my możemy rozszyfrować te zagadki.
Resident Evil (PS4, Capcom, 2015r.)
W Resident Evil wciąż staram się przejść go poniżej pięciu godzin. Czy mi się to uda nie mam zielonego pojęcia, bo gra w żaden sposób nie pokazuje ile czasu z nią spędziłem.
Błąd zrobiłem już niejeden, więc jak uda mi się ten wyczyn to będę wniebowzięty.
Niby znam ten klasyczny survival horror na pamięć, ale nie jestem wcale przekonany do tego, że to wystarczy do zdobycia tego trofeum. Wszystko okaże się w praniu. Spróbuję wbić kod do drzwi laboratorium z chemikaliami bez podpalania zapalniczką trzech pojemników z olejem łatwopalnym pokazującym pod spodem wzór, który należy powiązać z odpowiednią barwą kuli bilardowej ze stołu bilardowego w pomieszczeniu, z którego wziąłem czerwoną książkę potrzebną do rozwiązania łamigłówki z gołą kobietą stanowiącej 'klucz' do pomieszczenia z kominkiem, w którym rozpanoszyła się Roślina 42.
Hmm, a może jednak z moją pamięcią wcale nie jest tak źle i dam sobie jednak radę? Czas pokaże.
Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2016r.)
Po wbiciu platyny w Hatsune Miku Project DIVA F 2nd miałem się już pożegnać z Miku i nigdy więcej nie zaprosić jej do w co gracie w weekend, ale zmieniłem zdanie. Miku to przecież weekendowa dziewczyna, więc postanowiłem, że będzie towarzyszyć temu cyklowi tak długo, jak długo będzie działać moje PS4.
Zdobyłem już wszystkie trofea w każdej z trzech zakupionych przeze mnie gier z najbardziej popularną japońską piosenkarką, ale to w sumie nieważne. Lubię jej taniec. Lubię jej śpiew i tą całą masą strojów, które wymyślają dla niej jej fani.
A skoro nawet ludzie z ppe wiedzą jak to jest ze mną i Miku i jeszcze zdarza się, że sami grają w gry z vocaloidami, to przecież nie mogę o niej zapomnieć.
Dziś chciałem przedstawić Wam utwór Aikotoba (Love Words), który wykonuje. To bardzo przyjemna dla ucha piosenka miłosna stanowiąca podziękowanie dla obiektu miłości jej wykonawczyni. Tym razem występ Miku upstrzyły wszędobylskie balony. Zapraszam do przesłuchania tej piosenki wszystkich zainteresowanych.
Od tego weekendu planuję regularnie powiększać zbiór piosenek z Future Tone. Muzyka jest doskonałym sposobem na rozluźnienie cotygodniowego napięcia. Możemy też przy niej odpocząć. Dlatego postanowiłem, że Miku będzie od teraz stałym elementem moich wpisów. Dzięki niej łatwiej będzie mi je pisać.
Tales of Xillia (PS3, Namco Tales Studio, 2013r.)
W Xillii dotarłem do Fennmontu, miasta wiecznej nocy. Wynika z tego, że zatoczyłem wielkie koło, gdyż w tym miejscu zaczęła się cała przygoda Millii i Jude'a. Chłopak kiedyś uczył się w tutejszej akademii medycznej. Władczyni duchów zaś stara się zniszczyć Włócznię Kresnika, która wykorzystuje podległe jej duchy w celu zwiększenia potencjału bojowego tej niszczycielskiej broni, która w posiadaniu dowolnej osoby może nawet przechylić szalę zwycięstwa w wojnie na rzecz posiadającej ją strony.
Włócznia to zbyt niebezpieczne narzędzie mordu, więc Pani Maxwell nie może pozwolić na jej istnienie.
W ośrodku badawczym, do którego właśnie zmierzam miała miejsce jakaś olbrzymia eksplozja. Widziałem już jej skutki, bowiem spotkałem wielu rannych oddanych pod opiekę lekarzy, w u których uczył się niegdyś Jude.
Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga (PS2, Atlus, 2006r.)
W Digital Devil Sadze rozwiązałem pokojowo sprawę z jednym ze szczepów, a ściślej rzecz biorąc z Maribel. Wywarłem wielkie wrażenie na jego szefowej po tym jak po pokonaniu jej podkomendnego nie zjadłem go, choć sam tego chciał, bo litość dla pokonanego była w jego oczach niczym obraza. Zarzekał się, że gdyby był silniejszy, to nie miałbym nic do powiedzenia w starciu z nim. Podejrzewam, że będę miał z nim jeszcze jakieś kłopoty.
W każdym bądź razie razem z nowym sojusznikiem uderzyliśmy na Solidniaki (Solids) kierowane przez Macka. Problem z przywódcą tego szczepu jest taki, że schował się on głęboko w bazie przypominającej labirynt.
Po pokonaniu dwóch strażników przy drzwiach udałem się w jego głąb. W międzyczasie staram się uzyskać dostęp do potężniejszych mantr, ale jak widzę, że już w początkowej fazie trzy-poziomowe mantry kosztują po 50000 sztuk macci to krew mnie zalewa.
Sprzedałem wszystkie wartościowe przedmioty, starając się jednocześnie toczyć jak największą ilość walk z siłami nieprzyjaciela stosującego trujące i uciszające ataki blokujące dostęp do czarów, ale po jedenastu godzinach gry miałem tylko koło 30000 sztuk macci. Nie cieszyłem się zbyt długo moim 'bogactwem', gdyż postanowiłem zaszaleć i wydałem 10000 sztuk macci na nową mantrę dla Heat'a.
Potwory, które atakują moją drużynę są podatne na ogień, więc im potężniejszymi zdolnościami opartymi o ten żywioł dysponuję, tym lepiej.
Bardzo mi się podobają mantry łowieckie, których uczę Serpha, bo mogę już atakować nimi wszystkich oponentów na placu boju, wysysając z nich punkty magii po takich atakach.
Mam też dla Was kolejne kawałki Shojiego Meguro. O ile temat przewodni Sahasrary, o którym pisałem tydzień temu ma wyraźnie melancholijny posmak, tak muzykę, którą można usłyszeć w znajdującej się tam Świątyni Karmy mogę przyrównać do kołyski granej dziecku na dobranoc. Uspokajające tony Spider's String (poz.1 na playliście) bardzo mi się spodobały i na pewno stawiam je wyżej od tematu przewodniego bazy wypadowej głównych bohaterów z Muladhary (poz.2 na playliście).
W Personach utworom japońskiego kompozytora często towarzyszy wokal, natomiast w Lucifer's Call oraz w opisywanej przeze mnie Digital Devil Sadze możemy się wsłuchać uważniej w jego twórczość.
Grand Theft Auto: Vice City (PS2, Rockstar North, 2002r.)
Jeżdżąc po północnej części zachodniej strony Vice City trafiłem na dobrze mi znany tor żużlowy. Wsiadłem tam w opuszczoną furgonetkę i pojawił mi się komunikat, że po każdorazowym przejechaniu dwóch kółek i pobiciu czasu poprzedniego przejazdu będę otrzymywał za to wynagrodzenie. Postanowiłem więc skorzystać z tej okazji i zarobić trochę pieniędzy, słuchając przy okazji świetnych klasyków z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
W teorii wydaje się to proste, ale wziąwszy pod uwagę zdradliwy charakter owego toru, którego trasa składa się z wielu pagórków oraz bardzo ostrych zakrętów nieraz wywróciłem kierowany pojazd do góry nogami i jedyne co mogłem zrobić w takiej sytuacji to uciekać przed eksplozją wozu, nad którym straciłem kontrolę.
Jazda samochodem po tym torze to i tak prościzna. Kłopoty zaczęły się dopiero na dobre, gdy chciałem powtórzyć swoje samochodowe wyczyny na motocyklu stojącym obok wspomnianej furgonetki. Nie dość, że podczas jazdy jednośladem pogorszeniu uległy warunki atmosferyczne i zaczęło lać jak z cebra, to na domiar złego jacyś gangsterzy na motorach postanowili zmobilizować mnie do szybszej jazdy. Byłem tak zaabsorbowany ich stałym przeszkadzaniem, że straciłem czujność i na jednym z pagórków podbiło mnie do góry i spadłem z crossa na ziemię. Miałem piętnaście sekund na powrót do leżącej nieopodal maszyny, ale gdy we wszystko wplątali się moi nieoczekiwani goście, to prawie przypłaciłem życiem moją niefrasobliwość. Jazda na motorze na tym torze to nie przelewki, ale koniec końców zarobiłem trochę kasy, więc postanowiłem odpocząć od mocnych wrażeń.
Tydzień temu dałem zbyt dużo utworów z Vice City do przesłuchania naraz. Zabawię jeszcze trochę w mieście palm i plaż, więc tym razem mam dla Was jeden z najlepszych kawałków rockowo-hip hopowych. Przed Wami czarodzieje słowa z Run D.M.C. i ich Rock Box z genialną gitarą w tle.
Guilty Gear X2 #Reload (PS2, Arc System Works, 2004r.)
Dawno nie odpalałem Guilty Gear X2 #Reload. Nie jest to jednak pierwszy występ tej bijatyki we w co gracie. Do tej pory pograłem trochę I-No, Johnym, Dizzy, May oraz Millą. Poza Johnym każda z tych postaci to kobieta lub dziewczyna. Wymyśliłem więc jakiś czas temu, że jeśli GGX2#R zawita jeszcze kiedyś na łamy tego cyklu, to będzie to na pewno za sprawą jakiegoś mężczyzny.
To kim będę grał w tym tytule określa zazwyczaj muzyka, która towarzyszy danej postaci. Podkład muzyczny skomponowany dla Baiken od razu wpadł mi w ucho. Ucieszyłem się, że znalazłem w końcu męską postać, którą się Wam pochwalę. Tak bardzo byłem zaabsorbowany słuchaniem Momentary Life, że umknął mi jeden drobny szczegół.
Baiken to kobieta!
No cóż, to nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, gdy nabieram się na płeć bohaterów tej serii.
Po co w ogóle wróciłem do tej japońskiej produkcji? Na pewno zrobiłem to po części po to, by poznać kolejnego członka tej zwariowanej obsady, ale głównie po to, by kolejny raz posłuchać tej niesamowitej metalowej muzyki.
Powtórzę to jeszcze raz. Metal nie jest moim ulubionym gatunkiem muzyki, ale ten z serii Guilty Gear to absolutne mistrzostwo i czuć w nim nie tylko emocje gitarzysty. To świadectwo tego, że nawet na tak dalekiej wyspie otoczonej zewsząd wodą żyją ludzie, którzy wychowali się na metalu i w każdym Guilty Gear oddają hołd ciężkiemu gitarowemu brzmieniu.
Patapon (PSP, Pyramid + Sony Computer Entertainment Japan Studio, 2008r.)
Pon Pon Pata Pon. Pon Pon Pata Pon.
Duch Sparty to moja dwudziesta gra ukończona na pierwszym przenośniaku Sony. Postanowiłem zatem uczcić mój skromny jubileusz, grając w kolejny tytuł na tym sprzęcie.
Patapon to skrzyżowanie gry rytmicznej z grą strategiczną, w której gracz wciela się w Boga Pataponów i kieruje armią swoich wiernych wyznawców. Poruszanie się naszych poddanych odbywa się za pomocą odpowiedniej sekwencji przycisków wciskanych rytmicznie. Analogicznie ma się sytuacja z atakowaniem potworów, budowli i innych przeszkód, które staną naprzeciw naszej armii. Jeśli utrzymujemy rytm odpowiednio długo to nasze oddziały opanowuje gorączka bitewna, co czyni je silniejsze oraz pozwala w pełni wykorzystać ich potencjał bojowy poprzez dostęp do ich najmocniejszych ataków.
Na całe szczęście nie jest to tak wymagająca gra jak Guitar Hero lub gry z Miku i jej przyjaciółmi. Co więcej, kolejne przygody Pataponów pozwalają na spotkanie największych bohaterów w dziejach ich rasy oraz wskrzeszenie ich przy Drzewie Życia w Patapolis, w którym nasi podopieczni świętują i oddają nam cześć należną wszechmocnemu opiekunowi.
Do naszych obowiązków należy odpowiednie ich wyekwipowanie tak, aby zwiększyć szanse na ich przeżycie. Do łuczników doskonale spisujących się na łowach bardzo szybko dołączają wojownicy świetnie radzący sobie w walce w zwarciu.
Patapony po każdej potyczce zdobywają doświadczenie w parze z zasługami na polu walki, więc serce się kraje gdy tracimy naszych najbardziej doświadczonych żołnierzy.
Mówię Wam zapłakałem nad okropnym losem, który spotkał jednego z moich dzieci. Jako Wszechmocny Kami nie mogę sobie darować tej straty. Co pomyślą o mnie jego przyjaciele? Był młody. Nie zaznał słodyczy miłości. Nigdy nie ucieszy się na widok swych małych pociech. Jestem zdruzgotany. Mój wierny Pataponie, jestem złym Bogiem, ale obiecuję, że Twoja śmierć nie pójdzie na marne. Poprowadzę do zwycięstw twoich towarzyszy. To jedyne co mogę zrobić w tej sytuacji. O Twoim męstwie będę opowiadać legendy. Na Twoją część powstanie niezliczona ilość pieśni pochwalnych.
Super Mario 64 (N64, Nintendo EAD, 1997r.)
Wziąwszy pod uwagę fakt, że zająłem niespodziewanie czwarte miejsce na największego fana Nintendo w PPE Awards, postanowiłem, że od czasu do czasu będę ogrywał jakieś tytuły ze stajni Nintendo.
W Mario 64 grałem w tamtym roku, ale zatrzymałem się na osiemnastu zdobytych gwiazdkach.
Niedawno dołożyłem jeszcze dwie co sprawiło, że mam już dwadzieścia z nich, a więc niespecjalnie się starając zaliczyłem już jedną szóstą tego legendarnego platformera. Pomaga w tym to, że gram w niego na WiiU i mogę w nim zapisywać i wczytywać stan gry w dowolnym momencie rozgrywki, a co za tym idzie, wdrapywanie się pod jakąś górę albo powtarzanie jakiegoś trudnego fragmentu gry trwa u mnie może z parę sekund.
Po zdobyciu stu monet i otrzymaniu kolejnej gwiazdki za mój wyczyn szukałem wejścia do czwartego świata, skąpanego w śniegu. Przez przypadek spojrzałem w światło padające na podłogę w posiadłości i dzięki temu znalazłem się w ukrytej planszy, w której odblokowałem czapkę ze skrzydełkami umożliwiającą latanie przez jakiś czas wąsatemu hydraulikowi.
Prawie zapomniałem o tym, jak zachwycały mnie kiedyś takie pomysły. Cóż mogę dodać? Potrzebuję więcej gwiazdek.
Baldur's Gate (PC, BioWare, 1999r.)
Mam nadzieję, że ten górnik, z którym niedawno rozmawiałem żartował, że to smok porywa jego kolegów, bo moja mało doświadczona kompania podróżników nawet z jednym niedźwiedziem ma nie lada problemy i rzadko wychodzi zwycięsko z takiego starcia. Jest zbyt wcześnie na smoki. Koboldy to jeszcze rozumiem, ale nie straszcie mnie jakimiś przerośniętymi jaszczurkami, bo ja jestem nieśmiałym kaktusem i boję się spać w pokoju przy zgaszonym świetle. Lepiej być przygotowanym zawczasu. Czort wie jakie licho kryje się w ciemnościach.
Nadszedł czas na zbadanie tajemnicy zatrutej rudy, która jest odpowiedzialna za katastrofalnie niską odporność broni używanej przez wszystkich w okolicy.
Mam nieodparte wrażenie, że jestem wykorzystywany przez nadzorcę tej kopalni, który nie dość, że nie dba o swoich znikających pracowników, to wysłał już tu niejedną osobę żądną przygód, po której słuch zaginął.
Sonic The Hedgehog (Sega Mega Drive, Sonic Team, 1991r.)
Wybrałem Sonica jako kolejnego gościa do w co gracie, bo kiedyś jeż naddźwiękowy był postacią, która mocno liczyła się w światku gier. Choć nie debiutował on na Sedze Master System tylko na jej następcy, Sedze Mega Drive, z miejsca stał się maskotką Segi i przyczyną jej największego sukcesu na rynku konsol.
W Sonica grali wszyscy, którzy mieli już dość Mario i jego powolnych ruchów.
Sonic mknie jak torpeda po poziomach przygotowanych przez twórców jednej z najważniejszych platformówek w historii i graczom wychowanym na hydrauliku ciężko na nim nadążyć. Przeszedłem już kiedyś ten tytuł, gdy Sony dało go w Plusie, ale teraz postanowiłem sobie go przypomnieć przy okazji gry w Sega Mega Drive Ultimate Collection na PS3.
Z tego co się dowiedziałem z informacji zawartej na tej sładance, to gra posiada nawet ukryte zakończenie, jeśli zbierzemy wszystkie szmaragdy chaosu. Mi wystarczy raptem jeden, bo dokładnie tyle jest mi potrzebnych do odblokowania dodatkowej zawartości w zbiorze gier Segi.
Jeśli jeszcze tego nie wiecie, to Sonic ściga złego Dr.Robotnika/Eggmana, zbierając po drodze złote pierścienie, które stanowią jego zabezpieczenie na wypadek uderzenia w jakiegoś wroga czy bossa. Dopóki mamy chociaż jeden taki pierścień nie grozi nam śmierć.
Żeby mieć szansę na zdobycie szmaragdu chaosu muszę skończyć dowolny etap gry z pięćdziesięcioma złotymi pierścieniami i wejść do planszy bonusowej. Zrobiłem już to kiedyś, przechodząc Sonica pierwszy raz, więc i teraz nie będę miał z tym żadnych problemów. Opcja zachowywania stanu gry w dowolnym momencie z pewnością mi w tym pomoże.
Różnica w tempie rozgrywki to nie jedyna różnica pomiędzy Mario i Soniciem. Błękitny jeż potrafi wrócić się do tyłu w odwiedzanym poziomie, dzięki czemu gracz ma wybór czy chce przemierzać daną planszę górą lub dołem. W zależności od tego wyboru czekają nań zupełnie inne wyzwania, co sprawia, że platformer Segi jest trudniejszy do wyuczenia się na pamięć.
Jeż potrafi wbiegać na pełnej prędkości w pętle, które minie biegnąc prze chwilę do góry nogami. W klasyku Segi jest mnóstwo miejsc, które trzeba wziąć na pełnym gazie.
Rozgrywka oparta o szybkość zapewnia graczowi potężny zastrzyk adrenaliny, ale i też w znaczący sposób utrudnia kontrolę nad bohaterem.
Kiedyś Sega wiedziała jak wykorzystać potencjał swojej ikony. Dziś nie ma niestety o tym zielonego pojęcia, co smuci mnie jako gracza.
To tyle na dziś. Życzę Wam udanego weekendu.
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy zagłosowali na w co gracie w weekend przy okazji PPE Awards. To wyróżnienie traktuję jako Wasze poparcie dla dalszej działalności najdłuższego cyklu ppe.pl.
Komentarze
Prześlij komentarz